Ja się mylę? Jak pisałem, że nie obchodzą mnie pobudki tych ludzi, chodziło mi o to, że nie obchodzi mnie to, czym ONI się kierowali, ale to, czym ja się kieruję.
Rozumiem, że pobudki innych Ciebie nie obchodzą, OK. Zwróciłem tylko uwagę, że są istotne w ocenie wnioskowania.
W większości są takie same - walka z kościołem, religią.
Jeśli mylę się, wskaż mi swoje pobudki ataków na kościół, wręcz natręctwo szukania w nim błędów. Znam innych ateistów. Porównam. Może coś przeoczyłem.
Sprawa jednak dotyczyła wnioskowania i rezultatów. Załóżmy na chwilę, że nie interesują mnie ani Twoje pobudki ani np. Dawkinsa.
Oceńmy rezultaty wnioskowania. A niestety są sprzeczne między sobą, wykluczają się.
Pójdźmy o krok dalej. Załóżmy że jestem ateistą. Oto co mógłbym odpowiedzieć tobie i twojemu wnioskowaniu o ilości rodzeństwa Jezusa itp.
"Kolego, bredzisz. Jezus to mit. Nie było takiej postaci. Co ciebie dręczy, że dyskutujesz o sprawach które nigdy nie miały miejsca. Dlaczego podważasz moje wnioski i 'dowody' o tym że Jezusa nigdy nie było?"
Dlaczego można użyć takiego zestawienia. Ano dlatego, że jest wyraźny podział na zwolenników religii i jej przeciwników. Pierwszy zbiór jest spójny drugi przeczy sam sobie - zabawnym jest to że pierwszy zbiór (kościół) już 2000 lat temu opisał mechanizmy i przyczyny działania drugiego zbioru(oponentów kościoła)
Aktualnie nie ma to dla mnie za dużego znaczenia. Ważne jest to, że postać Jezusa, nieważne czy realna czy zmyślona wprowadziła niezłe zamieszanie w historii świata i głosiła bardzo interesujące myśli.
O jakim lepszym świecie (bez postaci Jezusa) mówisz? Hipoteza czy masz dowody?
Ależ masz taki świat, świat azji. Popatrz na jej czasy jeszcze bez ingerencji chrześcijaństwa - kontynent pokoju, braku 'zamieszania', miłości i braterstwa, nie?
Byłeś kiedyś na lekcji języka polskiego? Interpretowałeś może jakieś dzieła literackie? Tam też dyskutuje się na temat wydarzeń w lekturze.
Aż tak zaciekle 'interpretowałeś' Pana Tadeusza itp?
Czekałem na taką odpowiedź.
Po pierwsze. Kawałek z hebrajskim znaczeniem słowa "brat" jest niepotrzebny. Odróżniasz język hebrajski i kulturę żydowską od greckiej kultury i greckiego języka. Słowo, które tu ma kilka znaczeń, gdzie indziej może mieć tylko jedno lub dwa. Po drugie, odsyłam do słownika języka greckiego i tłumaczeń Septuaginty, "adelphos" częściej ma znaczenie "rodzony brat" niż "brat w wierze". "Delphys" znaczy "łono", a "adelphos" - "ci z łona".
Po trzecie, sam strzelasz sobie argumentacyjny strzał w kolano. Przeczytaj (ze zrozumieniem!) :
To tylko mówi nam, że jesteś snajperem - czaisz się i zabijasz albo dla przyjemności albo z rozkazu.
Znam trochę zbiory rozmyte. Niestety twardego dowodu nie oprzeż na "częściej" - "częściej ma znaczenie "rodzony brat" niż "brat w wierze"
W oderwaniu od całości możesz mieć rację. Ale:
J 19. 26-27"Gdy więc Jezus zobaczył swoją matkę i stojącego obok ucznia, którego miłował, rzekł do matki”: Kobieto, oto twój syn. Następnie rzekł do ucznia: oto twoja matka. I od tego momentu uczeń zabrał ją do własnego domu"
Czy gdyby istniał któryś z rodzonych braci Jezusa, oddawał by on swą matkę pod opiekę osobie spoza rodziny ?
Gdzie byli jego bracie w czasie drogi na Kalwarię? itp
Prawdziwy wierzący odczuwa empatię, miłość i szacunek do bliźniego, przedstrzega przykazań i słucha słów Jezusa i NIE WALCZY NA FORACH ANI Z ATEISTAMI ANI Z ICH PUNKTEM WIDZENIA. Prowadzi spokojne życie zgodne z chrześcijańskimi naukami, szanując inne poglądy.
Prawda do momentu "NIE WALCZY NA FORACH ANI Z ATEISTAMI". Wierzący ma moralny obowiązek troszczyć się o braci błądzących. To wielokrotnie podkreślałem, to wynika z przykazania miłości. Takiego przykazania/prawa/twierdzenia/potrzeby nie ma w filozofii ateistycznej.
@mariuszm
I to jest clou sprawy. Np. masz dziewczynę, fantastyczna i kochacie się z wzajemnością. Niestety jej stary to arogancki prostak. Co robisz - ZOSTAWIASZ JĄ. Bo nie potrafisz kochać w pełni.
Może tak było z wiarą, przyszedł prostak ksiądz i zburzył wiarę starscream'a. Co to była za wiara... w księdza...
Ja nie wiem, jak można przyrównać miłość z wiarą. To dwie inne, różniące się rzeczy. Dużo ludzi ma wiarę wyuczoną, natomiast miłość taka nie jest. Nie można się jej nauczyć. Zresztą taki ksiądz, chociażby był tylko taki jeden, skutecznie zniechęca do religii.
Studiujesz? Nauka nie ma związku z miłością. Założe się że przynajmniej jeden wykładowca był niesprawiedliwym chamem albo przynajmniej panie w dziekanacie.
Porzuciłeś studia z powodu jednego prostaka?