Napisano
27.03.2012 - 18:06
czyli, że miłość jego do ludzi była tak wielka, że każdy człowiek był jego matką i bratem.
Atakowanie kościoła nie równa się atakowaniu chrześcijaństwa. To, że niespełna 400 lat po śmierci Jezusa powstał kościół katolicki, nie oznacza, że jest on utożsamieniem chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo to raczej sposób życia, patrzenia na świat, działania w sposób, w którym nie krzywdzisz innych, pomagasz i jesteś miłością. Kościół katolicki, hierarchia nie mają wiele wspólnego z chrześcijaństwem. Owszem, znajdzie się wielu księży z powołaniem. Księży, którzy żyją, pomagają, są dobrocią. Tak są tacy. Są pośród nich także ludzie, którzy grzeszą. Ludzie Ci, zdeprawowani przez władzę są u jej szczytu. Zresztą tak samo jest w innych dziedzinach. Sukces najczęściej osiąga się knując, kłamiąc, pochlebiając tym wyżej, by za ich pomocą piąć się. To cecha ludzi. Oczywiście, kościół powinien takich ludzi wyrzucić ze swoich szeregów. Bogactwo rozdać. Całym swoim istnieniem dawać świadectwo miłości do bliźniego...ale czy to znaczy, że powinniśmy atakować chrześcijaństwo?
Chrześcijaństwo ma wiele twarzy. Są luteranie jest i kościół koptyjski, a można też być chrześcijaninem bez kościoła. Po prostu żyjąc według nauk Jezusa.
Apokryfy nie uderzają w chrześcijaństwo. Nie zaprzeczają słowom Jezusa. Uderzają w filary Watykanu, ale nie są orężem do walki z chrześcijaństwem a jego rozwinięciem. Chociaż ciekawostką jest fakt, że np. Ewangelia św. Piotra, tak tego, który miał być kamieniem, nie weszła do kanonu ewangelii tylko dlatego, że wydawała się zbyt fantastyczna, zbyt trudna do uwierzenia chociażby z uwagi na opis wniebowstąpienia?
Mam wrażenie, że większość nie przeczytała nawet tych czterech wybranych ewangelii. Wyrywanie z kontekstu kilku wersów, bez "czucia całości" to bzdura. Gdy przeczytasz całą masz obraz życia Jezusa. Wiesz jak postępował, jakby się zachował w takiej sytuacji. Inaczej patrzysz na wyrwany fragment bo znasz całość. Wiesz kim był.
Można nie wierzyć że był synem Boga...ale tak naprawdę, należałoby negować w ten sposób siebie samych, bo od początku wszechświata wszyscy jesteśmy cudem narodzin i powstaliśmy z tego co powstało w ułamkach sekund, tworząc to bezkresne niebo, galaktyki i gwiazdy. Jesteśmy sami dziećmi tego wszechświata. Nie jesteśmy tworem znikąd. Nasze atomy to te same atomy, które powstały 14 miliardów lat temu a że ułożone w tak idealną całość...należałoby to tylko bardziej szanować. Jesteśmy wyjątkowi, jesteśmy dziećmi Boga, Wszechświata, Absolutu, grawitacji, strun, kwantów, jakkolwiek nie nazwać, ciągle natura tego będzie nam uciekać. Ale jesteśmy cudowni. Wracając jednak do istoty Jezusa. Nawet jeżeli będziesz się upierać, że nie jesteś dzieckiem wszechświata, że Boga nie ma, a to co jest to, ot tak po prostu jest, chociaż to pogląd przyjmowany na wiarę, to Jezus dał cudowny przykład jak świat mógłby wyglądać, gdyby wszyscy zachowywali się względem innych tak, jak sami chcemy by inni zachowywali się w stosunku do nas.
Atakując kogoś sprawiasz, że nie powinno dziwić, jak ktoś zaatakuje Ciebie. Jezus był wyjątkową postacią w historii świata. Sposób jego życia, jego nauki, tak proste, tak prawdziwe, tak naturalne, do dziś są nieosiągalne dla większości. One są niezwykłe w swojej prostocie i niezwykle trudne gdy się w nie zgłębiamy i chcemy je wcielić w życie. To test dla charakteru. To co wymyślił kościół jest kościelne, lecz nie daje nam to prawa by atakować chrześcijaństwo czy Jezusa, które w swoim pierwotnym przekazie, mówią tylko "żyj miłością".
Sięgajcie do źródeł. Pośrednicy nie są potrzebni. Bóg, jakkolwiek go nie nazwiemy jest wszędzie. Możemy go nazwać cudem stworzenia, wszystko jedno. Nie wiem czy trzeba się nawet modlić, może wystarczy...może wystarczy się cieszyć tym, że jesteśmy tu i teraz, bo od 14 miliardów lat nie było nikogo takiego jak my w tej chwili i szanować istnienie swoje i innych bo jest to wyjątkowe.