Temat co prawdy nietypowy, ponieważ sam jestem chrześcijaninem, ale bardzo ciekawi mnie dlaczego inni użytkownicy tego forum uznają właśnie tę wiarę za słuszną. Jak reagujecie na zarzuty ateistów? Do jakiego Kościoła należycie i dlaczego właśnie do niego; dlaczego uważacie inne za błędne, nieprawdziwe ? Jak radzicie sobie z zarzutami wobec swojej wiary? I wreszcie, czy szukacie dowodów na różne dogmaty religijne waszej wiary czy wierzycie w nie bez zbędnego upewniania?
Temat rzeka. Trudno przedstawić to w kilku zdaniach, ale spróbuję.
Po pierwsze, to urodziłam się w Polsce i wiarę przekazali mi rodzice. Oczywiście w wieku młodzieńczego buntu w ogóle nie interesowała mnie religia - chodziłam do kościoła, bo wierzyłam w jakiegośtam-kogoś, kto mnie stworzył. To nie były głębsze przemyślenia, a raczej zagłuszanie sumienia w mańkę "wszystko jest okej bo jestem superchrześcijanką". Generalnie moja wiara opierała się na coniedzielnej mszy z rodzicami. Jednocześnie całe życie miałam przeświadczenie, że to Jezus jest Panem - bo jest Stworzyciel, który mnie bardzo kocha.
Potem przeżyłam coś, co każdy musi przeżyć, żeby stać się człowiekiem wierzącym. Takie przebudzenie, jak pod koniec filmu widzisz rozwiązanie akcji, otwierasz szeroko oczy i usta w zaskoczeniu połączonym z "a więc to taaaak". Z całego serca życzę tego każdemu. Potrzeba dużo łaski i modlitwy. W moim wypadku bardzo pomogła mi moja mama, wiem, że codziennie się za mnie modliła. Myślę, że to dzięki niej i Matce Przenajświętszej. Ona jest najkrótszą drogą do Boga i zawsze pomaga. Polecam!
Tak jak napisałam, długi temat i trudno mi to wszystko ująć, zwłaszcza że większość tego "nawrócenia" to przemyślenia, przeczucia i godziny zadumania. Nie da się tego opisać. Najkrócej mówiąc: trzeba pytać, pytać i jeszcze raz pytać. Szukać i stawiać sobie niełatwe pytania. Człowiek czasem ucieka od prawdy, żeby jego niby poukładane życie nie rozleciało się jak domek z kart.
Ja odważyłam się na takie rozmyślania. Trzeba szukać prawdy. Prawda istnieje i ma imię, a jej imię to "Bóg zbawia", czyli po hebrajsku "Jezus". A On mówi: "Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. ".
Jedno z miliona pytań, jakie sobie postawiłam, brzmiało "jakby Bóg istniał, jak by było najsensowniej, żeby był?". Zastanawiałam się nad jego charakterem, mądrością i uczuciami. Stawiałam się często na jego miejscu. Wyobraź sobie: jesteś Absolutem, znasz stan wiecznej szczęśliwości, wiesz i możesz wszystko, jesteś od zawsze. Stwarzasz coś. Dlaczego miałoby cię to nie obchodzić? To twoje dzieło. A że ty je stworzyłeś, jest wspaniałe. Ale po co ci nieżywe zabawki? Lepiej stworzyć kogoś, z kim mógłbyś pogadać, kto byłby wolny. Co to za zabawa, żeby stworzyć szmacianą lalkę i kukłę, która zatańczy jak jej zagrasz? Prawdziwa sztuka to zobaczyć, jak twoje własne dzieło się rozwija. a 6 miliardów dzieł? I przez tyle wieków... każdy rodzic to zrozumie, że większą satysfakcje daje oglądanie rozwoju swojego dziecka, niż robienie z niego swojej nieudolnej kopii.
Tak więc: wierzę tylko w kochającego Boga, który mnie stworzył i jest moim Tatą. (i Mamą, bo przecież Bóg nie ma płci) Biorąc pod uwagę losy świata i człowieczą naturę, zauważamy zło, grzech i jego skutki. I to piękne poświęcenie, którego dokonał nasz Tata. Wszechmocny się ograniczył. Zszedł tak, by być jak najbliżej nas i oddał się nam całkowicie. Bóg ci się oddaje w ramiona i prosi "nie skrzywdź mnie". Piękne.
Szukałam i znalazłam dużo źródeł poza- i chrześcijańskich potwierdzających historyczne życie Jeszuy z Nazaretu, jego proces karny. Miliony pierwszych chrześcijan nie umierały dla idei. Jak lichy człowiek znajdzie siłę, żeby umierać dla "pomysłu", nawet najpiękniejszego? Tu trzeba czegoś więcej. Żeby dać się zmasakrować w Koloseum potrzeba odwagi, którą daje sam Bóg swoim przyjaciołom.
To, że garstka wieśniaków po zamordowaniu swojego lidera odnajduje dość siły, umiejętności językowych, pisarskich i naukowych żeby podróżować po całym niebezpiecznym świecie i głosić najbardziej zwariowaną myśl wszechczasów... dla mnie to wszystko byłoby niemożliwe, gdyby nie Bóg. Tu musiało być coś większego, niż tylko ułomni ludzie.
Należę dumnie do kościoła katolickiego. Czemu akurat KK? Cóż, w czasach swojego młodzieńczego buntu miałam przez pewien czas nastawienie bardzo anarchistyczne i buntownicze. Wszyscy na tak, no to ja na nie. Jedni w lewo, to ja w prawo. I tak dalej. Po nawróceniu (które, gwoli ścisłości nie było jednorazowym eventem, tylko żmudną drogą) byłam świadoma złych mocy na świecie i jej wpływu na opinie. Najbardziej prześladowany Kościół i religia stały się dla mnie ostoją. To, że KK jest najbardziej prześladowany na świecie i codziennie umierają chrześcijanie za swoją wiarę utwierdza mnie w przekonaniu, że TO JEST TO. Sama wściekłość złego ducha to potwierdza. Ale my mamy walczyć! Bo KK "bramy piekielne nie przemogą". Więc musimy atakować, a oni się będą bronić. Bo chyba bramami nas walić nie będą, co?
Chrześcijaństwo to piękna religia, i (oj, zostanę zlinczowana) wg mnie jedyna słuszna. Owszem, można dojść do Boga inną religią, ale ta oddaje najpełniej (oczywiście nie idealnie, wszak jesteśmy tylko ludźmi) Boga i jego świat.
Co do dogmatów i problemów, to cały czas mam takowe. Powtarzam: pytać, szukać! cały czas. Zawsze się znajdzie odpowiedź. To ożywia wiarę.
W tej tematyce gorąco polecam autobiografię C.S.Lewisa, w której opisuje przejście z ateizmu do chrześcijaństwa. Przyjaciel Tolkiena, profesor wykładowca na Oxfordzie. Naprawdę warto przeczytać. Nazywa się "Zaskoczony radością".