Skocz do zawartości


Zdjęcie

Jak wczoraj poznałem Boga


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
564 odpowiedzi w tym temacie

#421

Rainbow Lizard.
  • Postów: 484
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ok, na początek takie pytanie... Mówisz, że przy bogu czujesz się bezpiecznie. I zawsze mnie to zastanawia w przypadku wierzących. Zakładając, że wierzysz w przypowieści ze Starego Testamentu...

skąd wiesz, że nie skończysz jak Hiob?

Skąd wiesz, że twój miłosierny bóg, aby sprawdzić sobie, czy na pewno mocno wierzysz, nie wyrżnie ci w pień rodziny i nie ześle na ciebie różnych chorób?

(...)Każdy czlowiek jest skażony grzechem, pokusa i grzech będzie mu towarzyszyl przez cale życie. Ale wlasnie dlatego zostal ustanowiony przez Chrystusa w dniu Paschy sakrament pokuty i pojednania.

Ujmę to tak: jestem misantropem, ale nawet dla mnie stwierdzenie, że absolutnie każdy człowiek jest przesiąknięty złem jest grubą przesadą. A jak się doda, że każdy człowiek jest na tyle głupi, że nie potrafi z tego wyjść bez niewidzialnego przyjaciela w niebie... Nie, ja z tego wagonika wysiadam. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że do rozwoju moralności bóg jest niepotrzebny, a czasem nawet przeszkadza (vide fakt, że bodaj do lat 70.tych KK propagował antysemityzm).

(...)to jak szatan dręczy Cie za to, że postąpiles dobrze, być może dales nawet swiadectwo innym. W czym widzę to dręczenie? W falszywym przekonaniu, że jednak powinienem wystąpić przeciwko Bogu i pić wtedy, mimo że tego w ogóle nie chcialem, i wiem że dobrze postąpilem to dalej siedzi to we mnie. Nie wiedzialem skąd to się w ogóle bierze, a także towarzyszące mi od tamtej pory ciągle dusznosci, ale nie jakby cialo, ale dusza byla atakowana. (...)

przyjmijmy, że mowa o alkoholizmie. Chociaż to akurat bez znaczenia, bo schemat działania nałogów związanych z używkami jest ogólnie ten sam.

Ja tam wiem skąd się biorą u alkoholika ciągoty do picia nawet, gdy odstawił alkohol - i to nie jest raczej jakaś tajemna wiedza, wystarczą podręczniki od biologii.

Tak bardzo ogólnie, bez zagłębiania się w biochemiczne szczegóły: gdy alkoholik spożywa alkohol, gruczoły adrenalinowe wyrzucają do krwi dopaminę - neuroprzekaźnik, który jest m.in. odpowiedzialny za działanie systemu nagrody i sprawia, że czujesz się dobrze. Po pewnym czasie mózg zaczyna kojarzyć, że gdy pije alkohol, zostaje nagrodzony dopaminą i formuje się umieszczone w podświadomości nawyk/przyzwyczajenie. Mówiąc prościej: alkoholika ciągnie do alkoholu, bo jego mózg wie, że alkohol = dopamina = dobrze. To właśnie dlatego mówi się, że alkoholik może tylko przestać pić, ale alkoholikiem będzie zawsze.

Uważanie, że to wina szatana, a nie biologii, jest po prostu szkodliwe. Bo jeśli ktoś uzna, że to szatan, to stwierdzi, że szukanie leku na alkoholizm jest bezcelowe.

A tak - skoro wiemy, że to alkoholizm to biologia, to możliwe staje się, w przyszłości, znalezienie leku na niego - np. w postaci tabletki, która sprawiałaby, że po spożyciu alkoholu gruczoły adrenalinowe nie wyrzucają do krwi dopaminy.

Poza tym - dochodzą jeszcze czynniki psychologiczne. Ktoś może lubić alkohol, bo tylko wtedy zapomina o problemach - odruchowo więc będzie sięgał po butelkę jak nie będzie sobie radził z problemami, będąc przekonanym (świadomie albo i nie), że alkohol przynosi tymczasową ulgę. No i są jeszcze czynniki społeczne - presja środowiska, chęć akceptacji i tak dalej.

1. Autosugestia zazwyczaj zachodzi w przypadku, gdy podmiot jest przekonany o zaistnieniu jakiegos zjawiska, tymczasem ja w ogóle bylem w szoku, bo kompletnie nie wiedzialem co się dzieje.

Sam przyznałeś, że niby wierzyłeś, niby nie - a jako, że zostałeś wychowany w środowisku katolickim, byłeś podświadomie przekonany że takie cuda są możliwe.

Po drugie - doskonale wiedziałeś co się dzieje. Słyszałeś, że przy dotykaniu welonu dzieją się różne "cuda". Koleżanka dotknęła welonu, zemdlała, wszyscy potraktowali to jako cud, więc ty też.

2. Obdarowanie spokojem, bezpieczeństwem. Prawie calkiem odciąlem się od bodźców zewnętrznych i moja dusza zostala nasycona.

... no i? Autosugestia może być potężna. Częściowa utrata przytomności nie jest dla mózgu jakimś wielkim wyczynem.

A zatem: w jaki sposób odróżnisz utratę świadomości, która nastąpiła w wyniku autosugestii (i w wynik której wydawało ci się, że coś "nasyca twoją duszę", cokolwiek to znaczy), a utratą przytomności zesłaną przez stwórcę wszechświata?

3. Owoce w postaci uleczenia duszy, czego nie udalo mi się osiągnąć przez kilka ostatnich lat. Nalóg wyniszczający nie tylko moje życie duchowe, ale także spoleczne nagle zniknąl, kompletny brak pokus, brak chęci zgrzeszenia. Już od miesiąca, wczesniej nawet często jednego dnia nie udawalo mi się wytrzymać.

Ot, działa to dlatego, że jesteś przekonany, że działa. Placebo.

Jestem przekonany, że jakbyś chociaż raz wrócił do nałogu, to znowu by się zaczęło, zakładając że było to uzależnienie od jakiejś substancji/używki. (chociaż lepiej tego nie testuj... odradzałbym bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, wiem że najprawdopodobniej jeszcze jesteś uzależniony)

"Rytulaly" w sumie na odwal, bez większych refleksji chyba się nie liczą.

Liczą liczą, bo byłeś otoczony całą tą atmosferą.

Chęć usnięcia pokonalem jak już wspomnialem, w sumie jeżeli mialbym czekać, móglbym klęczeć i do rana w oczekiwaniu. (...)

Tak jak pisałem, nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. Męczący piątek, niewyspana noc, więc w sobotę będziesz zmęczony - nawet jak sobie z tego sprawy nie zdajesz. Wieczorem robisz się śpiący, dzieje się coś ciekawego, więc się rozbudzasz - potem dochodzi do opisanych wydarzeń, twój organizm mobilizuje wszystkie siły, jakie mu zostały (trzęsienie się - adrenalina, widać twoje ciało potraktowało tą sytuację jako stan zagrożenia), i w sumie wydaje ci się, że nie jesteś śpiący... dopóki się nie położysz na łóżku.

Mnie się tak często zdarza: idę spać o 3, wstaję o 7, i od tego momentu... różnie. Mogę być rozespany cały ranek, ale i rozbudzony. Ba, mogę nawet funkcjonować do 2 - 3 w nocy i nie czuć się zmęczonym... Aż przychodzi moment, że kładę się spać - i zasypiam w przeciągu minuty-dwóch.

Kurde, źle się wyrazilem. Slyszalem tylko raz, ale po z tzw. modlitwy wstawienniczej, to nie wiedzialem kompletnie na czym to będzie polegać, przepraszam za bląd.

No ok, raz. Jakaś plotka. Ale skoro twoja koleżanka była bardziej wierząca, to wiedziała o tym więcej, i silniejsza autosugestia, i tak dalej - tak jak już pisałem wyżej.

Ja tego nie widzialem, ale bodajże jakis facet, pewnie który pilnowal porządku w szkole chcial do niej podejsc, ale mu powiedzieli, aby tego nie robil. Cóż, to byl mój pierwszy raz, ale księża na pewno przeszli takich rzeczy sporo, więc nie są na to tak wyczuleni.

Facet powinien ich w takim razie zignorować i mimo to sprawdzić, czy z dziewczyną wszystko w porządku. Jeśli zajmował się obiektem, to jakby komuś stała się krzywda mógłby mieć problemy prawne (nieprzestrzeganie BHP).

To jeszcze bardziej pokazuje jak nieodpowiedzialni byli księża - nie dość, że kierując się swoimi wierzeniami (na które dowodów nie mają) nie sprawdzili nawet, czy ta osoba żyje, to jeszcze nie pozwalali innym udzielić jej ewentualnej pomocy.

Powiem Ci tak, masz takie wątpliwosci, bo nie wierzysz w Boga. Myslenie ateisty, a wierzącego się będzie zawsze różnilo.

Jaja sobie robisz, prawda?

Sytuacja potencjalnego zagrożenia zdrowia i/lub życia - i nikt nie reaguje przez wierzenia. Przez takie myślenie każdego roku giną tysiące ludzi. Bo na przykład rodzice zabraniają lekarzom przeprowadzić ratującą życie transfuzję, albo bo przeszczep jest niezgodny z ich religią, albo bo twierdzą, że ich dziecko wcale nie jest chore, tylko opętane (a później się okazuje, że to była sepsa albo guz mózgu, który można było bardzo łatwo usunąć). Albo jakaś starsza kobieta w kościele ma wylew, ale wszyscy mówią, że to jakiś boski znak... a potem na pomoc jest za późno.

Odmawianie komuś pomocy medycznej (albo chociażby sprawdzenia, czy dana osoba oddycha) na podstawie wierzeń to taki poziom fanatyzmu, który zaczyna się robić niebezpieczny. I przypominam, że bezpodstawne nieudzielenie pomocy komuś, kto tej pomocy potrzebuje (teksty w stylu "bo ja myślałem że on ma wizję" nie są dobrym powodem) podpada pod paragraf.

A zatem, ustalmy coś: w historii medycyny udokumentowano dosłownie miliony przypadków, w których ktoś nagle tracił przytomność, bo dochodziło do wylewu, zatrzymania akcji serca etc.

Nie udowodniono natomiast ani jednego przypadku, w którym ktoś tracił przytomność w wyniku boskiej ingerencji.

Co za tym idzie, jeśli ktoś mdleje i stwierdzę, że może to być coś poważnego (ale nie musi - i szczęśliwie w większości przypadków tak nie jest), to prawdopodobieństwo czegoś takiego jest faktem. Jeśli natomiast ktoś mówi, że zemdlał bo bóg ingerował, to jest to niepoparta materiałem dowodowym opinia.

Arogancja? To jest raczej powinno być normalne myslenie każdego chrzescijanina. Nie chodzi o to, że czuję się lepszy, a kieruje się tym, że chcialbym, aby każdy mógl tego doznać.

A potem wchodzę na YT i słyszę jojczenie jakiegoś księdza, który bredzi coś w stylu "ja ateistów nie dyskryminuję, po prostu stwierdzam fakt, że są niepełni duchowo". Ot, taki mały przykład, ten pan:
http://www.youtube.com/watch?v=qeAj-MZc87w&feature=plcp
(od 4:23 mniej więcej)

Użytkownik Rainbow Lizard edytował ten post 04.05.2012 - 16:48

  • 3

#422

Snitch.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Poszedł haczyk, spławik i wędka.

Wybacz, ale zabawiłem się w takiego Szatana w twoim wypadku - bagatela - słowo Szatan pochodzi z Arabskiego i oznacza ni mniej, ni więcej - a wroga Religii - dowolnej. Dziwić może zatem, dlaczego to określenie dominuje w odniesieniu do Lucyfera - to imię zresztą też jest tylko tytułem - bowiem oznacza "Niosącego Światło"- swego czasu można powiedzieć, że nawet Jezus był Lucyferem - w pewnym sensie.

Oznajmiasz, że popełniam błąd logiczny - niestety nie - to ludzie którzy wymyślili wszechmogącego I wszechwiedzącego Boga popełnili paradoks. Skoro nic nie jest w stanie ograniczyć Boga - zatem nie jest on w stanie stworzyć sobie takiego ograniczenia - Ergo: Nie jest wszechmogący - Tak samo z pudełkiem - z tymże w tym wypadku możesz wybrać czy nie jest wszechwiedzący, lub czy nie jest wszechmogący. Zatem fragment o nie przemyśleniu pytania możesz spokojnie rzucić w lustro. Gwoli ćwiczenia i wyjaśnienia czym jest paradoks dam ci następny przykład:

To zdanie jest fałszywe


Chyba nie ma innego powodu, jak dać nam po prostu wolnosć wyboru. Każdy z nas może wybierać pomiędzy dobrem a złem; czyżby w innym przypadku to nie była ta Wasza niewola?


Zaprawdę powiadam wam radujmy się bowiem nasza wolność wyboru ogranicza się do robienia tego o co nas ktoś prosi a samowolnego naciśnięcia spustu przyłożonego nam do czaszki pistoletu - mniej więcej taki wybór mamy. Pozwoliłem sobie pominąć czyściec, bo przeboleć w nim jakiś czas by cieszyć się rajem to nie problem.

A nie sądzisz, że Szatan jest jednym z bliższych i bardziej zaufanych sług Boga? testujących nas na jego życzenie? Celem wyłowienia najbardziej wartościowych oczywiści.

Na pewno milosierny Bóg, chce aby człowiek się stoczył, zniewolił go grzech i cierpiał na wieki.


Czy już mówiłem, że w biblii nie ma mowy o piekle jako o miejscu? To tylko błąd przekładu.
  • 0

#423

Arctur V..
  • Postów: 311
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

A teraz kolejne pytanie do "uduchowionego":

Czy Jezus, ten miłosierny i wielki, ma PRAWO wybaczyć wszystko? Nawet, jeśli założymy, że istnieje i obserwuje nasze poczynania - to czy gdy ja skatuję do nieprzytomności staruszkę, to jest sprawa między mną a moim bogiem, czy raczej między mną a staruszką?
Bo wynikałoby, że jeśli odczuję skruchę, nawet i najszczerszą i o wszystkim opowiem czarno przybranemu kapłanowi w drewnianej skrzynce, to jest ok, przebaczono mi, zmieniłem się i tak dalej. Ale co z krzywdą staruszki?

Można ten paradoks chrześcijanizmu przyrównać do sytuacji, gdy sędzia wybaczyłby mi, zbójcy i katowi, w IMIENIU staruszki, po czym uniewinnił. Jest to absurdalne, bo jedyną osobą uprawnioną tu do przebaczania jest sama poszkodowana. Nie wolno podejmować decyzji w czyimś imieniu, bo wtedy pozbawia się go wolności. A więc zapytuję po raz wtóry - czy twój Jezus daje człowiekowi wolność?
  • 0

#424

bolekilolek.
  • Postów: 1377
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ok, na początek takie pytanie... Mówisz, że przy bogu czujesz się bezpiecznie. I zawsze mnie to zastanawia w przypadku wierzących. Zakładając, że wierzysz w przypowieści ze Starego Testamentu...

skąd wiesz, że nie skończysz jak Hiob?

Skąd wiesz, że twój miłosierny bóg, aby sprawdzić sobie, czy na pewno mocno wierzysz, nie wyrżnie ci w pień rodziny i nie ześle na ciebie różnych chorób?


A nie mam takiej pewnosci. Pierwszą taką mocniejszą próbę po tym moim nawróceniu przeszedlem w tę srodę, to z alko, już mówilem jak przechodzę dręczenie przez szatana. Nie udalo mu się mnie skusić, to teraz próbuje mnie zadręczać, że postąpilem źle. Co będzie dalej, nie mam pojęcia.

Ujmę to tak: jestem misantropem, ale nawet dla mnie stwierdzenie, że absolutnie każdy człowiek jest przesiąknięty złem jest grubą przesadą.



No i oczywiscie, że tak. Nie każdy czlowiek jest przesiąknięty grzechem, ale każdy ma sklonnosć do ulegania pokusom - nie muszą być to grzechy poważnej materii, ale czy nie zdarzają się powszednie czasem, dowolne?

przyjmijmy, że mowa o alkoholizmie. Chociaż to akurat bez znaczenia, bo schemat działania nałogów związanych z używkami jest ogólnie ten sam.

Ja tam wiem skąd się biorą u alkoholika ciągoty do picia nawet, gdy odstawił alkohol - i to nie jest raczej jakaś tajemna wiedza, wystarczą podręczniki od biologii.

Tak bardzo ogólnie, bez zagłębiania się w biochemiczne szczegóły: gdy alkoholik spożywa alkohol, gruczoły adrenalinowe wyrzucają do krwi dopaminę - neuroprzekaźnik, który jest m.in. odpowiedzialny za działanie systemu nagrody i sprawia, że czujesz się dobrze. Po pewnym czasie mózg zaczyna kojarzyć, że gdy pije alkohol, zostaje nagrodzony dopaminą i formuje się umieszczone w podświadomości nawyk/przyzwyczajenie. Mówiąc prościej: alkoholika ciągnie do alkoholu, bo jego mózg wie, że alkohol = dopamina = dobrze. To właśnie dlatego mówi się, że alkoholik może tylko przestać pić, ale alkoholikiem będzie zawsze.

Uważanie, że to wina szatana, a nie biologii, jest po prostu szkodliwe. Bo jeśli ktoś uzna, że to szatan, to stwierdzi, że szukanie leku na alkoholizm jest bezcelowe.

A tak - skoro wiemy, że to alkoholizm to biologia, to możliwe staje się, w przyszłości, znalezienie leku na niego - np. w postaci tabletki, która sprawiałaby, że po spożyciu alkoholu gruczoły adrenalinowe nie wyrzucają do krwi dopaminy.

Poza tym - dochodzą jeszcze czynniki psychologiczne. Ktoś może lubić alkohol, bo tylko wtedy zapomina o problemach - odruchowo więc będzie sięgał po butelkę jak nie będzie sobie radził z problemami, będąc przekonanym (świadomie albo i nie), że alkohol przynosi tymczasową ulgę. No i są jeszcze czynniki społeczne - presja środowiska, chęć akceptacji i tak dalej.


Ale ja tutaj nie powiedzialem, że jestem uzależniony od alko. Wlasnie o to chodzi, że nie jestem i nigdy nie pilem. I że nie wiem z jakiego powodu wzięly się we mnie wewnętrzne glosy, atakujące mnie wręcz, że powinienem postąpić inaczej.

Sam przyznałeś, że niby wierzyłeś, niby nie - a jako, że zostałeś wychowany w środowisku katolickim, byłeś podświadomie przekonany że takie cuda są możliwe.


Oj, ja się jednak wychowywalem z myslą, że wlasnie nigdy mnie cos takiego nie spotka; a jak wspomnialem wiara we mnie umierala, i niedaleko mi bylo do ateizmu.

Po drugie - doskonale wiedziałeś co się dzieje. Słyszałeś, że przy dotykaniu welonu dzieją się różne "cuda". Koleżanka dotknęła welonu, zemdlała, wszyscy potraktowali to jako cud, więc ty też.



Nie przy dotykaniu welonu. I chyba źle sformulowalem tamtą wypowiedź, że blędnie ją odczytujecie, za co przepraszam. Sprostuję jeszcze raz : raz w życiu slyszalem o takich rzeczach podczas tzw. modlitwy wstawienniczej, ale raz, że to nie byla owa modlitwa, dwa w ogóle do ostatniej chwili nie wiedzialem co się będzie dziać, myslalem, że to po prostu będzie tak jak przyjęcie Komunii, czyli bez żadnych niesamowitych zjawisk, ani przeżyć, tylko niewidzialny pokarm dla duszy.

A zatem: w jaki sposób odróżnisz utratę świadomości, która nastąpiła w wyniku autosugestii (i w wynik której wydawało ci się, że coś "nasyca twoją duszę", cokolwiek to znaczy), a utratą przytomności zesłaną przez stwórcę wszechświata?


Jedna uwaga, ja ani nie stracilem przytomnosci ani swiadomosci. Ja bylem caly czas swiadomy tego co się dzieje, tylko jakby to się dzialo w innym swiecie, nie fizycznie, ale duchowo.

Ot, działa to dlatego, że jesteś przekonany, że działa. Placebo.


Oj, uwierz, że ja wiele razy bylem przekonany, że z tego wyjdę, i guzik. Chwilę po spowiedzi znowu byla pokusa, i upadek. Tutaj nawet się nie musialem nad tym wcale skupiać, nawet o tym nie myslalem. No i pomoglo.

Jestem przekonany, że jakbyś chociaż raz wrócił do nałogu, to znowu by się zaczęło, zakładając że było to uzależnienie od jakiejś substancji/używki. (chociaż lepiej tego nie testuj... odradzałbym bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, wiem że najprawdopodobniej jeszcze jesteś uzależniony)


A to i dla mnie jest niewątpliwe. Z tym, że teraz to co bylo dla mnie kiedys ekscytujące, jest w ogóle niepotrzebne, wręcz szkodliwe. I nie mam zamiaru, masz rację tak uzależnienie dziala.

Tak jak pisałem, nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. Męczący piątek, niewyspana noc, więc w sobotę będziesz zmęczony - nawet jak sobie z tego sprawy nie zdajesz. Wieczorem robisz się śpiący, dzieje się coś ciekawego, więc się rozbudzasz - potem dochodzi do opisanych wydarzeń, twój organizm mobilizuje wszystkie siły, jakie mu zostały (trzęsienie się - adrenalina, widać twoje ciało potraktowało tą sytuację jako stan zagrożenia), i w sumie wydaje ci się, że nie jesteś śpiący... dopóki się nie położysz na łóżku.


No spoko, tylko male sprostowanie - na podlodze, cienkiej karimacie (ach, te moja organizacja), przez to nie moglem usnąć w piątek, bo bylo mi twardo i niewygodnie.

Sytuacja potencjalnego zagrożenia zdrowia i/lub życia - i nikt nie reaguje przez wierzenia. Przez takie myślenie każdego roku giną tysiące ludzi. Bo na przykład rodzice zabraniają lekarzom przeprowadzić ratującą życie transfuzję, albo bo przeszczep jest niezgodny z ich religią, albo bo twierdzą, że ich dziecko wcale nie jest chore, tylko opętane (a później się okazuje, że to była sepsa albo guz mózgu, który można było bardzo łatwo usunąć).


Owe zarzuty to nie do KK, bo z tego co ja wiem to takich praktyk tu nie ma. A zanim dojdzie do egzorcyzmów, z tego co się orientuję musi być pewnosć, że to nie choroba psychiczna i zgoda biskupa.

Albo jakaś starsza kobieta w kościele ma wylew, ale wszyscy mówią, że to jakiś boski znak... a potem na pomoc jest za późno.


Wiesz, tak o to w kosciele to rzecz jasna, że każdy zareaguje. Ale w takim przypadku to jest zupelnie inna sprawa.

Odmawianie komuś pomocy medycznej (albo chociażby sprawdzenia, czy dana osoba oddycha) na podstawie wierzeń to taki poziom fanatyzmu, który zaczyna się robić niebezpieczny. I przypominam, że bezpodstawne nieudzielenie pomocy komuś, kto tej pomocy potrzebuje (teksty w stylu "bo ja myślałem że on ma wizję" nie są dobrym powodem) podpada pod paragraf.


Jesli znasz taką osobę, to ją pozdrów ode mnie.

A potem wchodzę na YT i słyszę jojczenie jakiegoś księdza, który bredzi coś w stylu "ja ateistów nie dyskryminuję, po prostu stwierdzam fakt, że są niepełni duchowo". Ot, taki mały przykład, ten pan:


Wybacz, ale teoretycznie rzecz biorąc on ma po prostu rację. Nikt nie nazywa ateistów zwierzętami, czy bestiami bez moralnosci, ani nieludźmi bez żadnej duchowosci, po prostu tracicie cos dużego i nie będę pisal czego, bo to nie ma sensu.

A teraz kolejne pytanie do "uduchowionego"


Możesz sobie to darować. Chyba, że chcę, abym Cię nazywał "nieuduchowionym"

Czy Jezus, ten miłosierny i wielki, ma PRAWO wybaczyć wszystko? Nawet, jeśli założymy, że istnieje i obserwuje nasze poczynania - to czy gdy ja skatuję do nieprzytomności staruszkę, to jest sprawa między mną a moim bogiem, czy raczej między mną a staruszką?


Oczywiście, że tak, Bóg ma wszystko PRAWO. I to już zależy od Ciebie, czy Ty tego naprawdę żałujesz, i czy chcesz odmienić swoje życie. Pamiętaj także o zadośćuczynieniu Panu Bogu i bliźniemu. Jeżeli ktoś przez całe życie kradł, to nie wystarczy tylko spowiedź i modlitwa jako pokuta, to tylko dodatkowa pokuta, taki złodziej musi co do grosza zadośćuczynić, albo no niestety spowiedź nieważna. Co do staruszki, będzie inna pokuta, ksiądz może Cię nakierować, niekoniecznie powiedzieć co musisz konkretnie zrobić.

Bo wynikałoby, że jeśli odczuję skruchę, nawet i najszczerszą i o wszystkim opowiem czarno przybranemu kapłanowi w drewnianej skrzynce, to jest ok, przebaczono mi, zmieniłem się i tak dalej. Ale co z krzywdą staruszki?


jw. zadośćuczynienie, sposób się na pewno znajdzie.

Można ten paradoks chrześcijanizmu przyrównać do sytuacji, gdy sędzia wybaczyłby mi, zbójcy i katowi, w IMIENIU staruszki, po czym uniewinnił. Jest to absurdalne, bo jedyną osobą uprawnioną tu do przebaczania jest sama poszkodowana. Nie wolno podejmować decyzji w czyimś imieniu, bo wtedy pozbawia się go wolności. A więc zapytuję po raz wtóry - czy twój Jezus daje człowiekowi wolność?


Staruszka może przebaczyć i powinna, ale to Bóg jest sędzią i za to może być kara; zbawić się nie jest tak prosto jak myślisz. Ja sam nie jestem przekonany co do tego co się ze mną stanie - to co powiedziałem, nie znaczy, że jestem siostra Faustyna i uważam się, że mi się coś należy. Nic mi się nie należy, ale walka trwa, nadzieja jest. A właśnie martwi mnie przekonanie innych, że cokolwiek mogę robić i tak będzie dobrze, po swoim przykładzie, gdy przybliżyłem się do Boga, a szatan już się na mnie rzucił z łapami, to nie jest takie proste jak się wydaje.

Użytkownik WithinTemptation edytował ten post 04.05.2012 - 19:11

  • -3



#425

HidesHisFace.
  • Postów: 244
  • Tematów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Oj, uwierz, że ja wiele razy bylem przekonany, że z tego wyjdę, i guzik. Chwilę po spowiedzi znowu byla pokusa, i upadek. Tutaj nawet się nie musialem nad tym wcale skupiać, nawet o tym nie myslalem. No i pomoglo.


Efekt placebo nie jest niezawodny, działa w bodaj około 30% przypadków u osób nań podatnych i działa podświadomie - to nie wygląda tak, że wmawiasz sobie niemal szepcąc pod nosem - pomoże mi pomoże mi pomoże mi... I pomaga - to działa poza świadomym, sterowanym myśleniem.

No spoko, tylko male sprostowanie - na podlodze, cienkiej karimacie (ach, te moja organizacja), przez to nie moglem usnąć w piątek, bo bylo mi twardo i niewygodnie.


No i? Człowiek skrajnie zmęczony zaśnie nawet na gołej skale. Podobnie ze snu i uczucia senności można się mniej lub bardziej świadomie wyrwać - może mieć to różne podłoże - wliczając w to zjedzenie nie takiej kolacji, czy nastawienie psychiczne ale boskich interwencji doszukiwać się tu trudno.

Wybacz, ale teoretycznie rzecz biorąc on ma po prostu rację. Nikt nie nazywa ateistów zwierzętami, czy bestiami bez moralnosci, ani nieludźmi bez żadnej duchowosci, po prostu tracicie cos dużego i nie będę pisal czego, bo to nie ma sensu.


Przesłuchałem program szanownego ojczulka Leona i niestety, ale w całości nie ma racji - myli się już od pierwszego zdania praktycznie, mówiąc o ateistycznych dogmatach, których po prostu nie ma - brak wiary to brak wiary, proste. To jedyna rzecz, która ateistów łączy i nic więcej - trafisz na ateistów mądrych i idiotów, humanistów, filozofów, naukowców, filantropów, kretynów, chciwców i naiwniaków. Każdy typ człowieka, bez wyjątku praktycznie.

Dogmat to nic innego jak stwierdzenie nie podlegające dyskusji.
W KK to dosłownie coś, co hierarchowie KAŻĄ ci przyjąć na wiarę, bo tak, bo oni tak mówią i ch... I hej. Jako, że zgromadzenia watykańskie są z założenia tajne, niejawne dla publiki w postaci wiernych, nie ma możliwości zweryfikowania, czy to, co wygłaszają to faktycznie natchnienie boże (zakładając, że w ogóle takie coś istnieje, na rzecz przykładu załóżmy, że tak), czy bujda - mówiąc prościej - debatując za zamkniętymi drzwiami mogą sobie ustalić dogmat, że gruszka to ryba, bo Bóg im tak kazał i w świetle wiary TAK WŁAŚNIE będzie.
Papież i jego nieomylność w kwestiach wiary to kluczowy przykład tego absurdu - jeśli on tak powie, to tak jest i kropka.

Ojciec Leon myli wyraźnie dogmat i definicję, a to bardzo boli, jeśli wypadałoby go brać na poważnie.

Ale wracając do meritum, konkretnie 'uboższości' ateistów.

Zapytam się - czy dziecko, któremu powiesz, że Mikołaja nie ma, staje się uboższe, czy bogatsze o brak wiary z zabobon i realniejsze, pełniejsze spojrzenie na świat?
Osobiście stawiam na to drugie.

Tak samo ateista - nie jest uboższy moralnie, czy duchowo - po prostu nie patrzy na świat przez pryzmat zdogmatyzowanej, niepopartej logiką wiary, zamiast tego jest wolny do całkowicie samodzielnego budowania światopoglądu - wolność i praktyczne prawo wyboru jest bogactwem dużo większym niż bezkrytyczne przyjmowanie czegoś, co ktoś ci wpajał od dziecka bez jakiegokolwiek sensownego oparcia. Który ptaszek jest bogatszy? Zamknięty w pozłacanej klatce nabijanej diamentami i karmiony - bezpieczny i ślepy na wszystko wokół, czy ptaszek latający za oknem, mający do swojej dyspozycji CAŁY WIELKI ŚWIAT taki, jakim jest, nie tylko ograniczony, ale wygodny światek w klatce? Oczywiście, cały świat potrafi być nieprzyjemny i brutalny, ale TAKI PO PROSTU jest, nie trzyma złudzeń, ale czy jest przez to biedniejszy od ciasnej klatki zza której niewiele widać, a już na pewno nie widać naprawdę, co ten, kto ptaszka karmi chce z nim zrobić na koniec?
  • 2

#426

Ill.

    Nawigator

  • Postów: 1656
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@HidesHisFace

Przesłuchałem program szanownego ojczulka Leona i niestety, ale w całości nie ma racji - myli się już od pierwszego zdania praktycznie, mówiąc o ateistycznych dogmatach, których po prostu nie ma - brak wiary to brak wiary, proste.

Niektórzy patrzą na ateizm w taki sposób, jakby zabraniał on wiary w istotę wyższą. Dotyczy to zwłaszcza osób wierzących, gdyż dla nich wyzbycie się wiary w bóstwo wyglądać może jak strata czegoś. Dlatego ateizm może być przez nich postrzegany jako religia, w której jednym z dogmatów jest brak Boga.
  • 0

#427

exio.
  • Postów: 492
  • Tematów: 29
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

A nie mam takiej pewnosci. Pierwszą taką mocniejszą próbę po tym moim nawróceniu przeszedlem w tę srodę, to z alko, już mówilem jak przechodzę dręczenie przez szatana. Nie udalo mu się mnie skusić, to teraz próbuje mnie zadręczać, że postąpilem źle. Co będzie dalej, nie mam pojęcia.


Czyli tacy ludzie jak chociażby ja którzy piją alkohol powiedzmy po 2-3 razy w tygodniu są słabi, niewierni i pójdą do piekła? Nie wiem co ty się tak uczepiłeś tego alkoholu, który był zażywany przez ludzi od zarania dziejów. Metoda invitro też jest zapewne dla Ciebie zła i nie dlatego, że Ty tak uważasz ale dlatego, że każą Ci abyś tak uważał. Ale zostawmy to bo nie ma sensu przekomarzanie się co jest złe, a co dobre.

Z tego co wyczytałem w Twoim profilu masz 16 lat o ile te dane są prawdziwe ale sądząc po Twojej fanatycznej wręcz bogobojności to raczej są prawdziwe. Mało wiesz jeszcze o życiu i widać, że szukasz ale znajdując jedną rzecz zamykasz się totalnie na wszystko inne. Wydaje ci się, że skoro zobaczyłeś jak ktoś upada w kościele i poczułeś związane z tym jakieś pozytywne emocje to, że złapałeś Pana Boga za nogi i świat jest Twój. Jak już pisałem w poprzednich postach to fajnie, że coś działasz i zmieniasz się na lepsze bo wole żeby było więcej takich ludzi jak Ty bo przynajmniej nie dostane w łeb od takich jak Ty idąc ulicą w nocy. Z drugiej strony jakbym chciał ruszyć krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego to byś mnie mnie pewnie zaszlachtował jak wieprza więc nie wiem już co gorsze.

A propos tego wszystkiego co już zostało napisane i tej twojej wędrówki chciałbym, Ci polecić jedną książkę Walsch Neale Donald - Rozmowy z Bogiem. Nie zagłębiając się w szczegóły powiedzmy, że wywarła ona na mnie podobne wrażenie o ile nie większe niż te Twoje omdlenia w kościele. Chociaż nie wiem czy to będzie miało sens w Twoim przypadku bo ciężko do Ciebie z czymkolwiek trafić, tym bardziej, że w tej książce są "wjazdy" na kk, a mówiąc mniej prowokacyjnie to może bardziej wyjaśniane i prostowane są paradoksy kk. Mam nadzieję, że poczytasz trochę i zmienisz nieco swoje poglądy na pewne sprawy.

Użytkownik exio edytował ten post 04.05.2012 - 20:15

  • 0



#428

bolekilolek.
  • Postów: 1377
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Czyli tacy ludzie jak chociażby ja którzy piją alkohol powiedzmy po 2-3 razy w tygodniu są słabi, niewierni i pójdą do piekła? Nie wiem co ty się tak uczepiłeś tego alkoholu, który był zażywany przez ludzi od zarania dziejów. Metoda invitro też jest zapewne dla Ciebie zła i nie dlatego, że Ty tak uważasz ale dlatego, że każą Ci abyś tak uważał. Ale zostawmy to bo nie ma sensu przekomarzanie się co jest złe, a co dobre.


Nie znam Cię, nie mam zamiaru najmniejszego oceniać nikogo zresztą, masz skończoną 18stkę już dawno, więc spoko :D Nie chodzi o samo picie, ale o to, aby nie nadużywać; bo raz, że to działanie przeciwko zdrowiu, a dwa że może dojść przez to do jakiegoś losowego zła - można się domyśleć. W samym piciu nie ma nic złego, ale żeby nie przesadzić.

Z tego co wyczytałem w Twoim profilu masz 16 lat o ile te dane są prawdziwe ale sądząc po Twojej fanatycznej wręcz bogobojności to raczej są prawdziwe. Mało wiesz jeszcze o życiu i widać, że szukasz ale znajdując jedną rzecz zamykasz się totalnie na wszystko inne. Wydaje ci się, że skoro zobaczyłeś jak ktoś upada w kościele i poczułeś związane z tym jakieś pozytywne emocje to, że złapałeś Pana Boga za nogi i świat jest Twój.


Dane prawdziwe, z tym, że już 17-stka za kilkanaście dni :)

Hmm, ujmę to tak; nikt się nie musi ze mną zgadzać i słusznie, bo każdy ma swoje zdanie; ale moim zdaniem (nie piszę specjalnie "ja wiem", żeby nie było ataków) odkryłem prawdę i chcę ją dalej poznawać; to, że udało mi się tego doświadczyć nie jest tylko błogosławieństwem; zrzuciło to na mnie ogromny ciężar. Oprócz bliskości Boga, teraz zaczynam odczuwać również ataki szatana, który chce zabić we mnie dopiero co narodzoną wiarę i to nie jest zbyt fajne;

Jak już pisałem w poprzednich postach to fajnie, że coś działasz i zmieniasz się na lepsze bo wole żeby było więcej takich ludzi jak Ty bo przynajmniej nie dostane w łeb od takich jak Ty idąc ulicą w nocy.


No raczej :)

Z drugiej strony jakbym chciał ruszyć krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego to byś mnie mnie pewnie zaszlachtował jak wieprza więc nie wiem już co gorsze.


Jestem w sumie apolityczny, nie jestem fanatykiem Kaczyńskich, więc ich śmierć oraz reszty pasażerów wzbudziła we mnie smutek, ale raczej ze względu śmierci zwykłych ludzi. Mnie tam nie było (ba, w tym czasie ciężko było mnie w kościele zobaczyć ;), a nawet jakby teraz to i tak by mnie tam nie było) i nie jestem również fanatykiem "smoleńskiego krzyża". Dziwi mnie fakt, że ci rzekomo wierni Chrystusa dali się tak sprowokować i faktycznie wybuchła wojna i podział państwa, co nie jest zbyt dobre. Niestety często ludzie reagują instynktami, nie prawdziwą wiarą. Toć jakby mogli to by się tam pozabijali pewnie.


Co do książki, niewykluczone, że przeczytam, ale niekoniecznie w najbliższym czasie;

Użytkownik WithinTemptation edytował ten post 04.05.2012 - 22:08

  • -1



#429

Rainbow Lizard.
  • Postów: 484
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

(...)A nie mam takiej pewnosci.

Czyli nie masz pewności że twój bóg nie postąpi z tobą jak z Hiobem...

Pojawia się zatem pytanie: dlaczego czujesz się przy nim bezpiecznie? Przecież (według Biblii) może w każdym momencie wyrżnąć twoją rodzinę bez prawdziwego powodu. Albo może zesłać na ciebie takie wielkie cierpienia fizyczne, że będziesz chciał umrzeć. Breivik to w porównaniu do niego taki mały rzezimieszek.

Sam nie wiem, może mam dziwny sposób patrzenia na rzeczywistość, ale ja tam bym się nie czuł bezpiecznie przy psychopacie, który nagle może zacząć wyrzynać ludzi.

Pierwszą taką mocniejszą próbę po tym moim nawróceniu przeszedlem w tę srodę, to z alko, już mówilem jak przechodzę dręczenie przez szatana. Nie udalo mu się mnie skusić, to teraz próbuje mnie zadręczać, że postąpilem źle. Co będzie dalej, nie mam pojęcia.

Cóż, ktoś tutaj już o tym wspominał.

Nie chcesz pić alkoholu, żaden problem (sam nie piję), ale nazywanie tego, że masz ochotę spróbować "złem" jest... lekkim przegięciem. Ba, regularne spożywanie niewielkich ilości lekkiego alkoholu może dobrze na układ trawienny robić. A zatem... gdzie tutaj zło? (przy czym, oczywiście, nie należy mylić próbowania alkoholu z alkoholizmem...)

No i oczywiscie, że tak. Nie każdy czlowiek jest przesiąknięty grzechem, ale każdy ma sklonnosć do ulegania pokusom - nie muszą być to grzechy poważnej materii, ale czy nie zdarzają się powszednie czasem, dowolne?

Ja muszę się pochwalić że z mojego punktu widzenia jestem dosyć moralny. Nie kusi mnie, żeby kraść, a jak widzę nóż to nie myślę od razu ile osób mógłbym nim zadźgać.

Oczywiście z punktu widzenia KK jestem "tak strasznie o ja cię nie mogę" grzeszny (bo do spowiedzi nie chodziłem, i przeklinam, a i nawet orientację mam nie tą co by sobie papież życzył) , ale jeśli coś nie krzywdzi innych, to nie jest to czyn zły. Ergo: ja tam nie mam sobie nic do zarzucenia, a już na pewno nie uważam, abym był tak zepsuty moralnie, aby musiał mnie z tego wyciągać jakiś nadprzyrodzony byt.


Ale ja tutaj nie powiedzialem, że jestem uzależniony od alko. Wlasnie o to chodzi, że nie jestem i nigdy nie pilem. I że nie wiem z jakiego powodu wzięly się we mnie wewnętrzne glosy, atakujące mnie wręcz, że powinienem postąpić inaczej.

To z alkoholizmem to był przykład - tak jak pisałem, schemat działania uzależnienia od używek jest taki sam.

A co do alkoholu... Cóż, jeśli jesteś pełnoletni (do bierzmowania mogą iść chyba osoby mające 16 lat, ale i starsze... czy jakoś tak) i chcesz, to dlaczego nie? Może ci się spodoba, może nie, w czym problem?

Poza tym, co się wewnętrznych głosów tyczy... Cóż, może to właśnie dlatego, że jesteś przekonany, że nie wolno? Albo presja ze strony otoczenia? Albo po prostu... ciekawość?


Oj, ja się jednak wychowywalem z myslą, że wlasnie nigdy mnie cos takiego nie spotka; a jak wspomnialem wiara we mnie umierala, i niedaleko mi bylo do ateizmu.

Jeżeli wiara w tobie umierała, to musiałeś być wierzący przedtem, inaczej, siłą rzeczy, nie miałoby co umierać. I mówiąc "wychowanie w środowisku katolickim" mam na myśli, na przykład, chodzenie do kościoła i wierzenie w Jezusa w wieku mniejszym niż, powiedzmy, ~8 lat. Takie rzeczy zostają w podświadomości jeszcze przez jakiś czas po tym, jak się je świadomie odrzuciło.

Nie przy dotykaniu welonu. I chyba źle sformulowalem tamtą wypowiedź, że blędnie ją odczytujecie, za co przepraszam. Sprostuję jeszcze raz : raz w życiu slyszalem o takich rzeczach podczas tzw. modlitwy wstawienniczej, ale raz, że to nie byla owa modlitwa, dwa w ogóle do ostatniej chwili nie wiedzialem co się będzie dziać, myslalem, że to po prostu będzie tak jak przyjęcie Komunii, czyli bez żadnych niesamowitych zjawisk, ani przeżyć, tylko niewidzialny pokarm dla duszy.

Dobra, to jeszcze raz: zobaczyłeś, że dziewczyna mdleje, słyszałeś, że jakieś tam cuda towarzyszą szeroko pojętemu bierzmowaniu, inni zinterpretowali to jako cud, ty zinterpretowałeś to jako cud, wybuchła histeria, prawie wszyscy zaczęli płakać, dałeś się temu ponieść i twój mózg cię oszukał.

Jedna uwaga, ja ani nie stracilem przytomnosci ani swiadomosci. Ja bylem caly czas swiadomy tego co się dzieje, tylko jakby to się dzialo w innym swiecie, nie fizycznie, ale duchowo.

No to czułeś, że jesteś "oddalony" od rzeczywistości. Zdarza się przy dużym zmęczeniu.

Poza tym - skąd wiesz, że to nie był szok albo po prostu efekt autosugestii i zmęczenia?

Owe zarzuty to nie do KK, bo z tego co ja wiem to takich praktyk tu nie ma. A zanim dojdzie do egzorcyzmów, z tego co się orientuję musi być pewnosć, że to nie choroba psychiczna i zgoda biskupa.

Potężna hipokryzja z twojej strony.

Dziewczyna mdleje po uklęknięciu przed odpowiednim przedmiotem - od razu mówisz, że to cud i na tej podstawie stwierdzasz, że księża mieli rację i pomoc nie była potrzebna. Potem dziewczyna jeszcze kilkanaście razy pada nieprzytomna - i uważasz to za cud, bez dowodów, bez przeprowadzania badań etc.. Pomimo tego, że to może być początek jakiejś poważnej choroby neurologicznej.

Ale jak ktoś może być opętany, to nagle mówisz, że dowody są potrzebne.

I jak to takich praktyk tu nie ma - przecież są, sam opisywałeś. Ktoś mdleje, pomoc nie zostaje mu udzielona, bo "to cud". Opisana przez ciebie sytuacja NICZYM nie różni się od tych, które opisałem. Jest sytuacja, w której istnieć może zagrożenie życia lub zdrowia, i udzielenie ewentualnej pomocy/sprawdzenie stanu danej osoby jest niemożliwe ze względu na czyjeś wierzenia.

Wiesz, tak o to w kosciele to rzecz jasna, że każdy zareaguje. Ale w takim przypadku to jest zupelnie inna sprawa.

A zatem: jak odróżnisz osobę, która przewróciła się bo przewrócił ją bóg, a osobę, która przewróciła się, bo doszło do zatrzymania akcji serca? I nie, odpowiedź "jedna wstanie, druga nie" nie jest prawidłowa, bo trzeba działać szybko.

Odmawianie komuś pomocy medycznej (albo chociażby sprawdzenia, czy dana osoba oddycha) na podstawie wierzeń to taki poziom fanatyzmu, który zaczyna się robić niebezpieczny. I przypominam, że bezpodstawne nieudzielenie pomocy komuś, kto tej pomocy potrzebuje (teksty w stylu "bo ja myślałem że on ma wizję" nie są dobrym powodem) podpada pod paragraf.


Jesli znasz taką osobę, to ją pozdrów ode mnie.

Pozdrawiam w takim razie księży, którzy byli w tamtym pomieszczeniu. Inne osoby również.

Znaczy się... poważnie, nie widzisz tego? Dziewczyna zesłabła, to mogło być cokolwiek, a księża nie kazali jej pomóc, bo w swoim fanatyzmie myśleli że to cud. A ty ich jeszcze bronisz.

Wybacz, ale teoretycznie rzecz biorąc on ma po prostu rację. Nikt nie nazywa ateistów zwierzętami, czy bestiami bez moralnosci, ani nieludźmi bez żadnej duchowosci, po prostu tracicie cos dużego i nie będę pisal czego, bo to nie ma sensu.

Co tracę? To, że pod wpłwem autosugestii się nie przewracam jak dotknę świętego welonu?

Oczywiście, że tak, Bóg ma wszystko PRAWO.

Właśnie sam przyznałeś, że w chrześcijaństwie jesteś niewolnikiem boga, który ma prawo do wszystkiego - jesteś jego własnością. Czyli jakby bóg ci wyrżnął rodzinę żeby wygrać zakład z szatanem (tak jak wspomnianemu Hiobowi), to też by ci to nie przeszkadzało? Już to widzę... "O panie, dziękujemy ci za sprowadzenie na nas tylu bolesnych, brutalnych mordów. Dziękujemy, że w swojej dobroduszności chronisz nas od złego. Amen."

Ale to tak na marginesie.

Staruszka może przebaczyć i powinna, ale to Bóg jest sędzią i za to może być kara;

Czyli to, czy staruszka przebaczy, czy nie, w sumie nie ma żadnego znaczenia, bo bóg i tak zrobi co chce, mając gdzieś jej zdanie?


Nic mi się nie należy, ale walka trwa, nadzieja jest. A właśnie martwi mnie przekonanie innych, że cokolwiek mogę robić i tak będzie dobrze, po swoim przykładzie, gdy przybliżyłem się do Boga, a szatan już się na mnie rzucił z łapami, to nie jest takie proste jak się wydaje.

No, ty walczysz, bóg siedzi sobie i się tępo gapi, ale to jemu się wszystko należy. Porównanie do niewolnika staje się jeszcze wyraźniejsze.

Poza tym - w świetle tego, co mówisz, zbliżanie się do boga jest, z punktu twojej religii, czymś złym. Bo im bliżej jesteś, tym bardziej cię szatan kusi do czynienia złego. Ergo: im bliżej boga, tym trudniej postępować zgodnie z zasadami wiary.

Nie wspomnę o tym, że chęć sprawdzenia jak smakuje alkohol nie jest raczej czymś, co nazwałbym złem.

Hmm, ujmę to tak; nikt się nie musi ze mną zgadzać i słusznie, bo każdy ma swoje zdanie; ale moim zdaniem (nie piszę specjalnie "ja wiem", żeby nie było ataków) odkryłem prawdę i chcę ją dalej poznawać;

Ja natomiast wiem, że w tamtym pomieszczeniu nie miało miejsca nic nadprzyrodzonego (tak samo jak wiem, że np. magiczna stonoga z Wenus kontrolująca pogodę na Ziemi nie istnieje).

Ponadto... mam traktować to zdanie jako stwierdzenie "nie mam argumentów, nie potrafię udowodnić że mam rację, więc zasłaniam się starym trikiem z 'ja mam takie zdanie'"?

Użytkownik Rainbow Lizard edytował ten post 05.05.2012 - 15:04

  • 4

#430

Torek.
  • Postów: 696
  • Tematów: 15
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Gry komputerowe są najczęstszym nałogiem w XXI w. Może to twój?
  • 0

#431

buba.
  • Postów: 98
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Gry komputerowe są najczęstszym nałogiem w XXI w. Może to twój?

Może masturbacja?
  • 0

#432

bolekilolek.
  • Postów: 1377
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Gry komputerowe są najczęstszym nałogiem w XXI w. Może to twój?

Może masturbacja?


A co Was nagle wzięlo za przejmowanie się tym o co konkretnie chodzi? To czas przeszly, uznaliscie, że uzależnienia uniemożliwiające normalne życie przez kilka lat można wyleczyć tak nagle, za pomocą autosugestii, choć wczesniej się to nie udawalo, gdy kiedys męczyla już od pierwszego dnia "wstrzemięzliwosci" pokusa, i nie dalo się wytrzymać kilku dni, teraz jej brak, i trzymam się już miesiąc więc myslę, że nie ma co tej kwestii dalej ciągnąć.

Użytkownik WithinTemptation edytował ten post 06.05.2012 - 17:21

  • 0



#433

Torek.
  • Postów: 696
  • Tematów: 15
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

@WT
W kwesti nagłego wyleczenia się to jest to możliwe bez Boga, a nawet autosugestii. W wyleczaniu się z nałogów autosugestia nie pomoże. Pomoże silna wola, motywacja albo silne doznania emocjonalne bądź uczuciowe. Albo i to i to.

Użytkownik Torek edytował ten post 06.05.2012 - 20:10

  • 0

#434

bolekilolek.
  • Postów: 1377
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Pomoże silna wola


Brak, swiadczy o tym fakt, że podejmowalem walki od 4 lat, i po kilku dniach powrót.

motywacja


Również robilem to wtedy dla Boga, i nie pomagalo.

silne doznania emocjonalne bądź uczuciowe.


Tzn?
  • 0



#435

Torek.
  • Postów: 696
  • Tematów: 15
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

@WT

Tzn?

Silne doznania to silne doznania.

Brak, swiadczy o tym fakt, że podejmowalem walki od 4 lat, i po kilku dniach powrót.

Raczej byłeś(jesteś) emocjonalny i dlatego był powrót.
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 5

0 użytkowników, 5 gości oraz 0 użytkowników anonimowych