Torek, nie mam Ci za złe faktu, że będziesz pochodził do tego sceptycznie, rozumiem
Wiesz, nie dziwię się, że chciało ci się spać, bo byłeś po prostu zmęczony i niewyspany, a na dodatek słuchałeś przypowieści.
Tak się akurat składa, że cały tydzień się nie wysypiałem, bo jak to kujon, kułem się do późnych godzin nocnych. W piątek jak już wspomniałem do 0:00 dwie godziny mieliśmy Drogę Krzyżową, przeszliśmy nie mam pojęcia ile, ale wiem, że dużo
No i wtedy nie mogłem usnąć, to była ta noc kiedy się męczyłem, nie mogłem usunąć.
Pragnąłeś tego, więc zwalczyłeś senność.
Być może, ale uwierz, że ja nie mam aż tak silnej woli, a samemu trudno ze swym ciałem wygrać.
Jest pobożna, więc podchodziła do tego bardzo poważnie(mogła uwierzyć, że "coś" się stanie), plus to, że jest w wieku nastoletnim, więc większa podatność na emocje. Nie wiem, czy miała takie same przygody ze snem, więc tego nie wliczam. Moim zdaniem to mogło powodować ten stan. Taka autosugestia.
Również podchodziłem do tego bardzo poważnie, byłem, no i jestem przekonany co do prawdziwości tego co mówię, obawiałem się, że mógłbym również mieć "spoczynek", ale nic takiego się nie stało.
Jaka jest pewność, że nieświadomie sama ruszyła głową?
Powiedziała nam, że nie kontrolowała swego ciała, Duch Święty nią poruszał.
Tutaj już, że się tak wyrażę "podnieciłeś" całym wydarzeniem.
Nie tyle co podnieciłem, tyle, że byłem przerażony w pierwszym momencie; takiego czegoś na codzień się nie doświadcza.
Z jakiego powodu?
Wiesz, ogólnie rzecz biorąc moja koleżanka (ta od 18.), która jechała na Kościół i rekolekcje jeszcze w piątek, na Adoracji mimo że część osób usiadła ona klęczała dalej, i prawie od początku płakała, jeszcze nawet jak nic się nie działo. A później najprawdopodobniej na ten widok - nie codziennie widzi się jak ktoś opada na ziemię, za sprawą Boga.
Ja i tak starałbym się jej pomóc. Dla mnie to nieodpowiedzialność, żeby nie sprawdzić, czy coś się jej nie stało.
To nie była jedyna Adoracja na świecie, jest ich na świecie codziennie mnóstwo. Na każdej prawdopodobnie dochodzi do "spoczynku". Poza tym, jak widziałem tę drugą dziewczynę, opadła ona delikatnie, w sumie to byłoby bez sensu, gdyby było inaczej. Księża są już w tej kwestii obeznani, bo mieli już mnóstwo takich przypadków. Poza tym ja bym się osobiście nieco zdenerwował, gdyby przerwano mi takie coś
Co to jest?
Chciałem powiedzieć, że to był pierwszy raz, kiedy Go tak naprawdę spotkałem, tak blisko. Kogokolwiek byś nie zapytał z mojej grupy, powie Ci tak samo. Poza tym to całkiem odmieniło nasze życie, jak byliśmy wszyscy na siebie zamknięci, to każdy mógł wyrzucić z siebie brudy na godzinie świadectw, teraz rozmawiamy od godziny na fejsie o tym wszystkim. Oczywiście są i tacy, którzy nie chcieli zmian; i nic się w ich zachowaniu nie zmieniło.
Skoro tak twierdzisz, to piosenka popchnęła ciebie w stan medytacji. A to, że stało się to akurat w tym miejscu może być wynikiem emocji, autosugestii i otoczenia.
Dla mnie piosenka nie jest jednak do "medytacji". Ba, nawet by mnie nie uspokoiła.
Ktoś może specjalnie działał na "waszą autosugestię".
Pieśń była bardzo odprężająca, ale to nie to. Po prostu wiem, że to nie była autosugestia, to było autentyczne, prawdziwe.
Może poprostu nie byłeś na to przygotowany.
Co masz na myśli?
A jak się charakteryzuje spotkanie z Bogiem?
To było niesamowite po prostu. To jest uczucie, gdyby stał przed Tobą Chrystus z krwi i kości; Jego Majestat z jednej strony oślepia Cię, z drugiej zaś On Cię tuli jak małe dziecko.
Ile godzin nie jadłeś, bądź co ostatnio jadłeś?
Przed wyjściem do Kościoła jadłem; powiem jeszcze, że rozbolał mnie tuż po odejściu od Monstrancji.
Emocje, bądź wrażenia.
Tutaj może być to, również ksiądz to potwierdził. Ale nie oznacza to, że bezpodstawne - tylko przez spotkanie z Bogiem.
Jak ja bym był tak zmęczony, też bym tak zasnął.
Odnoszę się do piątku opisanego wyżej. W sobotę mieliśmy spokojny dzień, nie byłem zbytnio zmęczony.
O ile dla nich owy Bóg istniał. O ile chceli tego spotkania.
I to jest sedno. Bóg nie przyjdzie jeśli nie wyrazisz swojej woli w związku z tym. Musisz tego po prostu chcieć, pragnąć, wierzyć.
Po pierwsze ateista chcący się nawrócić to nie ateista. Po drugie ateista nie wątpi - wątpią wierzący. Po trzecie w moim przypadku nie odbuduje to mojej wiary, bo jej nigdy nie posiadałem.
Być może kiedyś przyjdzie czas, kiedy On przyjdzie do Ciebie
Przeczytałem bardzo dokładnie. Lęk jaki miałem na myśli był spowodowany wyrzutami sumienia za to jakim człowiekiem poniekąd jestem i chwilowym doświadczeniem jak niewielę znaczę jako osoba uduchowiona. Poczułem się nie wart miłosierdzia bożego.
A co myślisz było ze mną?
Ale ja po prostu od samego rozpoczęcia Adoracji chciałem, ja pragnąłem oczyszczenia, miłości Boga, nawrócenia. Nie bój się, On czeka tylko na Ciebie
Wy sobie nie wyobrażacie jaki jestem teraz szczęśliwy po nawróceniu; jak nawrócili się moi znajomi, których też nużyło bierzmowanie, zdarzało nam się nawet fałszować podpisy. Teraz wiem, że to był olbrzymi błąd, bo to wszystko miało sens. Ale jestem pełen wiary, że z czystym i godnym sercem przyjmę sakrament Bierzmowania i będę blisko Boga
Jednak jak już rozmawialiśmy niedawno z naszą grupą, czeka nas mnóstwo pokus. Pierwszą z nich jest wstyd. Pojawiły się wtedy takie słowa, gdy powiedziałem, że pragnę dzielić się mym szczęściem, wtem kolega stwierdził, że najprawdopodobniej zostanę wyśmiany. I co? To, że jest mi to obojętne, nie interesuje mnie zdanie ludzi! Byłem z Bogiem, czułem Go, i teraz Go ciągle czuję w swoim sercu i nie obchodzi mnie to, że ludzie wezmą mnie za wariata, czy jak to moja koleżanka od "spoczynku" na godzinie świadectw powiedziała nawiedzonego, bo wiem, że Chrystus jest przy mnie, a zostawią mnie co najwyżej fałszywi przyjaciele, prawdziwi pozostaną.
Użytkownik WithinTemptation edytował ten post 15.04.2012 - 21:03