ta golizna miała mieć znaczenie symboliczne, chodzi o to że nic co znajduje się na zewnątrz Ciebie nie jest Ci potrzebne do uprawiania wiary.
1. "Uprawiania" ? A to jest pole?
2. Co jest w takim razie potrzebne? I pamiętaj także, że chociażby opisywana przeze mnie w temacie "Jak poznalem Boga" Monstrancja to też symbol. Ale Bóg byl wtedy obecny. Nie cialem a duchem. Ale jesli cos jest niewidzialne nie oznacza to, że tego nie ma. Nie ma nikt obowiązku w to wierzyć, ale ja jestem o tym przekonany. Jeszcze inny przyklad : Pan ustanowil sakarment pokuty w dniu Paschy, aby osoby ochrzczone, które oddalily się od Niego przez grzech, mogly wzmocnić tą więź. Kto tego nie przestrzega to już jego problem. Rozumiem o co Ci chodzi, że Boga można czcić nawet nad rzeką, może i ladniejszy krajobraz i cisza. Ale czy to nie są glównie emocje związane z pięknem swiata? A gdzie miejsce dla prawdziwej wiary?
Odlatujemy w głąb siebie i odkrywamy swoją naturę, uwierz mi że jest to długa i niezmiernie ciekawa droga.
Nie jest łatwo wytłumaczyć innym osobom na czym polega stan medytacji. Mi osobiscie pomaga ona w obejrzeniu swojej myśli z każdej strony i lepszym zrozumieniu jej. Nic wtedy nie zakłóca tego procesu, jestem tyko ja i z poziomu świadka przyglądam się wszystkim myślom i odczuciom które przelatują przez moją głowę. Dodam ze nie czuje się wtedy jak człowiek, nie czuje swoich nóg, rąk i całego ciała, jestem jedynie tą małą iskierką gdzieś tam w środku a wszystko co poza nią jest jakby abstrakcją. Ciężko mi to opisać gdyż sam dopiero sie uczę i odkrywam to wszystko ale uwierz mi że jest to inny stan i ten kto nie przeżył choć raz czegoś podobnego wiele stracił w swoim życiu
Czyli to nie jest po prostu, siedzenie w miejscu, zamknięte oczy i cisza? I jak dochodzi do tych "magicznych" wydarzeń z wylotem z ciala? I co Ci daje? Jakie dobro do Twego życia wnioslo?
Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli... Dojrzały wybór własnej wiary - nie zacietrzewienie, zaćma intelektualna, podnieta duchowa, chwilowa moda, dziecięcy bunt, prozelityzm - to naprawdę kwestia lat, wyrzeczeń i cierpienia wewnętrznego. Odsyłam do drogi od ateizmu do chrześcijaństwa Lewisa, albo historię konwersji kardynała Newmana.
W moim przypadku do powrotu do Boga wystarczylo 7 miesięcy; dużo pracy i poswięcenia, ale owoce obfite
Użytkownik WithinTemptation edytował ten post 30.04.2012 - 14:07