Z poziomu szamanizmu też można dostać się dosyć łatwo do przestrzeni astralnych i innych. Wszystko za sprawą wehikułu o nazwie Ayahuasca. Ayahuasca składa się z dwóch składników: pnącza drzewa Banisteropsis Caapi i rośliny o nazwie Chacruna (Psychotria viridis), chociaż używa się także roślinki Chiliponga. W każdym razie po zmiksowaniu tych dwóch roślin, w procesie syntezy alkaloidy wydzielane z Psychotrii zamieniają się w czynny składnik psychoaktywny - dimetyletryptaminę. W efekcie gotowa Ayahuasca zawiera pewne ilości tej dimetylotryptaminy (DMT).
DMT to najpotężniejsza (nie licząc gabońskiego korzenia tabernathe - ibogainy) substancja zmieniająca świadomość, jaka znana jest człowiekowi. Jest oczywiście prawnie zakazana. Jednak wedle tych restrykcji wszyscy powinniśmy być aresztowani i siedzieć w więzieniach, ponieważ wytwarzamy DMT w naszych mózgach. Mamy gruczoł o nazwie szyszynka, który produkuje dimetylotryptamine. Nasza przygoda z tą substancją zaczyna się w 49 dniu płodowym. Nasze tworzące się wehikuły (ciała) pływają sobie w łonie matki już niecałe dwa miesiące i wówczas zaczyna się u nas wykształcać właśnie szyszynka i produkcja DMT. W ciągu całego życia produkujemy ją w głębokich stanach transu i najwięcej w momencie śmierci. Właściwie to kiedy nasza świadomość odchodzi ze zużytego ciała podczas procesu śmierci fizycznej, szyszynka uwalnia wielkie pokłady dimetylotryptaminy do naszego organizmu. Dlaczego gruczoł ten wytwarza takie ilości potężnej psychodelicznej substancji ? Proste: aby świadomość mogła zostać wręcz wypchnięta do przestrzeni astralnej i stamtąd dalej w kolejny etap podróży. Według moich badań i obserwacji szyszynka jest fizyczną manifestacją pojawienia się ducha w ciele. Według wielu tradycji nie tylko indiańskich, ale także starożytnych wschodnich, sumeryjskich, egipskich - szyszynka symbolizowała trzecie oko - bramę międzywymiarową pomiędzy ciałem, a światami niefizycznymi. Według wielu starożytnych tradycji dokładnie 49 dni potrzebuje dusza, świadomość, zindywidualizowana forma energetyczna (lub jak kto chce to tam sobie nazwać), by wejść w ponownie w ciało między kolejnymi inkarnacjami. Obecnie nauka (biologia, fizyka, psychologia i inne) nierozerwalnie łączą się z ezoteryką i uznaje to coraz więcej naukowych autorytetów Smile
No i kiedy wypijamy Ayahuasce, stężenie dimetylotryptaminy osiąga poziomy bardzo zbliżone do tych ze stanu fizycznej śmierci. W efekcie kodowanie DNA i cały organizm przestawia się (jest niejako oszukane) na wzór śmierci. Jest to czysta biologia. Nie w tym żadnych narkotyków, ani szarlatanerii, jedynie naturalne procesy chemiczne, które czekają każdego z nas w tym wyjątkowym dniu. Dlatego właśnie ceremonie odbywają się nocą. Kiedy zamykasz oczy, czujesz, że DMT rozlewa się w Twoim umyśle - nasza świadomość rozpina się poza ciało. Doświadczamy najprawdziwszej fizycznej śmierci na własnej skórze. Możemy zajrzeć za kurtynę śmierci, a jest to dopiero początek do nauki i przepięknych podróży po drugiej stronie Smile
Jest taki gość, który zwie się Pablo Amaringo. Przez wiele wiele lat był znakomitym szamanem-curandero. Poświęcił swe życie malarstwu i przedstawia w swych obrazach to co widział podczas podróży ayahuascowych. Wpiszcie w guglach Pablo Amaringo - polecam jego niesamowite prace. Oczywiście opisać i przedstawić się tego nie da w odpowiedni sposób. Nasze 5-zmysłów nie jest w stanie przekazać ani odebrać takich informacji. Wyobraźcie sobie, że po drugiej stronie nasza świadomość nie jest skrępowana przez EGO i mózg. Kiedy spotykamy jakąś istotę lub odbieramy lekcje, która przekazuje nam informację składającą się np. z kilku milionów niewerbalnych wyrazów i później mamy to opisać w kilkudziesięciu tysiącach werbalnych terminach, które składają się na cały nasz język - to chyba łatwo dostrzec trudność Smile Pozdrawiam podróżników i pozostałych Smile
A teraz kilka wyjaśnień, bo pojawiły się tu w temacie przekłamania:
DMT w mózgu to tylko niepoparta dowodami teoria. DMT wykryto w tkankach ludzkich, bodajże w którejś tkance łącznej i prawdopodobnie spełnia tam jakąś rolę kompletnie niezwiązaną z układem nerwowym, podobnie jak serotonina obecna w uszkodzonych naczyniach krwionośnych.
Spożycie produktów z tyraminą powinno się ograniczyć przed zażyciem iMAO (czyli jednego ze składników ayahuasci) i jest to prawda ale szczególnie należy ich unikać na 24 godziny PO zażyciu.
Ogólny czas gotowania powinien wynosić minimum 2 godziny, w przepisie podano półtorej co wiąże się z utratą części alkaloidów wraz z wyrzucanymi fusami.
Pić polecam na raz, bo małymi łyczkami to się zesrać można ale to już kwestia osobistych preferencji.
Płyn trzyma się około 30 minut ale niektórzy puszczają bełcika już po 10 minutach i też działa. Paw po ayahuasce jest nieunikniony, według duchownych amazońskich (mylnie nazywanych szamanami, szamani to duchowni syberyjscy) wraz z wymiocinami usuwane jest z człowieka zło, problemy, toksyny, ogółem to co psychicznie i fizycznie szkodliwe. Lepiej zwymiotować po 30 minutach i mieć przyjemną podróż niż zapętlić się psychicznie na uczuciu mdłości (a jest to uczucie potęęęęęężne) i wpaść w złego tripa.
Ruta też się nadaje, jest nawet wydajniejsza jako iMAO, a sama harmalina w jakiś dodatkowy sposób wzmacnia DMT, według wielu to właśnie ruta jest najlepszym dodatkiem.
Ayahuasca daje wrażenia bardzo zbliżone do grzybów psylocybinowych i LSD jednakże jest bardziej wizyjna, ma o wiele większe skłonności do implementowania pozytywnych zmian w życiu podróżnika, oczyszcza duchowo. Żeby nie było niedomówień: tak samo oczyszczające, uzdrawiające i mające pozytywny wpływ na całe życie tripy można mieć po LSD, meskalinie bądź psylocybinie ale ayahuasca jest znana z większej ich częstotliwości.
Mój odnośnik
Kto z Was chcialby przezyc tak niewiarygodne przezycie, ktorego kiedys juz doswiadczylismy?
I dla tych ktorzy sa juz zdecydowani
1.Mielimy oba składniki (na przyklad 5 gramow ruty i 14 gramow mimosy) w młynku, najlepiej elektrycznym. Jak donoszą agencje, młynek może ulec zniszczeniu, ponieważ Mimosa jest bardzo twarda.
2.Tak zmielone składniki (na pył) wrzucamy do garnka, zalewamy 300 ml wody (cos ponad jedną szklankę), dodajemy 250 mg witaminy C i około 50 ml kwasku cytrynowego w płynie.
3.Mieszamy i podgrzewamy, by wywar zaczął się gotować. Zmniejszamy płomień. Teraz, od chwili zagotowania liczymy 30 minut. Ma się tak gotować na wolnym ogniu (na słabym) przez te 30 minut (ma lekko bulgotac sobie). Często mieszamy. Nie może za bardzo parować, bo nic nam nie zostanie, ma mniej więcej odparować polowa, gdybyś zobaczył, ze odparowuje więcej, dolej wody (uzupełnij ubytek).
4.Kawka gotowa. Teraz ważna cześć. Bierzemy filtr lub płótno białe (chodzi o to, żeby dobrze się odcedzało, a filtrem to można czekać godzinami, dlatego płótno jest lepsze) i odcedzamy miksturę. Odcedzony płyn odlewamy do jakiegoś pojemnika, natomiast pozostałe fusy wrzucamy jeszcze raz do garnka, zalewamy taka samą ilością wody, dodajemy tyle samo witaminy C i kwasku i gotujemy przez tyle samo w ten sam sposób. Po 30 minutach znowu odcedzamy, płyn odlewany do naczynia, w którym czeka sobie spokojnie płyn z pozostałego gotowania, a fusy trzeci raz i już ostatni wsypujemy do gara i znowu ta sama procedura. Po trzecim gotowaniu znowu odlewamy płyn do naczynia mamy już płyn z 3 gotowań) a fusy wyrzucamy.
5.To już koniec. W naczyniu zaklęty jest duch. Teraz trzeba to tylko wypić. Proponuję dodać kostek lodu, wstrząsać, nie mieszać, zatkać nos i pić małymi łykami, a jak się nie da, to do dna. Ważne jest, byś utrzymał ten płyn do końca, najlepiej strawił go, a jeśli się nie da to trzymał na tyle długo (około 3-4 godzin w zależności od metabolizmu), by zadziałał.
I jeszcze kilka rzeczy. Będzie Ci się wydawało, że umierasz, to będzie taki sen (pamiętaj, najlepsze rzeczy dzieją się pod zamkniętymi oczami), ale to nieprawda, to tylko takie wrażenie. Na początek najlepiej wziąć w jakimś zaciszu z kumplami, muzyka nie jest wskazana, zresztą sam zobaczysz.
zreszta przeczytajcie caly watek, a wiele sie dowiecie POLECAM!
http://prawda2.info/...der=asc&start=0
Użytkownik ReligietoBzdury edytował ten post 01.05.2012 - 00:13