@ukryta
Ale jaki to ma w ogóle sens?
Zapytaj Boga
Nie, ale na serio, taka jest prawda, bo akurat dlaczego nas wybrał do zbawienia jest nie lada zagadką; obdarował nas tym swiatem, chce wlać w nas swoją miłosć i prowadzić do zbawienia. Sens musisz odnaleźć w swojej osobie, w swoim życiu.
Ale co z tego? Czemu sprowadzasz funkcję "duszy" tylko do wiary? To bardzo płytkie myślenie.
Dusza to częsć naszego istnienia, która po smierci ciała idzie dalej, do życia wiecznego.
Załóżmy, że miałeś bardzo trudne dzieciństwo - rodzice Cię nie kochali, bili, na podwórku też dostawałeś baty od innych, w szkole to samo. Jednym słowem, jesteś kompletną ofiarą społeczeństwa. Czujesz w sobie złość, wściekłość, nienawiść - i to nie chwilowe, nie przechodzące po jakimś czasie, tylko stałe, niezmienne, będące częścią życia. Nie umiesz się tego pozbyć, bo znasz tylko nienawiść, nie nauczono Cię miłości. Powstrzymasz się przed okrucieństwem (wobec siebie albo innych)? Wątpię.
Tak, to jest przyzwyczajenie, ale niekoniecznie ostateczne i bez możliwosci zmiany.
Tak samo jak z nieszczęśliwą miłością, widać nie miałeś jeszcze styczności ale powiem Ci, że to jednocześnie obezwładniająca tęsknota i nienawiść do owej osoby, której NIE MOŻNA po prostu wyrzucić z życia. Albo uczysz się z tym żyć, albo szukasz innych rozwiązań (samobójstwo, zemsta). Być może po jakimś czasie osłabnie, lecz zawsze ta osoba pozostanie dla Ciebie wyjątkowa.
A no miałem, a w sumie mam
I tak naprawdę w rozterce czy to przyjaźń czy kochanie, wygrało to pierwsze. Szczerze to nawet nie próbowałem, bo dużo czynników było przeciw, ale podjąłem decyzję i już jak to będę traktować. Nie czuję tęsknoty, nienawisci, potrafię się z tym pogodzić. Miłosć zamieniam w przyjaźń, osoba ta jest dla mnie ważna, więc dlatego jeżeli mogę wspieram ją, pocieszam. I być może jestem zbyt mało doswiadczony, ale wydaje mi się, że jedynym lekarstwem na zranioną miłosć, jest.. miłosć
A błędnie inni w takim przypadku mszczą się, albo zabijają się, choć szczerze to nie dziwię się, bo uleganie zbytnie emocjom to powoduje, tymczasem dzięki pokojowi ducha potrafisz przyjąć porażkę.
Przykład "nie z natury" to nic innego jak odruchy uwarunkowane przez wyuczenie. Cos takiego jak ludziska przechodzący przez pasy, i czekający na "zielone", mimo że nic nie jedzie. Ha, spotkałem bardzo fajnego psiaka kilka dni temu, który elegancko przeszedł sobie na pasach, czekając aż się ktos zatrzyma.
Przykład z natury - zachowanie wilka polującego na wiewiórki. Wilki są zwierzętami żywiącymi się dużą zwierzyną, np. jeleniami, mają odpowiednie struktury instynktów, umysłu. Reagują na ruch błyskawicznie, niemal odruchowo rzucają się w pogoń. Ale gdy zabraknie jeleni, jedzą mniejsze zwierzęta, na przykład wiewiórki. Wiewiórka ma to do siebie, że ona nie ucieka biegnąc, tylko szybko wspina się na drzewa. Gdyby wilk próbował gonić ją jak jelenia, nie udałoby mu się jej złapać. Dlatego potrafi kontrolować swoją chęć mordu, by poczekać, aż wiewiórka podejdzie wystarczająco blisko (i w ogóle odważy się zejść z drzewa przy czuwającym drapieżniku), aż będzie mógł ją capnąć. Gdyby nie umiał panować nad sobą, nie potrafiłby tak polować.
Wilki to bardzo mądre zwierzęta, ale są to metody przetrwania. Jeżeli nie to przepraszam, ale czy one nie działają na zasadzie prób i błędów? Z czasem wykształcając sobie takie metody? Tu już ma się kwestia inteligencji, bo taki wąż jak ukąsi ofiarę to nie musi biec za nią jak głupi, tylko sobie poczeka spokojnie aż padnie pod wpływem trucizny i dopiero potem ją znajdzie, na spokojnie. Bo tak marnowałby niepotrzebnie siły.
@Sykes
Zasadnicze pytanie: skoro bóg jest dla ludzi, co z resztą życia we Wszechświecie, którego istnienie, sam przyznasz, nie podlega wątpliwości ? To już nie te czasy, kiedy Ziemia była pępkiem kosmosu pełnym deferentów i epicykli krążących wokół niej. Czemu domniemany bóg musiał wybrać akurat nas ? Czym wyróżniamy się na tle reszty Wszechświata ?
Wybrał nas, bo.. tak. Nie no żartuję. Znowu pytanie o sens i dlaczego? A no nie wiem, wiem, że wybrał nas i stworzył na swoje podobieństwo - zdolnosć do kochania. Wszechswiat jest ogromny to fakt, ale czy nie jest to podoba sytuacja jak ze zwierzętami? Wydaje mi się, że potrzeba na to czasu (jak w wielu przypadkach) i wiedzy, musimy wiedzieć co to jest, czy to może tylko takie same mikroorganizmy, wtedy możemy domniemać bardziej.
Kiedyś się modliłem, byłem wychowany w wierzącej rodzinie - jakieś 5 lat temu mój wujek skończył w szpitalu po zawale. Modliłem się, błagałem, żeby przeżył - w nagrodę dostałem jego pogrzeb. Potrafisz odpowiedzieć mi, dlaczego miłosierny bóg zignorował moje prośby ? Czyżbym nie był godzien otrzymania pomocy z góry ? A może modliłem się "za słabo" ?
Druga sprawa, rok później, w wigilię moja babcia miała wypadek samochodowy. Ryczałem po nocach do poduszki, prosiłem, żeby przeżyła. Za tydzień czekał mnie drugi pogrzeb w przeciągu roku. Dlaczego wszechmocny bóg jej nie uratował ? Nie chcę słyszeć odpowiedzi "bo bóg tak chciał/to był jej czas na odejście w lepsze miejsce." Bzdura, czym miała sobie zawinić żeby zginąć ? Nie dawaniem na tacę w kościele ? A może to wielkości wprost proporcjonalne...
Straciłem wiarę i nigdy więcej nie chcę jej zyskać. Nie czuję pustki, mam się dobrze, zdrówko w normie, nic mnie nie opętało (katechetka twierdzi inaczej - cóż ).
Przykro mi, u mnie zapoczątkowało się wymieranie bliskich rok temu. W trzy tygodnie ciocia zabrała się na raka, dobra kobiecina, a konała w męczarniach, również różańce nie pomogły. W marcu po bardzo długiej chorobie i cierpieniach, gdy już miało być wszystko ok, kilka dni przed wyjsciem ze szpitala miała badania, zawał, później jeszcze kilka ataków, smierć kliniczna jej nie złamała, a tu takie cos i mnóstwo przelanych łez. I również dobra kobiecina, wierząca dosyć mocno, radyjko grało ciągle. A tu dopiero Within zaczął się modlić mocno o dobro jej duszy. Po wielu latach pragnień dopiero, rodziny jej dwóch córek żyjące w jednym domu, znienawidzone wzajemnie od wielu lat się pogodziły. Smierć bliskiej osoby, dobrze przeżyta może dać korzysci duchowe, ale także i wręcz przeciwnie, jeżeli jednak nie da się pogodzić z tym, że na każdego z nas przyjdzie czas. Ból i cierpienie po bliskich jest istotne, bo wiadomo, że to osoby, z którymi wiele przeżylismy, które kochalismy, z którymi moglismy jeszcze więcej, a czasem nie mielismy odwagi za życia powiedzieć czegos, co możemy teraz. Ale przychodzi w końcu czas, kiedy należy się z tym pogodzić. Nie pojmie się tego, dopóki nie zrozumie się, że Ziemia to nie koniec, a początek życia.
@Ill
Tamto zdanie nie było skierowane do Ciebie, ani nie mówi o Tobie. Mówi o Torku.
A no sorry, bo nie wiedziałem kim może być ta osoba, która ma "to" wiedzieć.
Użytkownik WithinTemptation edytował ten post 27.05.2012 - 15:53