"Moja" teoria spiskowa dotyczy udziału Polski, a też m.in. i Platformy Obywatelskiej, w globalnej konspiracji wielkich korporacji, ludzi wpływowych, polityków, itd., których wrzuca się do worka "Illuminati". W ogólnym zarysie przedstawia się ona następująco:
1. Prowadzone w Polsce od lat rządy lewicy, a później PO, są związane z międzynarodowym spiskiem mającym na celu zniewolenie ludzi.
2. Tzw. "socjal", czyli świadczenia socjalne, który otrzymują ludzie to koncepcja panującej w polityce mody na socjalizm i pomoc ludziom. W rzeczywistości jednak chodzi o to, żeby wychować całą armię ludzi, którzy będą zależni od państwa.
3. Zabranie "socjalu" takim ludziom byłoby równoznaczne z tym, że wyszliby oni protestować. W związku z tym, że często należą do tzw. "underclass", takie protesty szybko przerodziłyby się w bunt.
4. Bunt ten zostałby wywołany celowo w momencie, w którym rząd będzie się "chwiał", aby odwrócić uwagę ludzi od siebie i doprowadzić do zamieszek.
5. W tej sytuacji, gdy państwo by "płonęło", wystawione zostałyby do działań siły wojskowe, które przejęłyby kontrolę w Polsce, na stałe przejęłyby władzę.
Ale od początku!
1. Prowadzone w Polsce od lat rządy lewicy, a później PO, są związane z międzynarodowym spiskiem mającym na celu zniewolenie ludzi.
Jak większość forumowiczów wie, istnieją wpływowe grupy ludzi, których celem nie jest pomoc jednostkom. Nie lubię używać wobec nich haseł w stylu "teoria spiskowa" a zaraz później "rząd światowy". Dla mnie, jako dla socjologa, formowanie się takich instytucji jak np. UE jest naturalnym procesem rozwoju cywilizacji: ludzie łączą się w grupy, te w plemiona, plemiona w narody, itd. Przeraża jedynie sposób w jaki ustalane są szczegóły tego procesu globalizacji politycznej - za naszymi plecami, bez naszego zdania, nie dla nas... a przeciwko nam (chodzi m.in. o niedorzeczne prawo UE albo takie kwestie jak np. ACTA).
SLD, który miał już szansę w Polsce rządzić, swoje korzenie ma w PZPR, która była organizacją działającą w podobnych warunkach psychospołecznych jak masoneria. Nie dziwi więc fakt, że komunizmowi blisko do tych koncepcji. Zresztą w momencie, gdy Polska stała się państwem demokratycznym, oprócz rejestracji nowych organizacji jak np. "Solidarność", jak grzyby po deszczu zostały zalegalizowane loże masońskie.
W 1992 r., a dokładnie w czerwcu, obecny lider PO i premier Polski, Donald Tusk, miał szansę pokazać swoją prawdziwą twarz podczas obalania rządu Olszewskiego. Sprawa ta jest dość kontrowersyjna, albowiem przez osoby związane z obozem Olszewskiego obalenie rządu zostało wykorzystana jako propaganda. Niestety dla tych osób - nie jest tak do końca, że Wałęsa wespół z "kolesiami" obalali jedyny, prawdziwie polski, rząd... gdyż to duża nadinterpretacja. O szczegółach tej sprawy nie warto się rozpisywać, gdyż nie czas i miejsce na to. Warto jednak zwrócić uwagę na sposób, w jaki ten rząd został pozbawiony władzy i co było przyczyną jego upadku - chęć przeprowadzenia reformy lustracyjnej.
Mija kilkanaście/dziesiąt lat, a Donald Tusk staje się premierem. W "jego" państwie wszystko sypie się na głowę i warto postawić pytanie - czy nie jest to czasem celowe?
2. Tzw. "socjal", który otrzymują ludzie to koncepcja panującej w polityce mody na socjalizm i pomoc ludziom. W rzeczywistości jednak chodzi o to, żeby wychować całą armię ludzi, którzy będą zależni od państwa.
Osoby, które obecnie rządzą państwami na świecie to w większości ludzie, którzy dorastali w okresie "buntu dzieci kwiatów", wyznawały politykę miłości i w takiej, antyrządowej, atmosferze kształtowały swoje poglądy. Część z nich dorosła i dostała się do władzy... często są to osoby, które są bezpośrednimi spadkobiercami władzy/pieniędzy swoich rodziców. Te osoby miały szansę zobaczyć jak w praktyce na masową skalę działają mechanizmy motywujące człowieka. Niegdyś walczyli o ideały równości szans dla wszystkich, a dziś wiedzę tą wykorzystują przeciwko ludziom pod przykrywką pomocy (chodzi o świadomość tego jak można wykorzystać ów "socjal" przeciwko społeczeństwom).
Nas interesującą częścią tego zagadnienia jest jedna z podstawowych zasad motywacji: "potrzeba zaspokajana nie motywuje". Mówiąc prościej - gdyby w pomieszczeniu, w którym się znajdujesz, czytelniku, nagle - z niewiadomych i hipotetycznych przyczyn - zabrakło powietrza... nie kontynuowałbyś lektury, ale biegłbyś po tlen. A teraz zastanów się szczerze - ile razy w ciągu ostatnich kilku miesięcy myślałem o tym jak ważne, wspaniałe i potrzebne jest nam powietrze?
3. Zabranie "socjalu" takim ludziom byłoby równoznaczne z tym, że wyszliby oni protestować. W związku z tym, że często należą do tzw. "underclass", takie protesty szybko przerodziłyby się w bunt.
Underclass to termin określający ludzi, którzy są tak nisko w hierarchii społecznej, że nie są definiowani jako klasa w ogóle, znajdują się poza obrębem głównego nurtu życia społecznego w Polsce. Mówiąc prościej - są to zazwyczaj alkoholicy, narkomani, biedota, mafia i "gangsterka" oraz częściowo szara strefa. Nie są to ludzie "mili", a są dla standardowego obywatela ogromnym zagrożeniem.
Dzieje się tak dlatego, że świadomość bycia na dnie kreuje w ich głowie myśl, że "nie mają nic do stracenia", bo i tak już niżej upaść się nie da. Stąd ta ich "pewność siebie". Normalny człowiek, który idzie do pracy i np. ma na utrzymaniu dzieci, musi uważać. Jeśli stanie mu się krzywda, może stracić pracę, a wtedy dzieciaki i żona wylądują na bruku... nie może więc "kozaczyć", a taki stereotypowy dresiarz jak najbardziej.
Underclass żyje m.in., jeśli nie głównie, z zasiłków. Te zasiłki stanowią dla nich coś w rodzaju omawianego wcześniej, metaforycznego powietrza. Wychodzą z założenia, że "im się należy" i koniec, zupełnie tak samo jak z tlenem. Nie zwracają jednak uwagi na to skąd się biorą te pieniądze (od podatników) i nie potrafią powiązać przyczyn ze skutkami (my pracujemy, żeby oni nie pracowali [swoją drogą to chore jest...]).
Gdyby im zabrakło ich "tlenu", momentalnie wyszliby na ulice z awanturą, a że większość z nas umie sobie wyobrazić przeciętny portret psychologiczny pana lub pani z underclass... to wiemy co by się działo w miastach w całej Polsce.
4. Bunt ten zostałby wywołany celowo w momencie, w którym rząd będzie się "chwiał", aby odwrócić uwagę ludzi od siebie i doprowadzić do zamieszek.
Jednak nie oni są tutaj najważniejsi! Widziałem osoby w młodym wieku z underclass i nie powiedziałbym o nich złego słowa. Po prostu - czasami życie nie daje szansy. Smutne jest również to, że tacy ludzie zostaliby (zostaną) wykorzystani przez rząd jako "zapalnik" i przyczyna całych zajść.
Premier specjalnie doprowadza Polskę do ruiny, albowiem jego ludzie od PRu najprawdopodobniej czytali te książki, które czytam ja, a z jednej z nich możemy wyczytać:
Chyba najbardziej tu znaną ideą jest koncepcja socjologa Jamesa C. Daviesa, który twierdzi, że wybuchowi rewolucji najbardziej sprzyjają czasy, w których po okresie polepszania się warunków społecznych i ekonomicznych następuje nagłe, gwałtowne odwrócenie tych tendencji. Rewolucji nie wywołują ci, którzy od dawna i tradycyjnie znajdują się na dnie – widzą oni bowiem swoją sytuację jako składnik naturalnego porządku rzeczy. Rewolucje wywołują ci, którzy choćby trochę posmakowali lepszego życia. Kiedy niedawne polepszenie warunków ich życia ulega załamaniu i przez chwilę dostępne dobra stają się ponownie nieosiągalne, stają się one też bardziej niż kiedykolwiek warte posiadania i walki.
Źródło: Cialdini, R. B. [2007]. Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk, s. 265.
Jak może to zostać wykorzystane przez PO oraz polski rząd? Uważam, że sytuacja w Polsce od dzisiaj będzie systematycznie się pogarszała przez następne dwa lata, aby na rok przed kolejnymi wyborami nagle zmieniła się troszkę na lepszą. W momencie, w którym dojdzie do kolejnych wyborów, nowa ekipa rządząca będzie kozłem ofiarnym. Stanie przed faktem naprawiania spustoszonego kraju, który będzie wymagał radykalnych reform, a jeśli ta załoga nie będzie umiała stworzyć dobrej i silnej koalicji, będzie bezczynna i przez to cały kraj obwini za fatalną sytuację właśnie ją.
Dlaczego?
Albowiem za każdym razem, gdy obierany jest nowy rząd, naturalnie dochodzi do zjawiska podwyższenia cen. Jednak w hipotetycznej sytuacji, kiedy po PO byłoby przez ostatni rok przed wyborami 2015 r. w miarę dobrze i sytuacja się poprawiała, ludzie będą wyczuleni nawet na drobne zmiany w ich sytuacji życiowej. W tym momencie to nowa ekipa dostanie od społeczeństwa największe "cięgi", a na PO zostanie (znowu) postawiony znaczek "ok", gdyż zadziała efekt świeżości i ludzie będą pamiętać w ich wykonaniu tylko ich ostatni rok (który w porównaniu z walącym się na łeb krajem, będzie super), a nie 7 lat, kiedy to rząd Tuska systematycznie przyczyniał się do tego, żeby w Polsce było źle.
W tej sytuacji, gdy PO będzie odchodziło od władzy, czyli w niespełna 4 lata od tego momentu, będą dwie opcje, w 2015:
- władzę przejmie opozycja (np. PiS),
- władzę znów przejmie PO.
Pierwsza sytuacja już została omówiona, ale co jeśli wybory znów wygra PO, trzeci raz z rzędu? Uważa, że premier Tusk, jest tylko kukiełką, na którą spadną wszystkie gromy. Jego "5 minut" właśnie dobiega końca, albowiem ludzie, którzy pociągają na całym świecie za sznurki, chcą swój plan popchnąć dalej. To po nim widać... ostatnio ma w oczach jakiś dziwny strach...
5. W tej sytuacji, gdy państwo by "płonęło", wystawione zostałyby do działań siły wojskowe, które przejęłyby kontrolę w Polsce, na stałe przejęłyby władzę.
PO/opozycja "zmuszone" działać w celu oszczędności, z premedytacją zabiera underclass część zasiłków. Ci ludzie wychodzą na ulice i zaczynają protestować. Niedługo potem dołączają do nich chuligani, a protesty zamieniają się w zamieszki. Na fali "walki o wolność ubogich" płoną samochody, a "hoolsi" - jako świetnie zorganizowana grupa (młodzi, silni, głupi, agresywni, zorganizowani wokół klubów piłkarskich i osiedli) - wiodą w tym prym. Polskę ogarnia chaos. Naprawdę niewiele trzeba ludziom, aby zaczęli bić, gwałcić i rabować... bo wszystko to, co niegdyś było dla nich niedostępne, nagle jest na wyciągnięcie ręki - wystarczy tylko kogoś zabić. Media nie nadążą z opisywaniem ludzkich tragedii...
Oczywiście będzie trzeba temu przeciwdziałać, więc rząd umyje od wszystkiego ręce (przecież zamieszki wywołały grupy nielubiane przez większość społeczeństwa) i nastąpi pacyfikacja... ku uciesze gawiedzi, która od "protestujących" wystarczająco się wycierpi. Ponownie zostanie wprowadzony do Polski terror, ale tym razem za przyzwoleniem, a wręcz zachętą, ludzi, którzy się znienawidzą wybryki "stadionowego" bydła.
Już teraz trwa wielka kampania mająca na celu pokazywanie, że podczas protestów dochodzi do incydentów z udziałem pijanych i agresywnych ludzi... co jest jednoznaczną, ale niebezpośrednią, zachętą dla "elementu kryminogennego", żeby się w takich miejscach pojawiać. Efekt? Ludzie normalni boją się protestować, a inicjatywę mają osoby z marginesu. I o to chodzi - trzeba ich odpowiednio "wyszkolić", aby dobrze odegrali w protestach swoją rolę.
Podsumowanie:
Wszystko, co się teraz dzieje, to nic innego jak rozkładanie pionków na szachownicy przed ostatnią partią. Zamierzenia rządu są według mnie celowe i umieszczone w proponowanym przeze mnie kontekście, nabierają nowego i - co straszne - sensownego znaczenia. Ludzie, którzy są uwikłani w ten "spisek" chcą przejąć w tym kraju władzę i na nowo wprowadzić w Polsce system totalitarny.
W związku z tym, że obecne czasy różnią się od tych sprzed 1990 r., nowe pomysły na ograniczenia mas ludzkich wprowadzane są znacznie bardziej subtelnie i płynnie. Władza ma do dyspozycji potężną machinę w postaci mediów, polityków, wojska, policji, mafii i innych grup społecznych, które mimowolnie zostaną przez rządzących zmuszeni do odegrania swojej niechlubnej roli.
Jeżeli taki scenariusz rzeczywiście będzie miał miejsce i spełni się na naszych oczach, będzie to miało jeden zasadniczy plus: Polacy jak na dłoni będą mieli ludzi, którzy ich w to wszystko wrobili, a to doprowadzi do utworzenia się (nielegalnej) opozycji, która w przyszłości rozpocznie proces reform, które - miejmy nadzieję - zmienią oblicze tego kraju.