Cześć. Chciałam Wam opowiedzieć moje 2 ostatnie dziwne sny. Takich snów bez sensu, dziwnych, czy strasznych, chce się powiedzieć porytych, mam dość sporo... Aż zaczęłam poważnie myśleć o "Dzienniku Chorych Snów" w postaci bloga Cóż. Jazda.
1. Siedzę w pustym pokoju, żadnych drzwi, okien, żadnego światła, mimo wszystko jest jasno. Ściany są niby białe, a raczej mają być, ale od kurzu i starości są już dość poszarzałe. W pokoju poza mną jest tylko łóżko i... dwójka dwóch mężczyzn. Jednego z nich widzę, jest całkiem nagi, stoi tyłem do mnie. Drugi musi stać przed nim, nie widzę go, a tylko słyszę. Nie ruszam się, nie nie mówię, nie robię. To jeden z tych snów, gdzie jesteś tylko i wyłącznie obserwatorem. Nagi mężczyzna cicho szlochał. Ten drugi, cholera wie, czy mężczyzna, czy może tylko głos, powiedział "Nie płacz. Dlaczego płaczesz? Nie płacz już, przecież jestem przy Tobie. Jestem przy Tobie". Po tych słowach nagi mężczyzna, a raczej chłopak, przeszedł na drugi koniec pokoju, po czym odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Jego spojrzenie było tak smutne, martwe... Jakby nie wiem, jakby stracił już nadzieję i wiarę we wszystko. Patrzył tak na mnie dopóki się nie obudziłam. Bez słowa.
2. Spacerowałam po terenie szkoły. Było koło 4-5 nad ranem, wnioskuje po tym, że było jeszcze lekko ciemnawo, jak to zwykle o tej porze podczas wiosny, wczesnego lata. Spacerując sobie spokojnie między budynkami, zauważyłam, że przygląda mi się jakiś starszy typ stojący na balkonie (takim balkonie z którego można zleźć po schodach, nie wiem czy to się jakoś fachowo nazywa, na pewno nie patio, ni taras, bo na wysokości około 1 piętra.) szkolnego schroniska młodzieżowego. Jego spojrzenie, wyraz twarzy i zachowanie były... Typowe dla randomowego pedofila. Przyspieszyłam kroku. Ruszył za mną. Szedł coraz szybciej, więc i ja przyspieszyłam. W końcu zaczęłam biec. W pewnym momencie, gdy nie wiedziałam, dokąd uciekać, zatrzymałam się i obejrzałam. Nie było go. Ale wiedziałam, że gdzieś się na mnie czai. Zauważyłam, że w domu nauczycielskim w jednym mieszkaniu świeci się światło. Zadzwoniłam do drzwi, chcąc się schować przed tym typem. Otworzył mi jakiś gość koło 40, ogromny mięsień piwny, biała, brudna koszula i stare, wytarte spodnie. Wyglądał jak typowy Ferdynand Kiepski. Zapytał, o co chodzi. Przez chwilę wahałam się, czy mu powiedzieć prawdę, czy coś ściemnić. A może uciekać dalej? Co, jeśli on też jest zbokiem? Dzwoniąc do drzwi miałam nadzieję, że zobaczę pedagoga płci żeńskiej, a nie jakiegoś oblecha. Miałam już zaczynać wkręcać mu jakieś bajki, ale ktoś w tym momencie zapukał do jego drzwi. Zanim otworzył, podszedł do ogromnej patery stojącej za drzwiami, i wziął z niej... Ziemniaka. Przed progiem stała starsza kobieta. Była przerażająca. Chuda, blada, miała nienaturalnie niebieskie oczy, i spojrzenie takie, jakby czytała w Twoich myślach. Była ubrana w czarną, długą sukienkę i miała kaptur na głowie, spod którego wystawały siwe, prawie mleczno białe włosy. Wypowiedziała jakąś dwustrofową rymowaną przepowiednię. Mężczyzna dał jej ziemniaka, ona ukłoniła się w podziękowaniu za jedzenie i odeszła. A ja... Razem z nią. Stanęłam przed budynkiem i pomyślałam sobie "***, co tu jest grane?!". Chciałam dostać się do technikum. Tam byłabym bezpieczna. Wolno, cicho i ostrożnie szłam w kierunku drzwi wejściowych. Rozglądałam się dookoła, nikogo nie było. Naciskam klamkę... Drzwi zamknięte. "Pięknie, ***. Pięknie! Cóż, jest jeszcze gimnazjum, może już otwarte". Odwróciłam się, i zobaczyłam, że na ławce siedzi mały chłopiec, podkulone nogi, jakieś... martwe spojrzenie, i przygląda mi się. Przestraszyłam się i szybko ruszyłam w stronę gimnazjum. Po chwili obejrzałam się znów, a chłopaka na ławce nie było. "OK. Nie mam więcej pytań..." Podbiegłam pod gimnazjum, nacisnęłam klamkę i ku mojej uciesze drzwi okazały się być otwarte. Weszłam do środka. Było nienaturalnie cicho. Za cicho. Bardzo, bardzo niepokojąca cisza. Sprawdziłam parter - pusto. Weszłam na piętro. Cicho, tu chyba też nikogo nie ma. Doszłam do holu i... Przeraziłam się ponownie. Na ławkach siedziały dzieci w wieku mniej więcej 10 lat. Kolejno, chłopiec, dziewczynka, chłopiec, dziewczynka, chłopiec, dziewczynka, i tak dalej. Siedzieli prosto, nieruchomo, z rękami na kolanach i patrzyli się na mnie z dziwnie miłym uśmiechem. Wszyscy byli ubrani w staromodne, czarno białe mundurki szkolne. - Przepraszam, nie wiecie może, nie widzieliście kogoś z technikum? Kogoś starszego? Jakiegoś nauczyciela? Wszyscy popatrzyli za okno. Uśmiechy z ich twarzy zniknęły. Po chwili znów spojrzeli na mnie i chórem, jakby się zmówili, odpowiedzieli "Oni już odeszli". Wybiegłam z gimnazjum, stanęłam na dziedzińcu, i pomyślałam sobie... Dafaq?! Obudziłam się. Ten sen naprawdę mnie przeraził.
7.4 Zabronione jest stosowanie wulgarnego języka.
Blitz Wolf