Śniło mi się, że byłam w szkole (na tym miejscu w rzeczywistości stoi biedronka, taka tam ciekawostka ) i nagle usłyszałam strzały. Uciekłam i schowałam się w składziku, zamknęłam drzwi od środka magią Chwilę potem ktoś szarpał za klamkę. Po jakimś czasie wyszłam, mijałam ciała ludzi. Wzięłam jakąś żółtą wielką pokrywkę i zasłoniłam się nią jak tarczą. Napastnicy jakby mnie nie widzieli. (pokrywka niewidka ) Już byłam prawie koło wyjścia, ale napastników było więcej więc stanęłam w kącie między ścianą a łóżkiem (nie wiem po co w szkole było łóżko, ale ok ) cały czas zasłaniając się pokrywką. Aż nagle wszedł chłopak, który miał białe włosy (taki identyczny Jack Frost ze strażników marzeń). Skierował się od razu do mnie (wtf, pokrywka się zepsuła?!), chwycił za moją pokrywkową tarczę i odrzucił ją na bok, popatrzył się chwilę i kazał mnie zabierać. Ja oczywiście protestuję bo miałam już wychodzić i w ogóle spieszę się do koleżanki na ulicę obok. A on na to że nie zdążę, bo już tu jedzie wojsko. Na co ja mu odpowiedziałam, że wezmę lornetkę i się przekradnę ostrożnie (yyy przecież ja byłam napadnięta, czego miałam bać się wojska...). No to on idzie ze mną. Potem przeskok i widzę że stoi koło kiosku, a w środku jest jakaś dziewczyna. Kiosk był wypełniony wodą. Podeszłam do niego i pytam czy jak mu coś pokażę to mnie puści wolno, zgodził się. Pokazałam jak świeci moje gardło (taka jakby kula światła na dole gardła od zewnątrz). On zrobił oczy jak 5 zł i zamilkł. Nachylił się nade mną i zaczął mówić w dziwnym języku, a jego gardło także zaświeciło się.
Czary! Okazało się, że jest trytonem, ta dziewczyna w kiosku też i ja także... I uciekają przed jakąś organizacją, która chce na nich robić eksperymenty. Znów przeskok i siedzą u mnie w kuchni. Robię im kawę zbożową bo zwykłej nie mogą pić. Podaję dla dziewczyny, bierze łyka, błogo się uśmiecha :3 i bardzo dziękuje, mówiąc, że miło iż pamiętałam że to właśnie taka kawa. Potem znowu przeskok i widzę że ich złapali. Mnie też, ale w innym miejscu, w taką dziwną roślinę, która oplotła mnie całkowicie w pnącza. Wiem że śpiewałam i pnącza marzły i puszczały. Potem przeskok i widzę jak płynę w mieniącej się fioletem wodzie, słyszę przepiękną muzykę, widzę jakieś glony i ogromne cztery nogi które szły po dnie. Te nogi należały do przeogromnego jakby brokatowego, świecącego fioletowego konia który zaczął mówić, że na pewno mi się uda i koniec snu (no nie dowiedziałam się czy ich uwolniłam... ).
Użytkownik Ania:) edytował ten post 19.02.2018 - 11:57