Nie wiem dlaczego inni pomijają ten argument. Może dlatego, że już wielokrotnie było to już wyjaśniane i niektórym już nie chce się na okrągło pisać jednego i tego samego.Widzę , że dwa ciche dni i znów się zaczyna. Pominięcie kilku ważnych argumentów i kolejne zasypywanie linkami przez Aquilę, Staniq, itd. Odniesie się ktoś do zdjęć ludzi przy wyrwie miejsca wlotu samolotu? Rdzeń stopniał pod wpływem temp. a ludzie jakoś nie?
Dlaczego pomijacie ten akurat bardzo logiczny argument? Obecność ludzi na tym poziomie świadczy o braku tak ostrych warunków wewnątrz budynku. Skoro ich nie było, to budynek nie miał prawa zawalić się od "pożaru". W takim razie pozostaje jedyna opcja - ktoś się postarał o zawalenie.
Zaspokoję jednak Twoją ciekawość. Wyjaśnienie jest dość proste.
Samoloty uderzyły w budynki przy szybkości kilkaset km/h. Samoloty zawierały paliwo, które poruszało się z tę samą szybkością. Po uderzeniu w budynek i rozerwaniu zbiorników owe paliwo uległo rozproszeniu wewnątrz budynku tworząc z powietrzem mieszaninę wybuchową. Paliwo to nie rozproszyło się równomiernie, ale kontynuując swój pierwotny ruch (zasada zachowania pędu) przemieściło się głównie w głąb budynku i dalej, na jego przeciwległą względem dziury wlotowej, stronę. To tam wybuchły i występowały najintensywniejsze pożary. To tam doszło do największych spowodowanych pożarem odkształceń konstrukcji. To tam rozpoczął się kolaps. Wszystko dokumentują zdjęcia i filmy. Rejony otworów wlotowych były względnie znośnymi i zwykle wolnymi od intensywnego ognia miejscami. Zresztą, czy w bezpośrednim sąsiedztwie owych ludzi widzisz jakieś ogniska intensywnego pożaru?
Odpowiadając Aquili:
Zdjęcie kobiety (Edna Cintron) opartej na o kolumnę w otworze wlotowym WTC 1 wykonano ok 9:30, 45 minut po uderzeniu i ok. godziny przed zawaleniem. Autorem zdjęcia jest Roberto Rabbane.
Rozumiem, że Ty w przeciwieństwie do mnie dokonałeś pełnej analizy wypadków? Stworzyłeś kratownicowy model budynków, zaprojektowałeś modelowe samoloty, następnie przeprowadziłeś symulację uderzenia i wszystkich jego późniejszych następstw? I w wyniku tego wyszło Ci, że oficjalna wersja zawalenia budynków nie trzyma się kupy?Mariush ma tendencje do zbytniego upraszczania wszystkiego. Efekt jest taki jak wyciąganie drzazgi toporkiem. Drzazgi nie ma, ale palca też nie. Ten budynek, który pokazałem na filmie też miał środek ciężkości w sobie, bo nie o środek ciężkości tu chodzi, tylko o moment pędu, który się pojawia w skutek utraty części punktów podparcia i sztywności konstrukcji zarazem.
A jeśli chodzi o mnie, to masz częściowo rację - upraszczam część rzeczy. Złożoność całego zagadnienia, ograniczoność czasu i możliwości nie pozwala na więcej. Ważne jednak jest tu to, aby robić to z głową. Upraszczać, ale zarazem oceniać, jak owe uproszczenia wpływają na otrzymane rezultaty. Ja robię tak zawsze. Jestem świadom, że jeśli wykonuję jakąś przybliżoną analizę, otrzymuję przybliżone rezultaty. Ale to bardzo często wystarcza. Wystarcza, aby rozprawić się z wieloma argumentami spiskowych teoretyków.
Gdybym miał użyć Twojego porównania:
Czasem najważniejsza jest kwestia pozbycie się samej drzazgi.
Palec, w którym ona tkwi, ma już pomniejsze znaczenie.
Piszesz o upraszczaniu, a sam to robisz. Choć nie wiem, czy nie jest to już nawet manipulacja.Co do braku wybuchów na filmach, to nie wiem czy Shyam Sunder z NIST jest taki głupi czy tylko udaje. Proste urządzenia nagrywające z 2001 roku, którymi kręcono amatorskie nagrania, typu komórki i tanie kamerki mają pasmo przenoszenia, które nie jest w stanie utrwalić dźwięków o niskich częstotliwościach takich jak wybuchy czy grzmoty. Efektem będą tępe odgłosy ledwo przypominające wybuch, a nie ogromny hałas
Przecież to oczywiste, że w analizie fonoskopijnej nagrań standardowo uwzględnia się parametry pracy urządzeń, za pomocą których dokonano rejestracji dźwięku. Twoje powyższe uwagi są całkowicie bezpodstawne. Sugerowanie, że analiza nagrań polegała na zwykłym przesłuchiwaniu zapisu audio i szukaniu hałaśliwych odgłosów wybuchów jest niepoważne.
@BadBoy
WTC nie zawalały się pefekcyjnie. Było w tym wszystkim wiele nieprzewidywalnego chaosu. Niestety, zwykle dobrze ukrytego pośród tumanów pyłu. Po pierwsze tym, co głownie się zapadało w wieżach, były podłogi. Ich łączniki z kolumnami rdzenia i ścian zewnętrznych może i wytrzymywały obciążenia statyczne, ale z nieporównywalnie większymi obciążeniami dynamicznymi, które wystąpiły podczas kolapsu, szans nie miały już żadnych. W tym wybitnie nierównym pojedynku ich istnienie można było praktycznie pominąć. Wieże zawały się niejako w środku - główny front kolapsu przebiegał w obrębie podłóg części biurowej wież.
Kolumny ścian zewnętrznych budynków w znacznym stopniu rozpadały się w wyniku odkształceń będących bezpośrednim następstwem zapadnięcia się podłóg. Uszkodzone, pozbawione stabilizującego wsparcia ze strony kratownicowej konstrukcji podłóg, ściany nie były w stanie utrzymać pionu. Deformując rozpadały się, spadając nierzadko na powierzchnię ziemi w postaci wielkich, nawet kilkusettonowych fragmentów (pojedynczy panel zewnętrzny waży ponad 9 ton). Jeden totalny bezład:
http://www.youtube.com/watch?v=iedoXvTvO18
Podobnie cierpiały rdzenie. Górne ich partie rdzeni zostały zniszczone głównie przez zapadające się szczytowe partie obu budynków. Niżej było już nieco lepiej. Znaczna część rdzeni obu wież (ok. 50 pięter) w lepszym, lub gorszym stanie przetrwała główną fazę kolapsu. Oczywiście, uszkodzone, odkształcone i pozbawione wsparcia pozostałej części budynku długo postać nie mogły:
http://www.youtube.com/watch?v=7W0-W582fNQ
Do perfekcji dużo tu brakuje.