Rzeczywiście bardzo ciekawy artykuł. Choć trochę szkoda, że w języku angielskim, bo przez to nie każdy na forum będzie mógł lub chciał go przeczytać. /Podaję link do artykułu, bo ten wstawiony przez autora nie działa/
Futile Confrontations Between Theists and Atheists; profesora Ludwika KowalskiegoZa niezwykle trafne uważam Twoje porównanie teologii do matematyki - gdzie w obu przypadkach kluczowe role w kontekście budowania pewnych twierdzeń (czy to teologicznych czy matematycznych) pełnią dane
aksjomaty.
Z kolei zdajesz się nie zgadzać z Robertem Johnem Russell’em, który mówił o konieczności współpracy między naukowcami i teologami. Sam wskazujesz na potrzebę wytyczenia – i co ważne:
zrozumienia - granic pomiędzy tymi skrajnie różnymi strefami, gdzie z jednej strony mamy ‘reprezentację’ świata materialnego w postaci nauki, a z drugiej - świata duchowego w postaci teologii. Według mnie bardzo słuszne założenie.
Z kolei do tego fragmentu…
The methods of validation and refutation used by scientists and theologians are sufficiently different to justify separation rather than cooperation. Separation will allow theists and atheists to rethink and reformulate basic ideas and methodologies. Until this happens, scientists should not participate in debates about the spiritual world, unless they happen to also be theologians. Likewise, theologians should not participate in debates about the material world, unless they happen to also be scientists. Debates about ways to eliminate existing conflicts might last decades, if not centuries. They are likely to be more productive if conducted separately.
… mam małe wątpliwości – szczególnie do ostatniego zdania. Dokonujesz jasnego podziału na teologów i naukowców, którzy powinni ograniczyć się do debatowania w swoim gronie (przynajmniej do czasu), co powinno być bardziej owocne dla każdej ze stron. Osobiście uważam trochę inaczej.
Oczywiście doskonale byłoby, gdyby rozmowy pomiędzy tymi teoretycznie ‘wrogimi’ grupami miały zawsze głęboki sens i były wielce produktywne, a ich uczestnicy świadomi tego, że postrzegają świat na skrajnie różne sposoby - gdzie różnice objawiają się w m. in. metodologii. Z drugiej jednak strony ten podział postrzegania rzeczywistości na sposób teologiczny i naukowy jest nieuniknionym następstwem wynikającym z natury tych dyscyplin. A natura ta u zarania dziejów była wspólna – gdy człowiek pierwszy raz zadał sobie pytanie dotyczące świata, w momencie próby odpowiedzi na to pytanie jednocześnie zrodziły się filozofia i nauka. I dopóki wiedza człowieka była z oczywistych względów ograniczona – oba terminy mogły być stosowane wymiennie. Jednak przyszedł moment, w którym należało oddzielić filozofię (a co za tym idzie, teologię), od nauki. Pytanie czy podział ten możemy zobrazować jako:
-dwie odrębne
drogi, drogę nauki i drogę teologii, gdzie człowiek musi wybrać jedną z nich
-dwie strony jednej
monety, gdzie zamiast reszki i orła mamy teologię oraz naukę, a w zależności od perspektywy jaką obrał człowiek, widzi on tylko jedną stronę toczącej się do celu monety
Według mnie dyskusje między naukowcami, a teologami są niezbędne. Nie mam tutaj na myśli ścisłej współpracy – bo aby była ona możliwa w przyszłości (o ile w ogóle taka możliwość istnieje) musiałyby zostać spełnione warunki, o których piszesz. Chodzi mi o korzyści płynące z takich dyskusji – które choć często przybierają miano niepotrzebnych „
jadowitych konfliktów o Bogu” – czasami stają się jednak źródłem impulsu wprawiającego w ruch naszą ‘
toczącą się monetę’. Gdyby całkowicie zabronić możliwości konfrontacji nauki z teologią byłby to, moim zdaniem, mniej owocny stan rzeczy. I gdyby stosowano go w przeszłości, być może do dzisiaj wszyscy wierzący uznawaliby bezsprzecznie, że świat został stworzony w sześć dni. A sam piszesz, że współcześnie większość teologów nie odczytuje tego dosłownie – w czym niewątpliwie pomógł im dorobek naukowy. I tak nauka przyczyniła się do rozwoju teologii, tak jak kiedyś filozofia umożliwiła rozwój nauce. Wbrew pozorom, niezależnie od postawy teistów i ateistów, nauka i teologia są dla siebie nawzajem siłą napędową umożliwiającą im dalszą ewolucję i rozwój.
Podsumowując – moim zdaniem nie należy popadać w skrajność i całkowicie unikać debat między naukowcami, a teologami. Nawet jeśli nie są oni do końca gotowi na osiągnięcie kompromisu. Nie zmienia to faktu, że z większością Twojego artykułu się zgadzam i czytałem go z dużym zainteresowaniem.
Mam także do Ciebie pytanie. Piszesz:
Missing an earlier introduction to God, I am very different from other theists (…)
Przyznam, że ciekawi mnie Twój ‘sposób’ pojmowania wiary, gdzie jako szanowany fizyk i antykomunistyczny działacz przeszedłeś pewnie dość długą i "kolorową" drogę do momentu, w którym z ateisty stałeś się osobą wierzącą - jednak różniącą się od innych teistów, co podkreślasz. Chodzi mi właśnie o te różnice. Wiem, że pewnie piszesz o nich szczegółowo w swojej autobiografii, ale czy nie byłoby problemem ani nie stałoby to w sprzeczności z Twoją wizją założonego tu tematu, abyś opowiedział o tym w jaki sposób można pogodzić naukę i wiarę? Jest to dla mnie kwestia niezwykle intrygująca.
Pozdrawiam.