Jeżeli ktos nie jest gotowy na bycie rodzicem to nie stwarza sytuacji, aby do tego doszlo. Bo sytuacja, gdy powstaje życie i się je bezczelnie niszczy jest nie do przyjęcia.
czysty przykład: jeżeli kobieta nie chce mieć dzieci nigdy w życiu, nie posiada instynktu macierzyńskiego, brzydzi się ciążą i broń boże nigdy nie chciałaby być w tym stanie, a antykoncepcja zawiedzie - co teraz? w Polsce operacja podwiązania jajowodów z tego co wiem poza szczególnymi przypadkami jest nielegalna, gdyż nie można "pozbawić człowieka płodności". kobieta, jej macica, jej jajowody, kurczę, jej decyzja, to powinno być w pełni legalne. a nie jest. wypadek, przypadek, nie ma stuprocentowej metody antykoncepcyjnej - kobieta ma się męczyć i nienawidzić swojego stanu przez prawie rok, usuwać jego skutki przez długi czas, marnować (jej zdaniem i w jej odczuciu) jej cenny życiowy czas na (jej zdaniem) pasożyta?
jestem za aborcją w określonych przypadkach (zagrożenie życia matki, gwałt, poważna wada rozwojowa płodu).
gdyby moja matka dokonała aborcji gdy byłam zlepkiem komórek - nie pisałabym teraz tego. i co z tego? nie istniałabym tak naprawdę nigdy, nie odczułabym tego istnienia, dlatego argument "gdyby twoja mama zrobiła skrobankę..." do mnie nie przemawia, no bo gdyby zrobiła, to ja jako ja bym się nigdy nie pojawiła.
sytuację opisaną z przykładową kobietą wyżej - cóż, ze względu na prawo uważam, że taka kobieta ma prawo dokonać aborcji. której nie musiałaby dokonać, jeśli państwo dałoby jej możliwość całkowicie dostępnego i legalnego pozbawienia się płodności.
co do tego, że katolik ma obowiązek "nawracania" w imię wiary... guzik mnie to obchodzi. wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. przykładowe pozbawienie się przez kobietę płodności - to jej wolność i jej sprawa, ale ciąża - to jest sprawa nie tylko jej, ale i partnera, poza tym mimo wszystko istnieje zarodek/płód w mniej lub bardziej zaawansowanej postaci i dlatego jak dla mnie to jest kwestia problematyczna - sama bym aborcji nie dokonała, ale uważam, że nie mam prawa mówić innym kobietom, co mają robić i żaden katolik, wyznawca islamu czy choćby wyznawca latającego potwora spaghetti nie ma prawa mi mówić (oraz innym), co ja mam robić ze swoim życiem i nie ma prawa w nie ingerować. na takie coś reaguję alergicznie.