Może zacznę od początku. Wszystko zaczęło się około 7 lat temu, kiedy przeprowadziłam się z byłym mężem do mieszkania na Belwederskiej w Warszawie. Mąż bardzo dużo pracował i nigdy go w domu nie było więc byłam przeważnie sama. Po pracy wracałam do domu i wieszałam klucze od mieszkania na wieszaku przy drzwiach a drzwi zamykałam na zamek. To był taki odruch, który miałam od zawsze, taki rodzaj małej fobii, że zawsze sprawdzam czy drzwi są zamknięte, potrafię się nawet wrócić spowrotem na 4 piętro aby się upewnić czy na pewno zamknęłąm, chociaż wiem, że zamknęłam. Myślę, że ci co mają podobnie doskonale mnie rozumieją. Tak więc pamiętam, że zamknęłam drzwi i powiesiłam klucze. Rano spieszyłam się do pracy, byłam już gotowa, troszkę zaspałam i chciałam szybko wyjść z domu. Patrzę a kluczy nie ma tam gdzie powinny być. Drzwi były zamknięte więc musiał być gdzieś w domu. Nie miałam nawet jak się wydostać z mieszkania.. Wpadłam w panikę, zaczęłam wszędzie go szukać.. zadzwoniłam nawet do mojego taty, który przyjechał prawie 20 km z drabiną, wszedł do mieszkania i pomagał mi w poszukiwaniach. Do pracy oczywiście nie poszłam bo cały dzień szukaliśmy tego nieszczęsnych kluczy. Poniważ mój mąż był w delegacji z drugim zapasowym kluczem to jedynym wyjściem było wezwać ślusarza i wymienić zamki. Minął jakiś czas.. ciągle dręczyły mnie pewne obawy z tamtą sytuacją. Ale pomyślałam, że może lunatykuję? Może wyrzuciłam klucze przez okno? To chyba było jedyne dla mnie racjonalne rozwiązanie. Chociaż nigdy nikt mi nie powiedział abym lunatykowała, nawet sny mam bardzo rzadko, śpię zazwyczaj bardzo mocno. Poza tym tata dokładnie przeszukał całą okolicę wokół okien i klucza nie znalazł.
Od tamtego czasu zaczęłam chować klucz od mieszkania do kieszeni torebki i ją zasuwać. Czasami nawet parę razy przed snem sprawdzałam, czy klucz na pewno tam jest. Któregoś dnia wstaję, wychodzę na korytarz i co widzę? Na wieszaku przy drzwiach wiszą zaginione klucze. Rrazem z moim breloczkiem. Dokładnie te same. Zadzwoniłam od razu do męża aby zapytać gdzie je znalazł, ale ten mocno już zniecierpliwiony całą tą historią z kluczami w ogóle nie wiedział o co mi chodzi, zirytował się że wmawiam mu jakieś cuda... Nawet jak wrócił do domu i na własne oczy zobaczył klucze to uznał, że boję się przyznać, że bezzasadnie wymieniliśmy zamki i że pewnie miałam je w torbie.
Ta historia dość mocno mnie przestraszyła ale z biegiem lat zaczełam troszkę wyluzowywać w tym temacie. Zamieszkałam w innym mieszkaniu,klucze z torebki znowu powędrowały na wieszak i wczoraj właśnie zniknęły mi z tego wieszaka. Właśnie jestem po wymianie zamków. Mieszkanie było zamknięte więc muszą tu być. Ale mieszkamy tu od niedawna, nie mam wielu rzeczy, wszystko przeszukaliśmy centymetr po centymetrze, włącznie z koszami na śmieci, zakamarkami, terenem w okół mieszkania.
Ja nie wiem czy ta historia nadaje się na to forum... Być może powiecie, że jestem sklerotyczką maniaczką. Może faktycznie tak jest. Dziwi mnie tylko, że takie coś przytrafia mi się tylko z kluczami.
A i jeszcze jedno.. zawsze zamykam drzwi na dwa zamki a dzisiaj jak wróciłam z pracy były zamknięte na jeden. Było to po zaginięciu kluczy ale przed wymianą zamków. Właśnie po tym fakcie zdecydowałam się je natychmiast wymienić.
Najbardziej się boję, że one znów się pojawią na tym wieszaku... tak jak wtedy. Chyba pójdę wtedy na terapię do psychologa albo zadzwonię po egzorcystę bo innych opcji nie widzę.
A co wy na ten temat myślicie?
Użytkownik Claire edytował ten post 01.08.2012 - 21:35