Sam fakt, że dochodziło w poprzednich okresach do przebiegunowań powoduje, że nie nalezy tego wykluczać. Wg Patryka jeśli za pomoca prodnicy można wzbudzić prąd elektryczny, to czyż nie logicznym wydaje się, że w chwili, gdy kierunek pola magnetycznego ziemi odwraca się, powstaje energia elektryczna o ogromnej sile? Potężny skok napięcia powoduje, że prąd o mocy miliarda woltów przechodzi przez ziemię i powietrze. Zastanawia się, co innego mogło tak raptownie podgrzać warstwy mułu, że w jednej chwili zamieniły się w skałę? Tak szybko, iż ślady po prehistorycznych kroplach deszczu nadal są widoczne po upływie milionów lat..? To bardzo ciekawe spostrzezenie bez jednoznacznej odpowiedzi wg. mnie oczywiście Pozdrawiam
Nie, to nie wydaje się logicznym. Od czterech lat uczę się elektroniki, więc jako tako wiem, co mówię - istotnie, przy zmianie kierunku pola magnetycznego może zaindukować się prąd elektryczny (na tej zasadzie działają zwyczajne transformatory), ale do tego potrzebny jest
przewodnik. Ani Ty, ani ja, ani nikt czytający ten temat nie jest dobrym przewodnikiem (ostatnio nawet badałem się z nudów omomierzem - ludzkie ciało stawia opór tak pi razy oko 40 000 omów, plus minus kilka tysięcy w jedną albo drugą stronę, więc przewodnik z niego słaby). Może to stać się w kawałku miedzianego drutu, ale do tego potrzebna jest błyskawiczna zmiana tego pola magnetycznego. Przy powolnej zmianie żadnego skoku napięcia nie będzie, bo:
> po pierwsze, zmiana będzie zbyt wolna, żeby doszło do indukcji;
> po drugie, nie będzie gdzie się ta energia zaindukować, co najwyżej padnie sieć energetyczna.
Potem kolejny błąd (mało istotny dla rozmowy, ale mnie to strasznie razi ; ) ) - pomyliłeś jednostki, kolego. Prąd to ampery (nie potrzeba dużo, 35mA [0,035A] wystarczy, żeby zabić przeciętnego człowieka), wolty to napięcie (tutaj to już zależy, 12V cię nieznacznie kopnie, przy 230V z gniazdka [broń Panie Boże, żebyś próbował] zaboli, 20 000V powali na ziemię i może zagrozić pracy serca przy dłuższym narażeniu na takie coś), zaś moc wyrażamy w watach (to już bez znaczenia - po prostu wskaźnik, jak bardzo się to wszystko grzeje). Tak dla świadomości powiem, że przy uderzeniu pioruna idzie przez powietrze kilkaset tysięcy V i nawet kilkaset A, a w dodatku dzieje się to na tak niewielkim obszarze, że można to potraktować jako punkt.
A co mogło podgrzać... Właściwie wszystko, co wytworzy wystarczająco wysoką temperaturę w wystarczająco krótkim czasie. Ale to już nie moja broszka.
Zaciekawiłeś mnie tymi śladami kropli... Możesz coś więcej napisać o tym?