Napisano 24.11.2012 - 21:32
Napisano 24.11.2012 - 23:21
"Moim zdaniem piloci nie chcieli lądować. Chcieli się naocznie rozeznać w warunkach, które są przecież zmienne i odlecieć na inne lotnisko"
"Jedną z głównych przyczyn było to, że piloci chcieli wylądować za wszelką cenę"
Napisano 25.11.2012 - 11:08
"Moim zdaniem piloci nie chcieli lądować. Chcieli się naocznie rozeznać w warunkach, które są przecież zmienne i odlecieć na inne lotnisko"
piloci chcieli wylądować za wszelką cenę
Napisano 25.11.2012 - 13:31
Skoro ja nie podaję konkretów, to jakie Ty podajesz konkrety?Poza tym patrząc na to co piszesz, widać że niewiele wiesz. Piszesz bardzo ogólnie bez podawania konkretów.
Napisano 25.11.2012 - 16:35
http://wiadomosci.radiozet.pl/Programy/Gosc-Radia-ZET/plk-Robert-Latkowskibo tam są anonim, anonim, niektóre nieodczytane, prawdopodobnie może już się do tego czasu coś udało odczytać, no został po prostu, ktoś podjął decyzję żeby jednak próbował lądować, no i nie odmówił, nie miał na tyle siły żeby odmówić i... próbował.
Użytkownik Wszystko edytował ten post 25.11.2012 - 16:45
Napisano 26.11.2012 - 08:09
Popularny
Napisano 04.12.2012 - 09:19
Pojechali po próbki. Co przywiozą?
W najbliższych dniach do Polski mają trafić próbki ze Smoleńska, na których biegli znaleźli ślady materiałów wybuchowych. Polscy prokuratorzy pojechali po nie do Moskwy. Przywieziony materiał zostanie poddany badaniom laboratoryjnym.
Próbki, które śledczy przywiozą do Polski, zostały zabezpieczone na przełomie września i października. Wtedy to polscy biegli m.in. z Centralnego Biura Śledczego specjalistycznymi urządzeniami przebadali m.in. szczątki rządowego tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.
– Uważam, że utrzymywanie w tajemnicy wyników badań zapisanych w pamięci urządzeń użytych przez biegłych w Smoleńsku jest szkodliwe dla śledztwa. Przecież mamy już przykłady niszczenia i fałszowania przez Rosjan najważniejszego materiału dowodowego, w tym czarnych skrzynek i protokołów sekcji zwłok. Mimo to liczę, że przywiezione próbki ujawnią prawdę o tragedii smoleńskiej i zgodnie z posiadanymi przez nas dowodami potwierdzą zapisaną w urządzeniach obecność materiałów wybuchowych – mówi nam Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Próbki zostały pobrane w dwóch kompletach – jeden miał być dla strony polskiej, drugi dla rosyjskiej. Podczas pobierania materiału dowodowego na lotnisku byli obecni funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, którzy od razu wiedzieli, co wykazały urządzenia, których użyto do badań.
źródło: Gazeta Polska Codziennie
Napisano 04.12.2012 - 16:45
Aż normalnie nie chce mi się tego komentować... Zabierając ze sobą do Rosji czarne skrzynki też wykazali się dobrą wolą? Co z tego, że Rosjanie oddadzą próbki wcześniej? No chyba, że to była ironia z Twojej strony?Zrobiła się afera i Rosjanie wykazali się dobrą wolą
Użytkownik Bobrov edytował ten post 04.12.2012 - 16:47
Napisano 04.12.2012 - 17:28
Napisano 05.12.2012 - 20:20
Niektóre detektory wykazały obecność trotylu na elementach wraku prezydenckiego Tupolewa - nieoczekiwanie oświadczył Naczelny Prokurator Wojskowy, pułkownik Jerzy Artymiak podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka.
Słowa prokuratora zaskoczyły nawet Antoniego Macierewicza, który myślał chyba, że się przesłyszał i poprosił o powtórzenie.
Śledczy zastrzegł, że wyniki badań wcale nie oznaczają, że na pokładzie Tu-154M faktycznie znajdował się trotyl, bo urządzenie mogło zareagować także na inne substancje chemiczne o podobnym składzie.
W czasie jednej z prób wykazał na przykład obecność trotylu po zbliżeniu do pudełka pasty do butów - słowa prokuratora przytacza IAR.
Tymczasem Jan Bokszczanin, przedstawiciel producenta spektrometrów, który także uczestniczył w spotkaniu w Sejmie, mówi, że takie urządzenia się nie mylą.
Jeżeli wskazują, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, że go tam nie było jest dla mnie równe zeru - stwierdził Bokszczanin.
Powiedział też, że dzięki dodatkowym metodom (m.in. spektrometrii masowej) można to potwierdzić w ciągu kilku godzin.Komentatorzy zauważają, że śledczy wcześniej konsekwentnie unikali stwierdzenia o odkryciu trotylu na tupolewie. Na konferencji prasowej po publikacji "Rzeczpospolitej" wyjaśniali, że ich badania tego nie potwierdzają.
Urządzenia pokazały możliwość wystąpienia związków chemicznych. To mogą być materiały wybuchowe, ale nie muszą - mówił 30 października płk Ireneusz Szeląg.
Próbki pobrane z wraku Tu-154M oraz miejsca katastrofy smoleńskiej przetransportowano w środę po południu do Polski - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. Polski prokurator odebrał te próbki we wtorek w Moskwie. Próbki trafią teraz do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Według szacunków ich badania mogą potrwać od kilku miesięcy do pół roku.
Napisano 05.12.2012 - 20:27
Napisano 05.12.2012 - 20:28
Specjalista obala wersję prokuratorów
Producent urządzeń wykrywających materiały wybuchowe obala wnioski prokuratury wojskowej. Na posiedzeniu sejmowej Komisji Sprawiedliwości Jan Bokszczanin powiedział, że jest niemożliwe, aby urządzenie rozpoznawało trotyl jako coś innego.
- Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że jeżeli to urządzenie pokazuje, że są to jony trotylu, to mogą być też jony innych substancji – oświadczył Bokszczanin. Zaznaczył, że co prawda urządzenie może się "zapchać", ale wówczas nie wyda nieprawdziwego wyniku. Jednocześnie producent stwierdził, że urządzenia, którymi prowadzono badania, to nie sprzęt do wykrywania perfum, a żeby potwierdzić obecność materiałów wybuchowych, wystarczą godzina czy dwie.
"W warunkach naturalnych (...) jeśli takie urządzenie wskazuje, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, iż nie był to trotyl, jest równe zeru" - mówił Bokszczanin. Dodał, że kwestia, w jaki sposób trotyl trafił na badane miejsce - "czy został naniesiony przez osoby mające do czynienia z materiałami wybuchowymi i mające np. zanieczyszczone ubrania" - to już sprawa śledztwa prowadzonego przez prokuraturę.
Bokszczanin powiedział też, że takich urządzeń używa około 60 państw i gdyby ich wskazania były nieprecyzyjne i miały błędy, to urządzenia te "nie byłyby kupowane i takie drogie". Poinformował też, że urządzenia te produkowane są na licencji rosyjskiej.
źródło: niezależna.pl
Panie Przewodniczący, szanowna komisjo, posłowie i wszyscy zebrani!
Chciałbym kilka słów powiedzieć na temat urządzeń, które produkuję. Chichot historii sprawia, że są to urządzenia produkowane na licencji rosyjskiej. Urządzenia te można porównać do nosa. Nos ma kubki węchowe, detektory, które pobierają opary i określają, czego te opary dotyczą. Metoda używana w urządzeniu produkowanym przez Korporację Wschód, czyli urządzeniu MO2M, polega na spektrometrii w zmiennym polu elektrostatycznym. Zasysane cząsteczki z powietrza podlegają jonizacji, poprzez źródło promieniowania - jest to tryt - i następnie są kierowane do rurki dryfującej, w której sobie dryfują w kierunku detektora. Tam wędrują zjonizowane cząstki różnych substancji. Charakterystyką dla każdego takiego jonu jest stopień ruchliwości w polu elektromagnetycznym.
Dlatego nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że jeśli to urządzenie pokazuje, że mamy do czynienia z trotylem, to mogą to być także jony różnych innych substancji. To urządzenie może być w jakiś sposób zatkane. Urządzenie wykrywa śladowe ilości trotylu, ale może być zatkane innymi substancjami. Wtedy wariuje, ale nie tak, że pokazuje trotyl. Zachowuje się po prostu w sposób niezwykle niestabilny. To się dzieje jedynie przy dużym nasyceniu innymi związkami. Takie nasycenie nie następuje w środowisku naturalnym. Jeśli urządzenie wsadzimy do acetonu ono zacznie pokazywać inne związki i nie będzie mogło rozróżnić wykrywanych substancji. Reper używany do określania związków będzie zatkany.
Natomiast w warunkach naturalnych, gdy mamy do czynienia ze śladowymi nawet ilościami - detektor 3M rozpoznaje jedną cząstkę trotylu w 100 miliardach innych cząsteczek, to urządzenie pokazuje wykrytą substancję. Jeśli to urządzenie i jeszcze inne urządzenie pokazują trotyl, to prawdopodobieństwo, że nie był to trotyl jest dla mnie równe zero.
Jak ten trotyl się znalazł? Czy on został naniesiony przez ludzi, którzy mają na co dzień kontakt z materiałami wybuchowymi i wystarczy, że mieli zanieczyszczone ubranie trotylem i mogli ten trotyl nanieść? To już nie moja sprawa. To już sprawa śledztwa.
Natomiast zakładam, że jeśli urządzenie MO2M i inne wykazały obecność trotylu, to ten trotyl tam był. Zakładam, że nie można mówić o urządzeniu z rzędu najwyższych technologii, które jest stosowane przez siły specjalne ponad 60 krajów - takich jak Francja, USA, Indie, Chiny, Rosja, Polska, że wykrywa perfumy. Gdyby one miały tak duże błędy to nie kosztowałyby tyle i nie byłyby kupowane. Te urządzenia nazywają się detektory par materiałów wybuchowych. Detektory materiałów wybuchowych, a nie detektory substancji o podobnym charakterze jonów.
Każdy materiał wybuchowy, który jest stosowany, ma swoją specyficzną ruchliwość jonów w tym kanale dryfującym. Myślę, że nie występuję w obronie jedynie detektora MO2M, ale również innych producentów, którzy specjalizują się w wykrywaniu materiałów wybuchowych. Nawet śladowych ilości.
Jeżeli został wykryty materiał albo jest podejrzenie, że wykryto materiał wybuchowy, jest mnóstwo metod, by sprawdzić, co to za materiał. Ten, kto mówił, że potrzebne są długie miesiące, żeby to stwierdzić, przesadził. W ciągu godziny czy dwóch godzin za pomocą spektrometrii masowej albo chromatografii można stwierdzić, czy tam był materiał wybuchowy czy nie. Jak znam specjalistów, którzy mają do czynienia z materiałem wybuchowym, i którzy używają dostarczanych przez nas urządzeń, to oni są profesjonalni i na pewno zabezpieczyli próbki.
źródło: wPolityce.pl
Użytkownik Shay edytował ten post 05.12.2012 - 20:33
Napisano 06.12.2012 - 01:44
0 użytkowników, 6 gości oraz 0 użytkowników anonimowych