Przypomnę tylko, że nawet ci "podludzie" czyli zwykli saudyjczycy ostro to krytykują, po prostu nie mogą nic zrobić, bo swój swego kryje na odpowiednim sczeblu. Podobnie jest u nas - znajdzie się ksiądz pedofil to każdy go potępi, a jednak afery w kościele związane z kryciem takich pedofili są wszystkim znane chyba. Jedyna różnica jest taka, że w świecie arabskim psychopaci kryjący się za religijną zasłonką nadal mają do powiedzenia ostatnie słowo, a zwykli ludzie mogą im naskoczyć.
Mnie, jako obywatela kraju zagrożonego przez islamizację, mało to obchodzi, że oni się buntują. Na to akurat nie mam wpływu kompletnie. Tak samo jak nie mam na przykład wpływu na reżim w północnej Korei - owszem, mogę go piętnować, mogę doceniać starania ludzi którzy tam, na miejscu, próbują z nim walczyć, współczuć im kiedy się to nie udaje; ale dla mnie dużo ważniejszą niestety kwestią jest to czy ten reżim nie ma zamiaru rozprzestrzeniać się tutaj.
Dlatego tym że Saudyjczycy się buntują przeciwko szariatowi podniecam się w sposób bardzo umiarkowany, a wręcz żaden. Bo obecnie mam tu ten ich szariat prawie u progu i to tym problemem powinniśmy się zająć w pierwszej kolejności.
Wiecie jaki powinien być egzamin dla islamisty wjeżdżającego do Europy? Zeżarcie parówki wieprzowej i zapicie jej browarem. Żeby nie było że jestem jakimś uprzedzonym stereotypowym ksenofobem - tak samo chrześcijanin jadąc do arabów powinien na granicy zerwać z szyi krzyżyk, opluć go, a swojej żonie założyć czarny worek na głowę. Chodzi mi o to, że nie ma nic dobrego w podkreślaniu swojej inności, wyróżnianiu się na siłę z tłumu. Chodzi o jasną deklarację gotowości do porzucenia dotychczasowych poglądów i trybu życia, aby w pełni móc się zasymilować z lokalną ludnością. Mnie tam akurat mało obchodzi czy ktoś jest biały, czarny czy żółty. Ważne, żeby nie próbował w przyszłości poślubić mojej córki i wbić jej w worek na śmieci i traktować jak psa "bo u niego w domu tak się robi". Otóż - wykropkuję żeby nie było - **** mnie obchodzi jak się u tego człowieka postępowało tysiące kilometrów dalej. U nas się tak nie postępuje. Tłumaczenia że może moja córka sama ma ochotę owinąć się w prześcieradło i dawać się traktować jak śmieć - nie przyjmuję. Bo ja jej na pewno nie wychowam tak żeby miała ochotę na taki tryb życia. Jedyna możliwość żeby się do czegos takiego dała przekonać, to pranie mózgu.
I czegoś takiego właśnie tutaj, u nas, nie chcę. I, co zauważam z radością, nie jestem w tym sam.
Wspominałem już, że jedna kumpela się "wypisała" z naszego towarzystwa. Panna zawsze była co prawda nieco szurnięta, ale jak poznała tego swojego islamca, to całkiem jej już odwaliło. Rzuciła gościa z którym była przez 4 lata, a koleś był naprawdę w porządku, pracę miał, głupi nie był, pryszczaty ani kurduplowaty też nie, nie pił więcej niż przeciętny 25-latek, nie bił jej nigdy i nie pierdział w jej obecności. Darujcie infantylno-żartobliwy opis, ale chodzi mi o to, że był po prostu normalnym, fajnym gościem, dbał o tą dziewczynę, tyrał bo widział wspólną przyszłość z nią. Po czym - panna u siebie na studiach poznała grupę zagranicznych studentów, z którymi zaczęła się pałętać, zaczęła im pokazywac wawkę, w końcu z ciekawości dała sie zaciągnąć do meczetu. Jeden z tych typów naopowiadał jej jak to islam jest wspaniały, jak tam się szanuje kobiety, jaki to by on dla niej nie był księciunio z bajki. No i po dwóch miesiącach panna zerwała ze swoim chłopakiem, zaczęła spotykać się z tamtym, przeszła na islam... Mijają już ze dwa lata od tej akcji, z tego co wiem to obecnie są już po ślubie, czy jak tam się u nich nazywa oficjalne zawiązanie dwojga ludzi; on sobie przez to załatwił obywatelstwo, siedzi u niej w domu i cały czas twierdzi że szuka pracy, a jednocześnie już planuje ściągnięcie tutaj reszty swojej rodziny. Nasza była koleżanka zaś ma już tak uprany mózg że nie dostrzego w co się wpieprzyła i mu jeszcze w tym pomaga.
I tak to postępuje. Arabusy przyjeżdżają do nas, kradną nasze kobiety (że się tak neandertalsko wyrażę), zwożą tu swoją rodzinę i rozpoczynają rozmnażanie. Przeraża mnie to, że wielu ludzi nie jest w stanie ogarnąć jakie to może długofalowo przynieść skutki. Już nawet nie mówię o czymś tak wielkim że na przykład islam stanie się dominującą religią w Europie (choć oczywiście to też mam cały czas na uwadze) ale o niby-pierdołach, które mogą się pojawić w związku z rozprzestrzenianiem się nie samego islamu jako religii, co islamu jako "stylu życia". Na przykład - w sklepach, po masowych protestach islamców, na działach mięsnych będą sobie życzyli aby stawiano oddzielne chłodnie dla mięsa wieprzowego, żeby "nie skaziło" innych mięs. W szkołach lekcje będą musiały być rozplanowane z uwzględnieniem tego że połowa szkoły co jakiś czas musi odmodlić swoje kiwanie do Allaha. Tak samo w pobliskim hipermarkecie, raz na kilka godzin kilka kas się będzie zamykało, bo panie kasjerki-muzułmanki muszą pójść sie pokiwać na dywaniku. Nasz dojrzewający syn nie będzie mógł pójsć na normalną randkę z dziewczyną która mu się podoba, bo laska będzie musiała wszędzie łazić z rodzinną obstawą. I tak dalej, i tym podobne. Pierdółki, szczególiki, które całościowo straszliwie zmienią obraz świata w którym żyjemy. Ludziom nie przychodzi nawet do głowy pomyśleć o tych drobnostkach, bo jak tylko słyszą że ktoś nie chce w swoim kraju islamu, to zapluwają się ze złosci i krzyczą że rasista, faszysta i cyklista. Ludzie myślą że problem leży tylko w uprzedzeniu niektórych grup do samej religii. Otóż, NIE O TO CHODZI. Religia, sama w sobie, mało nas (że tak sobie pozwolę samozwańczo zareprezentować wyznawców pewnych poglądów) obchodzi, mało nam przeszkadza. To schematy kulturowe, całkowicie nam obce, wzbudzają naszą niechęć.
Proponuję dla bezwzględnych tolerystów taką umysłową zabawę. Otóż, wyobraźcie sobie, że nasz kontynent zalewają nie muzułmanie, a Japończycy. Ja i mi podobni bylibyśmy temu przeciwni. Ale nie dlatego, że buddyzm czy shintō nam przeszkadzają. Japończycy mają zupełnie inny styl życia niż my. W ich kręgu ten styl się sprawdza, ale my, tutaj, w Europie, nie jesteśmy przyzwyczajeni do pracy non-stop, co u nich jest normą. I dlatego właśnie nie chciałbym japonizacji Europy, tak samo jak islamizacji - nie chodzi o religię, tylko o styl życia. Nie chcę pracować po 14 godzin, tak jak nie chcę żeby moja córka musiała nosić burkę.