Obserwuję tak sobie ten temat i zaczyna nurtować mnie jedno pytanie, na które chciałbym uzyskać odpowiedź od ktosiufa, otóż: Co się stanie ze wspomnianym bogiem, jeśli ludzie o nim zapomną i przestaną w niego wierzyć? W mojej ocenie pomijając już całą przesadnie przekoloryzowaną dogmatykę Kościoła Katolickiego (zabawne, że po dodaniu jeszcze jednego określenia na K ze skrótu otrzymalibyśmy pewną nieciekawą organizację, której to działalność odzwierciedla w całkiem niezły sposób siłową działalność owego kościoła od 4 wieku naszej ery do 17 włącznie - taka dygresyjka, a zarazem mała teoria spisku, które to, jak widzę, lubisz przytaczać
) wiara po prostu ulegnie zapomnieniu, a ów bóg najzwyczajniej przeminie i tyle, przykłady mamy w całej historii ludzkości, od jej zarania w coś wierzyła, a gdy pojawiało się coś nowego, starzy bogowie przemijali, nawet po kilku tysiącach lat "panowania" w umysłach wiernych. Egipt, Aleksandria, Majowie - a każdy od dziecka uczony był, iż to jego wiara jest jedyną, słuszną i niepowtarzalną, wszystkie inne zaś są "be". Powiedz mi zatem proszę, jaka różnica jest w tym przypadku? Może taka, że ksiądz na lekcji religii mówił coś innego? Zauważ jednocześnie, że jak zabawiał się z małymi chłopcami na zapleczu sali lekcyjnej, to później mówił też "prawdę", jednak była to już inna prawda. No to tyle jeśli chodzi o luźne skojarzenia. Zahaczę też, jeśli pozwolisz, o jakieś historyczne konkrety, żeby nie zarzucono mi, że bazując na publikacjach i własnych doświadczeniach w wywiadach, mam wypaczone spojrzenie na świat. Zgodzisz się zapewne z opinią, iż Jezus (pomijając dywagacje na temat bycia synem bożym lub nie) bez wątpienia był również postacią historyczną o ogromnych wpływach, a na ówczesne warunki medialne i dostępność informacji dla każdego, był niewątpliwie najbardziej zagadkowym i przede wszystkim inspirującym przywódcą, jakiego widział ówczesny świat. Zupełnie, jak Mesjasz, o którego nadejściu mówiły przepowiednie. Detronizował władców (w znaczeniu metaforycznym), inspirował i był natchnieniem dla milionów, tworzył fundamenty i podwaliny nowych filozofii. Jednocześnie, jako potomek królewskich rodów króla Salomona i króla Dawida (widzę, iż cytowanie biblii idzie Ci znakomicie, więc na te fakty na pewno już sam natrafiłeś), miał udokumentowane prawo do tronu króla żydowskiego. Zrozumiałym jest wiec fakt, iż dzieje jego losów zapisywały tysiące zwolenników w całym kraju. Wrócę teraz na bardziej współczesną nam płaszczyznę. Rozważano włączenie do Nowego Testamentu (dla odmiany nim się posłużę, żeby już nie unagminniać notorycznego cytowania jednych i tych samych wersów ze Starego Testamentu) ponad osiemdziesięciu(!) ewangelii, lecz ostatecznie wybrano i włączono w jego skład stosunkowo niewiele - między innymi ewangelie świętych Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Jedyne pytanie jakie się teraz logicznie nasuwa to następujące: Kto wybierał ewangelie do Nowego Testamentu? Otóż właśnie! Aż chciałoby się zakrzyknąć. To jest właśnie jeden z podstawowych paradoksów Chrześcijaństwa i jego krwiopijczej córki - Kościoła Katolickiego. Biblia w kształcie jaki jest nam dzisiaj znany, powstała za sprawą pogańskiego(!) cesarza Konstantyna Wielkiego. Domyślam się, iż jeśli jesteś na tyle biegły z historii, na ile wymagałaby rzeczowa dyskusja w tym temacie (a bez niej nie widzę sensu jego kontynuowania), zarzuciłbyś mi teraz, iż głęboko wierzyłeś w to, że Konstantyn był Chrześcijaninem. Jednak skądże. Całe życie był poganinem, a ochrzczony został dopiero na łożu śmierci, dopiero wówczas, gdy był zbyt słaby, aby zaprotestować. W czasach mu współczesnych oficjalną religią Rzymu był kult słońca (czczono
sol invictus, co w wolnym tłumaczeniu znaczy niezwyciężone słońce), Konstantyn zaś był jego naczelnym kapłanem. Niestety, zawsze coś idzie nie tak jakby się chciało. Na jego nieszczęście Rzym ogarniał rosnący zamęt religijny. Trzy wieki po ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa liczba jego wyznawców ciągle rosła i rosła. Chrześcijanie i poganie nieustannie wszczynali wojny, konflikt zaś urósł do takich rozmiarów, iż groził rozpadowi całego Rzymu. Konstantyn uznał, iż koniecznie należy coś z tym zrobić bez zbędnego zwlekania, które to i tak już zbyt długo trwało. W 325 roku zjednoczył Rzym pod sztandarem jednej religii - Chrześcijaństwa. I kolejne pytanie jakie się momentalnie nasuwa: Dlaczego pogański cesarz wybrał na oficjalną religię państwową Chrześcijaństwo? Odpowiedź jest jeszcze bardziej prozaiczna niż poprzednia. Konstantyn był nade wszystko człowiekiem interesu. I to całkiem niezłym. Wiedział, że Chrześcijaństwo to wielka, potężniejąca z dnia na dzień, z dekady na dekadę, siła i po prostu postawił na faworyta. Wielu zaś historyków do dzisiaj przyprawia o dreszczyk i zdumiewa mądrość, z jaka przemienił wielbiących słońce pogan w Chrześcijan. Włączając symbole, daty i rytuały pogańskie do budującej się tradycji chrześcijaństwa, stworzył on cos w rodzaju religijnej hybrydy, która to była do przyjęcia dla obu stron. Pozwolisz, że przejdę teraz na płaszczyznę znaczeniową, gdyż mam nadzieję, że na chwilę obecną historię mogę potraktować jako odskocznię do tego tematu. Niezaprzeczalnymi są ślady i pozostałości pogaństwa w symbolice Chrześcijan. Aureole nad głowami świętych katolickich są niczym innym jak egipskimi kręgami słońca. Pierwszymi wzorcami Maryi trzymającej w ramionach małego Jezusa są piktogramy Izydy trzymającej w rękach cudownie poczętego Horusa, jej syna. Biskupie nakrycia głowy, trójca święta, ołtarz, komunia, akt spożywania Ciała Bożego, wszystko to żywcem i "pełnymi garściami" wzięte jest z pogańskich obrzędów religijnych, sami zaś nie mamy niczego oryginalnego, niczego co byłoby nowe, no może poza sadystycznym sposobem neutralizacji naszego zbawiciela, jaki to sposób daliśmy sobie jako sztandar - mam tu na myśli krucyfiks, symbol ukrzyżowanego zbawcy, umartwionego i zdeptanego, który używany jako godło, oznaczał śmierć, niebywałe cierpienie i zniszczenie dla wszystkich tych, którzy oponowali jego jedynym dostawcom (w domyśle zabójcom), mającym jedyną licencję na prawdę i jedyną na świecie niepowtarzalną, daną przez samego Boga licencję na zmienianie tej prawdy i dopasowywanie jej do wygodnego im stanowiska - Kościołowi Katolickiemu i Krucjatom (swoją drogą Krucjaty Kościoła Katolickiego - znalazła się nasza zagubiona litera K do tej małej teorii spisku zawartej na początku mojej wypowiedzi, zabawne, czyżby jednak coś było na rzeczy?
) Przejdę dalej - jak zapewne wiesz, bo przecież na pewno przygotowałeś się do rozmowy zaczynając taki wątek i oponując w nim tak zajadle, uparcie stojąc przy swoim zdaniu, niewzruszenie odbijając wszelkie argumenty, czym właśnie zyskałeś mój podziw i chęć dyskusji, Mitra, wschodni bóg, zwany Bożym Synem oraz Świata Światłością, urodził się nie innego dnia jak 25 grudnia, po śmierci pochowany został w skalnym grobowcu, po trzech dniach zaś zmartwychwstał. Dziwna sprawa nie sądzisz, coś jakby znajomego, a jakże o wiele wcześniej się wydarzyło, co dziwniejsze, tak się jakoś "dziwnie" składa, że ów 25 grudnia jest jednocześnie dniem narodzin Ozyrysa, co jeszcze bardziej dziwne również Adonisa. Wiadomym jest, że "do brydża potrzeba czterech" więc i dokompletujemy na szybko również Dionizosa, który to narodził się tego samego dnia. Dość juz złośliwości, warto zerknąć również na inne fakty, zapewne doskonale wiesz kim był bóg Kryszna, jeśli zaś wiesz to, to wiesz również, jakie dary złożono mu w dniu narodzin? Jeśli zaś nie uważałeś zbytnio na tych zajęciach podpowiem, że były to dary z mirry, kadzidła i złota. To daje pewne domyślenia. Zarzucisz mi, że czepiam się "wątpliwych" szczegółów, dobrze, przejdę zatem do czegoś co każdy "rodowity" i nienaganny katolik wie od dziecka, od momentu gdy jest w stanie zostać wyjętym z łóżeczka, w którym sypia. Co mam na myśli? Ha! Nasz religijny Dzień Święty. Od stuleci, tydzień w tydzień, licznymi tłumami, urządzamy sobie wycieczki w jedno konkretne miejsce, co niedzielę zmierzamy ku budynkowi lokalnego kościoła, by tam posłuchać nawoływań do wpuszczenia Kościoła na polityczne salony, publicznego besztania ludzi, którzy robią cokolwiek niezgodnego z opinią lokalnego biskupa, wesprzeć nową toyotę prałata, bo ta zeszłoroczna już nie błyszczy jak kiedyś, więc trzeba zebrać na nową, jako rozgrzeszenie dostaniemy hasło przymusowego "dobrowolnego" wsparcia radia ojca Rydzyka oraz jego moherowej armii i szczęśliwi, a wielokroć wypełnieni i spełnieni odbyciem cotygodniowej tradycji, która nie wiedzieć dlaczego, bo przecież niewielu wie dlaczego w niedzielę, wracamy do domu, by zasiąść przed telewizorem, obejrzeć porządną dawkę przemocy i brutalności, posłuchać jak sąsiad bije żonę, obgadać z sąsiadką resztę sąsiadów z okolicy i tak w błogim nastroju zasnąć i czekać na następna niedzielę. Niestety i tutaj ujawnia się nasze niedopatrzenie i brak szacunku dla historii. Otóż nasz dzień święty - niedzielę przejęto od pogan(!), zupełnie co innego niż ksiądz mówił na religii prawda? Początkowo Chrześcijanie czcili żydowski szabat, czyli jak doskonale wiesz - sobotę, lecz (tu powrót do faktów historycznych) Konstantyn przesunął dzień święty tak, aby pokrywał się z pogańskim dniem czczenia słońca, a tym samym większość opisanych wcześniej wiernych chodzi na mszę w niedzielę rano, nie mając pojęcia, iż czynią tak, bo wieki temu poganie oddawali cześć bogu słońca właśnie w ten dzień. Ironiczne, chcąc mieć własną doktrynę, skalkowali wszystko od innych i przybijają to własnym logiem z umartwionym zbawcą. Pytałeś co jest nie tak z Kościołem? Wywodu ciąg dalszy, Konstantyn wiedząc iż "nowa" tradycja chrześcijańska musi zostać umocniona by była mowa o jej jakimkolwiek przetrwaniu, zwołał słynny już sobór powszechny, nazwany soborem nicejskim pierwszym, debatowano na nim nad wieloma elementami chrześcijaństwa, zaś rozstrzygano sprawy w drodze ... głosowania(!). Tak to przegłosowano datę obchodzenia świąt Wielkiej Nocy (pewnie wierzyłeś szczerze, iż od tego święta wzięło się nasze obchodzenie niedziel jako dni świętych? Co za szok nieprawdaż?) Uzgodniono tam również role biskupów, jak i udzielanie sakramentów. Najważniejszą jednak rzeczą z tego soboru, który nie był jak żaden inny, kolejny, było ustanowienie boskości Jezusa, który to do tamtej chwili postrzegany był przez swoich wyznawców jako śmiertelny prorok, owszem - wielki i potężny człowiek, jak żaden inny - jednak mimo wszytko człowiek, śmiertelnik. Ustanowienie go jako Syna Bożego zaproponowano, zaaprobowano i przegłosowano właśnie podczas tego soboru, jego świętość zaś stała się wynikiem głosowania. Co śmieszniejsze różnica głosów na „za”, była niewiele większa, co tych „przeciwko” temu czynowi, ustanowienie jednak Jezusa bogiem stało się kluczowym i niezbędnym elementem ustanowienia nowej władzy Watykanu. Ustanawiając go synem bożym Konstantyn dawał mu niepodważalną pozycję, nie do obalenia ze strony zwykłego człowieczeństwa. Akt ten nie tylko uciął zakusy pogan względem chrześcijaństwa, teraz otóż jedyną drogę do zbawienia zyskać można było tylko przez jedną oficjalnie ustanowioną instytucję - Kościół rzymski. Jeśli chciałoby się skwitować tę historię w kilku zdaniach, upiększając ją należytym sarkazmem, powiedzieć należy, iż Kościół nie tylko w przenośni, a wręcz dosłownie - ukradł Jezusa jego pierwotnym wyznawcom, a zawłaszczywszy sobie jego ludzkie przesłanie, okrył je szatą boskości, aby wykorzystać go do rozszerzania swojej władzy i wpływów gdziekolwiek to było możliwe. Postępując w ten sposób ukształtowany został obraz Chrześcijaństwa znany dzisiaj. Prosiłeś o opinię o Kościele, instytucja skażona kłamstwem od samego zarania jej historii, kłamstwo to szerzyła. Konstantyn owszem podniósł Jezusa do boskości, niestety, już nawet wtedy, istniały tysiące dokumentów opisujących dzieje Jezusa, składały się one na kronikę jego życia, życia śmiertelnika - nie boga. Konstantyn wiedział doskonale, że aby na nowo napisać "historię" potrzebuje mega silnego uderzenia, odważnego i przełomowego, w końcu od śmierci Jezusa minęły cztery wieki. "Przełomowy" krok historii chrześcijaństwa - niestety nie pierwszy i nie ostatni - zamówił i sfinansował (i nie tylko z dobrowolnych datków) nową(!) Biblię, która to pomija wszelkie ludzkie elementy Jezusa, wysuwając na piedestał jego boskość, elementy które przedstawiały go jako Boga. Żeby było ciekawiej, wcześniejsze ewangelie zdyskredytowano, zebrano i (jak to w historii Kościoła bywa nie raz) spalono. Wszyscy, którzy oponowali przeciwko nowej wersji biblii po "upgrade'owaniu" zostali wyrzuceni z grona wiernych, a z racji wyboru jaki dokonali przydzielono im nazwę od greckiego słowa heresia oznaczającego "wybór" nadając jej nowe, negatywne znaczenie. Zapytasz jakim cudem spalono wszystkie ewangelie i dokumenty z tamtych czasów zostawiając tylko te "poprawne" według kościoła? Zauważ, iż proces ten trwał od 4 wieku naszej ery niemal do dzisiaj, dopiero wolne media stanęły na przeszkodzie kościelnej cenzurze, chociaż nie do końca, czego przykładem są radio Maryja (będące obecnie w konflikcie nawet z samym Watykanem - a to Ci historia:P) czy chociażby potentat finansowy jakim jest Opus Dei. Na szczęście, w miarę "niedawno", w stosunku do tej wielowiekowej cenzury, odkryte zostały zwoje znad Morza Martwego w pobliżu Qumran, czy Zwoje Koptyjskie z Nag Hammadi, dokumenty mówiące o ludzkiej historii Jezusa, czyżby autorzy przypadkowo zapomnieli wspomnieć, iż był on bogiem? Biblie redagowali ludzie, materialiści, niejednokrotnie zazdrośnicy i lubiący dostatek, ludzie którymi kierowały władza i względy polityczne, którzy wypromowali taki, a nie inny obraz Jezusa, by wykorzystać jego wpływy i umacniając fundamenty wiary zyskać wiążącą się z tym władzę - w znaczeniu czysto materialnym nie zaś duchowym. Dość tak odległej historii i „niedomówień”, które zapewne odrzucisz nawet wgłębnie nie czytając, przejdźmy do średniowiecza. Minęło trochę czasu, upłynęło z czasem kilka stuleci i cóż mamy? Ludzie widzą, że coś jest nie "halo" z tym wszystkim, ziemie podupadają, chłopi są coraz bardziej wyzyskiwani, podatki coraz to większe, a biskupi coraz bardziej otyli, coraz bardziej błyszczy na nich złoto zakładane kilogramami, a pismo święte i dekrety papieskie coraz bardziej wskazują na to, iż wszystko co się ma, należy oddać jedynej ręce boga na tej ziemi - Kościołowi i Watykanowi. Z bogiem walczyć się nie da, bo tradycja i wiara zakazują? Cóż więc robić jak złota juz nie ma skąd wydoić, a przecież kolejne żony i kochanki biskupów i papieży są coraz bardziej wymagające, pomijając juz fakt, że zmieniają się jak rękawiczki - oto prawdziwie "pro-Boski" celibat, zgodny z wszelkimi zasadami wiary i kościoła, zaraz, zaraz, a kiedyż to Jezus nakazał celibat? A racja, Kościół to jedyny głos boga i jego syna zatem, co mówi kościół - to mówi bóg i kto się sprzeciwia, lub jest na tyle oświecony, by nie wierzyć ślepo w to, co mówi biskup, czy jego zwierzchnik - papież, winien być za swój "wybór", czyli za ową, z grecka, heresię, dla zasady spalony na stosie za czczenie szatana. Na pewno pamiętasz z religii - szatan taki koleś z rogami, często z głową koźlą lub jej demoniczną wersją, zaraz, zaraz, coś nasuwa się do głowy, racja, cóż za zrządzenie losu, przecież taki obraz na pewno widziałeś ucząc się historii, dużo wcześniej, co on przypomina, hmm, a tak! toż to jest, nie mniej, nie więcej, obraz Bafometa, pogańskiego boga płodności, kojarzonego z mocą twórczą reprodukcji, przedstawionego z głową barana, tudzież kozła, powszechnie uznawanego za symbol prokreacji i płodności. Dlaczego więc szatan, a racja, przecież Kościół mówił, że stosunki płciowe są złe, należy wstydzić się piękna ciała, należy na rzecz Kościoła umęczać się, nasz bóg, który nas tak kocha, żąda abyśmy cenili brzydotę, bo sam szatan daje piękno, które to nas kusi i nie pozwala płacić na Kościół, tylko wydawać na wszelkie dobra , z których to Kościół marny ma pożytek, przecież to pewnie dlatego sam papież ma żony i kochanki, żeby nie zmuszać biednego ludu na obcowanie z tym pięknem, on sam, jako głowa kościoła, jest jedynie w stanie przeciwstawić się tym roznegliżowanym kobietom i chłopcom(!), a biskupi i reszta mu w tym pomagają! Papież Klemens uznał zatem że głowa Bafometa to głowa diabła, i w jego rękach stała się ona symbolem wypaczenia i wszelkiego czynu przeciwko Bogu. Jednak, wracając do tematu jaki rozpocząłem, zaczęło brakować złota i dóbr, nie bardzo już też było co wycisnąć z chłopów, a przecież poza granicami wpływów Kościoła rozwija się nauka, kultura, sztuka, a przede wszystkim pomnaża się bogactwo, saraceni w ziemi świętej, która powinna być kościelna, w końcu stamtąd jest ich bóg, i syn jego zbawiciel. Cóż trzeba zatem odebrać co swoje, chociaż noga ich tam nigdy nie stała. Ruszyli zatem na kolejne krucjaty w myśl nawracania na jedyna wiarę, słuszną i zawsze zgodną z doktryną Kościoła, który to w końcu sam ustalał jej zasady (istny paradoks). Tysiące wycięto w pień, tysiące spalono za nauki niemoralne mówiące, że nie dość, że Ziemia nie jest płaska, to jeszcze nie leży w centrum wszechświata, co też ci astronomowie z Azji sobie wyobrażali, że wiedzą więcej niż sam papież - powiernik słowa bożego? Heretycy, niegodni by ich ciała położyć do grobu, przeto ucinano im głowy i rzucano by sczezły na ziemi wśród psów i robactwa. Żeby tylko wiedzieli ci "powiernicy słowa", że staną się one źródłami wszelakich chorób, które ich przetrzebią, ale zaraz, przecież papież wie to wszytko, na pewno ich uchroni siedząc na swym tronie, otoczony swoimi żonami -zatwardziały w celibacie, wdzięczny za szerzenie wiary - posyłający tysiące na pewną śmierć, palący dzieła historii, jako niezgodne z tym, co uważa, co powiedział mu bóg. Swego czasu pojawia się pewne dzieło z odległego kraju zwanego Polską, momentalnie wspiera ono czarny indeks dzieł zakazanych, a tytuł "O obrotach ciał niebieskich", będący przełomem w postrzeganiu wszechświata, przez lata jest powodem przyprawiania gęsiej skórki cenzorom Watykanu, no i ten Galileusz, cóż za bezczelność, nie dość, że umarł, więc nie ma go jak torturować, wyciąć języka, zmusić do podpisania pergaminu, iż jest heretykiem i spalić na stosie, by bóg go oświecił, to jeszcze śmie na łożu krzyczeć, że "jednak się kręci" (w domyśle Ziemia). Ruszmy zatem w głąb historii i zatrzymajmy się na dotarciu do Ameryki. Istne skaranie boskie, wszystko to nieprawda i herezja przeciwko bogu, przeklęty Krzysztof Kolumb, Amerigo Vespucci i ich następcy, jak śmieli dowieść, że jest coś innego niż granice Ziemi, z których to się wpada w otchłanie piekieł? Jak śmieli dowieść, że spalone dzieła myślicieli wschodu, te stare bezwartościowe dzieła palone przez "rękę bożą" z woli papie... Boga znaczy się, że one mówiły prawdę? No ale cóż, historia uczy, że tylko jednostki zdolne do akomodacji umieją przetrwać. Ameryka, nowe ziemie, nowe połacie, nowi ludzie i tyle wiary do wytrzebienia, tyle starych religii do "likwidacji", tyle dóbr do zabrania, a wszystko to w imię jedynego słowa bożego, jedynej prawdy o świecie. Tak się rodzi "hiszpańska inkwizycja", a wszystko to w imię boga, w imię stwórcy, o którym to żaden Indianin nie słyszał, a przecież żyją tam od stworzenia ludzkości, co tam sprzeczności, ruszamy rabowa... ratować świat, szerzyć słowo. Lata mijają, cywilizacja się rozwija, kolejne umysły zaczynają dojrzewać, pytać o rzeczy nie pasujące do tematu wiary, cóż począć? Jak to co, recepta znana od pradziejów, każda kobieta lub mężczyzna nie wierząca w ślepe upuszczanie krwi kołem tortur, biczowanie się dyscypliną, czy chociażby piękna, a nie przepadająca za biskupem, jedynego olśnienia dozna w ogniu stosu. Rozpoczynamy wieloletnie "stos"unki całopalne, nie daj boże, żeby leczyć któreś z oskarżonych umiało, czy naraziło się reszcie wioski, toż to na pewno czarownica, patrzcie ona ma kota, przebóg, czarne zwierzę, i jak się do niej łasi, na pewno go karmi a diabeł w nim siedzi, przywiążmy jej 50cio kilowy kamień u nóg i wrzućmy do jeziora, jeśli bóg jest z nią, to na pewno wypłynie, co tam, że sama waży mniej niż ów ciężki kamień, a jeśli nawet wypłynie to, dla pewności, postawmy ją na stosie, jak to przetrzyma, znaczy, że nie opuściła Boga, naszego dobrego stwórcy, a wszytko to za zgodą i pod przewodnictwem naszego biskupa. Pojawiają się też związki wolnomularskie, ludzi idących z wiedza i techniką, toż to nie zgodne z wiara, maszyny pracują, a oni nie umęczają się, należy ich wykląć i zniszczyć, niech żyją w podziemiu, w konspiracji i wiecznej tajemnicy. I tak drogi ktosiufie docieramy do współczesności, gdzie ojciec Rydzyk decyduje o tym, co złe, a co dobre, dla którego rząd gotów podstawić własne limuzyny, którego media maja wyłączność na transmitowanie najważniejszych wydarzeń w państwie. Ale żeby tylko on jeden, mamy przecież księdza, który za życia sam sobie pomnik wystawia. Zamiast wesprzeć ludzi bezdomnych, bez pracy, bez rodziny, zarówno jeden, drugi jak i duża większość woli kupić sobie nowe auta, nowe wystroje parafii, obrazy za kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Ich stać - wierni dadzą, co by mieli nie dać, przecież nie są bezbożni, a płacić trzeba. Tysiące księży idących na "pasterzy trzody pana" tylko po to, by poprzytulać się do dzieci, a jeśli nawet ogólnie ujawnionym stanie się fakt napastowania, to najwyżej biskup przeniesie ich do innej parafii, gdzie będą robili dalej to, co tygryski, w ich mniemaniu lubią, najbardziej. A to dopiero czubek góry lodowej, mam nadzieję, że chociaż zechcesz zripostować jakimiś konkretniejszymi argumentami te słowa, a nie pozostawisz ich z garstką ogólników, niedomówień i stwierdzeniem, że się porostu czepiam. Bo jeśli tak się stanie to iście prawdziwym stanie się powiedzenie – zostań księdzem, a władzę, pieniądze i kobiety będziesz miał za „bóg zapłać”. Smutna rzeczywistość, jednak co by nie powiedzieć stała się naszą rzeczywistością.