Napisano 10.03.2013 - 01:56
Napisano 10.03.2013 - 02:31
Napisano 10.03.2013 - 10:09
stupikid@
Powiem tak, masz rację mówiąc że nie wiesz wielu rzeczy.
Najbardziej mnie ciekawi ten mit powszechnej homopropagandy. Gdzie ona jest? TV oglądam sporadycznie i z homopropagandy kojarzę jednego posła geja, jednego posła transa (których ktoś wybrał w wyborach) i Jacykowa (u stylisty bycie gejem to nic niezwykłego) w TVN. Jest coś jeszcze, czy to tylko paranoja?
W tym, że jeszcze nie tak dawno homoseksualizm był uznawany słusznie za zaburzenie i nikt nie zamierzał tego zmieniać, dopiero na skutek akcji terrorystycznych homoseksualistów, komisja lekarska uległa.W czym leworęczni są mniej nienormalni niż homoseksualiści?
Użytkownik C.G.B.Spender edytował ten post 10.03.2013 - 10:21
Napisano 10.03.2013 - 10:58
Użytkownik Tenhan edytował ten post 10.03.2013 - 11:20
Napisano 10.03.2013 - 12:38
Napisano 10.03.2013 - 12:59
Napisano 10.03.2013 - 13:13
stupikid@
Powiem tak, masz rację mówiąc że nie wiesz wielu rzeczy.
Najbardziej mnie ciekawi ten mit powszechnej homopropagandy. Gdzie ona jest? TV oglądam sporadycznie i z homopropagandy kojarzę jednego posła geja, jednego posła transa (których ktoś wybrał w wyborach) i Jacykowa (u stylisty bycie gejem to nic niezwykłego) w TVN. Jest coś jeszcze, czy to tylko paranoja?
W czym leworęczni są mniej nienormalni niż homoseksualiści? Kiedyś tych pierwszych bito i zmuszano do nauki życia jak "normalny" praworęczny człowiek, bo też są mniejszością i ręcznymi dewiantami. Jak to uchodzi żeby ktoś obnosił się ze swoją perwersją leworęczną? Nie dość że siedzą tacy obok mnie i piszą bez wstydu tą lewą ręką, to jeszcze w sklepach widuję artykuły z napisem "dla leworęcznych". Oburzające...
Napisano 10.03.2013 - 15:19
Jest jeszcze Piróg, Raczek, jego chłopak prowadził randkowy program.
Na TVP2 serial Barwy szczęścia jest wykorzystywany do promocji wszelkiej "postępowości. Jest tam homoseksualista...
Każdy kto wie cokolwiek o historii świata wie, że wszystko dzieje się cyklicznie. Poprawność polityczna zniszczyła chrześcijaństwo, a wyniosła na ołtarz kobiety, które wkładają sobie przedmioty w drogi rodne oraz mężczyzn wkładających przyrodzenie z miejsce wydalania odchodów. To co jeszcze niedawno wydawało się odrażające i wywoływało chęć wymiotów dziś jest szczytem fajności. Ta sama poprawność polityczna wpuszcza masowo muzułmanów do krajów europejskich, którzy już teraz dokonują pobić tychże ludzi. Być może chrześcijaństwo ustąpi islamowi, a wtedy to on będzie wyznaczał normy, a homoseksualiści zostaną wycięci w pień. Kto dildem wojuje ten od dilda ginie.
Zawsze obrońcy dewiantów porównują odmienne orientacje do sytuacji z leworęcznością... Raczej homoseksualizm to jest całkiem inny wymiar inności i to nie jest taka sobie nic nie znacząca różnica.
uważasz,że wpływ skłonności seksualnych jest taki jak wpływ ręki,której używasz na twoje życie w wielu obszarach?
Ciekawe jeśli twoje dziecko będzie leworęczne to będzie dla ciebie tak nieistotne jak jego homoseksualizm.Jeśli tak to gratuluję otwartości ale ja i myślę,że większość widzi różnicę i to nie podobieństwo jest istotne ale właśnie różnica.
Niestety, ta tzw. sztuka to często przerost formy nad treścią i sprowadza się do tego, żeby pokazać życie skrzywdzonych przez społeczeństwo homoseksualistów. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby była to ekranizacja jedna na milion, z jakimś konkretnym przesłaniem, a nie kolejna z miliona podobnych, już bez ukrytego przekazu, a wręcz walącego po oczach.
A może czytasz gazety? W Gównie Wyborczym przy okazji każdego Święta Niepodległości na pierwszej stronie jest zdjęcie z Parady Równości
Taki zabieg, jaki można zaobserwować teraz we wszelkiego rodzaju w mediach, w psychiatrii nazywa się ODCZULANIEM.
W kwestii leworęczności - tu nie ma co porównywać. Widzisz, leworęczność była kiedyś nieakceptowalna dlatego, że była taka utarta norma społeczna, a ludzie mieli wręcz świra na punkcie tzw. normalności i zachowania twarzy wśród innych.
Napisano 10.03.2013 - 16:10
Upór deformuje z czasem samego upartego,niebezpieczna skłonność albo dewiacja .Czy twoim zdaniem leworęczność to dewiacja?Czy to figura retoryczna by udowodnić wszechwiedzę i nieomylność?C.G.B.Spender@
Jest jeszcze Piróg, Raczek, jego chłopak prowadził randkowy program.
Czyli fakt że ktoś oznajmił że jest gejem i jednocześnie pojawia się w mediach - to oznacza homopropagandę?
To jest paranoja. Ci Panowie nie latają ciągle po mediach i nie gadają o homo, Piróg powie coś o tym raz na ruski rok, Raczek powiedział o tym raz w wywiadzie a potem media zrobiły z tego aferę.
Biedroń to inna liga, ma mały rozumek i ciągle gada o uciśnieniu homo. Jacykow to attention whore i będzie gadać wszystko co tylko zwróci na niego uwagę. Grodzka, no cóż temat chwytliwy nie powiesz. Media zwąchały sensacje i wałkują bo ludzie lubią kontrowersje.
Więc reasumując, mamy:
- poseł którego jedyną strategią jest gadanie o homo.
- posłanka trans która cieszy się z okazywanego zainteresowania, a tak na prawdę jest pożywką dla mediów.
- stylistę geja który gada głupoty
- tancerza geja który nie gada głupot i o homo wypowiada się rzadko.
- kompozytora geja który nie ma programu
- partnera kompozytora który dostał angaż w podrzędnym programie w podrzędnej stacji (chłopaki z taśmy to straszny crap)
Jednak paranoja, bo taka liczba gejów/trans to grubo poniżej średniej reprezentacji homo w populacji.
Na TVP2 serial Barwy szczęścia jest wykorzystywany do promocji wszelkiej "postępowości. Jest tam homoseksualista...
Popatrzmy teraz na ranking oglądalności... Drugi najpopularniejszy serial po "M jak miłość"... Hmm. To chyba znaczy że scenarzyści dobrze wpisując się w to co ludzie chcą oglądać. Co ludzie chcą oglądać? Kontrowersje, zmiany akcji, zaskoczenia i sytuacje które ich na pewno nie spotkają w życiu. Więc ja utrzymuje że to zapotrzebowanie ludzkie na kontrowersje, a nie mityczna homopropaganda kreuje taki a nie inny obraz serialu.
Ale oczywiście wg. Ciebie dla scenarzystów najważniejsze jest przesączanie do społeczeństwa złych "postępowych" myśli i czynów, a nie wzrost oglądalności. Siedzą przebrzydłe gejuchy i mieszają w fiolkach płyny zniszczenia moralności.Każdy kto wie cokolwiek o historii świata wie, że wszystko dzieje się cyklicznie. Poprawność polityczna zniszczyła chrześcijaństwo, a wyniosła na ołtarz kobiety, które wkładają sobie przedmioty w drogi rodne oraz mężczyzn wkładających przyrodzenie z miejsce wydalania odchodów. To co jeszcze niedawno wydawało się odrażające i wywoływało chęć wymiotów dziś jest szczytem fajności. Ta sama poprawność polityczna wpuszcza masowo muzułmanów do krajów europejskich, którzy już teraz dokonują pobić tychże ludzi. Być może chrześcijaństwo ustąpi islamowi, a wtedy to on będzie wyznaczał normy, a homoseksualiści zostaną wycięci w pień. Kto dildem wojuje ten od dilda ginie.
Wybacz, ale to już jest typowa propagandowa papka z szablonu. Może chwytliwe, ale dla mnie niewystarczające merytorycznie.
Tenhan@Zawsze obrońcy dewiantów porównują odmienne orientacje do sytuacji z leworęcznością... Raczej homoseksualizm to jest całkiem inny wymiar inności i to nie jest taka sobie nic nie znacząca różnica.
No oczywiście że inny wymiar... Eee. A tak na serio to jaki inny wymiar? Tak, odpowiedz mi na to pytanie - dlaczego leworęczni to inny wymiar niż homo? Oba przypadki wiążą się z inną pracą mózgu (zaburzenie, obie czynności wykazują się odmiennym zachowaniem i preferencjami.
Padael@uważasz,że wpływ skłonności seksualnych jest taki jak wpływ ręki,której używasz na twoje życie w wielu obszarach?
Ocena wpływu jest subiektywna. Weźmy przyczyny i skutki tych dwóch dewiacji, a nie ocenę społeczną. Jak już mówiłem ocena społeczna leworęczności był jeszcze do niedawna bardzo negatywna i nijak miała się do dzisiejszej tolerancji dla leworęcznych dewiantów.
Obie są spowodowane odmiennym działaniem mózgu, obie wpływają na inne preferencje, odmienne wykonywanie czynności i w efekcie odstawanie od ustalonej normy.
Porównanie jest jak najbardziej prawidłowe.Ciekawe jeśli twoje dziecko będzie leworęczne to będzie dla ciebie tak nieistotne jak jego homoseksualizm.Jeśli tak to gratuluję otwartości ale ja i myślę,że większość widzi różnicę i to nie podobieństwo jest istotne ale właśnie różnica.
Właśnie Padael, właśnie. 100 lat temu posiadanie leworęcznego dziecka to była tragedia porównywalna do dzisiejszego posiadania dziecka homoseksualisty. Nawet dziś żyją jeszcze dość młode osoby które były zmuszane do używania prawej ręki. Niby dobrze interpretujesz fakty, ale nie bierzesz pod uwagę linii czasu i zmian przez nią powodowanych - albo je ignorujesz dla własnej korzyści.
stupidkid@
Dramatyzujesz znowu. Skrajna hiperbolizacja, uogólnianie, przesada, bardzo wybiórczy pogląd na sprawę. Szukasz tego co chcesz znaleźć.
Chcesz podpiąć pod słowo "homopropaganda" każdy ruch sprzeciwiający się ustalonemu porządkowi? Ruch hipisowski też był homopropagandą? Rock and Roll też był homopropagandą? Takie traktowanie sprawy jest bez sensu.Niestety, ta tzw. sztuka to często przerost formy nad treścią i sprowadza się do tego, żeby pokazać życie skrzywdzonych przez społeczeństwo homoseksualistów. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby była to ekranizacja jedna na milion, z jakimś konkretnym przesłaniem, a nie kolejna z miliona podobnych, już bez ukrytego przekazu, a wręcz walącego po oczach.
Co Ty wiesz dziewczyno o sztuce nowoczesnej? Kiedy byłaś ostatni raz w muzeum? Ja bywam w Mocaku czy Bunkrze Sztuki przynajmniej raz do roku i odniesień do homoseksualizmu szukać tam trudno. Znasz nowoczesnych artystów? No raczej nie, tylko powtarzasz co Ci natłukli do łba. Brawo.A może czytasz gazety? W Gównie Wyborczym przy okazji każdego Święta Niepodległości na pierwszej stronie jest zdjęcie z Parady Równości
Nikt nie karze tego czytać, możesz wybrać Dziennik Polski, albo Uwarzam Że. Dla każdego coś miłego.Taki zabieg, jaki można zaobserwować teraz we wszelkiego rodzaju w mediach, w psychiatrii nazywa się ODCZULANIEM.
Właśnie dzięki takiemu niecnemu zabiegowi sufrarzystek będziesz mogła głosować, pracować i żyć samodzielnie.W kwestii leworęczności - tu nie ma co porównywać. Widzisz, leworęczność była kiedyś nieakceptowalna dlatego, że była taka utarta norma społeczna, a ludzie mieli wręcz świra na punkcie tzw. normalności i zachowania twarzy wśród innych.
Czyli dokładna analogia. Dziękuje.
Napisano 10.03.2013 - 16:19
Poranne picie kawy to dewiacja i noszenie skarpet to dewiacja czyli dewiacja jest normalna,ale nie dla wszystkich,można mieć różne zdanie chyba a prawda bywa rozsiana po trochu w różnych miejscach i opiniach.
Napisano 10.03.2013 - 17:20
stupidkid@
Dramatyzujesz znowu. Skrajna hiperbolizacja, uogólnianie, przesada, bardzo wybiórczy pogląd na sprawę. Szukasz tego co chcesz znaleźć.
Chcesz podpiąć pod słowo "homopropaganda" każdy ruch sprzeciwiający się ustalonemu porządkowi? Ruch hipisowski też był homopropagandą? Rock and Roll też był homopropagandą? Takie traktowanie sprawy jest bez sensu.
O sztuce muzealnej wiem niewiele, nowoczesnych "artystów" (JESTĘ ARTYSTĘ. najbardziej na świecie nie lubię ludzi nadętych, bez konkretnej roboty, chociaż sama też coś tam bazgrzę) znam bardziej z tumblra i devarta, niż z wystaw; nie bywam i nie obcuję z tego rodzaju sztuką.Niestety, ta tzw. sztuka to często przerost formy nad treścią i sprowadza się do tego, żeby pokazać życie skrzywdzonych przez społeczeństwo homoseksualistów. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby była to ekranizacja jedna na milion, z jakimś konkretnym przesłaniem, a nie kolejna z miliona podobnych, już bez ukrytego przekazu, a wręcz walącego po oczach.
Co Ty wiesz dziewczyno o sztuce nowoczesnej? Kiedy byłaś ostatni raz w muzeum? Ja bywam w Mocaku czy Bunkrze Sztuki przynajmniej raz do roku i odniesień do homoseksualizmu szukać tam trudno. Znasz nowoczesnych artystów? No raczej nie, tylko powtarzasz co Ci natłukli do łba. Brawo.
To był tylko przykład. Wyborczej akurat unikam, co nie zmienia faktu, że znam. To tak jak Ty i sztuka współczesna - po prostu przeglądam gazety w sklepie, ot co. A szczególnie przy okazjach takich właśnie świąt, z czystej ciekawości, a nie obowiązku "znania",A może czytasz gazety? W Gównie Wyborczym przy okazji każdego Święta Niepodległości na pierwszej stronie jest zdjęcie z Parady Równości
Nikt nie karze tego czytać, możesz wybrać Dziennik Polski, albo Uwarzam Że. Dla każdego coś miłego.
Ach ta Twoja super analogia. Sufrażystkami mnie nie zaszachujesz, bo raz, że wychodzę z założenia, że każdy człowiek, niezależnie od płci, jeśli na coś zasługuje, to sobie to wywalczy... Równouprawnienie dla kobiet? Spoko, ale bez przesady. Dwa, że miałam na myśli, że ten niecny zabieg był i jest bardzo skuteczny przy czysto politycznym praniu mózgów, więc dlaczego by go nie użyć w przypadku tematu lansowania homoseksualizmu?Taki zabieg, jaki można zaobserwować teraz we wszelkiego rodzaju w mediach, w psychiatrii nazywa się ODCZULANIEM.
Właśnie dzięki takiemu niecnemu zabiegowi sufrarzystek będziesz mogła głosować, pracować i żyć samodzielnie.
Anasrogia. Nieakceptowalność leworęczności wynikała z utartego schematu społecznego - to tak, jak dzisiaj ze skarpetkami do sandałów, a traktowanie homoseksualizmu jako dewiacji ma swoje odwieczne, czysto biologiczne podłoże. To nie wbija się w schemat utarty przez matkę naturę.W kwestii leworęczności - tu nie ma co porównywać. Widzisz, leworęczność była kiedyś nieakceptowalna dlatego, że była taka utarta norma społeczna, a ludzie mieli wręcz świra na punkcie tzw. normalności i zachowania twarzy wśród innych.
Czyli dokładna analogia. Dziękuje.
Użytkownik stupidkid edytował ten post 10.03.2013 - 17:41
Napisano 10.03.2013 - 17:36
Użytkownik Tenhan edytował ten post 10.03.2013 - 17:40
Napisano 10.03.2013 - 21:56
Ruch hipisowski kierował się wolnością, unikaniem zakazów, a ruch ee "nowoczesny" oczekuje znormalizowania i podpięcia do schematu swego rodzaju dewiacji i przypadków demoralizacji, których nie zaakceptowaliby nawet hipisi, którzy słynęli z tego, że akceptowali wszystko, a takiej walki polityczno-medialnej by nie znieśli.
To Twoje analogie są bez sensu. Porównujesz moje sprzeciwy i niechęć wobec genderrewolucji do rewolucji kulturowej sprzed lat; gdyby dzisiejsza TAK ZWANA "rewolucja" obracała się wokół muzyki, uwolnienia się od bzdurnej polityki i sztywnych schematów, byłabym jedną z pierwszych, którzy braliby w tym udział. Ale to już nie jest rewolucja, która faktycznie dąży do czegoś, co bliskie jest humanizmowi. Rusz głową.
O sztuce muzealnej wiem niewiele, nowoczesnych "artystów" (JESTĘ ARTYSTĘ. najbardziej na świecie nie lubię ludzi nadętych, bez konkretnej roboty, chociaż sama też coś tam bazgrzę) znam bardziej z tumblra i devarta, niż z wystaw; nie bywam i nie obcuję z tego rodzaju sztuką.
Miałam na myśli sztukę w kontekście dzieł filmowych. I, jak pisałam, uderzające jest to, że wiele dobrze ocenianiych przez krytyków ekranizacji wokół tego się obraca. I nie jest to już po prostu dzieło - jest w tym, mam wrażenie, ten podtekst o konieczności pełnego równouprawnienia.
Ale co ja mogę wiedzieć, na czym ja mogę się znać, skoro nie odwiedzam przynajmniej raz do roku muzeów...
Ach ta Twoja super analogia. Sufrażystkami mnie nie zaszachujesz, bo raz, że wychodzę z założenia, że każdy człowiek, niezależnie od płci, jeśli na coś zasługuje, to sobie to wywalczy... Równouprawnienie dla kobiet? Spoko, ale bez przesady. Dwa, że miałam na myśli, że ten niecny zabieg był i jest bardzo skuteczny przy czysto politycznym praniu mózgów, więc dlaczego by go nie użyć w przypadku tematu lansowania homoseksualizmu?
Anasrogia. Nieakceptowalność leworęczności wynikała z utartego schematu społecznego - to tak, jak dzisiaj ze skarpetkami do sandałów, a traktowanie homoseksualizmu jako dewiacji ma swoje odwieczne, czysto biologiczne podłoże. To nie wbija się w schemat utarty przez matkę naturę.
Jeżeli nie widzisz różnicy pomiędzy leworęcznością a homoseksualizmem to albo jesteś po prostu tak zaślepiony albo dobrze płacą.
Gdyby nagle wszyscy stali się leworęczni to świat by się od tego nie zawalił, co to zmienia poza tym że ktoś pisze czy je drugą ręką? A homoseksualizm jednak zmienia dużo, taki ktoś nie założy normalnej rodziny
a widok dwóch takich osób jest po prostu niesmaczny
No chyba że dla Ciebie normalny byłby świat gdzie wszyscy są homoseksualistami i geje wynajmują lesbijki do rodzenia a lesbijki gejów do dania nasienia a rodzin kobieta + mężczyzna nie ma... Szczerze mówiąc tłumacząc takie rzeczy które są tak oczywiste czuje się jakbym był w jakimś wariatkowie i zastanawiam się gdzie ja żyję.
Czyli postępowość która pokrywa się z umożliwianiem ekspansji Islamu.
Teraz jest postulowanie usuwania lektur gdzie są przykłady normalnej rodziny
naskakiwanie na ludzi którzy są przeciwko aborcji czy adopcji dzieci przez pary homo
jednocześnie te osoby same zapraszają Muzułmanów
Napisano 10.03.2013 - 23:42
Właśnie, to samo dziś określacie mianem dewiacji. Seks bez zobowiązań, stosunki wedle uznania, zabawa etc. To jest to samo co czynili hipisi. Ba czasy hippisów to właśnie okres walki homoseksualistów w USA o depenalizacje (bo wtedy za to wsadzano do więzienia).
Hippisi to nie tylko muzyka, i sprzeciw wobec polityki. Gdzie narkotyki, wolny seks, rewolucja światopoglądowa? Męczy mnie to że ciągle wysysasz sobie odpowiedzi z palca.
Niestety.Cóż...
Od kiedy rozdanie Oscarów jest festiwalem? To kino offowe wzbudza kontrowersje, kino niszowe. Tam szuka się filmów, które najbardziej dają do myślenia. Oczywiście, nominacje do Oscara to też często mocne tytuły pod tym względem, jednak trochę słabsze. Jak pisałam, panuje moda na łamanie schematów i docenianie odmienności, mniejszości - dlatego taką wagę przykłada się teraz do twórców młodych, niszowych, itd. A że to jest aktualnie dość popularny nurt i ludzie "alter", o "kulturze wysokiej" (a przecież każdy chce teraz taki być...) wybierają te obrazy. A one, z kolei, coraz częściej sprowadzają się do tego, żeby nawiązać do homoseksualizmu. Nie wiem czy jest to robione tylko dlatego, żeby zdobyć rozgłos i załapać się na modną falę - choć już przemijającą - kontrowersyjności tego tematu, czy jest w tym coś z generrewolucji. A raczej jest, bo to, co pokazują, staje się schematem.Przykłady? Może Oskary idą tylko do filmów homo? A może Złote Globy? Palmy z Cannes? Przykłady proszę. Coś więcej niż Twoje widzimisię.
"Troszkę" ją znam, wyobraź sobie. Niestety, należę do tej części społeczeństwa, która nie ma ani czasu, ani pieniędzy, żeby chociaż raz do roku zajrzeć na wystawę, bo wypada znać to czy tamto. Nic na siłę. Zresztą, nie lubię ludzi nadętnych, a "artyści" i ludzie blisko obcujący ze sztuką niestety tacy są. Wolę raz do roku, jak już uzbieram kasę, wybrać się na koncert czy wakacje, wybacz; no i taka mała dygresja, mam babcię artystkę, która ma pogląd podobny, doceniana jest w okolicy mimo że nie pcha się na żaden afisz i nie próbuje dorobić się na tym.Skoro chcesz się wypowiadać o sztuce to ją chociaż troszkę poznaj.
Kiedyś kobieta na uniwersytecie to byłaby dewiacja względem norm społecznych, a nie biologicznych, mój drogi. A rola gospodyni domowej w dawnych czasach nie uniemożliwiała nauki. Co prawda, nie na uniwersytecie, ale zawsze. Nauka dla nauki i rozwoju własnego, nie dla papierka. Swoją drogą, akurat sufrażystki (nie rozchisteryzowane feministki) walczyły o to, o co i Twoi hipisi - o wywleczenie myśli społecznej z mroku na światło dzienne, o uświadomienie ludziom, że w sumie kobiety też coś tam potrafią, mimo że są słabsze i łatwiej nimi manipulować.Analogia analogiczna. Bez przesady? Gdyby nie równouprawnienie to byś teraz się przygotowywała do jedynej słusznej roli gospodyni domowej o jakiejkolwiek innej edukacji zapominając. Kiedyś kobieta na uniwersytecie to byłaby dewiacja
Nieakceptowalność homoseksualizmu wynika z utartego schematu społecznego.
Historia zna wiele kultur uznających związki homoseksualne, dodatkowo dawno oderwaliśmy się od naszego biologicznego przeznaczenia poprzez cywilizacje. Czy latanie jest naturalne? Czy poruszanie się z prędkością większą niż 40km/h jest naturalne? Czy przesiadywanie przed ekranem i rozmawianie z kimś odległym o 100km jest naturalne? Nie poruszaj tutaj aspektu naturalności, bo ludzie nie są naturalni, a z matką naturą to mają tyle wspólnego co biedronka ze śniegiem.
Napisano 11.03.2013 - 04:18
Tolerancja - TAK, promowanie, genderrewolucja - NIE.
Jako płytki i ograniczony człowiek (bo tak mnie sklasyfikowałeś)
Ja wysysam sobie odpowiedzi z palca? Nie. To robisz Ty, porównując homoseksualizm do bycia mańkutem, bo brakuje Ci naprawdę mocnych argumentów
a co innego batalia, która toczy się na tzw. wysokościach, gdzie miejsce grzeją politycy czy inni celebryci, w dodatku ze wsparciem ze strony dziwnych psychiatrów i innych specjalistów, powołujących się na naszą nowoczesność i otwartość.
Obecnie homoseksualiści mają już wszystko - akceptację, szacunek, zrozumienie.
To już nie jest tolerancja, a deptanie niepisanego prawa, które przetrwało kilka tysięcy lat - zdrowy związek to związek kobiety i mężczyzny, którzy są w stanie wydać na świat potomstwo.
Powtarzam kolejny raz, to nie jest dewiacja społeczna (te zmieniają się dość często, jak sam zauważyłeś), a biologiczna.
Jak pisałam, panuje moda na łamanie schematów i docenianie odmienności, mniejszości - dlatego taką wagę przykłada się teraz do twórców młodych, niszowych, itd.
Nie wiem czy jest to robione tylko dlatego, żeby zdobyć rozgłos i załapać się na modną falę - choć już przemijającą - kontrowersyjności tego tematu, czy jest w tym coś z generrewolucji.
"Troszkę" ją znam, wyobraź sobie. Niestety, należę do tej części społeczeństwa, która nie ma ani czasu, ani pieniędzy, żeby chociaż raz do roku zajrzeć na wystawę, bo wypada znać to czy tamto.
Zresztą, nie lubię ludzi nadętnych, a "artyści" i ludzie blisko obcujący ze sztuką niestety tacy są.
W związku z powyższym, bardziej kibicuję artystom tumblrowskim, devartowym i ulicznym, aniżeli pajacom po ASP czy samozwańczym twórcom.
Ee, widzę, że równouprawnienie kobiet w stosunku do mężczyzn jest dla Ciebie istotniejsze, niż dla mnie, kobiety.
Twoje analogie są bardziej wyssane z palca, niż moje - rzekomo - wybiórcze informacje.
Jednak traktowano to bardziej jako rozrywkę, niż długotrwały sposób na życie. Oczywistym było, że trzeba spłodzić potomków.
O, tak, rzeczywiście, wyrwaliśmy się od biologicznego przeznaczenia...
homoseksualizm dalej jest - patrząc przez pryzmat tych rozwiązań - po prostu prymitywny
Nawet, jeśli normy społeczne ulegną przemianie na jego korzyść, dzieci z tego nie będzie, nic z tego nie będzie. Może tylko przyjemność dla głównych zainteresowanych.
Seks po wiktoriańsku
Czas rządów królowej Wiktorii nazywa się epoką pruderii. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że była to także epoka czystości. Seksualność, którą wciśnięto w zbyt ciasny gorset, szukała ujścia z dala od wzroku ciekawskich. Był to przede wszystkim czas hipokrytów i stręczycieli.
Wcześniejsze oświecenie było epoką otwartości na nowe i erotycznych poszukiwań. Niewiele było rzeczy, które uznawano za grzech, ponieważ w ogóle grzechami przejmowano się niespecjalnie. Kochano nowości i ceniono tych, którzy mieli odwagę ich poszukiwać. Dlatego ujść mogło wszystko. Zwłaszcza bogatym, ponieważ były to przede wszystkim czasy zabawy arystokracji, która za najwyższą cnotę uznawała podważanie zastanych konwenansów i zatęchłego klimatu poprzedniej epoki.
Dlatego był to złoty wiek cicisbeizmu, a królewskie dwory oraz arystokratyczne pałace zamieniały się w miejsca orgii i swawoli wszelkiego rodzaju. To wtedy we Francji szokował Markiz de Sade. Słynny Casanova podbijał serca kobiet w całej Europie, nie pomijając Polski, gdzie doskonale odnalazł się w światku warszawskiej arystokracji. A brytyjski dwór pod kierunkiem Jerzych (od I do IV) w rozrywkach tego rodzaju niewiele ustępował temu, co działo się we Francji pod rządami kolejnych Ludwików.
Wszystko zaczęło się zmieniać na początku XIX wieku, ponieważ – jak to często bywa – kolejna epoka miała zanegować spuściznę poprzedniej. W tym przypadku stało się to z wyjątkową siłą. Niektórzy twierdzą, że siła tej obyczajowej rewolucji była związana z tym, iż towarzyszyła jej rewolucja społeczna. W całej Europie rozpadał się feudalizm, a coraz silniejsze mieszczaństwo mogło narzucać własne wartości – związane z pracą, a nie rozrywką.
Przyzwolenie na wszystko i pęd do poszukiwania erotycznych nowości zostały zastąpione sprzeciwem wobec wszystkiego oraz ukryciem tej sfery życia przed wzrokiem „niewinnych”. Szczególnie niewinnych kobiet. Co uwidoczniło się zwłaszcza w drugiej połowie XIX wieku i zwłaszcza w Wielkiej Brytanii pod rządami Wiktorii. Wyspy stały się wówczas ostoją i centrum purytanizmu.
TABU W TEORII
Zmieniła się atmosfera. To, co wcześniej było normą, stało się czymś potępianym. A niekiedy także karanym. Na ławę oskarżonych można było trafić nie tylko za seks, ale także za samo pisanie o nim. „W Anglii oprócz najsłynniejszego procesu seksualnego tej epoki – sprawy Oscara Wilde’a – odbywały się procesy przeciwko Vizetellemu, wydawcy Zoli i Maupassanta, skazany został wydawca książki Ellisa „Zboczenie seksualne”, dzieła Szekspira poddano prawdziwej „kastracji”” – pisał o tym prof. Marian Filar w świetnej, choć mającej już swoje lata „Seksuologii kulturowej”.
Unikano używania określeń związanych z seksem i sięgano po przeróżne, niekiedy absurdalne eufemizmy. Jakie? Żonę na przykład nazywano… „pełnoprawnym prześcieradłem”. A penis stawał się Nabuchodonozorem. Nie wolno było mówić także o nogach, bo takie rozmowy zbytnio podniecały i mogły prowadzić do grzechu. Dość często przytacza się także informacje o zasłanianiu nóg fortepianów, które miały być zbyt zmysłowe i kierować myśli w niewłaściwym kierunku. Choć w tym przypadku nie brak historyków, którzy twierdzą, że to wymysł i przesada.
Nie jest jednak przesadą stwierdzenie, iż ten gwałtowny skok do purytanizmu spowodował, że ciało stało się całkowitym tabu. „Panie nie miały nóg ani piersi, zwoje materiału krępowały je szczelnie jak nigdy, doktor mógł badać je jedynie przez ubranie i to w obecności męża lub matki pacjentki, nie należało do rzadkości, iż nawet mąż nie oglądał nigdy swojej żony tak, jak stworzyła ją natura” – pisał Filar.
Cenzurowano nie tylko literaturę, ale też książki medyczne. Pisano także nowe. Takie, których przesłanie odpowiadało duchowi czasów. Niejaka Elisabeth Willard twierdziła na przykład, że stosunek osłabia bardziej niż całodzienna praca. Benjamin Rush straszył zgonami spowodowanymi przez… nadmiar cielesnej miłości. A byli też lekarze zalecający swoim pacjentom, by seks – oczywiście małżeński – uprawiali najwyżej dwa razy w roku. Częstsze igraszki miały bowiem fatalnie odbijać się na ich zdrowiu.
STRASZNA KOMEDIA
Przesądy prezentowane pod płaszczykiem medycyny (zresztą jaka to była medycyna? – jej rozkwit na Zachodzie miał dopiero nadejść) znalazły też swoistego „Czarnego Piotrusia”. Stała się nim masturbacja, która – co potwierdzały liczne autorytety – miała wywoływać różne choroby.
Dlatego dorastające dzieci starano się zniechęcić do niej wszelkimi możliwymi sposobami. Tworzono bariery i upowszechniano zwyczaje, które ją uniemożliwiały. Uważano na przykład, że wysoce niestosowne i niebezpieczne jest mycie intymnych części ciała, więc ich nie myto. Potępiano także nagość jako stwarzającą „okazję” do samotnego grzechu, bo tak nazywano onanizm.
To jednak nie wszystko, ponieważ posuwano się znacznie dalej. Wśród metod mniej dolegliwych były specjalne pasy, które ubierano – zwłaszcza chłopcom – na noc. Nie brakowało wśród nich także stalowych zabezpieczeń antymasturbacyjnych, które całkiem niedawno można było podziwiać na wystawie w londyńskim Science Museum, oraz skórzanych pasków, wewnątrz których umieszczano kolce. Bardziej zmyślni lekarze wykorzystywali także technologiczne nowinki – sięgano na przykład po prąd. Do penisa dziecka podłączano elektrody, a ilekroć pojawiała się erekcja – ktoś podkręcał napięcie, by w ten sposób wyrobić właściwe odruchy.
Okrutne? Owszem, jednak poddani takiej terapii i tak mogli mówić o szczęściu. Przynajmniej w porównaniu z tymi – a wcale nie były to rzadkie przypadki – u których „skłonność do samotnego grzechu” leczono za pomocą kastracji lub klitoridektomii. Dla ich dobra oczywiście. Alternatywą, jak wówczas sądzono, było bowiem na przykład wyschnięcie rdzenia kręgowego. Niektórzy wskazywali także na ślepotę lub… impotencję. Swoją drogą ciekawa to metoda, w której stosuje się kastrację, by kogoś uchronić przed impotencją.
Ogromna niechęć do masturbacji nie przeszkadzała jednak w rozwoju pornografii. A ta – co być może wynikało właśnie z wielkiej pruderii – była szczególnie wyuzdana. Pod tym względem zdjęcia zachowane z XIX wieku prześcigają wszystko (a raczej prawie wszystko), co można dziś znaleźć w sieci. Szczególnym zainteresowaniem, o czym pisze między innymi Deborah Lutz, autorka „Pleasure Bound”, cieszyły się aranżacje bondage oraz pokazujące biczowanie.
KOBIECA HISTERIA
Taka kultura spowodowała ogromne szkody, o których Zbigniew Lew-Starowicz pisał tak: „Purytanizm cofnął kulturę seksualną oraz ars amandi Zachodu do stanu barbarzyństwa”. Było tak, ponieważ zakaz mówienia o seksie prowadził do ogromnych braków w wiedzy. Zwłaszcza u wychodzących za mąż kobiet z dobrego towarzystwa, które od swoich matek i koleżanek otrzymywały radę, jak głosi anegdota, by kiedy już do „tego” dojdzie, „leżały na plecach i myślały o Anglii”.
Były to zresztą rady o tyle słuszne, że seks wyrzucano poza rodzinę (o tym, jak radzili sobie panowie z tych „dobrych domów”, za chwilę) i kobiety chcące uchodzić za porządne nie miały zbyt wielu okazji do miłosnych igraszek. Dlatego w drugiej połowie XIX wieku rozpętała się prawdziwa epidemia, której zawdzięczamy zresztą wynalazek używany do dziś (coraz chętniej, co pokazują obroty producentów). Chodzi o tak zwaną kobiecą histerię. Objawy były różne. Przede wszystkim zwracano uwagę na skołatane nerwy, migreny i ataki paniki. Ale tak naprawdę jako objaw można było odczytać wszystko, ponieważ sama choroba nie istniała. Ważne było bowiem nie to co, ale jak się leczyło. Terapia była przyjemna i to przede wszystkim ona sprzyjała rozwojowi epidemii.
Cierpiące pacjentki trafiały do gabinetów medycznych, gdzie lekarze za pomocą masażu intymnych części ciała doprowadzali je do „histerycznych paroksyzmów” mających przynieść ulgę w chorobie. Owymi paroksyzmami był oczywiście orgazm, na który panie nie mogły liczyć we własnym domu, ponieważ ich porządni mężowie musieli go szukać gdzie indziej. Co istotne, było to leczenie długotrwałe i żmudne, ponieważ w przypadku tego schorzenia wyjątkowo często dochodziło do nawrotów.
Swoistą ciekawostką z tym związaną jest wspomniany wynalazek, czyli wibrator. Opracowano go, ponieważ rozprzestrzenianie się epidemii (niektórzy szacowali, iż dotyka co czwartej kobiety, co było zapewne sporą przesadą) spowodowało, że lekarze czuli się zmęczeni doprowadzaniem pacjentek do parokzysmów i zamarzyli, by wyręczyła ich w tym technologia. Przynajmniej od czasu do czasu. Z pomocą przyszedł im George Taylor, który opracował napędzany parą „The Manipulator”.
TABU W PRAKTYCE
Ponieważ wzorowe panie domu zaspokajały swe potrzeby (czyli „leczyły się”) w gabinetach medycznych, oczywiste było, że panowie także szukali przyjemności gdzie indziej. Mogli sobie na to pozwolić bez większych zmartwień, ponieważ obowiązująca moralność tamtych czasów skłaniała do hipokryzji – uznawano bowiem, że mężczyźni mają określone potrzeby i muszą mieć możliwość ich zaspokojenia. Nieważne gdzie i nieważne z kim. Byle nie we własnym domu.
Dlatego druga połowa XIX wieku to okres niespotykanego nigdy wcześniej lub później rozwoju prostytucji. W samym Londynie miało wówczas pracować niemal 100 tys. „kobiet lekkich obyczajów”, co przekładało się na około 3 proc. populacji. Prostytutką była mniej więcej co dziesiąta mieszkanka miasta. Przy czym był to system hierarchiczny, w którym można było trafić lepiej lub gorzej. Najwięcej szczęścia miały znajdujące się na szczycie tej drabiny kochanki i utrzymanki. W zasadzie jedynie one mogły liczyć na odrobinę bezpieczeństwa – nie tylko finansowego, ale też „zdrowotnego”. Brak przypadkowych klientów znacząco obniżał ryzyko zarażenia się chorobami wenerycznymi, które były prawdziwą plagą XIX wieku. Życie takich kobiet było zresztą często lepsze niż pozostawianych w domu oficjalnych żon, ponieważ mogły korzystać z majątku partnerów i jednocześnie nie były zmuszane do praktycznego celibatu. Jedną z nich była na przykład Ellen Ternan – długoletnia kochanka Charlesa Dickensa.
Nieco gorzej miały pracownice domów publicznych. Choć i tak były one swego rodzaju „klasą średnią” i w tych dbających o markę także mogły liczyć na lepsze, a w każdym razie bardziej dostatnie życie, niż gdyby trafiły do pracy w fabryce. Ich życie było zresztą przedmiotem zazdrości „ulicznic” – kobiet zmuszonych przez los do prowadzenia wyjątkowo podłego życia.
Ciekawa była oferta, którą zapewniało wiktoriańskie podziemie. W świecie, w którym oficjalnie nie istniała nagość, liczne burdele bynajmniej nie ograniczały się do zapewniania najbardziej standardowych rozrywek. W samym Londynie każdy fetyszysta mógł znaleźć coś dla siebie. Były domy publiczne, gdzie specjalnością było biczowanie. Były i takie, które zapewniały wrażenia homoseksualne lub biseksualne – wedle uznania i zasobności portfela. Nocami londyńskie parki zmieniały się w „pigalaki”, gdzie za niewielkie pieniądze można było kupić seks i zaraz na miejscu, pod gołym niebem, skorzystać z tego, za co się zapłaciło. Największe dramaty rozgrywały się jednak nie tam, gdzie pracowali dorośli, a tam, gdzie do prostytucji zmuszano dzieci. Miejsc tego rodzaju nie brakowało, ponieważ na ich usługi był spory popyt.
Zasięg prostytucji – w tym także prostytucji dziecięcej – to zresztą najważniejsza nauka, która płynie z tego niezwykle ciekawego okresu. Pokazuje bowiem, jakie efekty przynosi oparta na hipokryzji pseudomoralność. Taka, która woli akceptować większe zło, byle tylko wypchać problem tam, gdzie go nie widać. Zakładająca, że wystarczy czegoś zabronić, by tego nie było. Co oczywiście nie działa. Zwłaszcza gdy to coś jest dla ludzi tak ważne jak seks.
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych