- Panie, skoro Pan nie widzisz, że to był zamach to głupi Pan jesteś, i nie będę wcale z Panem rozmawiać.
- Sam żeś pan jest głupi, w telewizji w tvnie mówili blablabla (...)
- To Ruskie zadymili żeby Kaczyński nie doleciał, my wiemy jak było i telewizja nas nie oszuka
- Tusk i Putin zamach zrobili
Wracając z owego sklepu miałem przyjemność mijać zastępy ludzi wracających z kościoła, i wiecie co? Jedyny temat w rozmowach jakie mogłem usłyszeć to Smoleńsk, z taką samą wyliczanką jak powyżej. W tym momencie uświadomiłem sobie, że ja nie rozumiem tego co się dzieje. Chociaż staram się jak mogę, to nie potrafię pojąć w jaki sposób sprawa Smoleńska potrafiła podzielić nasz naród w takim wielkim stopniu.
Jak to jest możliwe, że w rocznicę katastrofy, w której zginęła ELITA naszego kraju obywatele zamiast oddać hołd ofiarom, połączyć się na te cholerne 24 godziny - zapominają o nich (ofiarach), i toczą dalej polsko-polską wojenkę dotyczącą PRZYCZYN z 2x wzmożoną siłą (bo rocznica)? Wszędzie słyszę "Kaczyński, Rosja, Zamach, Tusk, nie zgadzasz się ze mną to poszedł precz głupcze", często dochodzi do kuriozalnych sytuacji, kiedy ktoś o innym poglądzie bądź bez określonego zdania jest od razu zjechany z góry do dołu epitetami typu "Ty idioto, jełopie, debilu, pisiarzu, peowcu". Czy taka "dyskusja" w czymś pomaga? Jeśli tak, to w czym? W bezsensownym skłócaniu społeczeństwa? Chyba tak, bo ja nie widzę żadnych innych efektów. A może o to w tym właśnie chodzi, i komuś to na rękę? Nie wiem.
No dobrze, gdzie więc jakaś pamięć o ofiarach katastrofy, przecież ciągle toczy się gorąca dyskusja na jej temat? W tym rzecz, że prawie nigdzie! W TV poświęcono ofiarom śmieszną ilość czasu, reszta została przeznaczona na debaty z udziałem polityków i ekspertów. I znów to samo... Ważniejsze są przyczyny wypadku/zamachu jak kto woli, niż ofiary. Im się nie należy żaden szacunek. Kij w to, że rocznica, będzie przynajmniej pretekst do kolejnej wojny, lepiej się pokłócić, chociaż i tak nic z tego nie wyniknie, to jest ważniejsze i koniec.
Nie mogę już patrzyć na tę szopkę. W telewizji kłótnie, w internecie kłótnie, w warzywniaku również gorąca i zaciekła dyskusja, na ulicy to samo. Ktoś może powiedzieć, że to chyba dobrze, ludzie o tym mówią, to oznaka zaangażowania w sprawy kraju, bądź godna pochwały postawa patriotyczna naszych obywateli, których to martwi. Teoretycznie miałby rację, ale.. nasz kraj został już tak mocno podzielony, że każda dyskusja o Smoleńsku (nawet ta w pełni słuszna, bez zaczepek, na wysokim poziomie) będzie (już jest) skazana na porażkę i skończy się wzajemnym obrażaniem uczestników. To widzę w TV, to widzę w internecie, to widzę dosłownie wszędzie, i to mnie bardzo boli, jako Polaka, który po prostu chciał kupić bułki, szlugi i lampkę (znicza) ku pamięci wszystkich tragicznie zmarłych, a został uświadomiony, że żyje w kraju zaślepionych fanatyków pozbawionych rozsądku, obojętnie czy to zwolennicy zamachu, czy przeciwnicy, poziom jest ten sam. Kupiłem co miałem kupić, i zwiałem szybko na chatę, bo zaczęło mnie to już poważnie dołować. Zastanawiam się teraz, czy to ja jestem jakiś dziwny, że nie rozkminiam takich akcji, czy to społeczeństwo powariowało, Tak czy siak - jestem coraz bardziej przerażony tym co się dzieje w Polsce.
W domu oddałem hołd zmarłym paląc lampkę na parapecie, kameralnie bo to nie jest show. Czuję, że taki skromny gest jest bardziej potrzebny rodzinom ofiar, niż to co opisałem powyżej.