Niestety, nie miałem okazji oglądać całego posiedzenia, bo miałem dziś bardzo roboczy dzień ale wpadłem na chwilę do domu na obiad i zerknąłem przez chwilę.
To co mi utkwiło w pamięci, to ten gostek, który siedział obok Antoniego - nawet nie wiem jak się nazywa, bo oni wszyscy jacyś tacy... nienazwani.
mniejsza...
W każdym razie, człowiek ten (jak rozumiem, pełniący w tym momencie funkcje przewodniczącego) był uprzejmy wyrazić swoje uwielbienie dla bohatera tego tematu, artykułując śmiałą myśl, że jest on jedynym w naszym kraju człowiekiem, dzięki któremu prawda o tej katastrofie... wróć - zamachu oczywiście
(co ja gadam, co ja gadam ), nie została zamieciona pod dywan.
Co więcej, to Antoni właśnie jest tym jedynym i najbardziej sprawiedliwym, który tak niezłomnie i z taką determinacją próbuje dojść prawdy w tej kwestii.
Za co chwała mu i cześć, oraz wieczne uwielbienie. I tak dalej i tak dalej.
Tak mniej więcej wyglądała ta wypowiedź jeśli chodzi o jej sens.
Pomyślałem sobie wtedy, że dużo prawdy jest w tych zarzutach odnośnie "sekty smoleńskiej", czy tam "kościoła smoleńskiego", którego Antoni jest "kapłanem".
Ja rozumiem nawet, że są ludzie, którzy mają wątpliwości w tej kwestii. Ja rozumiem, że fakt iż katastrofa miała miejsce na terenie kraju, który nie jest nam przychylny, może prowokować u nich podejrzenia.
Ale NA MIŁOŚĆ BOSKĄ, jeżeli oni na swojego "boga" wybierają człowieka, który zbłaźnił się już tyle razy w tym temacie, któremu w kącikach oczu nie błyskają legendarne już "kurwiki" (ze wspomnę jedną z byłych już wybranek narodu) tylko czyste szaleństwo i który na dodatek, jak ostatni TCHÓRZ, w dniu katastrofy, UCIEKŁ (bo inaczej tego nazwać nie można, z jej miejsca (nie zapominając wcześniej o napełnieniu sobie brzucha "ruskim" żarciem), a później miał i ma nadal czelność odzywać się chociażby w kwestiach z nią związanych, to muszę powiedzieć, że o ile jego postępowanie mógłbym jeszcze próbować wyjaśnić poczuciem winy wymieszanym ze słabością umysłu i chęcią ugrania na tym własnych korzyści, to z ich strony jest to czyste... (i tu powinno paść słowo, potocznie uznawane za wulgaryzm, z warczącą spółgłoską "R" w środku).
A brednie o "polskiej" skrzynce oczywiście słyszałem - i nie skomentuję.
Podobnie jak kwestii związanych ze "sterylnością kokpitu", która dla panów, za przeproszeniem członków komisji, nie stanowi żadnego problemu - nawet podczas lądowania we mgle na zamkniętym, tak na prawdę pastwisku. Wróć - 'lotnisku".