To może inaczej...1.
Najlepiej jest gasić od środka, tylko że nie zawsze jest to możliwe. Zazwyczaj gaszenie od zewnątrz to tylko obniżenie szansy na to ze ogień przerzuci sie na inne budynki. Nazywamy to obroną. Jest bardzo mało obiektów, które mozna skutecznie zagasić z zewnątrz. Nieraz zgaszenie pozaru wymaga nie tylko wejścia do budynku ale nawet wyburzenia fragmentu tego budynku np pożary przenoszące sie pod podwiesznym sufitem gasi się po częściowym zerwaniu poszycia.Albo podłogi w starych budynkach.W kazdym razie wszystkie budynki które uratowaliśmy gaszone były od srodka.
Wyobraź sobie wysoki (powiedzmy 47 piętrowy) budynek wolnostojący, w dość gęstej zabudowie (ale nieprzesadnie). Pojawiają się na jednej z jego elewacji widoczne skupiska ognia. Ryzyko przerzucenia się pożarów na budynki sąsiednie istnieje ale nie jest jakoś szczególnie groźne. Budynek jest BARDZO "cenny" (z różnych względów)
Co robią strażacy?
a. wchodzą do środka budynku i próbują go gasić za wszelką cenę
b. zorientowawszy się, że wejście do środka wiąże się z dużym ryzykiem strat w ludziach (osłabiona konstrukcja itd.) polewają go wodą z zewnątrz
c. zorientowawszy się, że wejście do środka wiąże się z dużym ryzykiem nie wykonują żadnych działań (nic nie robią)
2.
Do pozaru trzeba podejśc najbliżej jak sie da . Oczywiście jak budynek pali sie jak zapałka, i gdy stoisz 30 m niego i zapala sie na tobie ubranie to nikt nie wchodzi na rozpoznanie, ale przechodzi do obrony innych budynków.Sztuka oceny stopnia to to taka sztuka jak budowa samurajskiego miecza. Najwazniejsze jest doświadczeni i spora dawka intuicji. Tym bardziej że kazdy pozar jest inny i niepowtażalny.Porównujesz ilości dymu, wysokość płomienia i kupę innych parametrów. To troche tak jak opisac słowami co powoduje, że kobieta jest interesująca lub nie.
Czasem jest kupa dymu a pożar jest mocno ograniczony , czasem dymu jest mało ale jest tyle ognia że bez asekurujacej cie za pomoca wodnego płaszcza innej roty strazaków nie podejdzesz z prądownicą, bo żar jest tak straszny że nawet przez szybe hełmu pażrzsz sobie skóre twarzy .
Załóżmy hipotetyczną sytuację.
Budynek stoi w okolicy epicentrum innego BARDZO dużego wydarzenia, na skutek którego odnosi uszkodzenia, jednak w pierwszej fazie, nie są one aż tak spektakularne żeby "stojąc 30 m od niego zapalało się na tobie ubranie". Co więcej, pierwsze udokumentowane i widoczne pożary pojawiają się w tym budynku, dobre parę godzin od zaistnienia tego WYDARZENIA, o którym wspomniałem wcześniej. Co więcej - trzy strony tego budynku (załóżmy hipotetycznie, że będą to elewacje: zachodnia, północna i wschodnia) umożliwiają dostęp do niego nie tylko dla oddziałów pieszych ale również dla pojazdów gaśniczych. Elewacja południowa, generuje całą masę dymu i nosi ślady uszkodzeń mechanicznych. JEDNAK.... budynek wydaje "odgłosy" (coś w nim trzeszczy, spada, pęka.)
Co robią strażacy (którzy muszą ocenić stan budynku - pamiętamy cały czas, że jest on BARDZO ważny - i szanse na jego uratowanie) ?
a. wysyłają ekipę rozpoznawczą do jego wnętrza
b. obserwują go z bezpiecznej odległości
c. pozwalają mu się wypalić
Znów załóżmy hipotetyczną sytuację.3.
Tak jak nabardziej jest to mozliwe . Powiem wiecej: to standard, bo w swej karierze strażaka nigdy jeszcze nie gasiłem tak by obok był sprawny hydrant.
(...)
Jest tez możliwość tłoczenia wody linią złozona z węży strażackich na na prawde wielkie dystanse. Rekordowy w Polsce wóz ma wyposarzenie wystarczające do dostarczania wody nonstop na dystans 11 km!!!
Sieć wodociągowa w mieście padła na skutek jakiegoś spektakularnego wydarzenia...
Ale w odległości, powiedzmy do 3 km od płonącego budynku znajduje się zbiornik wodny (rzeka), przy brzegu którego zlokalizowany jest port rzeczny, w którym mogą cumować małe jednostki gaśnicze (nie wiem jak to się fachowo nazywa - nazwijmy je statkami gaśniczymi / pożarniczymi, w każdym razie, jednostkami wyposażonymi w motopompy)... Jak rozumiem, z tego co napisałeś, istnieje możliwość żeby za ich pomocą dostarczyć wodę o odpowiednimi ciśnieniu, wystarczającym do gaszenia pożarów które zlokalizowane są " w okolicy", powiedzmy od piątego do trzynastego piętra tego budynku? Tym bardziej, że w taki sposób dostarczana jest woda (pod odpowiednim ciśnieniem) do gaszenia pożarów, w dużo niższym budynku, który zlokalizowany jest kilkadziesiąt, do kilkuset metrów (ale raczej będzie to jednak kilkadziesiąt metrów) bliżej tego portu? Czy taka lokalizacja źródła wody (port) gwarantuje odpowiednie je ciśnienie, wystarczające do gaszenia pożarów?
Abstrahuję tu od sytuacji, o której wspomniałeś wcześniej, czyli od faktu, że lepiej jest gasić pożar "od środka"?
Inaczej mówiąc.... gdyby przyjąć taką sytuację, czy można byłoby usprawiedliwić brak działań gaśniczych, związanych z "ratowaniem płonącego budynku, faktem, że spowodowany były one brakiem wody?
I pytanie pomocnicze...
Skoro przynajmniej jeden , "rekordowy" jak napisałeś wóz gaśniczy w Polsce, może pompować wodę na odległość 11 km, to czy istnieje szansa, że w w 2001, w Nowym Yorku, mógł znaleźć się chociaż jeden wóz gaśniczy, który miałby podobne "parametry"?