A tymczasem w polskiej kinematografii
„Wołyń” Smarzowskiego tylko do „użytku wewnętrznego”?
Film „Wołyń” będzie miał premierę 7 października 2016 roku. „To oznacza, że najnowsze dzieło w filmowym dorobku Wojciecha Smarzowskiego będzie można obejrzeć tuż po zakończeniu 41. edycji Festiwalu Filmowego w Gdyni” – informuje portal sfp.pl.
Jak się okazuje wielu piewców współczesnej Ukrainy już ustaliło, co z filmem będzie się działo. Oto prof. Bogdan Musiał, jeden z kreatorów współczesnej tzw. polityki historycznej realizowanej w duchu rusofobii i ukrainofilii oznajmia na łamach „Do Rzeczy” (nr 52/2015):
„Ukraiński nacjonalizm był wspierany przez Sowietów, bo Stalin chciał rękami UPA usunąć żywioł polski na kresach.
To oczywiście nie umniejsza tragizmu rzezi wołyńskiej.
Polityka jednak musi kierować się pragmatyzmem, nie emocjami.
Nawet jeśli we Lwowie znajdzie się jakiś banderowiec, który rzuci granatem w polski konsulat albo zbezcześci groby Orląt Lwowskich, ba, nawet jeśli nacjonaliści z Prawego Sektora przejmą władzę w Kijowie, to nie będą w stanie stworzyć państwa na tyle silnego, by było dla Polski groźniejsze od Rosji Putina.
Film o rzezi wołyńskiej powinien powstać za publiczne pieniądze, ale raczej na rynek polski, jako hołd złożony ofiarom.
Natomiast na świecie trzeba propagować inne tematy”.
To wyjątkowo bezczelna opinia.
Najpierw próba zrzucenia winy za zbrodnie ukraińskie na Rosję, potem zaś propozycja przeznaczenia filmu „Wołyń” tylko „do użytku wewnętrznego”, bo może to przeszkodzić Ukraińcom, popsuć ich wizerunek na świecie, no i oczywiście ucieszyć Władimira Putina.
Mimochodem Musiał przyznaje więc, że tradycja banderowska, tradycja masowego mordu, to fundament współczesnej Ukrainy.
Bo gdyby było inaczej, gdyby państwo to naprawdę było demokratyczne i „proeuropejskie”, to sami Ukraińcy przyklasnęliby takiemu filmowi i zorganizowaliby w Kijowie uroczystą premierę z udziałem prezydenta Petro Poroszenki.
Propozycja zamknięcia filmu Smarzowskiego w „polskim getcie” jest z gruntu antypolska i ujawnia prawdziwe oblicze kreatorów tzw. polityki historycznej.
Jej twórcy popełniają błędy z okresu PRL, są wiernym odbiciem tamtej propagandy, tylko odwróconej o 180 stopni.
To zawsze się źle kończy.
Myślę też, że w tym przypadku, jeśli film będzie wybitny i poruszający, nie da się go zamknąć w granicach Polski, pójdzie w świat, bo sztuka nie zna granic. I nic nie pomogą zaklęcia o tym, że jednak Rosja Putina jest groźniejsza dla Polski niż Ukraina rządzona przez „Prawy Sektor”.
Jan Engelgard
źródło