Echo zamiast wzroku
Potrafią to delfiny,nietoperze i – jak się okazuje – także człowiek. Każdy z nas jest w stanie nauczyć się orientacji w terenie, korzystając z własnego języka i uszu, czyli naturalnej echolokacji – dowodzą hiszpańscy naukowcy
Jednym z najsłynniejszych podróżników brytyjskich pierwszej połowy XIX w. był James Holman. Przemierzył Europę, Azję, Afrykę, Australię, na jego zapiski o azjatyckiej f lorze powoływał się sam Karol Darwin. O Holmanie do dziś pewnie nikt by nie pamiętał, gdyby nie to, że jeździł samotnie i był niewidomy. Zwano go „ślepym wędrowcem”, posiadał jakiś szósty zmysł, dzięki któremu orientował się, co się wokół niego znajduje i dzieje. W swej pierwszej podróży dookoła świata został nawet zawrócony spod Irkucka na Syberii przez carskich agentów, którzy nie wierzyli w jego ślepotę i podejrzewali, że jest brytyjskim szpiegiem mogącym coś tajnego podpatrzyć na granicach imperium.
Współcześni przypisywali Holmanowi umiejętność odczytywania wibracji wystukiwanych przez niego laską albo wywoływanych przez stukot kopyt końskich. Aż do lat 40. zeszłego wieku sądzono, że istnieje coś takiego jak „widzenie twarzą”. Tak mówili niewidomi, którzy świetnie potrafili wyczuć, że wchodzą w otwartą ulicę, a nie ślepy zaułek, albo że idą wzdłuż szpaleru drzew, a nie ściany budynku. Stawiano mnóstwo hipotez, na czym ten zmysł miałby polegać – na wrażliwości skóry, może czuciu we włoskach twarzy?
Jak w końcu dowiodły eksperymenty przeprowadzone w połowie zeszłego wieku, jego istotą jest po prostu odbieranie echa dźwięków, które odbijają się od przeszkód. Okazało się więc, że człowiek potrafi posługiwać się echolokacją – podobnie jak delfiny czy nietoperze.
Specjalista od kląskania językiem
42-letni Daniel Kish, niewidomy od urodzenia, jest dziś jednym z największych ekspertów od ludzkiej echolokacji. Nauczył się jej sam. Odkąd pamięta, odrywał język od podniebienia, wydając charakterystycz-ne „klok, klok, klok”, którym często naśladujemy stęp konia. Taki „klok” niczym sygnał sonaru dociera do przeszkody, odbija się i wraca echem. Kish porównuje go do błysku f lesza, który rozświetla ciemności i na moment zdradza, co znajduje się wokół. Niedawno w magazynie „New Scientist” wspominał, jak będąc dzieckiem, wspinał się na płot sąsiada, cmokał i nasłuchiwał, co znajduje się po przeciwnej stronie. Dzięki tej technice mógł z innymi dziećmi łazić po drzewach, grać w berka, a nawet jeździć na rowerze.
– Tworzę sobie trójwymiarowy obraz otoczenia. Wiem, gdzie jest przeszkoda, jakiego jest rozmiaru i nawet, do pewnego stopnia, jakiego jest rodzaju, tj. obiektem litym czy porowatym, miękkim czy sprężystym – mówi Kish. Potrafi rozpoznać, że ma przed sobą zaparkowane auto, a nawet zgadnąć, czy to pikap ( jego tył zwraca bardziej pusty dźwięk), czy SUV (echo jest twardsze). Drzewo jest wąskie i lite na dole, a u góry rozszerza się i staje się „rzadsze”.
Kish tak sprawnie się porusza, że został pierwszym w USA kwalifikowanym przewodnikiem dla niewidomych. W2001 r. założył organizację non profit World Access for the Blind (Świat Dostępny dla Niewidomych), jeździ po świecie i namawia niewidomych do uczenia się echolokacji.
Nie jest jedynym, który posiadł tę umiejętność. Kilka lat temu gwiazdą mediów był czarnoskóry Ben Underwood, nastolatek, który w wieku trzech lat stracił wzrok na skutek raka siatkówki. Również sam odkrył dla siebie zalety naturalnego sonaru – tak jak Kish cmokał językiem i rejestrował echo. Kiedy się ogląda go na filmie, jak biega, jeździ na deskorolce, rzuca się poduszkami z rodzeństwem, to można ulec złudzeniu, że świetnie wszystko widzi.
Ben zmarł z powodu tego samego nowotworu, który niegdyś odebrał mu wzrok.
To on był inspiracją dla hiszpańskich akustyków z Uniwersytetu w Alcalá de Henares, którzy postanowili sprawdzić, jakie są biologiczne granice ludzkiej echolokacji. Czy tylko jednostki są zdolne się jej nauczyć, czy też jest to umiejętność, która w uśpieniu tkwi w każdym z nas? W pracy opublikowanej ostatnio w magazynie „Acta Acustica United with Acustica” Hiszpanie analizują własności różnych dźwięków, jakie może wydawać człowiek, np. pstrykając palcami lub sycząc jak wąż.
Ale dochodzą do wniosku, że do echolokacji najlepszym dźwiękiem jest właśnie wykonany językiem „klok”, jakim się posługiwali Kish oraz Underwood. – Trzeba go wykonywać, przykładając koniec języka do podniebienia i szybko go cofając (a nie odciągając w dół, jak to się czasem błędnie robi) – mówi prowadzący badania Juan Antonio Martinez. Problem w tym, że po kilku minutach cmokania wysychają usta, język staje się jak wata, a dźwięk słabnie.
W eksperymencie brało udział 10 studentów i współpracowników Martineza. Wystarczył kilkutygodniowy trening po dwie godziny dziennie, by z zamkniętymi oczami nauczyli się lokalizować wokół siebie przeszkody. Po kolejnych tygodniach doszli do takiej wprawy, że byli w stanie w ciemno rozpoznawać strukturę obiektów, a także odróżniać obiekty umieszczone w torbie.
– My, ludzie, możemy śmiało rywalizować z delfinami i nietoperzami – mówi dr Martinez. Ale zwierząt wyspecjalizowanych w echolokacji z pewnością nie przegonimy, bo zarówno delfiny, jak i nietoperze potrafią wysyłać impulsy o dużo większej częstotliwości niż człowiek. Używają przede wszystkim ultradźwięków, które mają mniejszą długość fali niż dźwięki słyszalne przez ludzi, dzięki czemu mogą dostrzec dużo mniejsze szczegóły. Nie dorównują im nawet najlepsze sonary produkowane na potrzeby wojska.
http://wyborcza.pl/1...ast_wzroku.html
Użytkownik Nick edytował ten post 11.03.2019 - 22:25