Ciekawy temat. Pomijając 'wypowiedzi' paru osób, które chyba rozpaczliwie pragną nastukać sobie postów do puli bo ich wypociny są żałosne.
Ale do tematu. Po 3 latach mieszkania w UK mogę z całą pewnością stwierdzić, że nie mają tam ciekawie. Mam tu na myśli Anglików, tych białych. Czasami udało mi się pogadać z kimś o jego nastawieniu do przybyszów z Indii, Pakistanu czu krajów afrykańskich. Niechętnie schodzili na te tematy, mając pewne opory i uzasadnione obawy. Nietrudno być tam posądzonym o dyskryminację rasową czy religijną. Po pewnym czasie wyraźnie zarysował się w mojej wyobraźni obrazek obywatela osaczonego, pełnego obaw i swoistej niepewności, czy przypadkiem zbyt krzywo nie patrzy na gościa bardziej śniadego od siebie, zmuszonego rozsądnie dobierać słowa by śniady interlokutor nie poczuł się nieswojo lub broń Boże obrażony.
Obserwowałem pewne zachowania, widać, że nie-biali są nieco inaczej obsługiwani w sklepach czy restauracjach. Z dużą dozą ostrożności, fałszywą uprzejmością i nierzadko wymuszonym uśmiechem ekspedient czy kelner musi często wręcz starać się przypodobać śnademu klientowi. Większość z owych klientów doskonale wie o co chodzi i wykorzystuje to. Mógłbym przytoczyć tu szereg historyjek.
Straszne jest to, że człowiek mieszkający na swojej ziemi, ziemi swoich rodziców i dziadków, musi kłaniać się przybyszowi (najeźdźcy?), dbać o jego komfort psychiczny, dawać mu pierwszeństwo w wielu aspektach codziennego życia, szanować jego zwyczaje, choćby mocno kolidowały z własnymi. Nie może zbyt wysoko unieść głowy i z dumą spojrzeć, by nie 'onieśmielić' imigranta (tak, z bardzo błahych powodów wytaczane są w sądach procesy o dyskryminację przez 'urażonych' ciemnoskórych), a swobodnie zachowywać się jedynie we własnych czterech ścianach, w gronie zaufanych znajomych lub rodziny.
Smutne to wszystko. Gdy człowiek przypomni sobie opowieści arturiańskie, legendę Pendragona czy samego Artura, rycerzy Okrągłego Stołu, to myśli: Gdzie ten duch? Ten duch z pewnością gdzieś tam jest, tli się jeszcze gorącym płomieniem w sercach wielu ludzi, patriotów czekających być może na odpowiedni moment.
Jak to zwykle bywa, sytuacja ma podłoże historyczne. Kto wie, może gdyby ponad pół wieku temu wszyscy mieszkańcy kolonii i państw Wspólnoty nie otrzymali automatycznie brytyjskiego obywatelstwa i prawa do niczym nieograniczanego osiedlania się, sytuacja byłaby dziś inna.
I teraz wyobraźmy sobie, że to samo mamy w Polsce. Już widzę pukających się w czoło czy pocierających nerwowo piekące kosteczki

Ja tego tu nie chcę. Wystarczająco napatrzyłem się tam i nie zazdroszczę. Współczuję im wszystkim. Można zazdrościć Anglikom wysokich zarobków i hojnego socjala (przyciągających nowe rzesze gości z dalekiego Wschodu głodnych łatwych pieniędzy), ale trzeba mieć świadomość straty, jaką ponosi morale obywateli. Na szczęście dla nas nigdy nie podbiliśmy żadnego dalekiego kraju i nie uczyniliśmy go kolonią, w związku z czym nie musimy nikomu niczego obiecywać. Nie musimy nikogo przyjmować przez udawaną grzeczność. Nie musimy, nie możemy godzić się na drugą Anglię (panie premierze, na Irlandię również), Francję, Holandię czy Niemcy.