Napisano
15.09.2006 - 19:10
Jako że wielu użykowników niestety nie dopuszcza mysli o rozmowach telefonicznych graniczących z cudem zaprezentuje wam pewną analizę...
Ważne wydarzenia 11 września nie doczekały się jak do tej pory żadnych rzetelnych wyjaśnień. Biały Dom usilnie chroni dostępu do wszystkich materiałów, które posiada, zaś media nie ośmielają się poruszać zagadnienia zbyt głęboko. Nie ma też sprzyjającej atmosfery, nie mówiąc już o funduszach na badania naukowe, które mogłyby rzucić nieco światła na wiele niewyjaśnionych do tej pory zagadek, jak spektakularne zawalenie się obu wież WTC, perfekcyjne zawalenie się budynku Numer 7 położonego w kompleksie WTC, dziwny brak podstawowych części samolotu, który uderzył w skrzydło Pentagonu (na szczegółowych zdjęciach po katastrofie nie ma śladu po tak wielkich częściach jak skrzydła, silniki, mechanizmy podwozia, co jest ewenementem na skalę historyczną w liście katastrof lotniczych), przebieg tragedii w Pennsylvanii (Lot Numer 93), itp. Pomijając aspekty polityczne tych katastrof, ich przyczyny i przebieg, skupię się tutaj jedynie na aspektach technicznych, próbując odpowiedzieć na pytanie o zwykłą możliwość przeprowadzania rozmów telefonicznych z uprowadzonych samolotów [1].
Przed tym jednak warto przypomnieć, że z pokładów samolotów przeprowadzono około 13 rozmów telefonicznych, w większości krótkich. Jak wynika z dostępnych materiałów, porywacze nie tylko nie zabraniali przeprowadzania rozmów, ale w niektórych przypadkach wręcz do nich zachęcali. Zachowanie takie samo w sobie powinno budzić zdziwienie, bowiem porywacz, który pragnie dokończyć swoją misję, nie oznajmiałby o niej przed czasem, a w przypadku uprowadzonych samolotów takie "afiszowanie" się wiązałoby się z tzw. przejęciem samolotu (odpowiednik angielskiego fachowego terminu Intercept, oznaczający dojście wojskowego samolotu patrolującego, wizualne sprawdzenie sytuacji i podjęcie decyzji, nawet z zestrzeleniem włącznie).Również analiza rozmów rodzi wiele pytań, choćby to, że rozmowy prowadzone z członkami rodzin (do matki, żony, teściowej) były krótkie i polegały raczej na jednostronnym przekazie informacji, nie zaś na konwersacji i kończyły się nie nagłym przerwaniem połączenia, lecz na świadomym zakończeniu rozmowy ("Dobrze, muszę już kończyć", "Dobrze. Musimy coś zrobić. Zadzwonię później."), zaś te dłuższe prowadzone były z osobami postronnymi (operator telefoniczny), nie znającymi prawdziwego głosu osoby dzwoniącej. Wszystkie rozmowy były mniej lub bardziej niewyraźne i jedynie dwie ze wszystkich rozmów zostały nagrane, a treść reszty jest przybliżona, gdyż odtworzono je z pamięci wstrząśniętych wydarzeniami osób. W rozmowach z członkami rodzin dochodziło do takich dziwnych zachowań, jak np. przedstawienie się swojej matce z imienia i nazwiska. Oto dla przykładu przebieg jednej z takich dziwnych rozmów (samolot Lot Numer 93): "Mamusia? To mówi Mark Brigham. Chcę, byś wiedziała, że cię kocham. Jestem w samolocie z Newark do San Francisco i jest tutaj trzech facetów, którzy porwali samolot i mówią, że mają bombę." "Kim są ci ludzie"? - pyta matka. Chwila przerwy i pada odpowiedź: "Wierzysz mi, prawda?" "Tak, Mark, wierzę ci, ale kim są ci ludzie" - ponownie pyta matka. Chwila przerwy (konsternacja? brak przygotowanej odpowiedzi?) i rozmowa urywa się. Powyższy przykład dość dobrze ilustruje przebieg rozmów z członkami rodzin, w których to widać jakąś niechęć do odpowiadania na pytania, w przeciwieństwie do rozmów z osobami postronnymi, gdzie prowadzono dość swobodną konwersację. Szczegółową analizę można jednak odłożyć na inną okazję i powróćmy tutaj do zagadnień technicznych rozmów.
Zagadnieniem możliwości zainicjowania połączenia telefonicznego i kontynuowania rozmowy z lecącego samolotu, z telefonu komórkowego do odbiorcy naziemnego, zajął się prof. dr Alexander K. Dewdney z Uniwersytetu w Ontario[2]. W testach (określonych mianem Projektu Achilles), przeprowadzonych w trzech etapach w dniach od 23 stycznia do 25 lutego 2003 roku, wykorzystane zostały dwu- i czteromiejscowe samoloty Diamond Katana oraz czteromiejscową Cessna 172-R. Loty dokonywane były w przestrzeni powietrznej miasta i okolic London, Ontario (Kanada) na różnych wysokościach. W eksperymencie użyto różne modele cyfrowych telefonów komórkowych firm: Motorola, Nokia i Audiovox. Wyniki pomiarów są i zaskakujące i niepokojące: ukazują one niezbicie, że szansa zainicjowania jednego połączenia z telefonu komórkowego z samolotu lecącego na tzw. wysokości przelotowej (Cruising Altitude - około 20 tysięcy stóp) jest mniejsza niż jeden do stu. Całkowite prawdopodobieństwo zaistnienia dwóch takich połączeń jest sumą dwóch prawdopodobieństw i wynosi jak jeden do 10 tysięcy. Przy większej ilości rozmów, a w naszym rozważanym przypadku 11 września mamy do czynienia z co najmniej 13 połączeniami, można mówić już tylko o prawdopodobieństwie matematycznym, a w praktyce o nieprawdopodobieństwie. Na niższych wysokościach lotu szanse uzyskania połączenia są nieco większe, lecz cały czas określić można je jako mało prawdopodobne. Przedstawione przez prof. Dewdney szczegółowe wyniki i obliczenia z różnych faz testów zsumowane są w tabeli, z której wynika, że dla samolotu poruszającego się z niższymi prędkościami - co jest ważne i o czym za chwilę - prawdopodobieństwo zainicjowania połączenia telefonicznego wynosi np.: dla wysokości 4000 stóp - 0.4, dla wysokości 8000 stóp - 0.1, dla wysokości 16000 stóp - 0.025, a dla wysokości 32000 stóp - 0.006. Przy tym wszystkim należy wziąć pod uwagę fakt, iż w eksperymencie wykorzystano samoloty niewielkie, zbudowane całkowicie z kompozytów sztucznych, a więc o większej przenikalności fal radiowych niż samoloty Boeing serii 700, które brały udział w wydarzeniach 11 września. Ponadto, telefony w samolotach użytych w eksperymencie mogły odbierać sygnały poprzez większą i cieńszą warstwę ochrony okiennej niż w samolotach Boeing, mających małe otwory okienne. Przy lotach na wysokości już powyżej 8000 stóp szansa uzyskania połączenia spada wyraźnie i - jak mówią doświadczeni piloci małych samolotów, niekiedy próbujący swoich telefonów komórkowych - uzyskanie jakiegokolwiek połączenia jest praktycznie niemożliwe. W percepcji sygnału, inicjacji i utrzymaniu połączenia, oprócz wysokości lotu, istotną rolę odgrywa również prędkość samolotu. Prędkość jest szczególnie ważnym czynnikiem przy lotach na niższych wysokościach, gdyż mamy wtedy do czynienia z pewnym zjawiskiem, którym warto zająć się dokładniej. Otóż, z chwilą włączenia telefonu komórkowego, główna stacja przekaźnikowa odbierająca sygnał (Master Switch), rozeznaje siłę i inne parametry sygnału i odpowiednio decyduje o przyznaniu wolnego kanału radiowego i stacji komórkowej (Cell - komórka) mającej realizować połączenie telefoniczne. Siła sygnału radiowego jest cały czas analizowana i przy jej spadku, po osiągnięciu pewnego krytycznego progu, następuje ponownie proces pomiaru najbliższych komórek i przekazanie połączenia do innej komórki (procesy przejęcia nazywane są odpowiednio Handoff i Handover). Procesy te, choć mamy do czynienia z coraz bardziej doskonałymi systemami, nie przebiegają błyskawicznie i z reguły trwają od kilku do kilkunastu sekund. Jeśli obiekt porusza się ze stosunkowo niewielką prędkością, tych kilka sekund na przekazanie sygnału z jednej komórki do innej, nie odgrywa większej roli, chociaż i tutaj - wiemy to z praktyki - poruszając się samochodem z prędkościami powyżej 70 mil na godzinę (112 km/h), zjawisko to może o sobie dać znać. Jednak przy prędkościach dużo większych, może nie wystarczyć czasu na przekazanie połączenia i obiekt przesunie się już w zasięg innej komórki, przez co proces (Handshake) rozpoczyna się od nowa. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku szybko poruszającego się obiektu jakim jest samolot. Przy prędkościach około 500 mil na godzinę, nisko przelatujący samolot znajduje się w zasięgu komórki przez około od jednej do ośmiu sekund. Jest to z reguły niewystarczający czas na zainicjowanie połączenia, a nawet w przypadku udanego połączenia, nie wystarczy czasu na przekazanie połączenia do następnej komórki.
Przy wysokościach lotu poniżej 10000 stóp uwidacznia się jeszcze proces tzw. kaskadowego wyłączania kanałów. Polega to na tym, że obiekt znajdujący się powyżej stacji komórkowych - w przeciwieństwie do obiektu poruszającego się "płasko", poniżej anten (czyli zwyczajnie, na ziemi) - może w pewnym momencie być w zasięgu kilku stacji komórkowych naraz i próba uzyskania połączenia zawodzi, ponieważ system nie może określić różnicy w sile sygnału. W takich sytuacjach, system zaprojektowany jest, by wyłączać te kanały i próbować uzyskać połączenie na innych kanałach. Na tych nowych kanałach sytuacja jednak nie zmienia się i system znów wyłącza kolejne kanały. Wtedy to właśnie występuje kaskadowe wyłączenie kanałów i, w praktyce, może dojść do wyłączenia całej sieci telefonii komórkowej. Na początku rozwoju telefonii komórkowej zaobserwowano to zjawisko i aby temu przeciwdziałać FCC (Federal Communication Commission), amerykańska agencja odpowiedzialna za nadzór telekomunikacji, zabroniła używania telefonów komórkowych w samolotach. Warto zwrócić uwagę, że to właśnie FCC, a nie agencja odpowiedzialna za przemysł lotniczy: FAA (Federal Aviation Administration) wprowadziła te zakazy, bowiem - wbrew powszechnej opinii - używanie telefonów nie stanowi większego zagrożenia dla funkcjonowania dostatecznie izolowanej elektroniki samolotów.
Trudno jest ustalić czy teoria o praktycznej niemożliwości przeprowadzenia rozmów telefonicznych z samolotów w dniu 11 września przyczyni się w jakimś stopniu do wyjaśnienia licznych zagadek związanych z tymi tragicznymi wydarzeniami. Wyniki eksperymentów prof. Dewdney, powtórzone kilkakrotnie amatorsko przez inne osoby[3], świadczą o tym, że aby rzetelnie dyskutować o przebiegu wydarzeń w tym dniu, nie wolno uciekać od podstawowych pytań. Okazuje się jednak, że zamiast badań naukowych, zamiast solidnej ekspertyzy, zamiast dochodzenia do prawdy o przyczynach i przebiegu wydarzeń, które tak zaważyły na całej rzeczywistości świata, jesteśmy zatapiani w mitologiczno-złowieszczą propagandę o nieokreślonych "terrorystach atakujących niewinną Amerykę".
dysydent.home.pl
P.S. Ocenę pozostawiam dla was. Albo uwierzycie w "Cud nad Manhatanem" albo realnie spojrzycie na rzeczywistosc...