Skocz do zawartości


Zdjęcie

Kłamstwa komisji Millera.


18 replies to this topic

#1

GuardAngel.
  • Postów: 373
  • Tematów: 37
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Lista kłamstw komisji Millera

Kłamstwo nr 1: Gen. Błasik był w kokpicie

To najbardziej znana manipulacja komisji Millera. „Istniała presja, która oddziaływała na załogę w sposób pośredni, związana z rangą lotu, obecnością najważniejszych osób w państwie na pokładzie samolotu i wagą uroczystości w Lesie Katyńskim. Należy także przyznać, że elementem presji pośredniej była obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie załogi, gdyż w świadomości dowódcy statku powietrznego mogła pojawić się obawa o ocenę jakości wykonania przez niego podejścia do lądowania” – czytamy w raporcie komisji. Jednym z istotniejszych załączników raportu są zresztą stenogramy rozmów z kokpitu, z których wynika m.in., że gen. Błasik odczytywał w kabinie wysokość, na której znajdował się samolot, i doradzał pilotom przy podejściu do lądowania.

Kłamstwa te obnażyli eksperci z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy przebadali kopię nagrań z kokpitu Tu-154 i stwierdzili, że wbrew temu, co próbowała wmówić Polakom komisja Millera, na nagraniach rozmów z kokpitu Tu-154 nie zarejestrowano głosu gen. Andrzeja Błasika.

„Nie dysponujemy opinią, która mówiłaby, iż gen. Błasik przebywał w kabinie. Prokuratura nigdy nie twierdziła, że taki głos został zidentyfikowany” – opisał wynik badań krakowskich biegłych płk Ireneusz Szeląg z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Największym skandalem jest fakt, że w pierwotnej wersji stenogramów przygotowanych na użytek raportu Millera przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne gen. Błasikowi tak naprawdę również nie przypisano żadnego głosu. Zrobiła to samowolnie dopiero komisja Millera, choć dziś żaden z jej członków nie chce się do tego haniebnego czynu przyznać.

Kłamstwo nr 2: Samolot zszedł na wysokość kilku metrów

Autorzy raportu Millera twierdzą: „O godz. 6:41:02,8 na wysokości 1,1 m nad poziomem lotniska, w odległości 855 m od progu DS 26, samolot zderzył się lewym skrzydłem z brzozą o średnicy pnia 30–40 cm, w wyniku czego nastąpiła utrata 6,1 m lewego skrzydła”.

Na jakich danych opierali się eksperci Millera, podając taką wysokość? Wystarczy zajrzeć na str. 16 raportu, aby w jednym z przypisów (drobnym drukiem) przeczytać, że „wysokość lotu samolotu w końcowej fazie podejścia do lądowania została oszacowana na podstawie obliczeń wykonanych przez Komisję”.

Ekspert smoleńskiego zespołu parlamentarnego, prof. Kazimierz Nowaczyk z amerykańskiego uniwersytetu w Baltimore, podszedł do tej kwestii znacznie rzetelniej: zanalizował dane zawarte w systemach nawigacyjnych TAWS (system ostrzegania o zbliżaniu się do ziemi) i FMS (system zarządzania lotem – komputer pokładowy) oraz dane z wysokościomierza barycznego WBE–SWS zapisane w skrzynce parametrów lotu. Okazało się, że przeczą one wersji komisji Millera: samolot przed ostatecznym upadkiem na ziemię nigdy nie zszedł poniżej wysokości 18 m nad ziemią!

Tu-154 zaczął spadać dopiero po tym, jak wzniósł się na pułap 30–35 m nad ziemią, odchodząc na tzw. drugi krąg – przyczyną upadku były dwa wstrząsy (wybuchy), do których doszło właśnie na wysokości ok. 35 m.

Kłamstwo nr 3: Tu-154 uderzył w brzozę

Jeśli samolot nigdy nie zszedł poniżej wysokości 18 m nad ziemią – jak pokazują zapisy urządzeń pokładowych – to oczywiście nie mógł też uderzyć w brzozę.

Trajektoria pionowa lotu – wyznaczona przez prof. Nowaczyka na podstawie analizy wysokości barycznej Tu-154 – wyraźnie pokazuje, że samolot przeleciał nad brzozą wskazywaną przez polskie i rosyjskie władze, znajdując się na wysokości 20 m nad ziemią. Potem jeszcze przez dwie sekundy się wznosił. Dopiero 144 m za brzozą, na wysokości ok. 35 m, maszyna wykonała gwałtowny skręt w lewo, niezgodny z jej aerodynamiką. Rzekome zderzenie z brzozą nie mogło być więc przyczyną zmiany kierunku lotu – wbrew temu, co twierdzi komisja Millera.

Kłamstwo nr 4: Brzoza złamała skrzydło samolotu

Nawet gdyby Tu-154 zaczepił o brzozę, nie straciłby w wyniku tego zderzenia fragmentu skrzydła. Udowodniła to symulacja komputerowa dokonana przez prof. Wiesława Biniendę (także eksperta zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej) przy użyciu specjalistycznego programu LsDyna3D na maszynach cyfrowych z równoległymi procesorami najnowszej generacji.

By przekonać sceptyków, prof. Binienda przeprowadził eksperyment kilkakrotnie, zawyżając niektóre parametry ponad stan faktyczny. Dla przykładu: skoro według raportu Millera średnica brzozy wynosiła 30–40 cm, to prof. Binienda poddał badaniom drzewa o średnicy od 40 do 44 cm. Wprowadzał też do programu większą gęstość drewna, różne kąty natarcia i przechylenia etc.

Okazało się, że Tu-154 za każdym razem przecina brzozę – niezależnie od wysokości uderzenia, orientacji samolotu i odległości miejsca uderzenia od końca skrzydła.

Jak czytamy w opracowaniu „28 miesięcy po Smoleńsku” przygotowanym przez zespół Antoniego Macierewicza: „Uderzenie w drzewo powoduje jedynie uszkodzenie krawędzi natarcia skrzydła, ale nie pogarsza w istotny sposób jego właściwości nośnych. Gdyby nawet doszło do takiej kolizji, samolot Tu-154M mógłby utracić niewielkie fragmenty krawędzi natarcia skrzydła (slot i nosek płata), ścinając drzewo pierwszą podłużnicą”.

Kłamstwo nr 5: Samolot wykonał półbeczkę autorotacyjną

Członkowie komisji Millera, mówiąc o przedstawionej w swoim raporcie wersji wydarzeń, podkreślali, że jest on oparty na twardych faktach. „Uważam, że wykonaliśmy najlepiej, jak potrafiliśmy, pracę, która szczegółowo i precyzyjnie określiła wszystkie elementy tej katastrofy” – mówił o raporcie ppłk Robert Benedict, pełniący funkcję szefa podkomisji lotniczej w komisji Jerzego Millera.

Prawda wygląda jednak inaczej: komisja Millera – by uprawdopodobnić swoją teorię o zderzeniu z brzozą i wykonaniu przez samolot „półbeczki” – oparła się wyłącznie na nieznanych bliżej obliczeniach.

Dowodem na to jest tabelka obrazująca geometrię zderzenia samolotu, zamieszczona na str. 70 załączników do raportu. W tabelce tej zawarto dane, które przedstawiają – według komisji – przebieg ostatniego etapu lotu, łącznie ze zderzeniem z brzozą, utratą fragmentu skrzydła i zniszczeniem maszyny w wyniku uderzenia w ziemię. Po dokładniejszym przyjrzeniu się temu wykazowi można dostrzec, że wartości najważniejsze dla uzasadnienia tezy o „beczce”, podawane dla różnych etapów lotu – kąt pochylenia, przechylenia oraz natarcia – są od pewnego momentu (chodzi o ostatnie kilkanaście sekund przed katastrofą) oznaczone „gwiazdką”. Odsyła ona do małego, niepozornego przypisu, który mówi, że są to... parametry wyliczone. Innymi słowy: komisja, podając np. wartość kąta przechylenia samolotu do chwili zderzenia z brzozą, użyła parametrów pochodzących z rejestratorów lotu, ale już liczby obrazujące położenie maszyny po zderzeniu z drzewem nie zostały wzięte z urządzeń pokładowych, tylko je „wyliczono”. Jaka była metodologia i dane wyjściowe tych wyliczeń – nie wiadomo.

Kłamstwo nr 6: Piloci nieprawidłowo posługiwali się wysokościomierzami

„Jednym z czynników zaburzających [pilotom Tu-154] prawidłową ocenę sytuacji było wykorzystywanie podczas podejścia nieprecyzyjnego wskazań radiowysokościomierza w miejsce wysokościomierzy barometrycznych” – czytamy w raporcie komisji Millera.

Dlatego polscy piloci – według raportu Millera – tuż przed katastrofą nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują, a gdy zorientowali się, że są tuż nad ziemią, było już za późno na poderwanie samolotu. Eksperci z komisji ministra powoływali się przy tym na zapisy rozmów z kokpitu. Miało z nich wynikać, że załoga podawała dane niezgodne z faktyczną wysokością, a znajdujący się w kabinie pilotów gen. Błasik, który korygował te wartości, nie był przez nich słyszany, gdyż ci mieli na uszach słuchawki.

Dziś wiemy, że to nieprawda. Analiza ekspertów z Krakowa dowodząca, że na nagraniach rozmów z kokpitu Tu-154 nie zarejestrowano głosu gen. Andrzeja Błasika, obaliła bowiem ostatecznie nie tylko teorię o naciskach na załogę, lecz przekreśliła także oskarżenia wobec pilotów. Z opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie wynika jednoznacznie, że komendy zawierające rzeczywistą wysokość wypowiadane są nie przez gen. Błasika, lecz przez II pilota Roberta Grzywnę. Można z tego wyciągnąć tylko jeden wniosek: załoga do końca tragicznego lotu odczytywała wysokość z prawidłowego, barycznego (a nie radiowego) wysokościomierza. Jest to także dowód na to, że piloci podjęli decyzję o odejściu na drugi krąg, czyli przerwaniu podejścia do lądowania, na przepisowej wysokości (100 m według wskazań wysokościomierza barycznego).

Kłamstwo nr 7: Piloci popełnili błąd, używając autopilota do poderwania samolotu

Członkowie komisji Millera napisali w raporcie, że załoga Tu-154 popełniła błąd, próbując odejść na tzw. drugi krąg przy użyciu autopilota – lotnisko w Smoleńsku było bowiem pozbawione systemu lądowania ILS. W raporcie Millera znalazła się informacja, że manewr taki jest możliwy do wykonania tylko w specjalnym trybie, nieopisanym w instrukcji użytkowania samolotu. „Z ustaleń Komisji wynika, że możliwość ta nie była znana pilotom 36 splt” – brzmi konkluzja ekspertów rządowej komisji.

Ponadto w mediach rozpowszechniano informację, że poderwanie samolotu przy użyciu autopilota na lotnisku niemającym systemu lądowania ILS w ogóle nie było technicznie możliwe. Podczas publikacji raportu Millera członek rządowej komisji Wiesław Jedynak powiedział nawet: „Gdyby takie manewry były ćwiczone, załoga dowiedziałaby się, że odejście w automacie na lotnisku bez ILS jest niewykonalne”.

To oczywiście kłamstwo. Możliwość tzw. odejścia w automacie na lotnisku pozbawionym ILS potwierdził eksperyment, jaki przeprowadzono w 2011 r. na bliźniaczym tupolewie (nr 102).

Nie jest też prawdą, że piloci nie wiedzieli, jak to się robi. Członek komisji Maciej Lasek, odpowiadając na jedno z pytań na konferencji ekspertów w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą (28 maja 2012 r.), stwierdził wprost, że kpt. Protasiuk wykonywał taki manewr – odchodzenie z autopilotem bez systemu ILS – kilkakrotnie. W opracowaniu „28 miesięcy po Smoleńsku”, przygotowanym przez zespół parlamentarny pod kierownictwem Antoniego Macierewicza, czytamy zaś: „Wbrew sugestiom członków KBWLLP, tzw. odejście w automacie nie było »sztuczką« nieznaną pilotom wojskowym Tu-154M. Zespół Parlamentarny dysponuje skryptem polskich pilotów szkolonych w ZSRS w latach osiemdziesiątych, z dokładnym opisem odejścia w »automacie« bez ILS. Z ustaleń Zespołu Parlamentarnego wynika, że major Arkadiusz Protasiuk miał ponadstandardową wiedzę o wyposażeniu awionicznym Tu-154, pochodzącą m.in. z oryginalnych rosyjskich instrukcji samolotu oraz wizyt w Samarze”.

Kłamstwo nr 8: Samolot rozpadł się po uderzeniu w ziemię

Według raportu Millera, po uderzeniu w brzozę samolot stracił część skrzydła, natomiast rozpad maszyny nastąpił w wyniku zderzenia z ziemią. Aż do tego momentu – twierdzą członkowie komisji – systemy samolotu działały prawidłowo.

Jest to twierdzenie nie do obrony. Zapisy TAWS i FMS, cytowane częściowo nawet w rosyjskim raporcie MAK, wyraźnie wskazują, że kluczowe urządzenia pokładowe – a więc właśnie FMS, jak i rejestratory lotu – przestały działać, gdy samolot był jeszcze w powietrzu. Jako pierwsza pisała o tym zresztą „Gazeta Polska”, ujawniając, że komputer pokładowy FMS przerwał pracę kilkanaście metrów nad ziemią, ok. 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem. W tym samym momencie, w którym zamrożona została pamięć komputera FMS, przestały działać rejestratory lotu. Fakt nagłego zakończenia pracy urządzeń pokładowych kilkanaście metrów nad ziemią potwierdziła w lipcu 2011 r. – na konferencji prasowej – prokuratura wojskowa.

Na rozpad samolotu w powietrzu wskazują także inne fakty, np. znalezienie fragmentów samolotu (m.in. części skrzydła, statecznika i poszycia) kilkaset metrów przed miejscem uderzenia w ziemię. Odłamki samolotu rozrzucone były w promieniu 700 m, o czym poinformował Andriej Jewsiejenkow, szef służby prasowej administracji obwodu smoleńskiego.

Kłamstwo nr 9: Eksplozja jest wykluczona

„Podczas oględzin wraku samolotu nie stwierdzono śladów detonacji materiałów wybuchowych” – to jedyne zdanie, jakie poświęcono w raporcie Millera możliwości eksplozji w Tu-154. Nie zamieszczono nawet krótkiej charakterystyki badań, jakie przeprowadzono. Eksperci rządowi całkowicie zignorowali tym samym hipotezę zniszczenia samolotu przez siły zewnętrzne.

Prof. Kazimierz Nowaczyk i inni specjaliści współpracujący ze smoleńskim zespołem parlamentarnym przyjrzeli się jednak dokładnie zapisom TAWS, czyli urządzenia ostrzegającego pilotów o zbliżaniu się do gruntu, oraz zapisom rejestratora parametrów lotu. Okazało się, że ok. 35 m nad ziemią system TAWS zapisał ostatni komunikat nr 38, a towarzyszyły temu dwa odnotowane przez rejestrator wstrząsy: jeden słabszy, drugi silniejszy. Zaraz potem przestał działać komputer pokładowy FMS i rejestratory lotu.

Badania dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego z Australii (specjalisty od procesów rozpadu, dynamiki konstrukcji i odkształceń w lotnictwie, budownictwie oraz energetyce) wykazały, że wstrząsy te miały charakter eksplozji. „Jeden z nich miał miejsce na lewym skrzydle, około 1/3 długości, powodując wielkie lokalne zniszczenie, w efekcie rozdzielając skrzydło na dwie części. Efekt wtórny to naruszenie więzów między przodem kadłuba i resztą statku. Drugi wybuch, wewnątrz kadłuba, spowodował gruntowne zniszczenie i rozczłonkowanie tegoż. Samo lądowanie (czy upadek) w terenie zadrzewionym, wszystko jedno jak niekorzystne i pod jakim kątem, nie mogło w żadnym wypadku spowodować takiego rozczłonkowania konstrukcji, które zostało udokumentowane” – napisał dr Szuladziński w swoim raporcie.

Zdaniem naukowca o eksplozji w kadłubie świadczą m.in. rozrzucenie fragmentów samolotu na ogromnej przestrzeni, duża ilość odłamków (kilkucentymetrowych fragmentów), rozprucie segmentu kadłuba z charakterystycznym rozwarciem i wywinięciem krawędzi pęknięcia, wygląd fragmentów kadłuba widzianych wzdłuż osi oraz zniszczenie wręgi części ogonowej.

Na eksplozję wskazał także dr inż. Grzegorz Berczyński, który zaprezentował badania dowodzące rozmiaru sił, jakie musiały oddziaływać od wewnątrz na poszycie samolotu, aby doszło do wyrwania nitów i rozerwania poszycia. O tym, że doszło do wybuchu, przekonany jest również dr inż. Stefan Bramski, ekspert lotniczy o specjalności budowa płatowców, wieloletni pracownik Instytutu Lotnictwa. „Żadna inna siła, według mojej wiedzy, nie mogła spowodować, że tył dogniatający kabinę pasażerską zachowa okrągły przekrój” – powiedział w wywiadzie zamieszczonym w książce „Musieli zginąć”.

Ponadto istnieje co najmniej 19 relacji świadków (zebranych przez zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza) przemawiających za hipotezą eksplozji.

Kłamstwo nr 10: Nie było komunikatu TAWS nr 38

Faktu wystąpienia komunikatu TAWS nr 38 dowodzą odczyty zapisów tego systemu, dokonane przez jego producentów, czyli amerykańską firmę Universal Avionics. Komunikatowi towarzyszyły dwa odnotowane w rejestratorach lotu wstrząsy. W raporcie komisji Millera nie znajdziemy jednak na temat ostatniego zapisu TAWS ani słowa – podobnie zresztą jak w raporcie MAK.

O ile jednak dokument przygotowany przez rosyjski MAK przemilczał całkowicie istnienie alarmu, to w raporcie polskiej komisji rządowej na jednym z rysunków umieszczono pierwotnie punkt, w którym zarejestrowano ostatni sygnał systemu TAWS. Z jakichś jednak względów punkt ten w ostatecznej wersji rysunku zakryto.

Dokonano tego jednak w sposób wyjątkowo nieudolny: czerwone kółko z czarną kropką w środku, znajdujące się dokładnie w miejscu wystąpienia TAWS nr 38 (identycznie oznaczono TAWS nr 37), zasłonięto zielonym prostokątem. Chodziło o to, by prostokąt ten zlał się z tłem tego samego koloru. Manipulację może odkryć każdy, kto choć trochę zna się na grafice komputerowej.

Prof. Kazimierz Nowaczyk nie ma wątpliwości, że był to umyślny zabieg. „Komisja Millera z pełną świadomością ukryła na profilu podejścia położenie TAWS #38 event landing” – napisał na swoim blogu.

Kłamstwo nr 11: Do zderzenia z ziemią nie było żadnych awarii

Według raportu Millera, aż do momentu zderzenia z ziemią samolot Tu-154 był całkowicie sprawny – nie licząc oczywiście skrzydła, uszkodzonego po rzekomym zderzeniu z brzozą.

To kolejna nieprawdziwa informacja. Prof. Nowaczyk przeanalizował dziennik awarii Tu-154, jakim dysponuje amerykański producent TAWS, i wykazał, że w ostatnich sekundach lotu system TAWS zarejestrował aż 13 awarii. Pierwsza z nich została odnotowana o godz. 06:40:59 (czas UTC) – w tym samym czasie, w którym zapisany został (ukryty przez komisje MAK i Millera) TAWS #38, czyli ostatni sygnał alarmowy systemu TAWS. Według Kazimierza Nowaczyka i zapisów w dzienniku, system nie był w stanie odczytać położenia klap na skrzydłach samolotu.

Kolejne dwie awarie zostały zapisane o godz. 06:41:02 (UTC), w chwili zamrożenia pamięci FMS, czyli przerwania pracy komputera pokładowego, a także wyłączenia rejestratorów lotu (czarnych skrzynek).

O szeregu uszkodzeń, jakie wystąpiły tuż po przeleceniu nad brzozą i w okolicach punktu, w którym odnotowano komunikat nr 38 systemu TAWS, mówią też – co zaprezentował niedawno prof. Nowaczyk – zapisy tzw. polskiej czarnej skrzynki (ATM-QAR). Chodzi m.in. o uszkodzenie pierwszego silnika i agregatów zasilających samolot oraz o awarię radiowysokościomierzy.

Kłamstwo nr 12: Opierano się na wiarygodnej dokumentacji

„Każdy z 18 członków komisji obecnych w Smoleńsku spędził na miejscu katastrofy i przy wraku dziesiątki godzin. Ja sam chodziłem po tym obszarze przez 11 dni” – zapewniał w wywiadzie dla dziennika „Polska” ppłk Robert Benedict, członek komisji Jerzego Millera.

Prof. Nowaczyk przeanalizował zamieszczone w raporcie fotografie drzew wokół miejsca katastrofy. Rezultat był zdumiewający: większość zdjęć drzewostanu, mających udowadniać tezę o uderzeniu Tu-154 w brzozę, utracie skrzydła i przechyleniu się maszyny o 150o, jest autorstwa Siergieja Amielina – rosyjskiego autora i serii artykułów o katastrofie, publikowanych na smoleńskim forum internetowym,
i książki „Ostatni lot. Spojrzenie z Rosji”. Prof. Nowaczyk zapytał nawet ironicznie na blogu: „Czy Siergiej Amielin był członkiem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Rzeczypospolitej Polskiej?”.

Przypomnijmy, że Amielin to zupełnie niewiarygodna postać. O pracy kontrolerów pisał w swojej książce: „Chcę tu mocno podkreślić, że działania kontrolerów nie spowodowały katastrofy!”. Autor wyrażał też zaufanie do Tatiany Anodiny: „Uważam [...], że strona techniczna sprawy zostanie zbadana bardzo rzetelnie. Do tej pory nie było podstaw, by zarzucać MAK stronniczość”.

Kłamstwo nr 13: Przeciążenia w chwili katastrofy wynosiły 100 g

„Oceniając charakter powstałych obrażeń głowy, klatki piersiowej i kręgosłupa, na ciała członków załogi w krótkim czasie oddziaływało udarowe przeciążenie nie mniejsze niż 100 g” – głosi raport komisji Millera.

Jednak według wyliczeń potwierdzonych m.in. przez Marka Strassenburga Kleciaka, specjalistę odpowiedzialnego za rozwój systemów trójwymiarowej nawigacji w koncernie Harman Becker w Niemczech, nawet gdyby Tu-154 leciał ku ziemi z prędkością т300 km/h, a jego droga hamowania wyniosłaby tylko 10 m (a była, jeśli przyjmiemy oficjalną wersję katastrofy, znacznie większa, bo samolot uderzył w drzewa i zaczął tracić prędkość kilka sekund przed upadkiem), to wartość przeciążenia nie przekroczyłaby 40 g (wartości wyrażanej w jednostce „g” nie należy mylić z gramami – chodzi o wielokrotność przyspieszenia ziemskiego równego 1 g; w stanie nieważkości przeciążenie wynosi 0).

Aby przeciążenie było tak duże, jak podali Rosjanie, samolot przy prędkości 300 km/h musiałby się zatrzymać na dystansie długości mniej więcej 3,5 do 4 m, a więc uderzyć niemalże prostopadle w betonową ścianę.

Ekspert zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej, dr inż. Grzegorz Szuladziński, napisał w swoim raporcie: „Samolot zawadza o ziemię kikutem skrzydła i obraca się przed upadkiem, jak chce tego MAK i Miller [...] w szczytowym punkcie będzie wtedy w przybliżeniu [...] 3,11 g”.

Kłamstwo nr 14: Wizualizacja katastrofy

Do raportu komisji Millera dołączono wizualizację katastrofy, czyli animowane przedstawienie przebiegu lotu z najważniejszymi wskaźnikami (szybkość, wysokość itd.) dotyczącymi położenia tupolewa.

Animacja powiela niemal wszystkie wyszczególnione powyżej kłamstwa i manipulacje – ale oprócz tego nie zgadza się w niej podstawowa rzecz: długość.

Marek Dąbrowski – współpracownik zespołu Antoniego Macierewicza – podłożył pod wizualizację Millera zapis dźwiękowy rejestratora rozmów w kokpicie, upubliczniony przez MAK (nagranie zawiera ostatnie, dramatyczne krzyki ginącej załogi).

Co się okazało? Nagranie urywa się tuż po rzekomym zahaczeniu skrzydłem o brzozę, ale przed uderzeniem w ziemię. Innymi słowy: długość nagrania z rejestratora CVR, zapisującego dźwięki w kokpicie, jest krótsza aż o 3 s od przebiegu katastrofy zrekonstruowanego przez komisję Millera! I nie chodzi tylko o obrazkowe przedstawienie ostatniej fazy lotu, albowiem w czasie, gdy nagranie dźwięku się kończy, animacja komisji Jerzego Millera pokazuje, że czarna skrzynka (FDR, czyli Flight Data Recorder) wciąż... rejestruje parametry lotu. To całkowicie bez sensu, bo według tej samej komisji oba wymienione rejestratory, CVR i FDR, zakończyły pracę w tym samym czasie.
Sama animacja budzi zresztą wiele innych wątpliwości. Chodzi m.in. o fakt, że według wizualizacji samolot od brzozy aż do uderzenia w ziemię leci z nierealistycznie małą średnią prędkością ok. 52 m/s, choć w rzeczywistości było to ponad 70 m/s.

W wizualizacji nie zgadzają się także dane dotyczące wysokości, na której znajdował się tupolew. „Na zamieszczonym w animacji radiowysokościomierzu od uderzenia w brzozę aż do końca lotu wysokość radiowa nie przekracza 20 m, a w końcówce lotu maleje do wartości mniejszej niż 10 m. Jest to w sposób oczywisty sprzeczne z wykresami w raportach. Albo więc prawdzie nie odpowiadają wykresy wysokości radiowej w obu raportach (MAK i komisji Millera), albo zmanipulowana jest wizualizacja komisji Millera. Może być też tak, i do takiego stwierdzenia się zresztą skłaniam, że wszystkie trzy wymienione źródła nie mają wiele wspólnego z prawdą” – mówił „Gazecie Polskiej” Marek Dąbrowski.


źródło
  • 6

#2

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Prof. Kazimierz Nowaczyk nie ma wątpliwości, że był to umyślny zabieg. „Komisja Millera z pełną świadomością ukryła na profilu podejścia położenie TAWS #38 event landing”

Zarazem dane z tego punktu znalazły się w załączniku do raportu.
  • 0



#3

MarcinK.
  • Postów: 80
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Nie znam się i nie jestem ekspertem,brzmi to logicznie i chociaż nie jestem zwolennikiem teorii o zamachu,nie wykluczam jej w 100% ale jedno pytanie cały czas do mnie powraca,a nawet kilka.
-Jeśli to był zamach to kto i co chciał przez to osiągnąć?
-Jaki był motyw?
-Czy kraj taki jak Rosja ryzykowałby zamach na 93 osoby w sposób tak nieudolny,że ryzyko niepowodzenia było na tyle wysokie,że ryzykowali zdemaskowanie przed całym światem?I to w rocznicę zbrodni katyńskiej.

Chcę żeby ktoś udzielił mi odpowiedzi na te pytania,mam ich więcej,ale te są najważniejsze.Nie chcę żadnych wykresów,symulacji,ekspertów,teorii,dowodów które ktoś widział,ani dowodów które ktoś udowodnił w warunkach laboratoryjnych,wszyscy się kłócą i zarzucają sobie kłamstwa i nie wiele z tego wynika.
  • 1

#4

GuardAngel.
  • Postów: 373
  • Tematów: 37
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

-Jeśli to był zamach to kto i co chciał przez to osiągnąć?


Likwidacja całego dowództwa Wojska Polskiego wyszkolonego przez NATO. Warto podkreślić, że pod Smoleńskiem zginął gen. Franciszek Gągor, który był wymieniany jako realny kandydat do objęcia stanowiska szefa NATO. Gągor był przeciwny wycofaniu wojsk amerykańskich z Europy oraz zbliżeniu na linii NATO-Rosja. Na co należy zwrócić szczególną uwagę: cała generalicja, która poleciała do Smoleńska 10/04/2010 została umieszczona w prezydenckim samolocie dopiero w dniu wylotu! Wcześniej generałowie byli informowani, że do Smoleńska polecą jednym z rządowych Jaków-40. Oficjalnym powodem, dla którego przeniesiono dowództwo polskich wojsk z Jaka-40 do Tu-154M była usterka techniczna, która miała się pojawić w Jaku-40 tuż przed wylotem do Smoleńska. Likwidacja dowództwa szkolonego przez NATO zaowocowała zbliżeniem polsko-rosyjskim w zakresie obronności oraz wydaniem przez nowe BBN prezydenta Komorowskiego raportu, zgodnie z którym "gwarantem bezpieczeństwa Polski w Europie powinna być Rosja".

-Jaki był motyw?


Motyw ekonomiczny, czyli kwestia umorzenia 1,2 mld zł długu Gazpromu wobec Europol Gazu (spółki kontrolowanej przez Skarb Państwa) za transfer rosyjskiego gazu przez terytorium Polski na zachód Europy. Lech Kaczyński oraz ludzie z Biura Bezpieczeństwa Narodowego (zarządzanego przez Aleksandra Szczygłę, który również zginął 10/04) byli przeciwnikami podjęcia decyzji o umorzeniu tego zadłużenia. W chwili kiedy zginęli zniknęła ostatnia przeszkoda uniemożliwiająca podjęcie takiej decyzji. Dług Gazpromu został umorzony.
Motyw prewencyjny - zamach w Smoleńsku miałby pokazać innym przywódcom państw Europy środkowo-wschodniej, że nie warto prowadzić własnej, niezależnej polityki ukierunkowanej na realizację interesów i racji stanu swojego państwa.

-Czy kraj taki jak Rosja ryzykowałby zamach na 93 osoby w sposób tak nieudolny,że ryzyko niepowodzenia było na tyle wysokie,że ryzykowali zdemaskowanie przed całym światem?I to w rocznicę zbrodni katyńskiej.


Zemsta personalna na Lechu Kaczyńskim i jego otoczeniu za interwencję dyplomatyczną w Gruzji w 2008 roku uniemożliwiającą zajęcie Tibilisi i likwidację Saakaszwiliego (w kontekście powyższego należy pamiętać co Kreml robił wcześniej z innymi "wrogami systemu" takimi jak Litwinienko czy Politkowska).

Nie dodałem wcześniej źródła sorewicz.



Użytkownik GuardAngel edytował ten post 19.09.2013 - 20:56

  • 2

#5

MarcinK.
  • Postów: 80
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Brzmi całkiem ciekawie,muszę przyznać,że w końcu ktoś potrafi przedstawić punkt widzenia z którym się nie zgadzam w sposób interesujący i przekonywujący,zobaczymy co przyniesie przyszłość.
  • 1

#6

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Artykuł bezmyślnie skopiowany z neta, było to obalone już na forum tryliony razy.

Kłamstwo nr 10: Nie było komunikatu TAWS nr 38
W raporcie komisji Millera nie znajdziemy jednak na temat ostatniego zapisu TAWS ani słowa – podobnie zresztą jak w raporcie MAK.

No tak, to jest kłamstwo w tym artykule. Był taws 38, a wcześniej 37, 35, 34, 33. Dane z nich wszystkich są w raporcie komisji.

O ile jednak dokument przygotowany przez rosyjski MAK przemilczał całkowicie istnienie alarmu, to w raporcie polskiej komisji rządowej na jednym z rysunków umieszczono pierwotnie punkt, w którym zarejestrowano ostatni sygnał systemu TAWS. Z jakichś jednak względów punkt ten w ostatecznej wersji rysunku zakryto.

Dokonano tego jednak w sposób wyjątkowo nieudolny: czerwone kółko z czarną kropką w środku, znajdujące się dokładnie w miejscu wystąpienia TAWS nr 38 (identycznie oznaczono TAWS nr 37), zasłonięto zielonym prostokątem.

Ten kto pisał ten artykuł, nie wie o czym mówi, tego raportu nawet nie czytał, a jak czytał to po łebkach. Bo widać że powtarza plotki z neta.
W raporcie i załącznikach jest kilka rysunków przedstawiających ścieżkę samolotu, gdzie oznaczono niektóre dane. Nie ma kółek z czarną kropką w środku. Są niebieskie kółka z żółtym w środku.
Można to samemu sprawdzić:
Dołączona grafika



Okazało się, że ok. 35 m nad ziemią system TAWS zapisał ostatni komunikat nr 38, a towarzyszyły temu dwa odnotowane przez rejestrator wstrząsy: jeden słabszy, drugi silniejszy. Zaraz potem przestał działać komputer pokładowy FMS i rejestratory lotu.


Czyli te dwa wybuchy były w tym samym czasie w punkcie Taws 38? Przecież taws 38 został zapisany za brzozą jakieś 100 metrów albo i więcej. A według Macierewicza i jego kompanów ten pierwszy wybuch miał być przed brzozą. A od tawsa 38 do miejsca upaku samolotu jest 150 metrów.

Tu-154 zaczął spadać dopiero po tym, jak wzniósł się na pułap 30–35 m nad ziemią, odchodząc na tzw. drugi krąg – przyczyną upadku były dwa wstrząsy (wybuchy), do których doszło właśnie na wysokości ok. 35 m.

Oba wybuchy były na tej samej wysokości? Według najpopularniejszej wersji, były dwa wybuchy. Jeden w skrzydle gdzieś w okolicach brzozy, a drugi pare sekund później przed zderzeniem z ziemią. Po Tawsie 38 jest jeszcze ponad sekunda gdzie zostają zapisane ostatnie logi FMS i dane z gps. Gdyby wcześniej doszło do wybuchu, to tych danych by nie było.
Więc stwierdzenie, że były dwa wstrząsy na wysokości 35 metrów jest bez sensu.
Są jeszcze inne wersje. Rońda twierdzi że były dwa wybuchy w kadłubie, jeden z przodu a drugi z tyłu.
A reszta jest wyjaśniona w pozostałych tematach. Ile razy można pisać o tym samym. W kółko pojawiają się te same brednie, kopiowane bez opamiętania.
http://www.paranorma...fa-w-smolensku/

http://www.paranorma...638#entry573638

Użytkownik Wszystko edytował ten post 19.09.2013 - 20:51

  • 5



#7

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tak gwoli ścisłości, Kazimierz Nowaczyk nie jest profesorem a doktorem.
  • 2



#8

DM13.
  • Postów: 70
  • Tematów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Dla Macierewicza to nie ma znaczenia, grunt żeby przytakiwał :lol
  • 0

#9

GuardAngel.
  • Postów: 373
  • Tematów: 37
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

@Wszystko moja wiedza jak Twoja opiera się na wiadomościach . No chyba że jesteś politykiem lub znasz ludzi związanych z katastrofą.
Czy tylko i wyłącznie opierasz się na informacjach i przekazach z 2 ręki tak samo jak ja tych z gazet ,tv, internetu kolegów koleżanek . Generalnie ktoś coś czytał ktoś coś wie czyli tyle ile ty może się dowiedzieć szukając i śledząc wydarzenia w kraju. Opieramy się na informacjach gdzie argumenty jednych zaprzeczają drugim. Na jakiej podstawie obydwie strony mówią prawdę a zarazem kłamią .
Jedni mówią bo sprawa narodowa morderstwo nic nie wykryte , wrak zbezcześcili , nie dali nam przeprowadzić śledztwa mamy przykłady z historii . Dowody takie i takie.
Druga odpowiada teraz my mamy władzę i możecie nam skoczyć ...wypadek... i już i tak będziemy powtarzać aż wszyscy uwierzą ... nie ma innej opcji .

A widzisz a ja myślę że pieniądze to władza i władza to pieniądze by być politykiem ... trzeba mieć kasę biednych nie wybierają. Tam jest walka o władze i odpowiem szczerze zobacz jakie wielkie straty poniosła jedna partia na rzecz drugiej .
Jak tego nie rozumiesz kto zyskał kto stracił i to kto stoi u sterów naszego kraju to wybacz kolego Wszystko ( dosyć arogancki nick wybrałeś ;) ) . Pozwól mieć innym odmienne zdanie. Pozwól na to że każdy sam zadecyduje kto mówi prawdę a która kłamie.

Bo jedno jest pewne jedna ze stron kłamie. WYPADEK albo KATASTROFA. Świadków naocznych nie ma .Na koniec mam pytanie do Ciebie Wszystko czy jest możliwe, z czysto matematycznego punktu widzenia, obliczyć z jakim prawdopodobieństwem istnieje możliwość, że jedna ze stron kłamie?Wiesz tylko że grupa A mówi zamach a grupa B wypadek . Która mówi prawdę która kłamie bez wnikania w szczegóły dowodów. Czy potrafisz coś takiego wyliczyć bo ja nie .Czysto teoretycznie jeśli się nie mylę to rachunek prawdopodobieństwa ... lub ktoś z forumowiczów.
  • 3

#10

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jeśli punkt 38 dostał opisany w raporcie i był wraz z nim dostępny, to chyba łatwo się domyśleć, że punkt opisujący jego ukrycie i przemilczenie w tymże dokumencie nie jest prawdziwy.
  • 1



#11

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wszystko moja wiedza jak Twoja opiera się na wiadomościach . No chyba że jesteś politykiem lub znasz ludzi związanych z katastrofą.
Czy tylko i wyłącznie opierasz się na informacjach i przekazach z 2 ręki tak samo jak ja tych z gazet ,tv, internetu kolegów koleżanek .

Nie w tym rzecz, nie rozumiesz. Moja wiedza może opierać się na tym co opowiadał 5 letni chłopaczek jakimuś menelowi, który następnie przekazywał dalej to czego się dowiedział.
Problem w tym, że informacje podawane w tym artykule to w 90% kłamstwa. I nie, nie są to kłamstwa, bo tak powiedział tvn czy napisała gazeta wyborcza. Jeśli w tym artykule mamy napisane ,,dane z taws 38 zostały ukryte i nie ma ich w raporcie" a w raporcie są, to jest to po prostu zwykłe kłamstwo. Tak samo gdyby było napisane ,,na stronie 34 raportu jest zdjęcie samolotu", a w rzeczywistości na tej stronie nie ma takiego zdjęcia, to też jest to kłamstwo. Kapujesz? To tak jakby napisać że ktoś ma w domu słonia chociaż w rzeczywistości go tam nie ma.
Wszystkie raporty komisji Millera są dostępne w internecie, każdy sam może sobie sprawdzić co w nich jest a czego nie ma.
Odmienne zdanie można mieć, ale w przypadku czegoś co nie jest pewne. Bo każdy ma prawo do własnych opinii, ale nie do własnych faktów. Tak więc nie można twierdzić, że czegoś w raporcie nie ma, skoro to jest.
Myślę, że to jest jasne.

Jest też jeden istotny fakt, który( jak dla mnie) przesądza o tym że katastrofa w smoleńsku nie była zamachem. Chodzi o ostatnie dane trzech odbiorników GPS które zostały zapisane tuż przed zderzeniem z ziemią. Jest to fakt kompletnie przemilczany przez stronę spiskową, bo całkowicie rujnuje ich wersję. Pisałem już o tym w tym poście.
http://www.paranorma...post__p__558789

Nowaczyk wie o tym, bo dyskutował na ten temat w komentarzach pod artykułem na salonie 24. Z wiadomych powodów musiał to przemilczeć, bo inaczej zostałby wyrzucony przez Macierewicza i uznany za zdrajcę.

Bo jedno jest pewne jedna ze stron kłamie. WYPADEK albo KATASTROFA. Świadków naocznych nie ma


Widzę bardzo pobieżne zainteresowanie tematem z twojej strony. Oczywiście że jest kilka świadków którzy widzieli jak samolot leciał, nawet na filmie Gargasowej wypowiada się kierowca autobusu który opisywał że samolot leciał przechylony, jakoś o żadnych wybuchach nic nie wspomina (trudno żeby ich nie było widać).

Najpoważniejszym świadkiem jest dr Bodin na którego działce rośnie ta słynna brzoza. Według jego zeznań samolot uderzył w brzozę

- Kiedy oddalił się od brzozy już go nie widziałem



- Stracił skrzydło po uderzeniu? - pytam

- Skrzydło było odbite /złamane/, ale jeszcze wisiało. Potem pobiegłem za nim (samolotem - przyp. PM), widzę leży skrzydło, to niedaleko od tego miejsca. Potem pobiegłem dalej, a on już leżał w błocie.

http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/przemyslaw-marzec/blogi/news-swiadek-widzial-jak-tu-154-traci-czesc-skrzydla,nId,332989


W filmie Gargas "anatomia upadku" jest dłuższa relacja bodina, która raczej przeczy wersjom Nowaczyka że samolot leciał wysoko nad brzozą.
Bodin mówi że samolot leciał tak nisko że podmuch silników powalił go na ziemię


Ale ekipa "ekspertów" Macierewicza i innych zwolenników wybuchów woli to przemilczeć, oni wybierają jakieś fragmenty, źle je zinterpretują i myślą że mają rację. Nie są nawet zgodni gdzie te wybuchy miały by być, ile ich miało być itp.

A mówi zamach a grupa B wypadek . Która mówi prawdę która kłamie bez wnikania w szczegóły dowodów


Właśnie cała rzecz opiera się na szczegółach, ale widać są tacy dla których szczegóły są mało ważne.

Widać że Gazeta Polska spełnia swoją misję. Za wszelką cenę broni broni jedynej "słusznej prawdy" wbrew wszystkiemu.

I taka ciekawostka obrazująca jakie warunki panowały 10 kwietnia w Smoleńsku. Co widzieli piloci. Tutaj można zobaczyć lądowanie samolotu przy widzialności 400 m. W smoleńsku widzialność była 200 metrów, a lotnisko nie miało systemu ILS.

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=_MorkiKu1_U#t=16

Użytkownik Wszystko edytował ten post 20.09.2013 - 20:32

  • 2



#12

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Do skasowania.
Ta moderacja postów jest tak zrobiona że jak napisze jakiegoś posta i go wyśle to go nie widać, nie ma też żadnej informacji że post został wysłany, więc czasem moge mieć wątpliwości czy nacisnąłem wyślij.

Użytkownik Wszystko edytował ten post 20.09.2013 - 20:26

  • 0



#13

Robakatorianin.
  • Postów: 1732
  • Tematów: 41
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie wiedziałem gdzie to wrzucić więc umieściłem to tu:

To było tylko kwestią czasu. Ekspert Antoniego Macierewicza wydał oświadczenie po tym, jak media wytknęły mu, że co innego mówi w TVP1, a co innego w TV Trwam.
W połowie kwietnia TVP1 wyemitowała dwa filmy dotyczące katastrofy smoleńskiej. Jeden wyprodukowany przez National Geographic, a drugi autorstwa Anity Gargas. Po emisji w studio na pytania Piotra Kraśki odpowiadali Paweł Artymowicz i ekspert Antoniego Macierewicza prof. Jacek Rońda.

Twierdził on m.in., że tupolew nigdy nie zszedł poniżej 100 metrów. Jak przypomina gazeta.pl swoją wiedzę opierał na tajemniczym dokumencie z Rosji, który kupił na rynku, bo ma swoje dojścia.

Jednak w środę prof. Rońda już zupełnie co innego mówił widzom TV Trwa. Przekonywał, że prowadził swoistą grę z panem Kraśko.

Oni niestety zeszli poniżej 100 metrów. Ja w wywiadzie z panem Kraśko trochę zagrałem. Z różnych względów. Ponieważ pan Kraśko grał ze mną, no to tak jak w kartach się gra w niektórym układzie... Z panem nie będę grał w karty, w związku z tym powiem, że oni zeszli poniżej 100 metrów. Byli gdzieś na wysokości pomiędzy 50 a 60 metrów - wyjaśniał prof. Jacek Rońda.

Można usłyszeć to od ok. 7 min nagrania. Prof. Rońda wyjaśnia m.in., że dokument, który kilka miesięcy temu zaprezentował w TVP1 to był blef, bo tak naprawdę na tym dokumencie nic nie było.

Po tym, gdy o dwóch wersjach jednej katastrofy zrobiło się głośno, naukowiec wydał specjalne oświadczenie.

Samolot rządowy
w chwili wybuchu lub serii wybuchów, tj. miedzy TAWS 37 i TAWS 38, znajdował się na wysokości w przedziale 50 do 60 metrów. W chwili decyzyjnej, kiedy Major Protasiuk pierwszy raz wydał komendę: "Odchodzimy", samolot znajdował się na wysokości ponad 100 metrów. Mimo prawidłowych działań załogi, samolot zniżał się dalej z nieznanych powodów technicznych
- pisze prof. Jacek Rońda w oświadczeniu opublikowanym na stronie "Rzeczpospolitej".

W rozmowie w portalem wpolityce.pl naukowiec zabrał także głos w sprawie tajemniczego dokumentu, którym posługiwał się w TVP1.

Dopiero po jakimś czasie od otrzymania tego dokumentu okazało się, że on jednak zawiera błędy. Ja się jednak cieszę, że o nim mówiłem w TVP. Ożywiłem w ten sposób pewne kręgi. One będą teraz pluć, szczekać itd. I bardzo dobrze, niech im piana z pyska leci - mówi smoleński ekspert.

Ja nie byłem w TVP na spowiedzi przed odejściem z tego świata. Pan Kraśko pogrywał nieczysto, więc ja z nim też. Ja jestem starym lisem, doświadczonym w tych sprawach. Nie mogę pozostawiać bez odpowiedzi takich zagrywek i prowokacji. Kraśko dopuszczał się karygodnych prowokacji. Więc wet za wet... - dodał prof. Rońda.

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=TOhgt1kvJTI

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=D6ToOlLLe6g
Od 7min.

Jakoś nikt (na forum) tym blefem się nie zainteresował :/
  • 0

#14

pdjakow.
  • Postów: 1340
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A o czym tu gadać? To jest poziom kiepskich polityków wymachujących tajemniczymi teczkami, w których podobno są rzeczy straszne, ale jak co do czego, to ich się nie pokazuje. Może na końcu cały zespół Macierewicza się ukłoni i powie "blefowaliśmy"? A może się obrażą, bo im "zhackowali skajpaja"?
  • 0

#15

Robakatorianin.
  • Postów: 1732
  • Tematów: 41
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wczoraj było ale... ktoś zlikwidował :roll:

Narodziła się kolejna teoria spiskowa?

A o czym tu gadać?


Sądziłem że skoro sceptyczny obóz przez tyle czasu walczył o podważenie określonych tez to z przyjemnością wyciągnie takiego asa z rękawa...może nawet jokera który sam niszczy przeciwników od środka. To praktycznie wyklucza autorytet tego pana oraz rzutuje na wiarygodność całego zespołu.

To jest poziom kiepskich polityków wymachujących tajemniczymi teczkami, w których podobno są rzeczy straszne, ale jak co do czego, to ich się nie pokazuje.

I w tym przypadku rząd się nie popisał. Będąc biernym wobec niektórych absurdów sam doprowadził do rozdęcia całej sytuacji. Publikacja i niektóre ustalenia są spóźnione o co najmniej trzy lata.
  • 0


 


Odpowiedz



  

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych