Trzymając się przykładu "epickich chipsów", które mają (jak napisałeś) przyciągnąć głównie dzieci / młodzież, wygląda na to, że jej twórcy "olewając" w pewnym stopniu ich rodziców, jednocześnie ograniczają tym dzieciom zdolność nabywczą, bo poirytowany reklamą "jarecki", który nie jest w stanie zrozumieć jej śmiałego przekazu, może powiedzieć swej latorośli : "Epickie? - po moim trupie. Póki ja trzymam kasę, póty ty, żresz to, co ja kupię".
Oczywiście, jednak takich, że się tak wyrażę oportunistów, można pewnie policzyć w promilach i wierz lub nie, ale też są wkalkulowani. Podobnie jak grupa fascynatów "Chipsów które epickie nie są".
Oczywiście przerysowuję ale jeżeli jednym z głównych argumentów w obronie marnej jakości reklam ma być ten, że ich nie rozumiemy, bo nie do nas są skierowane, to... Tej uwagi nie kieruję personalnie do ciebie - jakby co...
Spoko. Tu też się z Tobą zgodzę. Ale dam Ci inny przykład. Powiedz mi ile jest świetnych filmów do których chcesz wrócić? Zalewających nas chłamem rodzimych jak i zachodnich "arcydzieł kinematografii" w ciągu roku jest od cholery, natomiast tych wybitnych lub chociaż fajnych tytułów jest tyle co kot napłakał. I pewnie można by je policzyć na pozostałych palcach nieuważnego stolarza. Identycznie jest z reklamami czy książkami. Sporadycznie trafiają się pomysły które robią furorę.
Swoją drogą, zasięgnąłem dziś języka u mojej córki i dowiedziałem się, że określenie "epickie" było modne ale w zeszłym roku.
Jeżeli to prawda, to wygląda na to, że nawet ta grupa docelowa, do której adresowana jest ta reklama, może się na nią wypiąć.
Czyli, byłaby nie tylko irytująca i niezrozumiała ale również nieskuteczna.
Tu pewnie też Cię zaskoczę, ale wbrew pozorom jest to zabieg celowy. Opóźnienie umieszczania "znanych fraz" też ma swój cel, a mianowicie "kotwica" (bo tak się to nazywa w NLP) jest już umiejscowiona we wspomnieniach zakładanej grupy odbiorczej. Trzymając się przykładu "Epickie", zrób mały eksperyment i nie pytaj córki jaki zwrot jest aktualnie na topie, zapytaj z czym kojarzy jej się fraza "Epickie". Po drugie, to że w szkole większej miejscowości słowo Epickie już nie jest trendy, to nie znaczy że w szkole w jakimś zadupiu nadal nie jest na topie. Jednym zdaniem - czekamy aż dane słówko się oklepie i zacznie konkretnie kojarzyć, potem je wciskamy w spot i wywołujemy konkretne skojarzenie.
Zapewne Twoja córka zna też słówka typu: Zajebiaszczy, dżemor, hardcor (czy jak to się tam pisze) itd... Zdecydowaną większość tych słownych "perełek" mogłeś swojego czasu spotkać w reklamach w TV i innych mediach.
Oczywiście jest to tylko jeden z wielu możliwych scenariuszy.
Reasumując.
Tak, bloki reklamowe działają na nerwy i to bardzo, ale tu bym bardziej winił nadawcę, bo to on dyktuje ceny i on ustawia sposób wyświetlania bloku, natomiast agencja na ogół ma jakiś określony budżet i stara się wcisnąć jak najtaniej w jak najlepszy dla danej grupy odbiorców czas antenowy.
Tak, głupich reklam jest bez liku, pewnie dlatego że większość copywriterów z głową, robi przy zmywaku na wyspach, to oczywiście żart. Ale tzw gnioty są na ogół podyktowane niskim budżetem zleceniodawcy. Często robione na czuja, bo KLEJENT coś chce, ale sam nie wie co i zamiast konkretnego pomysłu snuje dziwne wizje do których agencja stara się dopasować. Mimo to, nie jest to tylko sztuka dla sztuki, bo mimo że często beznadzieja i bez górnolotnego pomysłu, to i tak niesie informację o produkcie.
"Porządna" reklama wymaga wielu zabiegów zanim zostaje wyemitowana, począwszy od badań rynku a skończywszy na kręceniu 4 czy 5 próbek i wyboru najbliższej wizji klienta, ale popartych badaniami na grupie docelowej.