To nie sposób (sprawność) edukacji wiernych wpływa na ich podatność na te nauki. Człowiek jest taką istotą, że bardziej lgnie do złego niż do samoograniczanie się i ascezy. To nie świadczy o słabości nauki kościoła tylko słabości samego człowieka.
Bzdura i typowe podejście człowieka zaszczutego ideą Kościoła, jako wyznacznika tzw. dobrego człowieczeństwa. Gdyby było tak jak piszesz - tzn. że człowiek lgnie do "złego" kosztem samoograniczania się - nadal żylibyśmy na drzewach. Twój argument jest wynikiem nie tyle niewiedzy, co totalnej ignorancji. To różni człowieka od zwierzęcia, że potrafi się samoograniczać. Pierwszym czynem typowo 'ludzkim' i w pełni świadomym popełnionym te ponad 2mln lat temu przez pierwszego paleoantropa było samoograniczenie pod względem seksualnym. Od tego zaczęło się całe pasmo innych 'samoograniczeń', które ostatecznie doprowadziły do powstania cywilizacji (a w tym Kościoła). Więc nie pisz baj, jak to człowiek nie potrafi się samoograniczać. Potrafi od zawsze.
Rzekoma słabość człowieka jest bardzo wygodną wymówką wobec niepowodzeń Kościoła i wiary katolickiej (która już dawno zatraciła własny sens). Jest też dobrym straszakiem dla wiernych, którzy indoktrynowani są, że gdyby nie opieka Kościoła to staliby się słabi, popadliby w grzech - i nie wiem, zaczęli latać nago po ulicy zaspokajając swoje żądze z kim popadnie, aż by umarli z wycieńczenia.
Prawda jest taka o jakiej napisałem powyżej. Słabość człowieczej natury i niechęć do samoograniczania się.
Ta prawda - jak już wspominałem - nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a jedynie ukazuje podstawowe braki w wiedzy z pogranicza kulturowo- psychologiczno- antropologicznego.
Jeżeli będziemy myśleć jak "postępowcy" to po co ograniczać alkoholików. Niech się zachleją na śmierć, bo jak wolność to wolność. Można tak mnożyć bezsensowne propozycje uwalniania ciemnej natury człowieka.
A kto ogranicza alkoholików i kto ich kiedykolwiek ograniczał? Nie powiesz mi chyba teraz, że Kościół "jest tamą" chroniącą społeczeństwo przed alkoholizmem - bo gdyby nie nauki Kościoła to wszyscy, bez wyjątków nagle zaczęliby pić na umór, ażby zdechli? Przecież to jest śmieszne, masz ludzi za nieodpowiedzialnych półgłówków.
Tak się składa, że alkohol jest znany od zarania dziejów i człowiek potrafił kontrolować jego spożycie bez opieki Kościoła przez kilkanaście tysięcy lat - mało tego, mając niekontrolowane ilości alkoholu zawsze pod ręką ludzkość potrafiła wydać na świat taką osobę jak Jezus. Zdumiewająca rzecz.
A skąd wiesz, że marginalne?
Chyba w tym środowisku żadnych badań nie robiono. To są tzw. ciemne liczby.
Jakie 'ciemne liczby'? Znakomita część badań antropologicznych i kulturowych opiera się istnieniu pojęcia tabu w społeczeństwach już nawet tych najbardziej prymitywnych, więc wiemy bardzo dobrze iż niektóre zachowania od zawsze były marginalne. Ale Ty uparcie będziesz twierdził, że ktoś natchniony musi pokazać człowiekowi palcem - to jest złe. Nie musi, bo człowiek pierwotny (żyjący na długo przed powstaniem Kościoła, lub żyjący nadal w oderwaniu od niego jak np. Aborygen) dobrze wie, że niektóre zachowania są dla więzi społecznych destrukcyjne i bez ustanawiania żadnych praw - które w przypadku Kościoła Katolickiego muszą być jasno określone, bo jak wiemy z Twoich wpisów inaczej wierny nie wiedziałby co robić aby 'było to dobre' i nieustannie kończyłby śmiercią w grzechu - milcząco i w sposób nie wymagający racjonalizacji czy wytłumaczenia uznaje pewne zachowania (jak np. kazirodztwo, pedofilia, zoofilia, nekrofilia) jako społecznie niedopuszczalne bądź niemile widziane.
Prawda jest taka, że w danych środowiskach zakreślano granice dla "normalnych" i "nienormalnych" zachowań i to był drogowskaz moralny dla danych społeczności.
Kto konkretnie te granice zakreślał, od kiedy i - przede wszystkim - jakim prawem się podpierając?
Wiara w to, że ludziom powinno zostawić się wybór co jest dla niego dobre a co złe to złudna wiara.
Wiemy, już wiemy - gdyby nie Kościół, który jako jedyny wie co jest dobre a co złe (widocznie jego członkowie mają paradoksalnie nieograniczony dostęp do zakazanego Drzewa Poznania z Księgi Rodzaju) i który trzyma w ryzach 'zło' tkwiące w ludziach, to Świat by się zawalił, pociągając za sobą od razu cały Wszechświat.
Bo gdyby odpuścili choćby na kilka minut - kilka minut nieuwagi, chwilowa luka w kościelnym systemie zabezpieczeń - to te ponad 7 miliardów ludzi od razu by: się zaćpało na śmierć w grzechu, się 'zakopulowało' (sodomicznie) na śmierć w grzechu, się zalkoholizowało na śmierć (w grzechu) i na śmierć rozbiło swoje głowy o bruk bijąc ekstatyczne pokłony Szatanowi, Antychrystowi i Złotemu Cielcowi, umierając oczywiście - w grzechu.
Nikt, na całej kuli ziemskiej nie dał pełnej wolności ludziom.
I jest to marchewka na kiju dla osła, to jest siła napędowa dla ciągłej ewolucji i rozwoju społeczeństw. Bo jako czysta idea 'wolność' zawsze będzie celem nadrzędnym dla społeczeństwa - zawsze będziemy wyciągać po nią łapy, lecz choć nie wiadomo jakbyśmy się do niej zbliżyli, nigdy jej nie dosięgniemy taką jaka jawi się nam w marzeniach.
A jest jakieś kryterium wg którego obecnie można oceniać co jest a co nie jest zdrowe dla naszego społeczeństwa?
Społeczeństwo samo to oceni. Faktem jest, że pewne zachowania np. homoseksualizm (podkreślam pewne, uprzedzając Twoje łapanie za słówka bo nie mam na myśli pedofilii i innych tego typu skrajnych) przestały już być odbierane przez społeczeństwo jako dla niego destrukcyjne czy niebezpieczne, bo raptem okazało się, że sam jawny homoseksualizm (nie skrywany, jak dawniej będąc obiektem plotek) nie stoi na przeszkodzie więziom społecznym.
WY chcecie uwolnienia wszystkiego bez zastanawianie się nad tym jak to wpłynie (na jego zdrowie) na społeczeństwo.
Jacy "WY", z jaką grupą mnie generalizujesz?
_______________________________________
Niee, to nie są zmiany ewolucyjne. Wyjdź na ulicę i popytaj, czy dzieci powinny uczestniczyć w edukacji seksualnej- bo ja póki co nie spotkałem się z opinią pozytywną. A co z wcześniejszym posyłaniem dzieci do szkoły? To też ewolucja? Nie, to wprowadzanie czegoś siłą. Ponieważ zebrano milion podpisów przeciw temu- to już się nazywa właściwie olewanie narodu. Nie ewolucja.
Ale o czym Ty piszesz? Nie wchodzę na teren polityczny, a zagadnienia które przytoczyłeś tylko polityki się tyczą. Mimo wszystko, nie wypłynęłyby one na powierzchnię gdyby społeczeństwo nie odczuwało potrzeby takich czy innych zmian, a to czy te zmiany są dobre czy złe to już problem poziomu subiektywnej jednostki. Oprócz tego taka edukacja seksualna nie jest w społeczeństwie postrzegana aż tak negatywnie - widocznie za mało osób spotkałeś, albo wykluczasz ze zbiorowości społecznej młodych rodziców.
Nie, tu się nie zgodzę, np. w Grecji każdy młodzieniec miał swojego nauczyciela, co się z nim chędoży
No i popatrz - dali światu największych filozofów, bez wpływu nauk których Kościół byłby ubogi o kilku ważnych świętych i kilka ciekawych 'prawd wiary'. Twój przykład jest chybiony, bo okazuje się że nawet z większą popularnością zachowań homoseksualnych antyczna Grecja wcale nie skończyła źle i nie doprowadziła do upadku cywilizacji - a wręcz przeciwnie, wzmogła jej postęp.
W Egipcie zdarzały się małżeństwa o pokrewieństwie I stopnia, a na BW zdarzały się wypadki kazirodztwa i były chyba dość publiczne, vide historia Lota.
Zdarzały się, zdarzały. Egipt i kazirodztwo to przykład specyficzny, z kolei opowieść o Locie i Sodomie jest wątpliwa historycznie. Odbijam piłeczkę - nawet w tak specyficznym społeczeństwie jak cywilizacja Starożytnego Egiptu (czy Persji), w którym kazirodztwo nie nosi znamion społecznego potępienia i nie jest objęte tabu, nie wywołało ono zawalenia się ich świata. Uwaga - bez opieki Kościoła, wynosząc związki kazirodcze do rangi 'uświęconej' - nawet wtedy społeczeństwo potrafiło funkcjonować normalnie i powodziło im się dobrze. Nic nie runęło, nic się nie zawaliło, Abstrahując od tego, że także w szerszej, bardziej ogólnej perspektywie (na poziomie porównań między społecznościami, cywilizacjami) skłonności takie są marginalne.
____________________________________________
Wystarczy pooglądać TV czy poczytać media żeby samemu ocenić wartość wypowiedzi czy "elokwencję i erudycję" celebrytów którzy brylują na salonach.
Parę linijek wyżej uczulałeś Aidil, aby nie podawała mediów za argument w dyskusji. Nagle sam podajesz przykład osób medialnych i celebrytów jako symptomy upadku społeczeństwa. Media to środowisko specyficzne, sztuczne, które nie reprezentuje sobą przekroju społeczeństwa a raczej wybiera z niego jednostki najbardziej odpowiednie do tego aby dostarczyć ludziom szeroko rozumianej rozrywki, a sobie - wpływów i pieniędzy.
To nie inteligencja tworzy obecnie opiniotwórczą tkankę tylko niskich lotów konformiści lub ludzie którzy są znani z tego że są znani.
No i? Chcesz dawki 'inteligencji', potrzebujesz zastrzyku kultury i 'elokwencji' - bierzesz do ręki dobrą literaturę; łapiesz dziewczynę za dłoń i idziesz do kina na dobry film; wkładacie eleganckie ciuchy i do teatru albo opery. Chcesz szybkiej rozrywki przy piwie - puszczasz TV albo czytasz kolorowy magazyn. Taki podział jest bardzo czytelny, więc nie ma co psioczyć, bo tzw. tkanka opiniotwórcza ma na Ciebie wpływ tylko wtedy gdy Twoja i ich opinia się ze sobą pokrywają.
Problemem są jednak tacy osobnicy, których wkurza to, że ktoś inny ma inne zdanie i sposób na życie.
Z kolei nie mogę zaprzeczyć, że współczesny świat tkwi w duchowym dołku - to niestety prawda Jednak ten duchowy upadek nie jest domeną naszych czasów lecz zaczął się już pod koniec XIX wieku (może nawet znacznie wcześniej), apogeum osiągając w wieku XX - do tego upadku rękę przyłożył nie kto inny jak Kościół: możesz protestować, możesz wierzgać, możesz płakać, ale takie są fakty. Dopiero teraz powoli z tego dołka wychodzimy, a zainteresowanie duchowością znów wzrasta - oby na lepszych i bardziej świadomych warunkach niż te zapewniane przez ciągle średniowieczny Kościół. Co prawda pontyfikat Franciszka napawa umiarkowanym optymizmem, jednakże widząc paniczne rozbieganie chciwych oczek biskupów, obawiam się, że jego następcy na Piotrowym Tronie zadbają o to by żadnych zmian w Kościele nie wprowadzać. Obym się mylił, bo zmiany są potrzebne na wczoraj, a ich wprowadzenie wymaga - patrząc na zastałość i skostnienie Kościoła - kilkunastu pontyfikatów i co najmniej kilku długich pokoleń papieży,