Wy nie chcecie poprawiać KK-Wy chcecie go zlikwidować. Wciąż nie interesują Was konsekwencje takiej decyzji. Nawet nie potraficie wskazać jakiejś alternatywy mającej wypełnić brak wspomnianej instytucji.
Przyznaję, że nie śledzę wątku od samego początku - ale na tych kilku stronach wstecz widzę u osób, których wrzucasz do worka "Wy", jedynie nawoływania do zmian w Kościele, a nie do zniesienia tej instytucji.
Problemem jest postawa takich 'wiernych' - Ty i osiris jesteście tu przykładami - którzy nie potrafią, w kontekście rozmyślań o Kościele, postawić granic między polityką a wiarą. Ten brak granicy - która zatarła się już bardzo dawno temu - doprowadził właśnie do zniechęcania wobec Kościoła i jego przymusowego zejścia na dalszy plan w świadomości społecznej.
Nie wiem, pewnie jestem w Waszej grupie tajemniczych "sił zła", anty-Kościelncyh a pro-Islamskich (śmieszne) ale nigdy nie napisałem, że chcę upadku czy likwidacji Kościoła. Wasza potrzeba katalogowania jest wadliwa, bo wrzucacie do swojego wyimaginowanego wora wszystkich, którzy widzą palące potrzeby zmian. Zresztą już w pierwszych postach w tym temacie pisałem o potrzebie zmian w Kościele, a nie jego obalenia.
Czy naprawdę myślicie, że Kościół może upaść? Że jest mu w stanie zagrozić jakakolwiek frakcja polityczna? W takim razie jesteście raczej niedowiarkami, co z kolei w nieprzychylnym świetle stawia pobudki Waszej wiary.
Kościół nie upadnie już NIGDY. Owszem, może dałoby się rzeczywiście zlikwidować tę instytucję kilkaset lat temu, zanim na dobre ogarnęła cały Świat i puściła w nim korzenie. Jest to jednak moim zdaniem wielce wątpliwe, bo siła nauk jakie ze sobą wtedy niosła - jeszcze czerpiąc energię z rozpędu w jaki Kościół pchnięty został przez Jezusa (Jego nauki i Jego mit) i pierwszych apologetów - była przekonywująca.
Pytacie, co w zamian - co na miejsce Kościoła? Zgadzam się z Tobą, Robakotorianin, że teoretyczna (taka sytuacja nie jest bowiem możliwa, ale wyobraźmy sobie że Kościół nagle znika z dnia na dzień) pustka po Kościele musiałaby być zapełniona. Jednak bzdurą jest to co piszesz, że ludzie na miejsce instytucji kościelnej postawiliby jakieś instytucje polityczne. Ludzie odczuwają potrzebę duchowości (czegoś co z polityką nie ma nic wspólnego) i ta duchowość zajęłaby wakat pozostawiony po Kościele. Jednak jak już podkreślałem nie ma możliwości aby Kościół obalić. Owszem, Kościół jest już od dawna pustą skorupą, skamieliną - nie odpowiada na potrzeby współczesnych ludzi, tak jak odpowiadał choćby w czasach chrystianizacji gdzie jego popularność rosła i umacniała się wśród 'pogan' przede wszystkim dzięki elastyczności i re-aktualizacji prawd, które ze sobą niósł. Nikt bowiem nie mówi o zmianach prawd niesionych przez Kościół, a potrzebie ich re-aktualizacji, potrzebie tkwiącej w dzisiejszej społeczności.
Kościół nie upadnie, ale prędzej czy później się zmieni; zmieni się jego podejście. Być może z jego skamieliny tryśnie źródło Nowego Kościoła, być może wzrośnie na nim Nowe Chrześcijaństwo - faktem jest, że w tej formie nie przetrwa następnych już nawet nie setek, a dziesiątek lat. I nic tu do gadania nie mają politycy z jakichś nieprzychylnych wam partii, a sami wierni. Kościół nie odpowiada na ich duchowe wołanie - pozbył się symbolu, mitu i rytuału, które są niezbędnymi narzędziami każdej religii; narzędziami, które dane i wytłumaczone wiernemu wspomogą go w zgłębianiu własnego jestestwa oraz jego relacji z Bogiem (zwał jak zwał).
Gdyby Kościół wrócił do swoich korzeni - do czasów tych kilku wieków tuż po Jezusie - i rozwinął techniki oraz rytuały mające wtedy silne społeczne i egzystencjalno-ontologiczne znaczenie (takie jak chrzest) to jest więcej niż pewne, iż współczesne kolejki do psychologów, psychoterapeutów i "lekarzy dusz" zmalałyby drastycznie. Co z kolei znalazłoby swoje przełożenie w skali bardziej makro - społeczeństwo przestałoby szukać leku na chimeryczną potrzebę wszech-wolności.