W tym przypadku niewiem . Ale znam mnóstwo przypadków z mojego terenu gdy dziki weszły w szkodę rolników. Nic nie dostali.
Tak z ciekawości-właściciele aut dostali jakąś kasę od leśnictwa?
Miesiąc temu 7 sztukowe stado dzików wtargło na jezdnię pod Serockiem. łacznie rozbiło sie 4 samochody: dwa volkswageny polo, audi A3 i volvo . Jeden z samochodów nadawał sie do generalnego remontu lub kasacji. Stado zgineło w całości.
Jak to jest z odszkodowanimi i przy okazji powikłań prawnych co do humanitarnego zabijania to pokaże reszta opowieści co do reszty akcji którą opisałem.
W drugi dzień swiąt Bozego Narodzenia miałem wezanie do wypadku samochodowego na obrzeżach mojej wioski.
Pod koła Passata wpadł wypłoszony dzik. Samochód nie był rozpędzony (zła droga , poza tym krótki odcinek od domu włąścicieli samochodu do głównej drogi(max 100m). W wyniku uderzenia dzik został śmiertelnie raniony (zdechł przy nas), samochód rozwlekł jego jelita na dytańsie dobrych 20 metrów(byc może dzik sam to zrobił próbując czołgać się).
Samochód miał strzaskany przód(plastiki wokół świateł , pogietę i zadartą w niebo maskę pokrywy silnika. Siła .uderzenia o dzika była na tyle wielka że np chłodnica silnika "oblepiła" bryłę silnika jak mokra chusteczka opadająca na twarz. Wewnątrz była 5 pasażerów w tym mał dziewczynka. Ponieważ właśnie wyjechali z domu jeszcze nie zapieli pasów, zresztą jechali do rodziny odległej o 3 km. Dorośli skończyli obtłuczeni , 1 osoba miał jakiś uraz dłoni dłoni (złamanie lub zwichnięcie), inna dwójka rozciete głowy i złamane lub potłuczonye nosy . Dziewczynka trafiła do szpitala z dośc poważnymi urazami twarzy. W czasie prywatnej rozmowy z włascicielem (z dala od uszu przybyłego patrolu policji) kierowca oszacowął prędkość na max 60 km.
Dzik był niezbyt duzy- wielkości średniej świnki domowej.Wiekszość płynu na jezdni to płyn z chłodnicy i olej z miski olejowej.By to usunać poszeł mniej więcej 1 duzy worek sorbentu (to taki granulat który wciąga wszelkie płyny czy olej jak chusteczki higieniczne. Worek ma objętośc to mniej więcej 2 worki cementu- było tego sporo.
Wiec straty są spore. Samochód nadawał sie tylko do kasacji(nie dało sie nawet go przepchnąc z powrotem do domu włąścicieli).
Niechciałem pisać całego zdarzenia, bo szczerze mówiąć nawet wspomnienie wk..... mnie
strasznie.
Jak przyjechaliśmy do wypadku dzik wciąż żył . Był wybebeszony więc niemiał szans na wyzdrowienie ale żył. Ruszałł nogami, rzęził , odpluwał krwawa pianę,, ale dzielnie próbował wstać.Dla niezorientowanych: dzik nawet smiertelnie ranny jest niebezpiecznym zabójcą. Nawet podzurawiony pociskami potrafi zerwać sie i rozerwać kłami okolice krocza(a to jest uraz śmiertelny, bo zatamowanie krwawienia z tętnic w pachwinie jest prawie niemozliwe) lub brzuch człowieka. Dawniej wśród myśliwych istniało przysłowie "Idziesz na dzika - szykuj sobie mary"(mara to staropolska nazwa dolnej części trumny). Na dzika polowano konno(ryzykując życie konia) lub z ambony bo dzik nie potrafi sie wspinac.
W kazdym razie dzik leży sobie cierpiąc, ale również lada chwila może się zerwać i urządzić nam swą ostatnią szarżę.W tym momencie do naszej naszej scenki dołączył dziadek z dubeltówką. Wylazł z krzaków i opowiedził nam co sie stało. Dziadek to zawodowy myśliwy z kółka łowieckiego. Zamiast jednak w drugi dzień świat siedzieć w domu, to myśliwemu polowania sie zachciało i zasadził sie na dzika na pobliskiej ambonie. Akcja była w nocy . Nic nie było widac. Na dubeltówce nie miał noktowizora więc niewiem o czym ten matoł myślał wybierając się na łowy. Zobaczył dzika ,wymierzył (a okulary miał jak denka od słoików) strzelił i chybił. Dzik przerazony hukiem gdzieś nad głowa , ( być możę kula otarła sie o niego) "dostał napedu" i wrzucił 5 bieg , w rekordowym tempie przebiegł 100 m i tu spotkał swe przeznaczenie w postaci samochodu. No dobra, dziadek powoli zlazł z ambony po ciemku i polazł do nas przez pole.Wcześniej bał sie, że właściciele obija mu morde, zreszta omiją ich bardzo szerokim łukiem. Dopiero jak sie zjawiliśmy zdecydowal na coming out I teraz zaczyna sie kabaret. My zastanawialiśmy sie czy nie skrócić cierpienia dzika za pomoca topora strażackiego . Mamy na wozie sprzet, przy którym średniowieczneczny topór bojowy wyglada jak zabawka. Jeden cios w podstwę czaszki i sprawa powinna być rozwiązana.
Ale zjawił się nasz dziadek z fuzją i mówimy mu, żeby wzią go i dobił . Niestety w czasie negocjacji zjawiła się policja. Najwyraźniej w@#$$$i że musieli wyjechac z ciepłej komendy w czasie świat i jeszce silnego mroźnego wiatru. Postaniwili popisać sie władż ai wiedża prawna. Zabronili dobijac zwierzaka "militarnie" i stwierdzili że mamy zadzwonić (bo oni tego nie zrobia) po weterynarza. , No dobra , mamy zaprzyjaźnionego weta , jak coś się dzije zwierzkom i wo bezpłatnie przyjeżdza i je ratuje a w ostateczniści je usypia.Niestety pech chciał ze jak większość ludzi w świeta poprostu był nieuchwytny. My znowu do policij , jakieś tam negocjacje . Wreszcie po pietnastu minutach dzik "wziął i zdechł". No dobra . Ale teraz okazło sie ze dzika na mięso nie wolno wziąść, bo jest jako rozjechany włąśnością zarządcy drogi. A to 2rugi dzień swiąt .Czyli nikt nie będzi z niego miał żadnegho pozytku. Co nawyzej lisy czy robaki po odwilzy (było minus 10 stopni). No chyba że ktos "ukradnie mięso" . Przerzucamy dzika na pobocze , znakujemy gałęzią miejsce gdzie w chaszczach lezy dzik i odjeżdzamy. Niestety nie był to koniec zawirowań o dzika. Jak się, okazało odszkodowania żadnego właściciele samochodu nie dostali. Odmowny wniosek kółko łowieckie uzasadniło, że odszkodowanie należało by sie tylko wtedy gdyby dzik wyskoczył w wyniku polowania z nagonka.Za takiego zwykły "wystraszonego" nie mają najmniejszego zamiaru płacić.
Co do odszkodowań . Kumplowi za zniszczenia uprawy przez dziki jako odszkodowanie zaproponowali ...członkowstwo w kole łowieckim (z umorzonymi przez jakiś czas składkami członkowskim ). Kumpel popukał się w czoło i podał ich do sadu . Sprawa jeszcze w toku.
W kwestii normalności zabijania dla zabawy w świecie zwierzęcym:
Lwy zabijają młode aby móc kopulować. Polują na zwierzęta, bawią się nimi, zabijają nawet gdy są najedzone..
Zwierzata wykazują sie takim samym człowieczeństwem jak i okrucieństwem jak ludzie.
Mało kto wie, ale popularne skalary z akwarum to ryby drapiezne. Kiedyś wpusciłem stadko neonków(20 sztuk) do akwarium z duzym skalarem imieniem Płetewka. Neonki były duze wiec nawet na logike nie powinny przejśc przez pyszczek Płetewki. Jakież było moje zdziwienie gdy rano został tylko 1 neonek. Niewiem jak to zrobił Płetewka, ale pożarł je za wyjatkiem tego jednego. O jego winie jednoznacznie dodatkowo świadczył potęznie zokrąglony przez noc brzuszek.Pozostały neonek myslałem że zostanie pożarty jak tylko Płetewka przetrwi resztę stada. Jednak neonek wciąż żył, a co więcej był traktowny przez Płetewke jak człowiek traktuje psa. Razem pływali, Płetewka z przodu, neonek nieco w tyłu, Płetewka zostawiał mu resztki pokarmu itp. Gdy wpuściłem do zamieszkłąego przez Płetewkę i Neona akwarium inne ryby Płetewka skutecznie bronił przed innymi rybami swojego pupilka.
Z tym tez bywa róznie. Mam dwa owczarki i 6 kotów. Bardzo szybko doszło do jakiegos tajnego układu miedzy przewodnikem stada psiego Dzekiem a kotami. Nie tylko nie ganiały sie po podwórku ale często razem spały , Dżek je wpuszca do domu( bo potrafi sam otwierac drzwi). Jezeli najstarsza kocica (są najbardziej zaprzyjaźnieni) wraca z łowów z pól a drzwi sa zamknięte na zamek to Dźeki piszczy pod drzwiami by ją wpuścić. Za to koty przynosza psom prezenty w postaci upolowanych myszyZresztą po co szukać daleko wystarczy popatrzeć na relację psów z kotami-człowiek nie musi psa zachęcać do gonienia kota. Zagryzie go ale nie zje.
W zasadzie od dzieciństwa mam jakiś zwierzaki . Nie hodowałem tylko owadów .Z mojego doświadczenia wynika że zwierzaki tak samo czesto jak ludzie potrafia wykazać sie "człowieczeństwem", okrucieństwem, czy głupotą jak my ludzie.