Gdy spacerujesz sobie tak cicho i spokojnie, że sarny i bażanty biorą cię za krzak:
W ogóle cała sytuacja była dość zabawna. Szedłem drogą między łąkami dość blisko osiedla. Gdy wyszedłem zza zakrętu, jedna z saren (jeleni?) czmychnęła w krzaki. Ale pozostałe nic nie zauważyły, a nawet tamta jedna daleko nie odeszła, tylko czekała czy tamte też odskoczą. Jedna z najbliższych popatrzyła w moim kierunku, ale ponieważ stałem nieruchomo, chyba uznała, że nie jestem niczym groźnym. Gdy wyciągnąłem aparat, z trzcin po drugiej strony wyszły bażanty, w tej okolicy jest ich dużo. Takie zestawienie rzadko się trafia. Żałowałem, że nie wziąłem drugiego aparatu. Nicon z dłuższym obiektywem dałby obrazy świetnej jakości. Bażanty przeszły obok saren, które na chwilę stanęły w bezruchu, ale potem wróciły do zgryzania trzcin. Wreszcie druga z nich zapatrzyła się na mnie i po minucie albo dwie oceniła, że ten nieruchomy kształt to chyba człowiek. Spłoszyła się a za nią uciekły pozostałe. Rozbawiła mnie ta sytuacja.
Jakieś dwa tygodnie temu w zupełnie innym miejscu w trochę podobnej sytuacji spotkałem łosia, idącego z klępą i młodym. Stanął na drodze i patrzył się na mnie tak długo, aż nie schowałem się w krzaki.