pishor, możesz mi wierzyć lub nie. Nie zależy mi na twoim "akceptowaniu" moich przeżyć. . Ja dzielę się z wami moimi autentycznymi wydarzeniami, a to czy mi wierzycie czy nie , to już wasz interes. Jednak dobrze by było gdybyście uwierzyli, bo to są fakty, to się dzieje. To są dowody na istnienie zjawiska wizji. Po co miałabym tyle razy pisać, o tym? Gdybym była trollem , to już dawno by mnie tu nie było, na tym forum. Ale nie jestem trollem i wiem, że z pewnymi doświadczeniami , mogę się z czystym sercem dzielić.
Widzisz - to nie jest kwestia akceptacji, czy wiary.
To bardziej kwestia interpretacji.
Ja nawet jestem skłonny uwierzyć w "autentyczność" twoich przeżyć - bo zakładam, że ich doświadczyłaś.
Natomiast nie godzę się z ich interpretacją (dlatego cudzysłów).
Ty po prostu jesteś przekonana o swojej wyjątkowości (czemu dajesz wyraz w co drugim poście) i pod tą wyjątkowość podciągasz interpretację najbardziej banalnych zdarzeń z twojego życia.
Od oglądania bajek, poprzez jasnowidzenie, a na kontakcie z demonami kończąc.
Co i rusz, ktoś ci to wytyka ale dość bezskutecznie, bo odbija się od ściany twojego samouwielbienia.
I tyle tytułem OT.
A odnosząc się do sedna
Religie uczą by cierpienie znosić z pokorą, by nie czynić zła i takie tam. Jawne nauki. A po co? Czemuś mają służyć. Niebo, czyściec , piekło - przecież to jawne nagrody i kary. A to ma służyć naprawie. Więc musi być ktoś, kto decyduje czy dana dusza ma iść do nieba czy nie.
Otóż nie - nie musi.
Bo problem polega na tym, że każda z religii budowana jest na podobnym schemacie.
Który sprowadza się do prostej zasady - żyj jak religia przykazała, bo jeżeli nie będziesz tak żył, to KTOŚ oceni cię albo pozytywnie albo negatywnie
Jeżeli więc, na podstawie tego, że dana religia oferuje ci po śmierci albo niebo albo piekło (jak zwał, tak zwał), wyprowadzasz wniosek, że w związku z tym MUSI być ktoś, kto oceni twoje życie, to grzeszysz naiwnością.
Bo zarówno ten ktoś jak i ta kara / nagroda, zostali wymyśleni jednym hurtem. W określonym celu.
Jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć.
Inaczej cała ta bajka by się w ogóle nie sprzedała.
To mniej więcej tak jakbyś chciała rozpocząć skuteczną sprzedaż prezerwatyw pod hasłem "takie fajne, przezroczyste coś na członka".
Pewnie parę osób by się skusiło, bo uznałoby, że fajnie takie "fajne coś" na członku nosić.
Ale wątpię żebyś tym hasłem podbiła rynek.
Co innego, jeśli przedstawisz zagrożenia niekorzystania z tego "fajnego czegoś", a jednocześnie uwypuklisz zalety (intensywniejsze doznania, fajniejszy smak, większa przezroczystość itd.).
To zupełnie zmienia postać rzeczy i sprzedaż rusza z kopyta.
Podobnie jest z religiami / niebem / piekłem / i tym "kimś".
Różnica polega na tym, że stosowanie prezerwatyw jest uzasadnione, więc cała reklama ma tylko edukować nieprzekonanych.