"Meine liebe Kamaraden, dwadzieścia lat jęczeliśmy pod polskim panowaniem, a teraz wracamy pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego".
Te życzliwe słowa były fragmentem przemówienia, jakie przygotował na powitanie gubernatora generalnego Hansa Franka, podczas jego wizyty w Zakopanem 12 listopada 1939 r. Wacław Krzeptowski, przedwojenny działacz Stronnictwa Ludowego, współpracownik Wincentego Witosa i prezes reaktywowanego w ostatnich dniach listopada 1939 r. Związku Górali, który od tej pory miał nosić nazwę Goralenverein.
Wacław Krzeptowski wita Hansa Franka
"Liebe kamerad" Frank, nie był specjalnie zaskoczony tym powitaniem, co więcej - był na nie przygotowany, bo przecież zaledwie pięć dni wcześniej, w swojej siedzibie na Wawelu, gościł delegację górali (pod przewodnictwem tego samego Krzeptowskiego), która w odświętnych strojach złożyła mu wiernopoddańczy hołd i wręczyła złotą ciupagę.
Przyjaźnie wspomniał, o tym, że "rząd Rzeszy Niemieckiej zawsze dbał o dobro swych mniejszości" i zapewnił , że ""zakończyły się czasy prześladowania górali".
Łopoczące na wietrze flagi ze swastyką, podkreślały doniosłość tego wydarzenia.
Brama FIS udekorowana swastykami
Tak rozpoczęła się era Goralenvolku, czyli kolaboracji górali podhalańskich z niemieckim okupantem.
Początków tej idei należy szukać we wczesnych latach trzydziestych, kiedy to niemieccy naukowcy, za wszelką cenę starali się odnaleźć korzenie germańskiego "narodu wybranego" i zwrócili uwagę na "naród góralski".
Wprawdzie antropolodzy niemieccy nie potrafili do końca określić jaki typ etniczny reprezentowali górale podhalańscy ale jedno wiedzieli z pewnością - ich rodowód sięgał germańskich szeczpów plemiennych, które w czasach średniowiecza (jak twierdzili), dominowały na terenach Polski południowej.
"O korzeniach germańskich i odmienności od polskości świadczyć miała kultura góralska, z jej muzyką, tańcami, ubiorami, budownictwem, gwarą. Wskazywano między innymi na podobną formę spinek gockich i góralskich, na podobieństwo tyrolskiego jodłowania i góralskiego zaśpiewu oraz na niemieckie nazwy miast i wsi w tym rejonie (Dursztyn, Falsztyn, Frydman, Grywałd itd.). Górale mieli różnić się od Polaków typem urody, inaczej mówiąc, typem rasowym, czyli tzw. dynarskim, a w wielu wypadkach wręcz nordyckim."
Pewnie nie bez znaczenia był też fakt, że tradycją na Podhalu było ozdabianie chałup... swastykami.
Tutaj warto zatrzymać się na chwilę, żeby nie popełnić przekłamania.
Owszem znak swastyki bardzo często występuje jako element zdobniczy starych domów, czy narzędzi jednak nie ma on nic wspólnego ze swastyką hitlerowską i był używany znacznie wcześniej nim Hitler postanowił wykorzystać go do ozdobienia swojej flagi.
Na Podhalu nazywany był 'krzyżykiem niespodzianym" i używany był również do oznaczania szlaków górskich, a ideę tą rozpowszechnił wybitny polski kompozytor, pionier polskiego taternictwa, propagator turystyki górskiej i współzałożyciel TOPR-u - Mieczysław Karłowicz (notabene, głaz pamiątkowy, postawiony w miejscu jego tragicznej śmierci pod lawiną w 1909 r. ozdobiony jest właśnie znakiem swastyki
Kamień Karłowicza
Symbol swastyki, tak mocno wtopił się w góralski folklor, że twórca i pierwszy dowódca strzelców podhalańskich generał brygady Andrzej Galica, postanowił wykorzystać jej znak przy projekcie emblematu podhalańczyków, zwanego "podhalanką"
Emblematy Strzelców Podhalańskich z okresu międzywojennego
Jak więc widać, Niemcy mieli pewne podstawy aby przypuszczać, że gdzie jak gdzie ale na Podhalu mogą znaleźć sojuszników swoich planów.
A były one proste :"Musimy starać się uszanować i podtrzymywać jak najwięcej odrębnych narodowości, (w naszym interesie leży) rozbicie ich na niezliczone małe odłamy i cząstki" - tak pisał w liście do Hitlera Heinrich Himller.
Jeszcze przed wybuchem wojny, agentem Niemców w Zakopanem został niejaki Witalis Wieder, oficer rezerwy Wojska Polskiego, dzierżawiący tam jeden z pensjonatów. To właśnie efektem jego działań były opisane wyżej wydarzenia i wszystko, co nastąpiło później.
Pierwszym pomysłem Wiedera, była pielgrzymka górali na Jasną Górę, zorganizowana jeszcze we wrześniu 1939 r (Niemcy zajęli praktycznie całe Podhale już 1 września). Specjalnie podstawionym pociągiem (wynajętym nota bene przez wywiad niemiecki) udali się na nią, oprócz Wacława Krzeptowskiego również inny znani działacze Stronnictwa Ludowego na Podhalu: Józef Cukier, Andrzej i Stefan Krzeptowscy, dr Henryk Szatkowski. Trzeba przypomnieć, że Częstochowa została zajęta przez Niemców, już 3 września, a dzień później, doszło tam do tzw. "krwawego poniedziałku", podczas którego Niemcy zamordowali od 227 do 500 mieszkańców tego miasta. Źródła historyczne nie przekazują w jakiej intencji modlili się uczestnicy góralskiej pielgrzymki.
Później wydarzenia potoczyły się szybkim tempem.
Po "hołdzie wawelskim", do którego Krzeptowski został namówiony przez Otto Wächtera, szefa okupacyjnego dystryktu krakowskiego i rewizycie Hansa Franka w Zakopanem, przyszedł czas na działania ideologiczne.
Zajął się tym Henryk Szatkowski.
Efektem jego pracy był min. apel do Hansa Franka, postulujący uznanie odrębności narodowej górali i prośba o utworzenie odrębnej administracji. Jej zapleczem stał się wspomniany Goralenverein, który na przełomie 1941/42 r ewoluował w Komitet Góralski, czyli swoistego rodzaju organizację samorządową, mającą na celu współpracę z szefostwem Generalnego Gubernatorstwa.
Nieprzypadkowo wybrano datę - "W 10. roku rządów Wodza Adolfa Hitlera (...) został założony Komitet Góralski pod przewodnictwem Krzeptowskiego Wacława" - jak napisano w akcie założycielskim komitetu. Opracowano nawet projekt flagi, tego "góralskiego rządu", na której obok sylwetek gór znalazła się również swastyka. Niestety - Niemcy nie docenili starań swoich sprzymierzeńców i flaga nie została przez nich uznana.
Pozwolili za to by organizowano góralską szkołę powszechną, szkołę zawodową (z "góralskim" językiem wykładowym) i klub sportowy.
Pozwolili również góralom na posiadanie odbiorników radiowych.
Warto wspomnieć, że na pozostałych terenach GG, za posiadanie radia groziła nawet kara śmierci (a co najmniej więzienie).
Co ciekawe cyt. "Z teorii, w których z taką naiwnością uwierzyli niektórzy górale, drwili sami Niemcy. W 1943 roku wyższy dowódca SS i policji w GG pisał do szefa Głównego Urzędu SS: "(Górale) w żaden sposób nie różnią się od Polaków, a nawet przeciwnie, na podstawie naszych trwających 3,5 roku obserwacji ocenić ich należy znacznie gorzej niż Polaków. (...) Na Pańskie pytanie, w jakim stopniu górale potrafią porozumiewać się po niemiecku, mogę powiedzieć jedynie posługując się słowem Vodka".
Delegacja górali na Wawelu w czasie uroczystych obchodów urodzin Adolfa Hitlera w 1940 roku
Powstanie Komitetu Góralskiego wymusiło wymianę dotychczasowych dowodów osobistych, na nowe "góralskie" kenkarty oznaczone dużą literą G. Po akcji informacyjnej, zachęcającej do przyjęcia nowego "obywatelstwa góralskiego" znaleziono ok 30 tys chętnych (na 150 tys wydanych kart - byłby to największy odsetek podpisania volkslisty na terenie Generalnej Guberni) - głównie z Zakopanego, Nowego targu i Rabki, Szczawnicy. Reszta mieszkańców, pomimo gróźb niemieckich, nie zdecydowała się na podpisanie volkslisty otrzymała zwykłe kenkarty. Warto wspomnieć, że w 1940 r podczas ogłoszonego przez Niemców spisu powszechnego, zdecydowana większość górali przyznawała się do obywatelstwa polskiego - kazali wpisywać w ankietę "polski góral" (wyniki te zostały później sfałszowane przez działaczy Goralenverein, którzy nie chcieli urazić swoich niemieckich przyjaciół.
Kolejnym krokiem Komitetu Góralskiego, była próba utworzenia "góralskiej dywizji".
Oczywiście, były to tylko mrzonki.
Już w roku 1939, Niemcy próbowali utworzyć Kompanię Góralską, mającą wchodzić w skład, formowanego w Krakowie 8. pułku SS "Totenkopf". Wtedy, ponieśli sromotną klęskę - zgłosiło się tylko 2 dwóch kandydatów.
Pod koniec 1942 r. powrócono do tego pomysłu. Oczywiście, na stworzenie dywizji nie było żadnych szans - wg niemieckich przepisów, do sformowania tejże potrzebnych było 15 tys. rekrutów, a oprócz tego, 4 tysiące rekrutów pierwszego uzupełnienia i jeszcze 4 tys. szkolonych jako uzupełnienie kolejne - tylu chętnych nie dałoby się zebrać na całym Podhalu, nie wspominając o tym, że brakowałoby kadry oficerskiej i podoficerskiej (nawet, pomimo zwolnienia z obozów jenieckich 60 mieszkańców Podhala)
Postanowiono zatem stworzyć "góralski legion". W jego tworzenie, osobiście zaangażował się Wacław Krzeptowski. Potencjalnych chętnych mamiono zwiększonymi racjami żywnościowymi dla rodzin, zwolnieniem ich z przymusowych wyjazdów na roboty do Niemiec, a także obietnicą służby na terenie okupowanej Polski. Pomimo tego, chętnych było tak mało, że zorganizowano przymusowy kontyngent. W efekcie, zdołano zebrać ok 410 chętnych, a z pośród nich (po badaniach lekarskich) wytypowano 300 osób. Jednak nawet ci nie spełnili nadziei 'góralskiego rządu". W trakcie podróży do obozu szkoleniowego ok 160 z nich zbiegło, część z pozostałych została zwolniona z powodów zdrowotnych, część zdezerterowała, część została zwolniona przez Niemców z powodu notorycznego uchylania się od obowiązków, a ci, co pozostali wdali się w konflikty z Ukraińcami szkolonymi w tym samym obozie, za co zesłani zostali do Auschwitz.
W efekcie, 21 marca 1943 r. w obozie w Trawnikach, gdzie miano tworzyć legion, pozostało tylko kilkunastu górali. W związku z faktem, że nie było już szans na utworzenie jakiegokolwiek oddziału "góralskiego", wysłano ich na roboty przymusowe do Niemiec.
Był to właściwie ostatni akcent w działalności "państwa góralskiego".
W tym czasie niechęć do idei Goralenvolk stale wzrastała. Widomym tego objawem była chociażby popularna na Podhalu przyśpiewka "Oj Wacuś, Wacuś, będziesz wisiał za cóś", której adresatem był oczywiście Wacław Krzeptowski.
Wyczuł on nieprzychylny klimat i ukrył się w górach. Niewiele mu to jednak pomogło. Był już na niego wystawiony wyrok śmierci, a miała go wykonać, przybyła w 1944 r. na Podhale grupa dywersyjna oddziału AK "Chełm", dowodzona przez por. Tadeusza Studzińskiego "Kurzawę". partyzanci bez trudu znaleźli, ukrywającego się w górach Krzeptowskiego, a następnie go powiesili. Wcześniej jednak, kazali napisać u swoisty testament.
"Ja niżej podpisany Wacław Krzeptowski urodzony 1897 roku dnia 24 czerwca w Kościeliskach przekazuję cały swój nieruchomy i ruchomy majątek uwidoczniony w księgach hipotecznych w Zakopanem na rzecz oddziału partyzanckiego Kurniawa grupy Chełm AK z własnej nieprzymuszonej woli, jako jedyne zadośćuczynienie dla narodu polskiego za błędy i winy popełnione przeze mnie wobec polskiej ludności Podhala w okresie okupacji niemieckiej od roku 1939 do 1945. Kościelisko, 20 stycznia 1945, 22.30″
Inni "bohaterowie" opisanych wydarzeń, mieli więcej szczęścia. Wieder, Szatkowski uciekli wraz z wycofującym się Niemcami, a Józef Cukier został skazany przez polski sąd na 15 lat więzienia za kolaborację z wrogiem .
Do dnia dzisiejszego temat Goralenfolk jest na Podhalu tematem tabu. Niechętnie się o nim wspomina, a jeśli już, to stara się przedstawić go w pozytywnym świetle, skrzętnie unikając określeń "kolaboracja" i "zdrada".
Kilka fotografii z epoki
Wacław Krzeptowski i Hans Frank w Zakopanem - kwiecień 1940 r.
Styczeń 1940. Wizyta Heinricha Himmlera w Zakopanem. Drugi od lewej Wacław Krzeptowski.
Grupa niemieckich rekonwalescentów w Zakopanem. Jeden z mężczyzn przymierza góralski strój ludowy, 1939-1945
Występ taneczny górali dla żołnierzy niemieckich, październik 1940 r
Przy pisaniu tego materiału korzystałem z poniższych artykułów.
Góral ze swastyką w klapie
Goralenvolk nazistowski "naród" w Polsce
Goralenvolk - Wikipedia
Góralu, czy ci nie żal?
Co oznacza swastyka, czyli krzyżyk niespodziany?
Symbolika i mundur Strzelców Podhalańskich
Góralski legion Waffen SS
Oj Wacuś, Wacuś będziesz wisiał za cóś
Użytkownik pishor edytował ten post 05.02.2014 - 14:14