pishor
Pytam o to dlaczego wogóle przyszło Ci do głowy, że opisanym przypadku mógł maczać palce szatan? Tylko dlatego, że jego opis znalazł się w tym, konkretnym temacie, czy może dlatego, że każdy podobny przypadek analizujesz pod kątem jego (szatana) działalnosci?
Zacząłem dyskusje w tym temacie i na tym forum od opisu uwolnienia jakiego byłem świadkiem i pod wrażeniem którego jeszcze przebywam. Naturalnie rozpatrując Twój casus pomyślałem o opętaniu, nękaniu, demonicznej aktywności. Zgranie w czasie i tyle. 3 lata temu nie napisałbym słowa o opętaniu, tylko o koniecznej pomocy psychologa, ew. psychiatry.
To rozumiem ale nie rozumiem dlaczego tymi "wykwalifikowanymi" osobami mają być akurat egzorcyści? A nie np. inny lekarz, specjalista. Albo konsylium lekarskie?
W domyśle sprawdzenie przypadku pod kątem ew. opętania. Psycholog, psychiatra tego nie stwierdzi, ani tym bardziej lekarz ogólny. Chyba, że oprócz wykonywanego zawodu będą wierzącymi w takie dolegliwości ludźmi, tego nie wykluczam.
Ty KAŻDY tego typu przypadek rozpatrujesz po tym kątem?
Teraz już tak, biorę taką ewentualność w każdym przypadku, chociaż najczęściej do żadnej demonicznej ingerencji nie dochodzi, a po prostu ludzie mają problemy natury psychicznej. Rzuciła mnie dziewczyna, jest mi smutno, nie mam ochoty żyć ... demon? Raczej nie.
Ale rozumiesz (napisałem o tym wyraźnie) - ten człowiek NIE CHCE pomocy.
Miałem kolegę, który popełnił samobójstwo. On też nie chciał pomocy i nikt mu nie pomógł, a przepraszam, był w psychiatryku i tam z mózgu za pomocą chemii zrobili mu sieczkę. Wszyscy myśleli, że z chłopakiem po wyjściu ze szpitala jest all ok, a on się powiesił. Czasami nikt nic nie jest w stanie zrobić.
Ale nie wydaje Ci się, że z jednej skrajności popadasz w drugą? Najpierw, przez 17 lat nie wierzyłeś w Boga, a teraz nie jesteś w stanie się bez niego zupełnie obejść, w sytuacjach, które wcale tego nie wymagają albo niekoniecznie wymagają. Nie sądzisz, że lekkie wypośrodkowanie nie byłoby najgorszym rozwiązaniem?
Nie zrozumiałeś mnie. Jak jest bardzo ciemno, to może być ciemno, trochę jaśniej, jasno, bardzo jasno i oślepiający blask. Ja jestem na etapie jasno. Nie jestem żadnym fanatykiem, nie rozumiem np. dlaczego Bóg, skoro kochał swoje dzieci Adama i Ewę stworzył w raju to cholerne drzewo z zakazanym owocem. Ja gdybym był Bogiem i gdybym stworzyć mógł świat dla mojego ukochanego dziecka, zrobił bym wszystko by nic temu dziecku w świecie nie groziło, ani nic go nie kusiło ku złemu. Dlaczego Bóg pozwala jednak działać kolesiowi, który mu się sprzeciwił, który nienawidzi jego dzieła, który chce wszystkim zaszkodzić. No dlaczego? Takich pytań mogę mnożyć setki, ale jednak w Boga i w to że on chce dla nas dobrze i ma dla nas plan wierzę. Mam w głowie jasność, ale nie oślepia mnie blask wiary. To jest moim zdaniem lekkie wypośrodkowanie.
Co do tego ''spektaklu dla ludu", to (nie obraź się) kiedy czytałem Twój opis tych egzorcyzmów na kobiecie, to pierwszym okresleniem jakie mi przyszło do głowy, był właśnie 'spektakl". tak to, niestety z opisu wygląda.
Spektakl to coś co sobie ktoś zaplanował od A do Z. Ci pastorzy mówili, że wolą uwalniania bez fajerwerków, rzygania, przemocy, turlania się po podłodze, przeklinania, miotania. Tego nikt nie chce, ale demony tak właśnie manifestują swoje dominium, władztwo nad daną osobą i brak chęci jej opuszczenia. Niestety. Mówili też że nie raz i nie dwa sami byli ostro przerażeni. MOże bardziej na początku swojej przygody z uwalnianiem, ale jednak każdy jest tylko człowiekiem, a niektóre sytuacje delikatnie rzecz ujmując, mogą człowieka trochę przerosnąć. DOdali do tego wszystkiego, żeby broń Boże, nie wywoływać u siebie na siłę jakichś manifestacji, specjalnie kaszleć, krzyczeć itd. To do niczego nie prowadzi, ani nie wzmacnia efektu uwalniania. Manifestacji może w ogóle nie być, albo mogą pojawić się po powrocie do domu. Ja np. całą noc kaszlałem, choć ani dzień wcześniej ani dzień później nie miałem z kaszlem żadnych problemów.
Egzorcysta oczywiście.Zawsze myślałem, że przed przystąpieniem do egzorcyzmów, przeprowadzany jest swoisty "wywiad środowiskowy". Egzorcysta, przygotowując się do obrzędu zapoznaje się z historią choroby, przekonaniami chorej osoby, jej stopniem wiary - często przeprowadzając nawet konsultacje z psychologami, czy psychiatrami. Dopiero na podstawie tak zebranych jest w stanie określić, czy osoba chora "nadaje się" do egzorcyzmów i jaki ma być ich zakres.
Mówisz o egzorcyzmach katolickich, utrwalonych na wielu filmach z przygotowaniem swoistego oręża (krzyżyk, woda święcona, biblia) włącznie. Ja mówię o uwalnianiu, czyli często wywalaniem pomniejszych demonów na bieżąco, a nie ingerencji dopiero w momencie, kiedy człowiek sam wygląda jak szatan. Kiedy już tak się dzieje, bardzo często żadnych wywiadów nie przeprowadzisz, nie mówiąc już o historii przebytych chorób psychicznych, gdyż najczęściej opętane są osoby całkowicie zdrowe psychicznie, albo takie które nigdy się psychicznie nie leczyły.
Masz dużo racji w tym, co napisałeś ale, jak zasugerowałem już wyżej wydaje mi się, że popełniasz błąd charakterystyczny dla neofity, który próbuje nadrobić "stracony" czas.
Nic nie nadrabiam. Nadal jestem sceptyczny w wielu kwestiach, a totalny powrót do bardzo głębokiej wiary jest szalenie trudny. Dlatego spokojnie podchodzę do tematu i nie robię nic na siłę. Częściej jeszcze obserwuję, niż się w tym wszystkim zatracam. Lata posuchy duchowej swoje zrobiły, czakry się pozamykały i ciężko je uchylić.
"W jakim celu pojawiłeś się na tym spotkaniu?"
Razem z żoną od lat nakręcaliśmy się racjonalnym myśleniem. Że bóg sróg, co on tam może, zwykły wymysł chorych, słabych ludzi, którzy mają problemy z logicznym myśleniem, którzy nie wiedzą że w Biblii jest tyle sprzeczności, że bóg w ST to brutalnym mściwy morderca, a w nowym kochający, czuły tatuś. Bajka dla frajerów, którzy nie liznęli w życiu siły racjo, którzy nie umieją stawiać odpowiednich pytań, odpowiednio wątpić, kpić, szydzić, znajdować dziury w całym. Którzy wreszcie nie są tak oczytani jak my. I tak przez kilkanaście ładnych lat żyliśmy w przekonaniu, że jest materia i ona w końcu znika, cała filozofia. Kilka lat temu pojechaliśmy do znajomych do Londynu, tam poszliśmy na nabożeństwo chyba baptystów i wielki szok. Muza na scenie, perkusja, gitara, ostry wokal, a na widowni kogel mogiel z całego świata, od żółtych po czarnych, radość, wielbienie, no i analiza dogłębna słów Biblii. Dla nas byłych katolików, którzy znali msze z wiecznego udupiania swojego umysłu, wzbudzania poczucia winy, lęku, płycizny duchowej, którzy znali historię KK, który swoją drogą mógłby zostać zdelegalizowany, jako organizacja wręcz przez wieki przestępcza, było to coś tak zupełnie odjechanego, że po powrocie do Polski trafiliśmy do Zielonoświątkowców i na początku z wielkim dystansem, ale z czasem z wielką sympatią na nowo zaczęliśmy odkrywać to całe chrześcijaństwo. I tak odkrywamy do dzisiaj, co nie powiem jest szalenie trudne, bo czytanie Biblii czasami to udręka. Bez głębszej analizy, ciężko tam cokolwiek pojąć. Potem przyszły problemy z samym sobą, z używkami, pornografią w moim przypadku, kłótnie, brak organizacji, pewne blokady, brak wdrażania teoretycznie wspaniałej wiedzy w życie i tym podobne. Doszedłem do wniosku, że być może przez lata, kiedy w przeszłości dużo cierpiałem, nie miałem łatwego życia, rozwód, brak ojca, bieda, śmierć dziadków... coś we mnie wstąpiło i nie pozwala mi żyć i kochać jak dawniej, w pełni szczęścia. Tak oto zainteresowałem się tematem uwalniania. Potem był wykład pana, który się nazywał bodajże Graham Powell, 70kilku letni starszy pan, który opowiadał jak przez lata, kiedy był już pastorem nadal nie był szczęśliwy i ciągle coś go gnębiło, aż do czasu właśnie uwolnienia. Żona jakiś czas temu sama była na uwolnieniu, miała manifestacje, coś jakby próby wymiotne, zaczęła mówić dziwnym głosem, że hulaszcze życie z używkami jej się podobało itd. Jak to usłyszałem, nie mogłem uwierzyć. Z czasem zapragnąłem sam to przeżyć, choć nie powiem strasznie się obawiałem, czy aby we mnie nie siedzi jakiś totalnie mocny skurczybyk i nie da wszystkim nieźle w trakcie uwolnienia popalić. Jak na razie poza kaszlem, nie miałem jakiś większych objawów, ale po tym całym sobotnim uwalniania, poczułem miłość do żony taką bardziej czystą bez poczucia winy, żalu, niespełnienia. Co będzie dalej zobaczymy.