Co się okazało? Pistoletu nie ma, a przecież widziałem, że wpada pod fotel. Odsunąłem fotel i szok - pusto!
Zabawka nigdy się nie odnalazła.
No, to szkoda, że nie zaangażowałeś babci do poszukiwań (żart)
Jedno jest pewne - skoro wiele z nas ma takie doświadczenia, to coś w tym musi być.
No, właśnie. Na podstawie tych kilkunastu relacji, zdarzenia takie można podzielić na trzy grupy.
Grupa 1. - przedmioty zapodziane, które niby przepadają ale są pod ręką (ciastka Anny Mert, nożyczki Zaciekawionego itp.)
Grupa 2. - przedmioty, które giną "sobie" - my nie jesteśmy tego świadkiem (majteczki Paris, torba noxiliego itp.)
Grupa 3. - przedmioty, które znikają praktycznie na naszych oczach i bezpowrotnie przepadają (pistolet szczyglisa, moja płyta itp.
Grupa 4. - przedmioty, które niby przepadają ale znajdują się w miejscach zupełnie niespodziewanych (kości Kaji itp.)
Chyba wymieniłem wszystkie warianty - jeżeli nie, to proszę o dopisanie pominiętej grupy.
Dwie pierwsze kategorie, można w sumie wytłumaczyć racjonalnie na różne sposoby.
Gorzej z dwiema ostatnimi, a szczególnie z grupą 3, bo w przypadku kości Kaji, to jeszcze, na upartego można się doszukać wyjaśnienia zupełnie naturalnego.
To teraz ciekaw jestem, jak wytłumaczyć zdarzenia z grupy 3 (chociaż ta "czwórka" też jest jednak dość frapująca), czyli takie, gdzie przedmioty giną w naszej obecności - na naszych oczach.