Napisano
10.06.2014 - 21:11
Kurcze, ludzie... Piszecie o holocaust-cie tak jakby było to coś normalnego, zwykła sytuacja w której człowiek myśli racjonalnie...
Postawcie się na miejscu tych ludzi, a może zrozumiecie dlaczego nie stawiali oporu.
Jesteście pracownikiem niewielkiego sklepu, macie żonę/męża i dziecko, jakieś niewielkie mieszkanie w lekko zaniedbanej kamienicy.
Nie mieszacie się za bardzo w politykę, bo najważniejsza jest praca, rodzina, po prostu życie.
W pewnym momencie okazuje się, że prawie wszyscy was nienawidzą. Gardzą wami sąsiedzi, dawni przyjaciele. Ci którzy jeszcze was nie znienawidzili radzą wam uciekać z kraju (oczywiście - nie możecie zabrać prawie niczego, porzucić całe swoje życie), ale tak naprawdę nie robią nic żeby wam pomóc, sprzeciwić się tej fali nienawiści.
Zostajecie - bo co niby zrobić? Może będzie lepiej... Może to wszystko minie, to tylko populizm, zaraz się wypali. Ale tak nie jest. Jest coraz gorzej. Okazuje się, że nie możecie pracować. Po prostu nie możecie - bo ktoś uznał, że nie jesteście tego warci. Nie ważne co robiliście, jakimi wartościami kierowaliście się w życiu. To wszystko jest nie ważne - liczy się to, kim był wasz dziadek/ojciec.
Nie macie już pracy - ale dalej macie partnera + dziecko na utrzymaniu. Tylko tyle, że nie macie pracy. A to dopiero początek... Podpalenia domów, nocne aresztowania, wywózki i ludzie, którzy od tak, po prostu znikają.
W końcu nie możecie wyjechać z kraju. Nie chodzi nawet o to, że was nie stać. Po prostu nie możecie. Ci którzy was tak nienawidzą, nie pozwolą wam jednocześnie od tak "odejść".
Nie... To było by zbyt łaskawe. Mielibyście zbyt dobrze. Trzeba was ukarać... Za co? Za niepowodzenia, za porażkę, za upadek, za całe zło jakie spotkało Piękny Kraj. Co? Że byłeś tylko zwykłym sklepikarzem? Heh... Twój problem.
W końcu - nie masz pracy, nie możesz uciec... Nie możesz nawet opuścić dzielnicy do której kilka dni temu przeniesiono cię siłą.
Tak straciłeś swoje mieszkanko.
Siedzisz w tej zamkniętej dzielnicy, wraz z innymi - "wrogami państwa". Nie ma pracy, nie ma jedzenia. A ty dalej masz żonę/męża i dziecko.
W pewnym momencie - huk! Krzyki, wrzaski, strzały. O to "obrońcy narodu" - wojsko. Krótki rozkaz - pakować się, masz pięć minut. Brać tylko najpotrzebniejsze rzeczy: żadnych wartościowych przedmiotów, tylko ubrania. I to nie za dużo.
Dziecko płacze, ludzie krzyczą. A ty starasz się ogarnąć - co się tak właściwie dzieje? Tak - mówili coś o jakiś przewózkach na wschód, do jakiś specjalnych miast. Ale tak nagle? Tak - tak nagle.
Pięć minut już minęło. Strzały - krzyki, szybciej! Więc zbiegasz, jak najszybciej, by nie drażnić, nie prowokować, masz przecież dziecko! Masa ciężarówek, masa ludzi, masa broni. Znów strzał, ktoś pada na ziemię. Nie żyje?
Stacja kolejowa. Więc zawiozą was pociągami? Ale chwila... To przecież wagony na bydło. Tak właśnie tam trafisz. Ty, twój partner i dziecko. Wsiadasz, a raczej zostaniesz wciśnięty do wagonu. Panuje taki tłok, że nie masz nawet gdzie usiąść. Żołnierze krzyczą coś, ale zagłusza ich tłum, szczekanie psów, krzyki... i znów strzały.
Drzwi zatrzaskują się z hukiem. Zaczyna się podróż...
Sekundy, minuty, godziny - tracisz rachubę czasu. Pociąg jedzie, jedzie, jedzie - mija miasta, wsie, pola, lasy. Nie ma jedzenia i wody. Nie ma żadnych informacji. Twoje dziecko - jest słabe, mdleje ze strachu i wyczerpania. A ty? Ty nie możesz nic zrobić.
W końcu sam tracisz przytomność...
Budzą cię - znajome już - krzyki, strzały, ujadanie wilczurów. Otwiera się brama - przed tobą... miasto, więzienie? Nie. To pierwsze takie miejsce w historii ludzkości - to fabryka śmierci. Ale ty tego nie wiesz, nie możesz tego wiedzieć.
Masy ludzi - dzieci, starcy, mężczyźni. Wszyscy ściśnięci. Nikt z nich nie wie co się dzieje. Żołnierze (a może raczej strażnicy?) krzyczą coś o selekcji, dezynfekcji, prysznicu...
Chyba jest tak faktycznie - ludzie zostają podzieleni na dwie grupy. Jedna to głównie młodzi mężczyźni, druga starcy, dzieci i kobiety. Chwila! Rozdzielą was! Ciebie i twoją rodzinę. Tak to już się stało. Próbujesz krzyczeć, szarpać się - jedyną odpowiedzią jest uderzenie kolby, które wybija ci kilka zębów...
W końcu trafiasz pod prysznic. Rozebrany do naga, w półmroku, zostajesz oblany strumieniem zimnej wody. Oczywiście - jest to prysznic "grupowy".
Dostajesz ubranie, chodaki (ani pierwsze, ani drugie nie jest w twoim rozmiarze). Tracisz też... imię? Tak. Zrobiono ci tatuaż. To jakaś liczba... Żołnierze krzyczeli coś, że od teraz to właśnie ten numer jest twoim imieniem i nazwiskiem.
Stoisz w tłumie, ale jednak sam. Nie znasz nikogo. Twoja rodzina? Nie widać jej... Nie zobaczysz już ich nigdy, chociaż nie zdajesz sobie jeszcze z tego sprawy. Krzyki, praca, kruchy sen, głodowe racje i wszechobecna śmierć. Ludzie umierają z głodu. Umierają zabici - od tak, po prostu, giną bo strażnik miał zły humor. Niewielu z nich ma "szczęście" giną szybko - zastrzeleni. Większość zostaje jednak zakatowana na śmierć.
W oddali widać kominy. Dym, który się z nich unosi straszliwie śmierdzi... Szybko dowiesz się dlaczego. To właśnie tam trafiła twoja rodzina. Tam trafiają wszyscy, którzy tu umierają.
Codzienna zbiórka poranna - ona utwierdza cię w przekonaniu, że to koniec. Potężna armia wygrywa na wszystkich frontach, triumf Wodza jest tylko kwestią czasu...
Praca, jedzenie, sen, praca, jedzenie, sen, praca, sen, praca, sen, praca, sen, jedzenie, praca, sen, praca, sen, praca...
Zastanówcie się teraz - czy ktoś mógł się na to przygotować?