No ok, niech będzie, tytułem wstępu, nie wiem czy jest taka możliwość na tym forum bo jestem tu stosunkowo świeży, ale jeśli jest to poproszę jakiegoś z moderatorów o oznaczenie tego tematu do odczytu tylko dla zarejestrowanych użytkowników forum.
Chciałbym wykluczyć w miarę możliwości taką możliwość że natknę się za chwilę na historię "dom który straszy" etc z góry dziękuję.
Na początku 2012 roku, zmarł ojciec mojej partnerki. Wybitnie uduchowiony człowiek, bardzo specyficzny, zdecydowanie samodzielnie myślący i inaczej postrzegający świat niżeli 90% społeczeństwa. Wieloletni działacz w stowarzyszeniach ufologicznych w Polsce i nie tylko, prezes jednego z nich od lat 70-80 tych do końca swych dni.
Zmarł z dnia na dzień, coś tam przestało pracować, nikt nie wnikał co w rodzinie.
Na piętrze tego domu są m.in. zbiory jego książek (setki jak nie tysiące) notatki, druki, gazety itd.
Nie są to raczej powszechnie dostępne pozycje, póki co przejrzałem ja bardzo pobieżnie, ale zajmę się tym niedługo i stworzę jakąś listę i mapę tego dobytku. Od okultyzmu po UFO.
Mieszkałem w zeszłym roku na tym piętrze ze swoją partnerką parę miesięcy bodajże 5.
Przez ten okres czasu załamała się nerwowo. I nie mam tu na myśli kobiecych humorków i pospolitej depresji.
Na początku zaczęło się od tego, że dostawała takiego napadu lęku, ze skurczem całego ciała, że nie mogła przez pół godziny mówić i się trzęsła (mocno się trzęsła, mocno się przeraziłem za pierwszym razem) a ja z trudem otwierałem jej dłonie, zaciskała je z siłą małego imadełka.
A należę raczej do stosunkowo silnych osobników obiektywnie. Ona jest drobniutka i waży ok 50kg. Potem dostawała takich napadów wszędzie, zwijałem ją kilka razy w centrum miasta gdzie bez powodu tak własnie się działo. Wyglądało to strasznie powiem szczerze a trochę już widziałem.
Lekarze jakoś to wyciszyli - "stres". Zatrudnialiśmy najlepszych terapeutów itd.
Koszmary miała dzień w dzień, noc w noc. Budziła się zlana potem i trzęsąca. Miała straszne myśli, niektórych nie chce mi opisać do dziś bo boi się że uznam ją za kompletną wariatkę. Taki stan rzeczy trwał i nasilał się dwa miesiące, coraz to inni lekarze, psychiatrzy, terapeuci itd
Ogólnie to oceniam ich pracę z perspektywy czasu jak wróżenie z fusów. Poza tym że naładowali ją psychotropami co nie dało nic to co chwilę dostawała nową diagnozę. Zaburzenia tożsamości, borderline, zaburzenia maniakalno-depresyjne, stany lekowe itd
Uwierzcie mi że dotarłem do autorytetów psychiatrii w Polsce. Efekt był żaden oczywiście co czułem już wcześniej że nie mają pojęcia ocb. Jak może jeden lekarz kompletnie wykluczyć diagnozę poprzedniego w 10min?!
Do dzisiaj walczę o jej zdrowie i zostałem już sam na placu boju jak to bywa w życiu, rodzina i przyjaciele są bardzo zajęci w tej chwili swoim życiem. Zaznaczę że jak się poznaliśmy to była pewna siebie, mega inteligentna, wykształcona laska z jasnym obrazem tego co chce od życia.
W Święta Bożego Narodzenia pierwsza próba samobójcza po kilku dniach jak wydawało mi się że jest coraz lepiej. Potem w krótkich odstępach czasu dwie kolejne, jedna prawie skuteczna, cud że żyje. Szpitale psychiatryczne, toksykologie, oddziały zamknięte itd
Z ostatniego zabrałem ją bo nie mogłem już patrzeć na tą bandę ignorantów w białych kiecach, można się zrzygać, na prawdę. To co się dzieje z ludźmi np w Gnieźnie w Dziekance to jest kpina. Pojęcia nie mam jak coś takiego może funkcjonować w XXI wieku. No comments, kto zna ten szpital wie o czym mówię.
Ogólnie mamy życie w strzępach. Wszystko leży i skupiamy się tylko i wyłącznie na jej zdrowiu psychicznym, spokoju ducha itd.
Poza alkoholizmem, lekomanią, bulimią, borderline, depresją, lękami i bardzoo długą listą zaburzeń jaką zdążyli jej zdiagnozować ludzie którzy rzekomo mają pomagać innym, wiecie co trzech terapeutów, którzy najdłużej z nią pracują ustalili i zdiagnozowali jednogłośnie (jedyna wspólna diagnoza)?
Toksyczna relacja z toksyczną matką. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili że, jej matka (mieszka na dole tego domu, oddzielona skutecznie od reszty domu, zająłem się tym osobiście i na prawdę nie ma możliwości by dostała się na górę chyba że kobieta po 60tce wspięła się po ścianach budynku),
niszczy ją psychicznie w najgorszy możliwy sposób. Mianowicie w każdej rozmowie wali w nią takim ładunkiem złych emocji że zabija ją dosłownie od środka i prędzej czy później jej się to uda, niezależnie od tego czy robi to umyślnie czy nie. To są słowa terapeutów i jednego z psychiatrów. Zalecenie - kategorycznie oddalić się od matki i urwać kontakt.
Pomijam zupełnie to że trochę wysiwiałem i nabawiłem się takiej nerwicy że budzę się w nocy ze szczękościskiem który zajmuje mi parę minut odblokować.
W zasadzie mam przemyślenia tego typu że, dostałem na swojej drodze taki do problem do rozwiązania bo jakiś czas temu zamknąłem niechlubny rozdział swojego życia z którego dumny nie jestem - w skrócie; nie byłem dobrym człowiekiem.
Ale strasznie mi jej żal jak na nią patrzę, bo mimo że wynieśliśmy się z tego domu oczywiście i jest chyba trochę lepiej od miesiąca to jest bezbronna na najprostsze życiowe problemy jak dziecko, pełna lęku o wszystko itd szkoda gadać. Zaczyna mi brakować na sił ale należę również do upartego gatunku i raczej nie opuszczam gardy nawet jeśli nie czuję już rąk.
Także co by nie mówić o tym domu, pozytywnej energii to w nim nie ma z całą pewnością.
Pominąłem wiele kwestii i zdarzeń bo nie ma sensu opisywać słowo w słowo czego się tam nasłuchałem i kropka w kropkę co w nim widziałem.
Jak na niego patrzę to mam odruch wymiotny. Za dużo "dziwnych" wydarzeń wiąże się z tym domem na pewno żeby w nim mieszkać, jakkolwiek by tego nie tłumaczyć.