Myślę, że to proste, a nie ciekawe:
-przestałem się przejmować pierwszą lepszą pierdołą
-przestałem sobie wmawiać, że choruje na to i na tamto
-ograniczyłem wizyty u lekarza i zażywanie leków(to tez może szkodzić)
-zacząłem sobie wmawiać, że nie mogę być chory i koniec(bo mam wiele ważnych rzeczy do zrobienia w życiu, a nie leżenie w łóżku)
-"co Cię nie zabije to Cię wzmocni"
-"co ma być to będzie"
-zdrowy tryb życia, sport, dieta
Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Jeśli boli mnie brzuch dzień w dzień do tego stopnia, że ogranicza moje funkcjonowanie, to nie oleje sprawy i wybiorę się do tego lekarza w końcu. Ale zauważyłem, że takie "ignorowanie" czasami jest dobrym rozwiązaniem. Miałem problem z kłuciem w prawym boku, wystraszyłem się początkowo, bo wiem, że znajduję się tam wątroba. Wybrałem się do lekarza, który oczywiście nie chciał mnie nawet przebadać, nie mówiąc o przekierowaniu na jakieś dokładne obserwacje. Wróciłem do domu i powiedziałem sobie, że skoro tak to pokonam to sam. No i do tej pory nic mnie nie kłuje i czuję się świetnie. Ale tak jak powtarzam W GRANICACH ROZSĄDKU. Mnie nawet glowa nie boli, może raz na pół roku, głównie ze zmęczenia.
Tylko, żeby ktoś nie zrozumiał tego tak, że ja wierzę w jakieś cudowne uzdrowienia, że jakbym zachorował na grype to nie pójdę do lekarza, nie będe brał leków, tylko powiem: "co ma być to będzie" i ahoj przygodo. Po prostu takie silne nastawienie, pozytywne podejście mnie umacnia i jakoś tak bronię się przed tymi chorobami.
Po prostu ktoś kto jest znudzony, ciagle przygnębiony, zły, nic mu się nie chcę, chodzi zestresowany jest bardziej podatny na niektóre dolegliwości niż osoba, która do wszystkiego podchodzi z luzem, z uśmiechem na twarzy, z podniesioną głową, bez niezdrowych emocji...
Użytkownik Daniel. edytował ten post 23.04.2014 - 19:44