A czy ja pisałem że twój sceptycyzm ?
Wcześniej nie wierzyłaś tak napisałaś , potem na komunii wszystko się zmieniło. To co mi tu insynuujesz że wcześniej modliłaś się o zmianę nastawienia matki względem ciebie skoro wcześniej miałaś w poważaniu chrześcijan, nawet zacytowałaś swoje myśli gdy zjawiłaś się na mszy.
Nie wierzyłam, owszem. I chyba dość opacznie mnie zrozumiałeś, czytając co napisałam na samym początku. Uznałam, że to wariaci, ale to było pół roku temu... Przecież napisałam, że przyjęłam potem Chrystusa do swojego życia (nie od razu, żebyś nie uznał mnie za wariatkę, a pewnie już tak myślisz), i to było hen hen przed komunią. Nie powiedziałam, że w Bożą miłość uwierzyłam na komunii, akurat w KK. To było jedynie potwierdzenie tego, że potrafiłam sama przyznać się do błędów przeszłości i zmienić się pod Bożą ręką. Potwierdzenie, że radość w przebaczeniu (kontekst Biblijny) istnieje, że to dowód na moje modlitwy o zgodę pomiędzy nami, na nić porozumienia. Wiem, że może zbyt chaotycznie opisałam te świadectwo, że może nie wszystko dokładnie wyjaśniłam... Chodzi jedynie o to, że negujesz moją wiarę od tak, przyjmując sobie, że wcześniej nie modliłam się, że miałam Boga daleko za sobą. Nie każdy jest idealny, ale nie staram się z Tobą o to spierać, bo nie chcę.
A przecież, każdy zwykły katolik, praktykujący, czy nie, znający katechizm i przebieg każdej mszy świętej, idąc do zboru chrześcijan mających zupełnie inną tradycję, niż on sam, zdziwi się i pomyśli, że to jakaś sekta, jacyś wariaci, popaprańce, czy cokolwiek innego. W sumie przystosowanie się do tego zależy również od człowieka i jego woli. Być może Bóg był mi potrzebny, skoro pojawiałam się tam na każdej grupie (młodzieżówki, nowonarodzonych etc), na każdym nabożeństwie. Gdyby mi nie zależało na relacji z nim, czy nie uwierzyłabym, olałabym to wszystko. Logiczne.
Jeżeli to co ja napisałem o szkole jest prawdą to wcale nie dziwie się że nie opisałaś całej sytuacji.
Nie ma czego opisywać.. Wtrącających się nauczycieli? Gnębienie i plotki? Co by to dało?
Przecież to już za mną... Ci ludzie przynajmniej, bo do szkoły wracam.
To o co prosiłaś Boga? Boga prosić można tylko o rzeczy materialne i o zdrowie. No bo o co innego? Na pewno nie miłość matki. Tego Bóg nie spełni.
Muszą być rzeczy materialne? Jedyne, co mogło pod to podlegać, to na początku roku moja obawa o utratę mieszkania, bo jest na sprzedaż, a ja je wynajmuję... O to się modliłam, jeśli podchodzimy pod materializm - ale nie konkretnie o samo mieszkanie, co o decyzję tych ludzi o nim. Zdrowie? No, z pewnością, w imię Jezusa przecież uzdrawiają...on za to umarł, za każde cierpienie, grzech, chorobę. Ta krew wylała się za nas, więc patrząc z perspektywy wiary, te wszystkie chroby, jak i grzechy, to chęć odebrania Bogu nas, diabłu. Ale nie tylko musimy się o to modlić. Pamiętasz może, w każdej ewangelii pojawia się rozdział o tematyce największej wartości, przykazaniu. Mowa rzecz jasna o miłowaniu bliźnich - o nich się nie modlimy? Skoro mamy iść za Jezusem i brać z niego przykład, robimy to, co on. Nie wiem, jak jest z Twoją wiarą, i nie próbuję Cię w żaden sposób obrazić, ale przecież modlitwa o bliźnich jest również kluczową prośbą! Jak również modlitwy o wytrwałość, pokój czy nawet mądrość. Nie tylko zdrowie jest jedynym tematem modlitw.
Jakieś dowody o tych ludziach co nagle doznali oświecenia językowego? Zabawne że nigdy takich nie ma. Ktoś wykłada głosonalia ? Ktoś uczy tego bełkotu? Na co ten bełkot ludziom skoro nikt tego nie zrozumie, nawet jak ma jakieś przesłanie to nikt tego nie pojmie. Bo niby kto?