W jaki sposób krzywdzi? Jeśli jest to przesłanie od samego Boga, to nie może być to krzywdą.
Bóg jest sprawą subiektywną, krzywda drugiego człowieka- obiektywną. Załóżmy, że nie wierzę w Allaha i jakiś muzułmanin będzie chciał mnie zabić. Mamy mu na to pozwolić, bo jego Bóg kazał zabijać niewiernych?
Ale "całkowita równość" nie powinna oznaczać od razu zniesienia różnorodności płci. Tradycyjny model rodziny jest dostosowany do naturalnych predyspozycji kobiet i mężczyzn, a predyspozycje te wynikają z różnic w sposobie myślenia obu płci. Więc skoro "całkowita równość" to według Ciebie zniesienie wszelkich ról społecznych, jakie przez ewolucję nabyli kobieta i mężczyzna, to ja nie chcę takiej równości, gdyż jest sprzeczna z naturą.
O niczym takim nie pisałem, przeczytaj jeszcze raz ten post.
W swoim pierwszym poście dałeś do zrozumienia, że chrześcijaństwo to nie jest "zupełnie równouprawnienie". Możliwe, że źle Cię zrozumiałem.
Jakieś predyspozycje posiada każdy człowiek. Jedna osoba lubi prace techniczne a druga gotowanie. I nie jest wcale żadną regułą iż prace techniczne lubią wyłącznie mężczyźni a gotowanie tylko kobiety. Bo jeśli założylibyśmy z automatu że gotowanie jest biologiczne przypisane kobiecie to moglibyśmy dojść do wniosku
że kto się urodzi ma wsi to jest wieśniakiem, takim rodzajem człowieka co ma przyrodzone predyspozycje do rolnictwa. A przecież to jest bzdurą.
Znam mężczyzn którzy lubią gotować i gotują i znam ludzi ze wsi którzy kończą studia humanistyczne lub zajmują się techniką.
Wśród zawodowych kucharzy mężczyźni stanowią znakomitą większość, więc jeżeli gotowanie ma być komuś przypisane, to chyba bardziej mężczyznom
Nie zaprzeczysz chyba, że kobiety i mężczyźni różnią się fizjonomią. Kobiety są zwykle bardziej wątłe i słabsze niż mężczyźni, więc niektóre zawody (najczęściej siłowe) są w kulturze przypisane mężczyznom i nie widzę w tym niczego złego. Z drugiej strony jeżeli pojawi się jakaś silna i twarda kobieta, która będzie chciała wykonywać zawód drwala, nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby miała nim nie zostać. Natomiast widzę przeciwwskazania w dodatkowych punktach na testach sprawnościowych dla kobiet na zawód policjanta, co postulują niektóre feministki. Po drugie: nie zaprzeczysz, że kobiety i mężczyźni różnią się ilością testosteronu, przez co mężczyźni wykazują się większą agresją niż kobiety. Nie widzę więc nic złego w tym, że zawód żołnierza jest w kulturze przypisany mężczyznom. Po trzecie: nie zaprzeczysz, że kobiety kierują się częściej uczuciami, a mężczyźni logiką. Nie widzę w tym nic złego, że zawody, w których liczy się zimne wyrachowanie, a emocje powinny być odłożone na dalszy plan, są w kulturze przypisane mężczyznom. Z drugiej strony jeżeli pojawi się jakaś chłodno kalkulująca kobieta, która chce wykonywać zawód polityka, nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby miała nim nie zostać. Widzę natomiast przeciwwskazania w parytetach, które próbują wymusić, by w polityce stosunek kobiet do mężczyzn wynosił 50/50, nie biorąc zupełnie pod uwagę naturalnych predyspozycji. Czy ilość zbieranego drewna nie spadłaby, gdyby stosunek kobiet do mężczyzn w zawodzie drwala wynosił 50/50?
Takich różnic pomiędzy kobietą a mężczyzną jest oczywiście znacznie więcej, co naturalnie wymusza na społeczeństwie podział zawodów na damskie/męskie. Tak samo jak ludzie niscy nie nadają się do koszykówki, tak samo jedna płeć często nie nadaje się do zawodów przypisanych drugiej płci. Oczywiście zdarzają się wyjątki i powinniśmy dać możliwość kobiecie wykonywania każdego zawodu, ale jej tego nie ułatwiać. Jak mamy mieć równouprawnienie, to je miejmy