Ale i tak jak dla mnie okolica wypadku to na pewno nie 30 km ale jak kto woli.
Szczątki rozrzucone po okolicy. Miejsce upadku boeinga z kosmosu
Malezyjski boeing 777 trafiony rakietą przeciwlotniczą rozpadł się na znaczną liczbę szczątków, które rozsypały się po okolicy. Widać to wyraźnie na udostępnionych zdjęciach satelitarnych wykonanych kilka dni po tragedii.
Seria ujęć wykonanych przez satelitę pokazuje obszar Ukrainy opodal wioski Grabowo, położonej około dziesięciu kilometrów na północ od miasta Torez. Udostępniła je firma Airbus Defence and Space, czyli część europejskiego koncernu EADS odpowiadająca między innymi za budowę satelitów.
Rozrzucone po okolicy
Zdjęcia zostały wykonane w niedzielę, czyli cztery dni po zestrzeleniu B777. W malezyjskim samolocie trafionym przez rakietę przeciwlotniczą zginęło 298 osób. Wszyscy obecni na pokładzie.
Część zdjęć pokazuje ogólną okolicę upadku maszyny. Zdjęcia z kosmosu zdecydowanie potwierdzają, że samolot rozpadł się jeszcze w powietrzu, a jego szczątki spadły na znacznym obszarze. Leżące na ziemi fragmenty boeinga świadczą o tym, że krytycznie uszkodzona maszyna musiała wykonywać niekontrolowane ruchy. Główna część kadłuba i resztki ogona leżą w oddaleniu od siebie, prostopadle do trasy lotu.
Główna część wraku, czyli centralna część kadłuba wraz ze skrzydłami i silnikami upadła tuż obok wioski. Miejsce jej upadku jest widoczne z kosmosu najwyraźniej, bowiem otacza je znaczna połać wypalonej ziemi. W skrzydłach znajdują się główne zbiorniki paliwa, które były prawie pełne ze względu na planowany lot do dalekiej Malezji.
Miejsce upadku głównej części wraku samolotu
Niecały kilometr na południe wzdłuż szutrowej drogi prowadzącej do Grabowa leży część ogonowa samolotu. Tam również widać ślady pożaru, ale znacznie mniejsze. Szczątki są już rozrzucone w promieniu kilkuset metrów, w tym część leży w polu zboża. Wyraźnie widać ślady jakie wydeptali ludzie sprawdzający mniejsze fragmenty wraku spoczywające dalej od drogi.
Miejsce upadku części ogonowej. Kilkaset metrów na południe od kadłuba
Wzdłuż trasy lotu samolotu, ciągnącej się na zachód, jest rozsiana znaczna liczba drobnych szczątków. Część z nich jest widoczna nawet około 3,5 kilometra od miejsca upadku głównej części wraku.
Drobne części maszyny leżą nawet na polu za lasem na lewym skraju zdjęcia
Dramat nad Ukrainą
Do zestrzelenia malezyjskiego samolotu Boeing 777 doszło w miniony czwartek. Maszyna leciała z Amsterdamu w Holandii do Kuala Lumpur w Malezji. Podczas przelotu na wysokości dziesięciu kilometrów nad Ukrainą została trafiona przez rakietę przeciwlotniczą, na co jednoznacznie wskazują wyraźne ślady eksplozji głowicy na szczątkach samolotu.
To, kto odpalił feralną rakietę, jest przedmiotem sporu, ale świat zachodni skłania się ku stwierdzeniu, że winni są prorosyjscy separatyści. Od początku zdecydowanie twierdzą tak władze w Kijowie, podczas gdy Moskwa odpiera zarzuty. Rosja zdecydowanie zaprzecza zwłaszcza temu, że dostarczyła separatystom wyrzutnię rakiet przeciwlotniczych systemu Buk.
Szczątki samolotu spadły na pobliskie gospodarstwo rolne
Ponieważ samolot spadł na tereny kontrolowane przez prorosyjskie bojówki, badanie szczątków maszyny i zebranie zwłok 298 ofiar jest utrudnione. Wysłani na miejsce katastrofy inspektorzy OBWE i międzynarodowi specjaliści skarżą się na separatystów utrudniających im pracę.
Dopiero we wtorek pociąg chłodniczy z szczątkami około 200 osób dotarł do kontrolowanego przez władze Charkowa, gdzie mają one zostać poddane wstępnej identyfikacji i rozesłane do odpowiednich krajów. Inspektorzy OBWE twierdzą, że na miejscu katastrofy są jeszcze fragmenty ludzkich ciał. Jest to nieuniknione, biorąc pod uwagę to, że w pociągu ma być "około 200 worków" ze zwłokami, a w samolocie było niemal sto osób więcej.
Zdjęcie przedstawiające ogólną okolicę miejsca katastrofy
źródło
edit:
Wracając do dowodów mających świadczyć o winie separatystów (i pośrednio Rosjan).
W studiu TVN24 pojawił się dzisiaj Michał Fiszer - i powiedział tak:
"Samolot został zestrzelony. Dla baterii Buk był tylko punkcikiem"
- Dziury w elementach wraku wskazują jednoznacznie na to, że samolot został zestrzelony. Najprawdopodobniej była to rakieta przeciwlotnicza - stwierdził w TVN24 mjr rez. Michał Fiszer, ekspert wojskowy i były pilot.
Nie ma jednak pewności - zaznaczył Fiszer - czy chodzi o system Buk czy inny system rakietowy S-300, który mógł strącić maszynę. Jego zdaniem niewykluczone jest też, że rakieta mogła zostać odpalona z myśliwca.
Raport poparty dowodami
Fiszer zaznaczył, że Amerykanie obserwowali przestrzeń powietrzną w Europie Wschodniej, dlatego ich informacje, że samolot został zestrzelony przy pomocy systemu Buk są niemal pewne.
- Jestem absolutnie przekonany, że amerykański samolot AWACS, który obserwuje przebieg tego konfliktu w powietrzu, wykonywał loty nad Morzem Czarnym - mówił Fiszer. Dodał, że urządzenia zainstalowane na pokładzie tej maszyny mogły wyśledzić rakietę i wskazać typ systemu, z jakiego została wystrzelona.
- Skoro nawet sam prezydent (Barack Obama - red.), konkretnie mówi jaki to był typ rakiety, to znaczy, że ktoś położył mu na biurko odpowiedni raport, poparty odpowiednimi dowodami. Ludzie tego szczebla nie wypowiadają się gołosłownie, nie mają informacji bez pokrycia - zaznaczył.
źródło
Z tego samego programu można było dowiedzieć się, co nieco o działaniu zestawu BUK
Nawet 80 osób do obsługi
Ekspert wyjaśnił, że system Buk jest bardzo zaawansowany. Jest przewożony na ciężkich transporterach opancerzonych, które ważą po kilkanaście ton. Składa się ze skomputeryzowanej stacji dowodzenia, której pojedynczy człowiek nie byłby w stanie obsługiwać. Może to robić wyszkolona jednostka, w skład której wchodzi nawet do kilkudziesięciu osób.
- Potrzeba 70-80 osób personelu, z których każdy jest specjalistą w innej dziedzinie. Jedni od radiolokacji, inni są technikami, elektronikami, specjalistami od łączności liniowej, inni to typowi rakietowcy, mechanicy itd. Jest kilkanaście różnych specjalności ludzi, którzy są zawodowymi przeciwlotnikami - wyliczał.
Podkreślił, że taki zespół musiał odbyć kilkumiesięczne przeszkolenie, a także strzelania ćwiczebne.
W ocenie Fiszera, pomylili oni samolot cywilny z wojskowym. Jak tłumaczył, operator obsługujący system Buk widzi na monitorze jedynie punkciki, z których każdy oznacza samolot, natomiast nie wie, jaki to rodzaj maszyny. - Dla baterii Buk samolot pasażerski był punkcikiem - powiedział.
Jak widać z powyższego, obsługa tego zestawu jest niezwykle skomplikowana.
Znalazłem jednak ciekawy artykuł, napisany przez Kmdr por. rez. Maksymilian Durę - Absolwenta Wydziału Elektroniki WAT. (więcej o autorze w notce pod artykułem - w linku), który twierdzi, że z zestawu BUK mógła skutecznie strzelać praktycznie niewyszkolona obsługa.
Najciekawszy fragment tej analizy, brzmi tak:
System Buk prosty a zarazem skomplikowany
System Buk-1M trochę przypomina karabin snajperski, który może obsługiwać snajper szkolony przez wiele miesięcy, a może też wojskowy "analfabeta", któremu wystarczy pokazać przez który otwór ma patrzeć.
Na polu walki taki amator nie miałby szans, gdyż na pewno zdradził by swoją pozycję, nie zdążyłby z namierzeniem celu, w który zresztą na pewno by nie trafił. W przypadku wykorzystywanego przez „separatystów” systemu rakietowego Buk nie było jakiegokolwiek problemu z wyborem pozycji (nikt się nie bawił w pozycjonowanie, bo bateria nie była w systemie obrony powietrznej), z wyborem celu (strzelano przecież do wszystkiego co lata), z włączeniem radaru (radar śledzący, który na polu walki włącza się tylko tuż przed startem rakiety na Ukrainie działał prawdopodobnie bez przerwy) i z trafieniem (prawdopodobnie malezyjski samolot nie był pierwszym, do którego się przymierzano).
Wykorzystywany przez „cywilizowane” siły zbrojne system przeciwlotniczy Buk nie działa samodzielnie, ale w systemie obrony przeciwlotniczej. W takim przypadku, ze względu na bezpieczeństwo własnych statków powietrznych bezwzględnie realizowane są zarówno procedury techniczne jak i operacyjne. Nie chodzi więc już tylko o włączenie systemu i doprowadzenie go do gotowości do strzału, ale o wykrycie celu, jego identyfikację, klasyfikację i wydanie komendy do strzelania.
Żadnego z tych etapów postępowania operacyjnego nie można pominąć i co najważniejsze, żaden z nich nie może być prowadzony na samym zestawie przeciwlotniczym. Nawet wykrycie obiektu powietrznego przez radar zintegrowany na wyrzutni systemu Buk nie daje uprawnień do otwarcia ognia bez przeprowadzenia jego identyfikacji.
„Separatyści” nie byli jednak ograniczeni żadnymi procedurami, a ponadto prawdopodobnie mieli niekompletny system składający się jedynie z wyrzutni rakietowych oraz być może z wozu kierowania i łączności.
Wóz ten jednak nie był połączony z żadnym centrum dowodzenia, ponieważ „separatyści” takiego centrum nie posiadają. Nie mają oni również stacji radiolokacyjnych i systemu identyfikacji, który byłby z nim połączony, a który pozwalałby na stworzenie tzw. rozpoznanego obrazu sytuacji powietrznej.
Na pojeździe-wyrzutni znajduje się więc tylko ekran zintegrowanego radaru z plamką symbolizującą nadlatujący statek powietrzny.
Radar ten tylko zgrubnie jest w stanie określić wysokość, natomiast na pewno nie może przeprowadzić procesu identyfikacji. Najnowsze wozy – wyrzutnie systemu Buk-1M mają zintegrowany system identyfikacji radiolokacyjnej swój-obcy (urządzenie zapytujące), ale w przypadku Ukrainy był to prawdopodobnie system pochodzenia rosyjskiego, który identyfikuje jedynie, czy mamy przed sobą swój samolot, czy „nie swój”.
Nie ma natomiast możliwości sprawdzenia w modach S i 3 – czyli tych, jakie wykorzystują cywilne statki pasażerskie.
Dlatego „separatyści”, mogli tylko w „prostacki” sposób strzelać do wszystkiego co lata nad ich terytorium i to robili, ponieważ nie mając doświadczenia i wiedzy operatorskiej myśleli, że każdy statek powietrzny, który się tam pojawi należy do sił powietrznych Ukrainy. Świadczy o tym chociażby wypowiedź z rozmowy telefonicznej przechwyconej przez ukraińskie służby specjalnej, w której kozacki watażka Kozicyn wyraźnie nie rozumie, że jest coś takiego jak cywilny ruch lotniczy: „Znaczy, że przywozili szpiegów. Na ch…a lecą. Teraz jest wojna k…a”.
źródło
Użytkownik pishor edytował ten post 23.07.2014 - 11:42