Wtedy, gdy to się zaczęło, byłam praktykująca katoliczką, myślałam o zakonie. Dzisiaj zdecydowanie bliższa jest mi filozofia buddyzmu, nie chodzę do kościoła, właściwie mi osobiście katolicyzm nie odpowiada, nie moja droga - co nie oznacza, że potępiam w jakikolwiek sposób wyznawców tej religii. Nie jestem buddystką, nie należę do grona jakiejkolwiek szkoły itp. Tu chodzi tylko o stosunek do świata. Wiara w Boga. Po tym wszystkim zdecydowanie zmieniło mi się postrzeganie Boga i postrzeganie rzeczywistości. Wiara przekształciła się bardziej w pewność, ale trudno tu mówić o osobowym Starotestamentowym Bogu i podziale świata na dobro i zło.
Życie to lekcja i od nas zależy, jakie wnioski będziemy wyciągać z doświadczeń, czego nauczymy się. I w takim wypadku, przy takim podejściu nawet największy wróg może stać się nauczycielem - wszystko zależy od nas. Dzisiaj podchodzę do tego wszystkiego spokojnie i gdybym miała odpowiedzieć na pytanie - jak te doświadczenia wpłynęły na moje życie, to może odpowiedź okazałaby się zaskakująca - ale w ogólnym rozrachunku - bardzo pozytywnie. Chyba bardzo pomogła mi pewna mądrość, którą każdy chyba słyszał - że mamy doświadczenia na miarę swoich sił, albo inaczej - każdy dostaje taki krzyż, który jest w stanie udźwignąć.
Jeszcze odpowiadając na pytanie odnośnie psychologa, czy egzorcysty - chyba najbardziej bałam się, aby ta postać nie zrobiła im krzywdy - to była sprawa wewnętrzna i wewnętrzna lekcja każdego z nas. Cały czas mówiłam do kolegi, aby z nim nie walczył, nie tak - nie agresją, albo złością. Całe to doświadczenie tak naprawdę doprowadziło mnie do zrozumienia, że jedynie miłość, ale taka wypływająca głęboko z serca jest w stanie zapobiec ciemności - jak z tą świeczką dającą mały płomień, jednak rozpraszającą mrok. I gdy to zrozumiałam spotkałam swoją miłość życia, ale tu nie chodzi tylko o miłość kobiety i mężczyzny, ale o coś więcej. I oczywiście daleka jestem od New Age - nigdy nie doczytywałam o co im chodzi, ale jakoś tak omijam ten ruch szerokim łukiem. Nie potrzebuję pomocy, bo nawet jeśli wróci to tak naprawdę nie może mi zaszkodzić. Może brzmi to pysznie, dumnie, ale tak jest. Zrozumiałam, że ludzie to potężne istoty i mogą przeciwstawić się nawet najbardziej potężnym siłom - o ile znają własną siłę i możliwości. Niestety, jeśli ktoś jest wychowany w duchu - ja marny pył - będzie szukał pomocy na zewnątrz. Zrozumienie tego było jednym z elementów, które pozwoliły mi wydostać się z tego wszystkiego.
Opisałam tę historię nie po to, aby szukać pomocy, ale wyjaśnienia i może przestrogi, że są na tym świecie siły i moce, zjawiska, o których nie śniło się filozofom, a może i śniło, tylko nie chcemy zaakceptować. Ja też, mimo doświadczeń, miałam ogromne problemy z akceptacją tego co się dzieje, co widzę i czego doświadczam.
To nie jest tak, że te doświadczenia przynosiły jedynie strach, przerażenie a on był sprawca śmierci bliskich. To tak naprawdę była kwestia wyboru ścieżki życia. Gdybym poddała się i wybrała inną, dzisiaj może byłabym bogatą i wpływową osobą - niezmiernie lekko i bez problemu przychodziły kolejne sukcesy i spotykałam wpływowych ludzi, cytowałam całe fragmenty z książek, których nigdy nie czytałam, mogłam wpływać na decyzje ludzi - brzmi jak bajka. Ale zawsze jest coś za coś. Pewnego dnia zobaczyłam siebie taką, jaką stałam się. Nie chodzi tu o krzywdzenie, zabijanie itd. Raczej wybór pomiędzy światem materialnym i nie zwracanie uwagi na uczucia innych, pozbycie się strachu - bo nie bałam się niczego - brak strachu przed ludźmi, instytucjami, życiem - dawał mi siłę i podejmowanie różnych decyzji.
Ludzie zaczęli prosić mnie, abym nie patrzyła im w oczy, bo mają wrażenie, że czytam im w myślach, chodziło o "przeszywanie wzrokiem". Zrozumiałam o co chodzi, gdy zobaczyłam minę własnej mamy - patrzyła na mnie wystraszona, przerażona. I znowu to nie jest tak, że byłam na kogoś zła, to działo się, gdy się zamyślałam, zastanawiałam nad czymś. Do dzisiaj mam tak, że jeśli się nad czymś zastanawiam, patrzę komuś w oczy - bez względu na osobę. I często jest tak, że robię to nieświadomie i nie zwracam uwagi na osobę, patrzę przez nią - nie wiem czy to zrozumiałe - i to przeraża. Wyobraź sobie, że ktoś nieznajomy nagle wbija w ciebie wzrok a Ty nie wiesz o co chodzi.
Ale gdy zrozumiałam, że powoli, niepostrzeżenie jak w drobnym deszczu nasiąkam, zmieniam się, postanowiłam to wszystko zmienić. Nie było łatwo, bo przede wszystkim musiałam dokonać różnych wyborów, zacząć wszystko od nowa - dosłownie i w przenośni. Ale można, wystarczy chcieć, zwyczajnie też nauczyłam się - nie bać, bo tak naprawdę wszystko zależało od mojej woli.
Użytkownik Gamdela edytował ten post 11.08.2014 - 06:17