Skocz do zawartości


Zdjęcie

70. rocznica bitwy pod Falaise

II wojna światowa front zachodni polskie wojsko

  • Please log in to reply
2 replies to this topic

#1

mjr Tsu.

    Brak już słów

  • Postów: 682
  • Tematów: 30
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

falaise-600x270.jpg


70 lat temu, 7 sierpnia 1944 r. rozpoczęła się bitwa pod Falaise we Francji, którą stoczyły wojska sprzymierzone, w tym polska 1. Dywizja Pancerna generała Stanisława Maczka, z niemiecką Armią „B”. W wyniku walk do 21 sierpnia wojska alianckie przełamały obronę niemiecką w Normandii, niszcząc przy tym większość sił niemieckich, i otworzyły sobie wyjście na linię Sekwany, a później Renu.


1. Dywizja Pancerna pod dowództwem gen. Maczka weszła w skład  II Korpusu Kanadyjskiego i wzięła udział w operacji, której celem miało być odcięcie drogi odwrotu siłom niemieckim. 7 sierpnia została rozlokowana po wschodniej stronie drogi Caen-Falaise z zadaniem wzięcia udziału zdobyciu wzgórz w okolicy miasta Falaise. Natarcie rozpoczęło się 8 sierpnia i natrafiło na silną niemiecką obronę. W ciągu pierwszego tygodnia, cały II Korpus posunął się na odległość zaledwie około 10 kilometrów.

Jeden kilometr, trzy kilometry, pięćset metrów i tak dalej, a wciąż przed nami i po bokach okopani po dziurki w nosie Niemcy, ich miny i celny ogień wszelkiego kalibru. Ubywało nas, to tu to tam, z przodu, z tyłu, ze środka. Och, jak bardzo jednostka pancerna nie lubi takiego dreptania w miejscu” – wspominał gen. Stanisław Maczek.

W międzyczasie działania wojsk alianckich w pozostałych sektorach, w szczególności amerykańskiej 3 Armii, doprowadziły do częściowego okrążenia wojsk niemieckich. Korytarz, przez który mogły się one wycofać w głąb Francji zawęził się do mniej niż 30 kilometrów. Zadanie zaryglowania tej luki powierzono m.in. 1 Dywizji Pancernej.

W tym celu 1. DPanc. Gen. Maczka otrzymała rozkaz opanowania rejonu miasteczka Chambois oraz kompleks wzgórz Mont Ormel (nazywany „Maczugą”), którego posiadanie pozwoliłoby dywizji na wykonanie zadania. Wzgórza te przecinały ostatnie drogi odwrotu niemieckiego, a zarazem dawały szansę oparcia się atakom niemieckim w chwili krytycznej.

19 sierpnia oba kluczowe punkty: miasteczko Chambois i „Maczuga” zostały opanowane przez dwa zgrupowania polskiej 1. Dywizji Pancernej. W ten sposób okrążono 7. Armię Niemiecką. w tzw. kotle Falaise. Wytworzyła się dziwna sytuacja na froncie. Jednocześnie ze wszystkich stron na te strategiczne punkty zmierzały zgrupowania niemieckie, które były okrążone przez aliantów. Natomiast wewnątrz nich znalazło się okrążone Wojsko Polskie.

Falaise_Pocket_German_Counterattack.png
Kocioł Falaise 20 sierpnia 1944 / Źródło: Wikimedia Commons

Przez 3 dni i noce na Maczudze i w miejscowości Chambois, trwały krwawe walki. Mimo zupełnego odosobnienia, mimo tego, że amunicję trzeba było zrzucać z powietrza, że przewaga Niemców była zdwojona przez rozpaczliwą wolę przebicia się, niemieckie korpusy pancerne nie dokonały tego, musiały skapitulować, zostawiając pole zasłane trupami ludzi, koni i sprzętu. Wzięto wówczas do niewoli blisko 6 tysięcy Niemców, zniszczono 70 czołgów, 500 samochodów i ponad 100 dział.

Generał Montgomery, który dowodził siłami lądowymi oceniając bitwę, powiedział: „Niemcy byli jakby w butelce, a polska dywizja była korkiem, którym ich w niej zamknęliśmy”.




W kotle pod Falaise rozbiciu uległo siedem niemieckich dywizji piechoty. Z okrążenia udało się wydostać natomiast dywizjom pancernym, ale utraciły one większość czołgów i innego ciężkiego sprzętu. W sumie straty Niemców szacuje się na 40 tys. wziętych do niewoli, 10 do 30 tysięcy zabitych i ciężko rannych.

źródło http://www.nowastrat...-bitwy-falaise/

 


  • 10



#2

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Warto wspomnieć, że z bitwą pod Falaise związana jest pewna mroczna tajemnica - a może raczej, ciąży na niej pewnego rodzaju mroczne pomówienie, wyartykułowane na łamach polskiej prasy na początku lat 2000.

 

Rzecz dotyczy mordu na 1200 jeńcach, którego mieli dokonać żołnierze 1.Polskiej Dywizji Pancernej.

Gdyby to była prawda, to byłoby to największe masowe morderstwo jeńców w czasie II WŚ (i to chyba nie tylko w wykonaniu aliantów).

 

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że oskarżenie Polaków o tą zbrodnię wojenną, nie pada z ust Niemców - pojawiło się ono na kartach książki „Citizen Soldiers”  napisanej przez amerykańskiego historyka Stephena Ambrose'a, a później, właśnie na łamach polskiej prasy, podniesione zostało w dwóch artykułach "Nikt zwycięzców nie sądzi”, autorstwa Grzegorza Czwartosza ("Polska Zbrojna" 27.10.02 r.) oraz „Splamione zwycięstwo – We Francji żołnierze generała Maczka wymordowali 1500 jeńców?”, autorstwa Michała Malicza ("Kulisy" 11.11.02 r.)

Nie znalazłem artykułu Michała Malicza ale udało mi się trafić na artykuł Grzegorza Czwartosza.

 

Temat mordu na jeńcach niemieckich w wykonaniu żołnierzy dywizji Maczka jest tam potraktowany bardzo zdawkowo, co nie zmienia faktu, że sprawa jest szalenie bulwersująca.

Pozwolę sobie zacytować ten fragment:

 

"Żadne z czterech głównych sił zbrojnych walczących na Zachodzie (USA, Wielka Brytania, Kanada i Polska) nie osądziły ani nawet do końca nie opisały wszystkich swoich przestępstw poczynionych na obywatelach niemieckich. Do wyjaśnienia pozostaje choćby, co stało się z ok. 1 200 jeńców polskiej 1. Dywizji Pancernej pod Chambois.

 

Los tych ludzi na kartach wspomnień kadry dowódczej dywizji (gen. Franciszka Skibińskiego i płk. Władysława Deca) jest albo przemilczany, albo też niejasny. Opisuje go za to amerykański historyk Stephen E. Ambrose. Jeśli ma on rację, najprawdopodobniej ciąży na nas popełnienie jednej z największych jednorazowych alianckich zbrodni na europejskim teatrze działań wojennych.

W opublikowanej w 1997 r. książce "Citizen Soldiers" (wyd. polskie "Obywatele w mundurach", 2000 r.) Ambrose przytacza relację kapitana US Army Watersa, który miał odebrać od polskich pancerniaków ok. 1,5 tys. jeńców z kotła pod Falaise. Odebrał ich ok. 200. Eskortujący ich polski kapitan miał oświadczyć, iż reszta została rozstrzelana, a na ostatnich dwustu zabrakło już amunicji. Jedynie gen. Franciszek Skibiński zdecydował się przyznać w swoich wspomnieniach, że w pewnej chwili kwestia jeńców wyrwała się Polakom spod kontroli, ale wspomina on inne miejsce i czas niż Waters.

Ambrose’a można lubić lub nie, jednak przy jego metodach badań i weryfikacji faktów, doświadczeniu i ostrożności wobec relacji kombatantów zazwyczaj brak jest chętnych do podważania efektów pracy amerykańskiego historyka i polemizowania z nim. Ambrose nie komentuje ani nie ocenia tego zdarzenia z historii polskiej 1. DPanc., bo taką właśnie kulturę reprezentuje jego pisarstwo. Poznając historię II wojny, trzeba pamiętać, że nie zawsze jej oblicze jest czarno-białe. Zwycięzców nikt nie sądzi – a szkoda."

link

 

Jak widać dowody są dość nienachalne ilościowo, co nie przeszkodziło autorowi postawić tak drastycznej tezy.

 

Nie chciałbym pozostawiać sprawy w zawieszeniu dlatego pozwolę sobie wkleić dość obszerną polemikę autorstwa Teresy Skinder Suchcitz, która ukazała się w „Tygodniu Polskim” 15 lutego 2003 r.

Mam nadzieję, że nie tylko zainteresowani dadzą radę przebrnąć przez ten dość spory tekst.

 

OSZCZERSTWO
W październiku i listopadzie w prasie polskiej ukazały się dwa artykuły pod bardzo prowokacyjnymi tytułami: Grzegorza Czwartosza w „Polsce Zbrojnej” (27.10.02), a w listopadzie (11.11) w warszawskiej gazecie „Kulisy”, Michał Malicz podjął ten sam temat. Pan Czwartosz w artykule  „Nikt zwycięzców nie sądzi”, a p. Malicz pt. „Splamione zwycięstwo – We Francji żołnierze generała Maczka wymordowali 1500 jeńców?” sugerują, że żołnierze 1. dywizji Pancernej popełnili masowy mord na jeńcach niemieckich.

Obaj autorzy opierają się na relacji cytowanej w książce „Citizen Soldiers” Stephen Ambrose'a amerykańskiego historyka rzekomo sumiennego w docieraniu do źródeł, a wydanej w Polsce pt. „Żołnierze w cywilu”. Ambrose przytacza relację amerykańskiego kapitana Laughlin Watersa z US 359 baonu 90. Dyw. Piechoty, że rzekomo jakiś polski kapitan – nie podaje ani nazwiska, ani jednostki – przyprowadzając 200 jeńców zwierzył się mu, że resztę, 1200 wystrzelali, a dla tych nie starczyło już amunicji.

Kpt. Waters przyłączył się ze swą kompanią do 10. Pułku Dragonów, który obsadził Chambois, zamykając drogę Niemcom wycofującym się z „kotła Falaise” i pod komendą mjr. Zgorzelskiego, walczył od wieczora 19 do dnia 21 sierpnia. Panowie Czwartosz i Malicz, nie będąc nigdy na wojnie w desperacko ciężkich warunkach, nie mają pojęcia jak można by wystrzelać 1200 ludzi bez pozostawienia jakichkolwiek śladów zbrodni.

Sytuacja w dniach 19-21 sierpnia 1944 r. była zaprawdę drastyczna. Polska Dywizja Pancerna tworzyła „korek” w „kotle Falaise”, z którego 7. Armia niemiecka próbowała za wszelką cenę się wyrwać. Kanadyjska 4. Dyw. Pancerna nie dotrzymała tempa Polakom, zostawiając otwarte pozostałe drogi wiodące z potrzasku.Dywizja gen. Maczka w trzech zgruowaniach: 24. Pułk Ułanów, 10. Pułk Dragonów z kompanią Watersa broniła węzła drogowego w Chambois. Niecałe dwa km na północ, 10. Pułk Strzelców Konnnych z 2. dyonami artylerii ppanc. „siedział okrakiem” na drodze wiodącej na północny wschód, a na wzgórzu Mont Ormel – Maczudze – 4 km na północny wschód od Chambois, 1. i 2. Pułk Pancerny z 8. i Podhalańskim Baonem Strzelców dominowały nad drogami odwrotu. Opodal 9 Baon Strzelców strzegł jedną z bocznych, lecz ważnych dróg.

 

Przez trzy dni oddziały polskie były kompletnie odcięte od swych baz zaopatrzenia i pod nieustannym atakiem jednostek wyborowych dywizji niemieckich próbując;ych wyrwać się z matni, między innymi z 12 SS Panzer Dyw. Hitler Jugend, Panzer Lehr, 2.SS Dyw. Pancerna oraz szeregu innych. Pośród oddziałów piechoty biły się 3. i 5. Dywizje Spadochronowe. Oddziały te, choć mocno już „uszczerbione” i nie tworzące jednolitych jednostek, nie straciły swej prężności i woli do walki, bili się więc desperacko, zaciekle, wspomagani przez dywizje atakujące spoza „worka”, które przychodziły na odsiecz swym rodakom. We wszystkich trzech zgrupowaniach zaczęło brakować paliwa i amunicji, a ilość rannych i jeńców ciągle wzrastała. Wieczorem 20.08, 10. PSK musiał przejść w rejon amerykańskiego 385. baonu z 90. Dywizji Piechoty, gdyż był prawie bez amunicji i nie był w stanie prowadzić dalszej walki – bez pobrania uzupełnień.

 

Jednak amerykańska amunicja nie pasowała do małokalibrowych dział brytyjskich. Któż w takich warunkach bawiłby się w rozstrzeliwanie jeńców, a było ich około 1200. Strzelać do jeńców i nie zostawić sobie środków do walki? Nie było to możliwe w wojsku polskim. Polski żołnierz, czy w armii polskiej czy wzięty do armii niemieckiej walczył do ostatka. Na masakrę takich rozmiarów potrzeba było było oddelegować przynajmniej pluton, a każdy żołnierz był niezbędny.

Drugim zagadnieniem było, co zrobić z 1200 rozstrzelanymi ciałami? - rozstrzelanymi a nie poległymi. Wszyscy ci, którzy brali udział w wojnie, dobrze rozumieją różnicę. Nie było ani czasu, ani sposobności w szale walki „rozrzucić” ciała po polach bitew, aby ukryć zbrodnię. Świadectwo mordu byłoby wielce widoczne.
Mogły być tylko dwa źródła takiej ilości jeńców: z 10. Pułku Dragonów. 21 sierpnia, na Mont Ormel przybyła 4. Kanadyjska Dywizja Pancerna i zluzowała broniące się tam oddziały. Droga do ewakuacji rannych i jeńców została otwarta. Jeńcy mogli być odstawieni do jenieckiego punktu zbornego 1. Dywizji i po zweryfikowaniu, odstawieni do obozu jenieckiego Korpusu. Ci nie przeszli przez ręce amerykańskie.

10.PSK wieczorem 20 sierpnia odstawił Amerykanom 796 jeńców za pokwitowaniem – jak było nakazane przez władze alianckie – (patrz: „Meldunek Sytuacyjny Nr 22” gen. Maczka do Naczelnego Wodza). Odbierał ich pewien Lienhart. W grupie tej znajdował się generał Otto Elfeldt, jeden pułkownik z oficerami swego sztabu oraz 22 młodszych oficerów. Przekazano też 200 jeńców bez pokwitowania i 300 rannych. Gdyby odbyła się jakakolwiek masakra, gen. Elfeldt, butny do ostatka, na pewno wykorzystałby wspaniałą okazję, aby oszkalować swych pogromców i uzyskać wielki propagandowy sukces przez ogłoszenie Amerykanom zbrodni popełnionej przez Polaków.

Kpt. Waters powinien dobrze wiedzieć, co się działo w Chambois. Wspomina on, że organizował mały „podobóz jeniecki” w mieście – kiedy? Poczas walk i nieustającego niebezpieczeństwa zalania pozycji wycofującymi się oddziałami nieprzyjaciela? W takim razie w jaki sposób spełniał on swój obowiązek żołnierza i dowódcy? Kpt. Waters zjawił się w Chambois wieczorem 19.08, a 23 oddziały 1. Dywizji zostały wycofane do odwrotu 2. Korpusu kanadyjskiego. Kiedy ta masakra i potem zwierzenia miały miejsce? Do 21 trwały zacięte walki, a następnego dnia polskie oddziały zostały wycofane z rejonu Chmbois.

Ważnym zagadnieniem jest dla jakiej przyczyny kpt Waters od razu nie zawiadomił swoich przełożonych o rozmowie z polskim kapitanem. Jako student prawa powinien rozumieć powagę tego oświadczenia. Dlaczego czekał aż do la 1980., kiedy podał tę wiadomość historykowi Johnowi Colby'emu, piszącemu dzieje 90. Dywizji Piechoty w II wojnie światowej.

Po wojnie, Waters ukończył studia prawne i przez pewien czas był zastępcą prokuratora federalnego stanu California. Musiał więc w pełni zdawać sobie sprawę z ważności swego oskarżenia – szczególnie po głośnym procesie i ukaraniu przez sąd w USA oficera za dopuszczenie do masakry cywilów w Wietnamie. Dlaczego spotkał się z dowódcą 10. Pułku Dragonów, gen. Maczkiem i innymi reprezentantami 1. Dywizji i dał się fotografować z nimi? Pan Czwartosz, w swoim artykule i w odpowiedzi na listy ppłk. P. Szudka i mój opublikowane w „Polsce Zbrojnej”, uzasadnia swą wiarę w zeznania kpt. Watersa tym, że był to człowiek odpowiedzialny; sędzia, bez zastrzeżeń względem Polaków.

 

Niestety, nie uważał p. Czwartosz za stosowne zrobić dochodzenia w źródłach polskich jak np. w aktach archiwalnych w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Nie kontaktował się z kołami pułkowymi ani w Polsce ani poza granicami kraju. Żyją jeszcze naoczni świadkowie odesłania jeńców do Amerykanów. Jan Marowski, kwatermistrz 1. Dywizji, tak to opisał w swej książce „Śladami czołgów 1. Dywizji Pancernej”, Wrocław 1948 r.: „Przed wieczorem pułk (10. PSK TSS) ruszył. Długi wąż ustawionych czwórkami jeńców otwierał pochód. Prowadzi Kluz (ppor. Nikodem, zginął pod Merxplas. TSS). Przeciwlotnicze czołgi starszego wachmistrza Szczechli pilnują swymi karabinami skrzydeł. Na zdobycznym samochodzie generał (Elfeldt TSS)”.

Dziwne, że to nie Niemcy stawiają Polakom ten zarzut. Brytyjski gen. Michael Reynolds prowadził dokładne studia całej kampanii w Normandii do swojej książki „Steel Inferno”, historii 1., Leibstandarte Adolf Hitler. 12. Hitler Jugend SS Panzer Dywizji. Dotarł do wszystkich dostępnych źródeł niemieckich oraz miał długie wywiady z członkami tych jednostek. Nikt z nich nie wspomniał o żadnej masakrze jeńców przez Polaków. Owszem, wyrażali się z respektem o waleczności żołnierzy Dywizji. Gen. Reynolds na pewno nie ukryłby żadnych detali, gdyby tylko o nich posłyszał.

 

Pisał potępiająco o masakrze jeńców przez Kanadyjczyków na lotnisku Carpiquet w czerwcu 1944 r. Jednak jako żołnierz w wojnie koreańskiej, jako generał dowodzący dywizją NATO pisze: „Jest moim może kontrowersynym, lecz silnym poglądem, że jeżeli nie było się żołnierzem i nie doznało się gwałtownego napięcia bitwy i gniewu, który się odczuwa widząc swych kolegów zabitych lub okrutnie poranionych, osoba ta nie jest upoważniona wydawać sąd o ludziach oskarżonych o takie przestępstwa”. Wszystkie wypadki mordowania jeńców, które Reynolds opisuje odnoszą się do małych grup; największa z nich (i to nieudowodnione), liczyła 134 Kanadyjczyków. W porównaniu, Polacy mieli zmasakrować 1200? - jest to mało prawdopodobne.

Pan Malicz dziwi się, że o takim wydarzeniu nie wspomniał ani gen. Maczek, ani inni wyżsi dowódcy. Generał na pewno by usłyszał o tym i, będąc człowiekiem prawym, nie milczałby, lecz oddał sprawców pod sąd. We wspomnieniach polskich dowódców nie ma wzmianki o mordowaniu jeńców, bo takiego mordu nie było. Autor artykułu przytacza wspomnienie gen. Skibińskiego (który nie był obecny na Maczudze podczas walk), że „cynglów trzeba było ruszać” – odnosi się to do panicznej próby ucieczki jeńców niemieckich przed intensywnym ogniem dział ich własnych czołgów, moździerzy i artylerii. Panika między dużą grupą ludzi – ponad 500 – mogła zdezorientować walczące oddziały wprowadzając wielkie zamieszanie, co sprzyjałoby atakom nieprzyjaciela. Musiała więc być z miejsca powstrzymana.

Jak można sobie wyobrazić, poruszenie między byłymi członkami 1. Dywizji Pancernej jest ogromne. Szereg prezesów Kół Pułkowych w Anglii i w Polsce napisało z oburzeniem listy nie tylko do „Polski Zbrojnej”, ale też do władz wojskowych, które ustosunkowują się pozytywnie do prób zaangażowania się w tej sprawie. Był nawet wysłany list do Ministerstwa Obrony Narodowej.

Żyjemy w okresie wyszukiwania sensacyjnych nowin, i w kulcie „odbrązawiania” szanowanych dotychczas ludzi i instytucji. Jest to odwrócenie się od tradycji szanowanych przez pokolenia, które pozwoliły nam przetrwać lata rozbiorów, wojny i okupacji. Te tradycje potrzebne są nam specjalnie teraz po 50. latach sowietyzacji, aby odtworzyć zdrowy etos w narodzie. Nikt nie mówi o bałwochwalstwie lub zatajaniu zbrodni, ale też nie można wyszukiwać domniemanych przestępstw i informować o nich bez żadnych dowodów.

Te dwa artykuły godzą w dobre imię nie tylko żołnierz gen. Maczka, lecz ogółu polskich żołnierzy, którzy walczyli o wolną, demokratyczną Polskę i o wolność słowa takich dziennikarzy jak panowie Czwartosz i Malicz.

 

źródło

 

 


  • 5



#3

kpiarz.
  • Postów: 2233
  • Tematów: 388
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Cóż, kolejna próba zniekształcenia historii i oczernienia Polaków. Najpierw "polskie obozy zagłady", a potem rzekome rozstrzelanie jeńców niemieckich. Autor książki, Ambrose, pewnie nie słyszał o zbrodni wojennej, której dokonali amerykańscy żołnierze w KL Dachau. Co prawda, na pewno niejeden SS-man zasługiwał na śmierć, ale tak bez sądu wojennego, po prostu rozstrzelać ponad 500 ludzi...

 

http://pl.wikipedia....asakra_w_Dachau


  • 0






Also tagged with one or more of these keywords: II wojna światowa, front zachodni, polskie wojsko

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych