Chciałabym się z Wami podzielić swoim dzisiejszym snem. Nie chodzi mi tyle o jego treść, co o "techniczną" kwestię.
Jestem, wraz z grupą osób w pomieszczeniu bliźniaczo podobnym do pokoju moich rodziców z rodzinnego domu, jednak w śnie nie jest to mój dom. Część osób opuszcza pokój. Zostało dwóch mężczyzn i ja. Jesteśmy bardzo zmęczeni, właściwie ze zmęczenia tracimy przytomność. Jeden z nich siedział w kącie w kucki i przysypiał. Ja wraz z drugim przy stole. Oparłam się rękami o stół i zaczęłam zasypiać. Poczułam na sobie ciężar - to mężczyzna siedzący obok, również tracąc przytomność ze zmęczenia "opadł" na mnie. Przebudziliśmy się i wtedy objął mnie po przyjacielsku i przeprosił. W tym momencie słyszę swojego psa, który chodzi po pokoju i wiem, że to mój pies w moim rzeczywistym domu. Mówię do niego, aby się uspokoił a jednocześnie czuję, że w tym śnie rozpływam się, robię się coraz bardziej przezroczysta. Mężczyzna patrzy na mnie z ogromnym zdziwieniem, ja sama jestem przerażona "zanikaniem". Gdy się obudziłam byłam całkowicie wyspana, wciąż czułam dotyk tego mężczyzny na sobie.
Chciałam wrócić do tego snu, ponownie spotkać tę grupę. I tutaj wiedziałam, że muszę wpaść w odpowiednie wibracje, to było jak przeszukiwanie a nie świadome śnienie. Gdy udało mi się ponownie wejść w ten świat snu, wiedziałam, że jeszcze nie do końca "zmaterializowałam" się tam i mężczyzna, który mnie wcześniej objął - miałam tego świadomość - zobaczył mnie jako ducha. I gdy próbowałam "dostroić się" w tym momencie mój pies - podszedł do mnie i zaczął mnie lizać po ręce i szturchać nosem - to tak, jakbym nie do końca usnęła i nie do końca była w śnie - słyszałam co dzieje się w pokoju. Obudziłam się. Jeszcze kilka razy próbowałam "wejść" w ten sen i za każdym razem, gdy prawie mi się to udawało - mój pies mnie budził. Przy czym, gdy wchodziłam do tego snu, to tam zdarzenia biegły własnym rytmem, miałam świadomość, że tam czas płynie inaczej i moje kolejne pojawianie się "nie do końca" następowało w różnych czasach. Niezwykle niekomfortowe dla mnie było to, że w tym śnie, dla nich stałam się duchem.
Ciekawe z jednej strony było zachowanie psa - zazwyczaj, jeśli już śpi w sypialni, to chrapie na całego i trudno go dobudzić. Po raz pierwszy od dawna w ogóle wstał wraz ze mną - ja wstaję o 5.00. On zazwyczaj zrywa się godzinę później tylko po to, aby go wyprowadzić i idzie dalej spać - zazwyczaj do innego pokoju, niż tego, w którym spędzam czas rano przed wyjściem do pracy. Dzisiaj od godziny. 5.00 nie odstępował mnie na krok. I wprawdzie wstał ze mną o 5.00, to i tak na podwórko nie chciał wyjść.
Zaskakujące było to, że za każdym razem, gdy prawie udawało mi się wejść w tamten sen, mój pies mnie budził.