10 lat temu zmarł tragicznie dr John E. Mack - amerykański psychiatra, który dotarł do sedna zagadki uprowadzeń przez obcych. Jego pacjenci cierpieli na stres pourazowy i nosili wspomnienia bolesnych zabiegów. Ich celem - jak przekazali im kosmiczni porywacze - mają być próby ocalenia naszego gatunku w obliczu nadciągającej zagłady. Mack doszedł jednak do wniosku, że te doświadczenia, jego zdaniem zupełnie realne, kryją też w sobie "drugie dno"…
34-letni Joe - psychoterapeuta, który prowadził zajęcia dla ludzi z problemami i uzależnieniami, zgłosił się do dr. Johna E. Macka (1929-2004) w 1992 r., nie mogąc poradzić sobie ze swoimi przeżyciami. Twierdził, że od dziecka doświadczał kontaktów z dziwnymi istotami, zaś w ostatnich miesiącach zaczęły powracać do niego strzępki wspomnień, w których widział siebie na stole w otoczeniu karłów nie będących ludźmi. Pierwsza sesja hipnotyczna z udziałem dr. Macka przeniosła Joego do scen, których świadomie nie pamiętał. Zobaczył w nich istotę o "trójkątnej głowie" i eliptycznych oczach.
- Oddala się i pociąga mnie ze sobą - relacjonował w hipnozie. - Ma długie i chude ramiona. O Boże! […] Umie się poruszać z wdziękiem, ale też bardzo szybko. Chce, żebym się położył na stole. Patrzy mi głęboko w oczy i mówi, żebym się rozluźnił… Wiem, że będą coś ze mną robić. Boli mnie krzyż, a pachwina pali.
Potem scenariusz potoczył się, jak w dziesiątkach innych przypadków. Przy stole pojawiły się niższe humanoidy z wielkimi głowami, które wbiły w czaszkę Joego długą igłę. W hipnozie przypomniał on sobie ból, jaki temu towarzyszył. Potem zaprowadzono go do kolejnego pomieszczenia, gdzie czekała inna istota, która - zgodnie z jego wspomnieniami - złożyła mu dłonie na głowie.
- Dała mi wiedzę, siłę i poczucie, że nie jestem sam, że jestem kochany i… dostępny do kontaktu - powiedział Joe, którego przypadek był jednym z bardziej kompleksowych w archiwum dr. Macka.
Ten profesor psychiatrii z Harvard Medical School przez lata zbadał kilkadziesiąt osób, które twierdziły, że padły ofiarą uprowadzenia (tzw. abdukcji) przez istoty pozaziemskie. Ich przeżycia trwały latami i opierały się o ten sam scenariusz, obejmujący m.in. uprowadzenia mimo woli, udział w bolesnych procedurach medycznych, a nawet obcowanie z hybrydami kosmitów i ludzi. Większość z uprowadzanych otrzymywała informacje, iż zostali wybrani do specjalnego programu, którego celem jest przedłużenie rodzaju ludzkiego w obliczu czekającej Ziemię katastrofy.
Mack, który początkowo nie wierzył w prawdziwość tego zjawiska, podchodził do swoich badań ostrożnie i metodycznie, rozpoczynając od oceny stanu psychicznego i prawdomówności swoich pacjentów. Ostatecznie doszedł do wniosku, że abdukcje mają dla ich ofiar wymiar rzeczywisty, a wszystkie przypadki łączy nić podobieństwa, choć zjawisko kryje też w sobie (szokujące dla niektórych) "drugie dno".
Psychiatra, pisarz, ufolog
Oprócz kariery akademickiej, Mack spełniał się także jako pisarz. Był zdobywcą Nagrody Pulitzera z 1977 r. za biografię słynnego Lawrence’a z Arabii. Angażował się także w działalność pokojową w ramach stowarzyszenia Lekarze Przeciw Wojnie Nuklearnej. W 1989 r. zaznajomił się z problemem, który pochłonął go do reszty - przypadkami ludzi, którzy twierdzili, że zostali uprowadzeni przez obcych. Początkowo sceptyczny, szybko zmienił zdanie po aktywnym włączeniu się w pracę z pacjentami.
"Najbardziej uderzyła mnie wewnętrzna spójność relacji przekazywanych przez świadków z różnych części kraju. […] Żaden z uprowadzanych, z którymi pracowałem, nie wykazywał skłonności psychopatologicznych, takich jak schizofrenia czy inne zaburzenia" - pisał, dodając, że większość doświadczających tego osób miała opory z ujawnianiem swych przeżyć nawet najbliższym.
Od 1990 r. Mack organizował spotkania dla ofiar abdukcji. Początkowo byli to ludzie odsyłani do niego przez innego badacza tego zjawiska, Budda Hopkinsa (1931-2011). Występy w mediach i prelekcje kierowały do niego coraz więcej osób, z którymi organizował prywatne sesje. Większość telefonów czy listów od nowych pacjentów zaczynała się od słów: "Chyba mam to samo…". Kilkanaście najciekawszych przypadków z pierwszych lat badań Mack zebrał w monumentalnym dziele "Abduction: Human Encounters with Aliens" (wyd. pol. "Uprowadzeni. Bliskie spotkania IV stopnia", 1996). Jego druga ważna książka, "Passport to the Cosmos" ("Paszport do kosmosu", 1999), skupiała się z kolei na przemianach osobowościowych zachodzących u porywanych pod wpływem kontaktu z pozaziemianami.
Pacjenci Macka zazwyczaj chcieli zachować pełną anonimowość i pochodzili z bardzo różnych środowisk. W "Abduction…" opisane zostały m.in. przeżycia pisarza, milionera, psychoanalityka, plastyka i samotnej matki. Uprowadzenia dotykały często całych rodzin. Warto dodać, że zjawisko to nie ograniczało się jedynie do kultury amerykańskiej. W późniejszych latach Mack badał również przypadki abdukcji z Europy (m.in. z Holandii) oraz Afryki Południowej.
Kto porywa ludzi z sypialni?
By to ustalić, dr Mack na samym początku przeprowadzał z pacjentami szereg testów mających wykluczyć u nich zaburzenia psychiczne. Większość z nich cierpiała jedynie na silny stres pourazowy. Mieli oni też bardzo różny stosunek do swoich przeżyć, życia pozaziemskiego, a także religii i duchowości. Większość z nich "epizodów dziwności" doświadczała od dziecka. Najczęściej były to niespodziewane spotkania z niewysokimi wielkogłowymi istotami, obserwacje UFO, przypadki "zgubionego czasu" czy nawet niewytłumaczalne zniknięcia z domu, których świadkami bywali bliscy.
"Jedna z moich pierwszych pacjentek, 24-latka, opowiadała o tym, że jako dziecko została uprowadzona przez obcych wraz ze swoją koleżanką z piwnicy jej domu. Ich ojcowie gorączkowo ich poszukiwali, ale nie mogli ich znaleźć. […] Dziewczynki ‘pojawiły się’ dopiero ok. szóstej rano. W kolejnym przypadku 8-letnia córka innej z pacjentek mówiła, że jej matka nocą zniknęła z pokoju, a ona jej szukała. Matka powiedziała, że w tym czasie została uprowadzona" - pisał Mack.
W innych przypadkach ofiary były porywane podczas spaceru czy jazdy samochodem. Jeśli miało to miejsce w sypialni, u boku współmałżonka, najczęściej jej/jego świadomość była tymczasowo "wyłączana". Ofiary abdukcji zwykle posiadały przebłyski wspomnień i przekonanie, że działo się z nimi coś dziwnego. Całość doświadczeń skrywała jednak zasłona niepamięci. Do innych symptomów zaliczały się nieznanego pochodzenia znamiona lub cięcia na ciałach ofiar, a także lęki (przed szpitalem, lataniem, wizerunkami obcych itp.).
Jak pisał Mack, większość uprowadzanych mówi zwykle o poddaniu ich procedurze przypominającej zabieg medyczny z wykorzystaniem nieznanego typu urządzeń. Odbywa się to zwykle w sterylnych warunkach, w jasnych pomieszczeniach, które wielu uznaje za wnętrza pojazdów latających. Procedurą tą kieruje najczęściej wielkogłowa wątła istota o ciemnych migdałowatych oczach, mająca za pomocników podobne, choć niższe od niej humanoidy (niekiedy pojawiają się też istoty o odmiennym wyglądzie). Porywacze porozumiewają się z człowiekiem myślowo i mają pełną kontrolę nad jego psychiką.
"Zabiegi te obejmują pobieranie niewielkich fragmentów tkanek, badanie głowy (zwykle odczuwane jako ‘pobieranie informacji z mózgu’, monitorowanie stanu uprowadzonego lub wszczepianie mu implantów” - pisze Mack, dodając, że kolejnym etapem jest wprowadzenie do narządów płciowych ofiar urządzeń, które pobierają nasienie lub komórki jajowe. Wszystko to ma niewątpliwie cele "rozpłodowe", a uprowadzanym pokazywane są nawet wyhodowane z tych komórek hybrydy człowieka i obcych.
Niektórzy z pacjentów Macka twierdzili, że choć obcy kontaktowali się z nimi od dziecka, traumę zabiegów poznawali oni dopiero podczas dojrzewania. Czuli się wówczas "oszukani" przez uprzednio przyjazne istoty. Strach, a także poczucie bezsilności było dla wielu wstępem do zgłębiania swoich przeżyć. Tak było w przypadku 24-letniego aktora, Scotta, który zgłosił się do Macka w 1991 r., twierdząc, że pamięta wiele spotkań z wielkookimi karłami, podczas których, wbrew jego woli, pobierano mu nasienie. Mówił, że do jego głowy przekazywano wówczas "informacje, których nie był w stanie zrozumieć". Dopiero sesja hipnotyczna pozwoliła mu dotrzeć do skrywanych zasobów pamięci, gdzie tkwiła trudna do zaakceptowania, lecz poszukiwana przez niego latami odpowiedź.
Mack pisał: "Scott przyznał, że obcy zamierzali żyć ‘tu’ (tj. na Ziemi), ale bez nas, chyba że ludzie ‘zmienią się’ - wtedy ‘będziemy mogli tu żyć razem’ - powiedział. Potem zdał szczegóły odnośnie różnic między społeczeństwem ludzi a obcych. Rasa ludzka - jego zdaniem - jest egocentryczna i nie lubi się dzielić. Z kolei wśród obcych ‘nie ma sekretów’ i wszyscy wszystko wiedzą. […]. ‘Jeśli się nie zmienimy, zmiana zajdzie sama z siebie’ - dodał".
Dziwacznym objawem u ofiar abdukcji było to, że wiele z nich, mimo traumatycznych przeżyć, rozwijało silną więź z obcymi, a nawet rodzaj "miłości" do nich wyrażający się tęsknotą za ich obecnością. Ten "ufologiczny syndrom sztokholmski" był bardzo częsty, a wielu świadków dodawało, że obcy, choć na pozór odpychający i zimni, byli w stanie zalać mózg człowieka "filozoficzną miłością". Owoce tego międzygatunkowego mariażu były często zupełnie cielesne…
Zobaczyć hybrydę
Do przywracania wspomnień u osób uprowadzanych Mack najczęściej wykorzystywał hipnozę. Mimo krytyki, że może ona generować fałszywe wspomnienia, był on zdania, iż to jedyny sposób na dotarcie do tej części pamięci pacjentów, która została oddzielona kurtyną amnezji. Uzyskane w ten sposób wspomnienia były przesycone silnymi emocjami (często negatywnymi). Nie były "tamowane" przez mózg, tylko przywoływane w całej, niekiedy bardzo brutalnej okazałości.
Mack pisał, że wielu uprowadzanych, mimo złości i strachu, ma świadomość udziału w projekcie "dawania życia". Analiza relacji wskazuje bowiem, że abdukcje nie są zwyczajnym "odławianiem" ludzi do celów badawczych, ale stanowią element szerzej zakrojonego programu, którego szczegóły są makabryczne i trudne do zaakceptowania z perspektywy szarego Ziemianina.
22-letnia Catherine z Somerville k. Bostonu skontaktowała się z Mackiem w marcu 1991 r., kilka tygodni po dziwnym zajściu, kiedy podczas jazdy do domu z jej pamięci "wyparowały" trzy kwadranse. Podczas sesji hipnotycznej ujawniła, co stało się, kiedy jej auto z nieznanych przyczyn zatrzymało się na drodze. Okazało się, że została zabrana do wnętrza UFO.
"Naga Catherine została zaprowadzona do ogromnej sali rozmiarów ‘samolotowego hangaru’, gdzie - ku swemu zdumieniu - zobaczyła ‘setki stołów’. Na nich były setki ludzi i wszystkim było ‘to’ robione" - pisał Mack o pierwszym etapie jej przeżyć.
To, co stało się później, było dużo bardziej przejmujące. Wielkoocy wątli chirurdzy unieruchomili ją i zaczęli procedurę "ekstrakcji płodu" z jej łona. W długiej relacji hipnotycznej opisała ona dokładnie, co widziała i czuła.
"Zapytałem ją, czy płód wyglądał na ludzki"
"Zapytałem ją, czy płód wyglądał na ludzki" - pisał Mack. "Odpowiedziała: ‘Trudno określić. Miał oczy jak oni’. Obcy wydawał się dumny z wykonanego zadania. Wyciągnął następnie ze mnie metalowe, użyte w czasie operacji narzędzie i podał mniejszej istocie, która miała coś w rodzaju wózka z pojemnikiem. Obcy-chirurg powiedział kobiecie, że powinna być z siebie dumna, ale ona ciągle zadawała sobie pytanie, dlaczego. Czuła, że została wykorzystana jako ‘święty’ inkubator" - odnotował psychiatra.
Zrujnowanej psychicznie Catherine pokazano na dodatek coś w rodzaju "zbiorczego inkubatora" zawierającego dorastające hybrydy. Podobne przeżycia stały się udziałem innych ofiar, w tym Jerry - pacjentki Macka, która twierdziła, że nienawidzi widoku hybryd, a szczególnie ich "końskich oczu" i długich kończyn. Niejaki Peter relacjonował, że kosmici przekazali mu, iż jego materiał genetyczny stanie się zalążkiem "nowego plemienia ludzkości", a grupa hybryd zostanie w odpowiednim czasie umieszczona na Ziemi jako "nowa ziemska populacja". Wspominany już Scott informował z kolei, że program hybrydyzacji ma na celu przedłużenie gatunku obcych, którzy dokonali na swej planecie "naukowego Armagedonu", tracąc zdolność do naturalnego rozrodu.
Obcy zwiastują katastrofę
Bolesne zarówno fizycznie, jak i psychicznie procedury obcy starali się usprawiedliwiać ofiarom na różne sposoby. Łączył je pewien wspólny wątek - przekazy o katastrofie wywołanej przez człowieka, jaka ma niebawem czekać błękitną planetę. Z jakichś powodów kosmici są tą sprawą zaniepokojeni jako "agenci przetrwania" bądź "ogrodnicy Ziemi":
"Informacje, jakie otrzymują osoby uprowadzane, dotyczą głównie losu Ziemi w obliczu skutków niszczycielskiej działalności ludzi. Pokazywane są im sceny z planetą zniszczoną przez wojnę jądrową, ze szczególnym zwróceniem uwagi na środowisko - już i tak zdegenerowane zanieczyszczeniami i toksynami. […] Wielu pokazane zostały apokaliptyczne obrazy, w których Ziemia pęka lub wybucha, po czym następują sceny, w których część ludzi umiera, nieliczni przeżywają, a jeszcze inni zostają przeniesieni w jakieś miejsce" - wspomina Mack.
Arthur - milioner, którego przypadek został opisany w "Abduction…" i który od dziecka był uprowadzany przez kosmitów, twierdził, że w przedstawionej mu wizji ciemny "obłok" otaczający Ziemię wydusił na niej wszystkie żywe organizmy. Z kolei w opowieści Sary - innej pacjentki Macka - nacisk przesłania położony został na dbałość o środowisko, zaś u Paula na niszczycielski potencjał arsenału jądrowego.
Heroldzi duchowej rewolucji
Doświadczenia abdukcji - z jednej strony realne, ale z drugiej pełne niemal absurdalnych elementów, rodzą naturalnie mnóstwo pytań. Jedno z nich dotyczy łatwo rzucającej się w oczy prawidłowości. Otóż, o ile relacje ludzi, którzy przez to przeszli są do siebie "ramowo" podobne, to różnią się detalami. Wspólny jest cel (hybrydyzacja) i procedury abdukcji, ale znaczne różnice zawierają się w wyglądzie obcych i przekazywanych przez nich informacjach (wzajemnie się wykluczających). Opisy świadków odnośnie wzrostu uprowadzających, koloru ich skóry czy ilości ludzkich cech różnią się do tego stopnia, iż ma się wrażenie, że nie chodzi o jedną rasę.
Zakładając, że abdukcje to zdarzenia realne dla doświadczających ich ludzi, pojawia się też pytanie, czy świadkowie rzeczywiście widzą to, co opisują. Innymi słowy, jeśli technologia "kosmicznych kidnaperów" jest nie do odróżnienia od magii, a istoty te są w stanie manipulować pamięcią ofiar, to czy mówią im całą prawdę? Istnieją zwolennicy hipotezy, że obcy-porywacze kreują w umysłach ludzi rodzaj iluzji. Mogą na przykład sprawiać, że człowiek zapamiętuje ich jako istoty nieco podobne do siebie (a więc łatwiej akceptowalne), gdyż ich prawdziwa fizjonomia jest dla Homo sapiens zbyt odrażająca.
Dr Mack nie był jednak takim pesymistą. Zauważył bowiem w abdukcjach wielki potencjał polegający na "katalizie" ludzkiej świadomości. Innymi słowy, każdy, kto otarł się o to zjawisko, wynosił z niego swego rodzaju "oświecenie", zyskując świadomość problemów planety lub poczucie osobistej misji. Wielu uprowadzanych odkryło w sobie nowe talenty, inni z kolei stali się bardziej otwarci na pracę na rzecz środowiska lub bliźnich.
"Choć obcy w niektórych przypadkach […] zmieniają ludzką świadomość tak, by obniżył się nasz poziom agresji, najbardziej interesuje ich nasza bezrefleksyjna skłonność do destrukcji" - pisał Mack. "Zmiany, jakich doświadczają uprowadzani są fundamentalne i sprawiają, że postrzegają oni siebie jako część większej zbiorowości. Poświęcają się danemu problemowi społecznemu i czują związek z wszechrzeczą - rodzaj uniwersalnego połączenia" - dodawał.
Innymi słowy, u ludzi, którzy doznali abdukcji, mimo przykrych doznań, otwierają się nowe horyzonty i przechodzą oni swoistą "ewolucję ducha". Choć wnioski Macka okazały się bardzo pomocne dla tych, którzy tłumili w sobie abdukcyjną traumę, kręgi psychiatryczne i akademickie nie były gotowe na dyskusję o tym zjawisku.
Krytyka, która spadła na Macka obejmowała m.in. zarzuty, iż jego pacjenci cierpieli na różnego rodzaju schorzenia (jak schizofrenia) lub zaburzenia snu (np. hipnagogia) mogące wywoływać realistyczne wizje. On bronił się jednak mówiąc, że nie tylko nie wykazywali oni żadnych zaburzeń, ale cierpieli na przypadłość wywołaną tym samym czynnikiem. Nie mógł być to więc zbieg okoliczności.
Mimo to, zdaniem Macka, różnice biologiczne i mentalne między ludźmi a ich kidnaperami sprawiają, że być może nigdy nie zrozumiemy celów abdukcji, tym bardziej, że wydają się one wielopłaszczyznowe. Co więcej, wiele ich cech jest tożsamych z relacjami znanymi z folkloru, co sugeruje, że zjawisko to może towarzyszyć człowiekowi od dawien dawna, przy czym każda epoka interpretowała je na własny sposób (jako doświadczenia duchowe czy magiczne).
By zilustrować trudność w zrozumieniu zamiarów istot, które prawdopodobnie górują nad człowiekiem inteligencją i znają znacznie więcej tajemnic kosmosu, Mack zacytował tybetańską bajkę o żabie ze studni, która słuchała opowieści kuzynki żyjącej w oceanie. Nie umiejąc wyobrazić sobie jego ogromu w stosunku do swojego domu, sama postanowiła zobaczyć wielką wodę.
"Wyruszyły razem, a kiedy żaba ze studni zobaczyła ocean, była w takim szoku, że jej głowa eksplodowała na kawałki" - mówi bajka.
Możliwe, że ludzki rozum również nie byłby w stanie sprostać bezpośredniej konfrontacji z obcą wyższą inteligencją, która stoi za zjawiskiem abdukcji. Mimo, że za pośrednictwem wybranych osób próbuje ona coś przekazać ogółowi ludzkości i modelować pewne wyobrażenia, jest apodyktyczna i zwodnicza. To martwi najbardziej…
27 września 2004 r. dr Mack wybrał się na konferencję do Londynu. Wyszedłszy z kolacji, podążał ulicą, kiedy został potrącony przez pijanego kierowcę nazwiskiem Czechowski. Zmarł na miejscu w wieku 75 lat. Pielęgnowaniem jego spuścizny zajmuje się John E. Mack Institute z Cambridge.
Cytaty pochodzą z książki "Abduction: Human Encounters with Aliens" (1994).
źródło