Ale jeśli jakiś naukowiec z góry coś zakłada, a potem nagina kolejne fakty by swoją tezę potwierdzić odrzucając przy tym bardziej racjonalne wyjaśnienia, to raczej nikt nie będzie go brać na poważnie. Zwłaszcza jeśli brak jest jakichkolwiek dowodów.
Ja to widzę troszkę inaczej. Facet, który jest psychiatrą, profesorem na Harvardzie i dodatkowo jeszcze później zdobywa nagrodę Pulitzera nie wpisuje się w stereotyp ufologa-napaleńca, który robi wszystko, żeby tylko udowodnić ze kosmici istnieją. W artykule zostało zresztą napisane, że na początku podchodził sceptycznie do całej sprawy, jednak zjawisko uprowadzeń było dla niego na tyle fascynujące, ze postanowił je zgłębić, co doprowadziło do wysnucia takich a nie innych wniosków. Pozostaje wierzyć, że badał temat zgodnie ze swoją najlepsza wiedzą, a że był naukowcem można przypuszczać, że tak właśnie było. Od kolegów po fachu różnił się tylko tym , że nie miał klapek na oczach i chwała mu za to.