Skocz do zawartości


Zdjęcie

Jak Polacy zbombardowali Gdańsk w 39-tym...

IIWŚ Wolne Miasto Gdańsk bombardowanie Gdańska Kampania Wrześniowa

  • Please log in to reply
2 replies to this topic

#1

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Skoro już Staniq poruszył drażliwy temat Czterech pancernych :D to pójdę za ciosem i dołożę do pieca.

Matka Janka Kosa sympatyzowała z Niemcami.

Wiem, że trudno w to uwierzyć ale takie są fakty.

Przynajmniej tak to wygląda jeśli zestawi się je z informacjami płynącymi z serialu - co próbuje udowodnić autor poniższego artykułu.

 

 

 

Czy mama Janka Kosa zginęła, imprezując z nazistami?

Polacy bombardują Gdańsk we wrześniu 1939 r.

 

 

mama%20kosa%201.jpg

 

 

Pamiętacie scenę z „Czterech pancernych i psa”, w której Janek Kos opowiada, jak stracił mamę w czasie bombardowania Gdańska we wrześniu 1939 roku? Jak dla nas zdecydowanie się to kupy nie trzyma.

Jedyne bomby bowiem, jakie wówczas spadły na Gdańsk, to były… polskie bomby.

 

 

Zacznijmy jednak od początku… Z chwilą wybuchu II wojny światowej stacjonujący na wybrzeżu Morski Dywizjon Lotniczy składał się z dwóch eskadr: współdziałania z flotą i szkolnej. Łącznie było to 31 samolotów. Główną siłę dywizjonu stanowiły polskie wodnopłatowce typu Lublin R-XIII.

Były to konstrukcje dosyć stare, zaprojektowane na początku lat 30. Załoga składała się z pilota i obserwatora. Osiągały prędkość maksymalną do 195 km na godzinę, a uzbrojone były w jeden lub dwa kaemy i do 6 lekkich bomb zamocowanych pod kadłubem. Istniała również możliwość zabrania tzw. myszek, czyli małych, kilogramowych odłamkowych bomb kasetowych.

 

Skrzydlate ramię floty
Ponieważ Lubliny powoli przestawały spełniać wymagania ówczesnego pola walki, zadecydowano o wzmocnieniu polskiego lotnictwa morskiego. W faszystowskich Włoszech zamówiono wówczas 6 nowoczesnych wodnosamolotów typu CANT Z-506B Airone.

Niestety do momentu wybuchu wojny do Polski dotarła tylko jedna maszyna tego typu. Honoru polskich skrzydeł na wybrzeżu przyszło więc bronić Lublinom R-XIII.

 

Ostatnie przedwojenne miesiące załogi morskiego dywizjonu spędziły bardzo pracowicie, prowadząc loty patrolowe i zwiad fotograficzny nad Bałtykiem oraz w pasie przygranicznym.

 

1 września dla polskich lotników morskich zaczął się pechowo. W czasie niemieckiego nalotu na bazę w Pucku, gdzie stacjonowały główne siły dywizjonu, zginął trafiony odłamkiem bomby jego dowódca, bardzo popularny w polskiej flocie kmdr por. Edward Szystowski.

 

 

mama%20kosa%202.jpg
Dla Morskiego Dywizjonu Lotniczego wojna zaczęła się bardzo pechowo. Już pierwszego dnia zginął jego dowódca kmdr por. Edward Szystowski.

 

 

 

Po tym nalocie, który mimo wszystko nie spowodował większych strat materialnych, przeniesiono wodnosamoloty na drugą stronę Zatoki Gdańskiej i rozlokowano je wzdłuż Półwyspu Helskiego, na odcinku od Kuźnicy do Juraty. Tam polskie maszyny, nie niepokojone przez Niemców, ale również niebiorące udziału w akcjach bojowych, bazowały praktycznie przez cały tydzień. Aż nadeszła noc 7 września…

 

 

mama%20kosa%203.jpg
Po bombardowaniu z 1 września samoloty Morskiego Dywizjonu lotniczego przeniesiono z Pucka na drugą stronę Zatoki Gdańskiej i `rozlokowano je wzdłuż Półwyspu Helskiego, na odcinku od Kuźnicy do Juraty.

 

 

Ryzykowna akcja rozpoznawcza

Wieczorem 6 września z inicjatywy szefa sztabu floty, kmdra Mariana Majewskiego, zarządzono przeprowadzenie nocnego lotu rozpoznawczego przez jeden samolot nad Zatoką Gdańską i Pucką.

Zadaniem polskich lotników jest rozpoznanie aktywności jednostek marynarki niemieckiej, które operując na tym akwenie, bardzo dały się we znaki polskim okrętom podwodnym. Do akcji wyznaczony zostaje kpt. mar. pil. Józef Rudzki, jako posiadający największe doświadczenie w lotach nocnych, i por. mar. Zdzisław Juszczakiewicz.

 

Zadanie jest ryzykowne, ale niepozbawione szans na sukces. Mimo że Niemcy absolutnie dominują w powietrzu, to nie dysponują jeszcze nocnymi myśliwcami. W takich warunkach także polska artyleria przeciwlotnicza stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla własnych samolotów.

 

Teraz jednak zagrożenie z jej strony wydaje się niewielkie. Zakazano jej bowiem otwierać ogień do pojedynczych samolotów, co jest spowodowane prowokacyjnymi lotami niemieckich maszyn rozpoznawczych, usiłujących zlokalizować stanowiska polskich dział.

 

 

mama%20kosa%204.jpg
Lecąc nocą kpt. Rudzki i por. Juszczakiewicz nie byli narażeni na ostrzał własnej artylerii przeciwlotniczej, która mogła być równie niebezpieczna, co wraże myśliwce.

 

 

 

Około 21.30 od powierzchni wód Zatoki odrywa się samotny Lublin R-XIII G (jest to najnowsza wersja tej maszyny, dostarczona do dywizjonu tuż przed wojną) o numerze taktycznym 714. Polacy na wysokości 800–1300 metrów, na różnych kursach, patrolują obszar Zatoki Gdańskiej.

 

Warunki lotu są doskonałe: w świetle księżyca bardzo dobrze widać ciemne sylwetki licznych niemieckich okrętów, kursujących po Zatoce. Cała akcja trwa około dwóch godzin. Po wykonaniu zadania Polacy szczęśliwie lądują w wyznaczonym miejscu.

 

 

Szalona misja polskich lotników

Powodzenie operacji spowodowało, że Rudzki i Juszczakiewicz wpadają na dosyć szalony pomysł: polecieć następnej nocy i tym razem zbombardować pancernik „Schleswig-Holstein”, aby ulżyć nieco załodze Westerplatte. Było to raczej karkołomne zadanie, tym bardziej że polscy lotnicy dysponowali zaledwie lekkimi, 12,5 kilogramowymi bombami, które nijak nie mogły wyrządzić większych szkód niemieckiemu pancernikowi.

 

Kmdr Majewski zaakceptował jednak propozycję obu lotników. Co prawda 7 września niemieckie radio podało informację o kapitulacji obrońców Westerplatte, co stawiało pod znakiem zapytania zasadność misji, ale nie dano temu wiary.

 

 

 

mama%20kosa%205.jpg
Siódmego września kpt. Rudzki i por. Juszczakiewicz ruszyli na misję, której celem było zbombardowanie starego pancernika „Schleswig-Holstein”. Niestety w ciemnościach nie udało się im go zlokalizować.

 

 

 

7 września o godz. 21.30 polski Lublin R-XIII G z numerem taktycznym 714 podrywa się do kolejnego lotu. Tym razem wodnosamolot uzbrojony jest w 6 bomb 12,5 kg. Obserwator dysponuje ponadto pełnym zapasem amunicji do kaemów. Samolot przelatuje nad Półwyspem Helskim i kieruje się na otwarte morze. Następnie bierze kurs na Wisłoujście i od wschodu nadlatuje nad Gdańsk, szukając miejsca, w którym zacumowany jest „Schleswig-Holstein”. Polscy lotnicy nie mogą jednak zlokalizować niemieckiego pancernika, natomiast ich uwagę przykuwa coś zupełnie innego.

 

 

Bombowa impreza
W rejonie ulicy Adolf Hitler Straße (obecnie Aleja Grunwaldzka) piloci zauważają duże skupisko świateł. Okazuje się, że Niemcy fetują zdobycie Westerplatte. Rudzki, nie namyślając się długo, kieruje maszynę w tamtym kierunku. Nad celem obserwator zrzuca wszystkie bomby w świętujący tłum. Por. Juszczakiewicz wspominał później:

 

(…) wszystkie bomby poszły w dół, wybuchając wśród ciżby rozradowanych hitlerowców. Następnie maszyna na pełnych już obrotach wykonała ciasny skręt i ponownie zeszła nisko nad ulicę, przechylając się na skrzydło, tak aby obserwator miał możność otwarcia ognia z broni maszynowej.

 

Skutki nalotu okazały się dla Niemców tragiczne. Zabici i ranni zasłali momentalnie ulicę, dziesiątki i setki osób w szalonej panice dusiły się i deptały w bramach domów, szukając schronienia przed deszczem polskich kul, siekących spod klosza nieba.

 

Atak dla Niemców zakończył się tragicznie. Zginęło ponad 30 osób, wiele było rannych. Polski samolot bez szwanku wyszedł spod ognia artylerii przeciwlotniczej i o godz. 22.45 szczęśliwie wodował u brzegu Półwyspu Helskiego.

Niemcy tym razem postanowili naprawić swój błąd i wyeliminować tak zlekceważone przez nich polskie wodnosamoloty. Następnego dnia o godz. 7.00 Stukasy zbombardowały kotwicowisko, na którym znajdowały się maszyny morskiego dywizjonu.

 

 

mama%20kosa%206.jpg
Lublin R-XIII G. To właśnie lecąc taką maszyną Rudzki i Juszczakiewicz zbombardowali Gdańsk.

 

 

 

Straty były duże. Z wyjątkiem jednego szkolnego RWD-17 i dwóch maszyn łącznikowych wszystkie pozostałe samoloty zostały w większym lub mniejszym stopniu uszkodzone bądź zniszczone. Dzieła destrukcji dopełnili sami Polacy, którzy z rozkazu Dowództwa Obrony Wybrzeża zatopili uszkodzony sprzęt. Morski Dywizjon Lotniczy definitywnie przestał istnieć.

 

Co z tą mamą?!

Wracając do pani Kos, jeśli rzeczywiście zginęła w tym bombardowaniu, to jakim cudem ona, małżonka polskiego oficera, znalazła się na niemieckiej imprezie? Czyżby pierwszy tankista PRL-u to, mówiąc językiem piłkarskim, tzw. farbowany lis, lub może, co jeszcze gorsze, ukryta opcja niemiecka? Tego się prawdopodobnie już nigdy nie dowiemy.

 

 

Autor: Dariusz Kaliński
Źródła:

    Ryszard Kaczkowski: Lotnictwo w działaniach na morzu, Wydawnictwo MON 1986.
    Tadeusz Królikiewicz: Polski samolot i barwa, Wydawnictwo MON 1981.
    Michał Lipka, Skrzydlaci marynarze. „Tójmiasto.pl”, 13 czerwca 2011.
    Jerzy Pertek, Mała flota wielka duchem, Wydawnictwo Poznańskie 1989.

 

Redakcja: Krzysztof Chaba; Fotoedycja: Rafał Kuzak

źródło


Użytkownik pishor edytował ten post 28.10.2014 - 21:27

  • 6



#2

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6687
  • Tematów: 774
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W takich właśnie szczegółach gubią się bajkopisarze. Dla mnie, jako fana Klosa i Czterech pancerniaków, takie szczegóły nie robią. Równie dobrze, mogła być kancelistką na Westerplatte, choć tam w dniu wybuchu wojny kancelistek nie było.





#3

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W takich właśnie szczegółach gubią się bajkopisarze. Dla mnie, jako fana Klosa i Czterech pancerniaków, takie szczegóły nie robią.

Akurat jak dla mnie to również bez znaczenia (pewnie z podobnych powodów co u Ciebie):D

Był to raczej pretekst do wrzucenia tego artykułu, na zasadzie "gra półsłówek..."itd. Po prostu skojarzyłem Twój temat z tym artykułem, który wydał mi się o tyle ciekawy, że akurat o takiej działalności naszych lotników w Kampanii Wrześniowej nigdzie wcześniej nie udało mi się przeczytać.


  • 1






Also tagged with one or more of these keywords: IIWŚ, Wolne Miasto Gdańsk, bombardowanie Gdańska, Kampania Wrześniowa

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych