Witam wszystkich serdecznie chciałbym szanownemu gronu tego forum przedstawić historię która zdarzyła się parę lat temu. Ale wszystko po kolei. Interesuje się historia, militariami i sportem rowerowym a wyprawa na której zdarzyło się coś co do dzisiaj nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć łączyła wszystkie te rzeczy.
Jak już wcześniej wspomniałem kilka lat temu ja i mój kolega wybraliśmy się na trzy dniową wycieczkę w celu zbadania miejsca bitwy która rozegrała się na początku kampanii wrześniowej, pogoda była upalna, droga trudna a do pokonania było kilkadziesiąt kilometrów wioząc na plecach ok. 30 kilogramów sprzętu - namiot, ubrania, zapasy jedzenia i wody oraz wykrywacz metalu. W planie podróży mieliśmy pierwszy nocleg na terenie opuszczonej jednostki wojskowej (bardzo ich dużo w rejonie mojego zamieszkania) – sam środek lasu, zero ludzi – ceniliśmy sobie spokój i odpowiedni klimat na biwaku. Dojechaliśmy na miejsce wieczorem, szybko wybraliśmy odpowiednie miejsce do rozbicia namiotu i przystąpiliśmy do pracy, gdy skończyliśmy zaczęło się już ciemnic, odpaliliśmy ognisko i zalegliśmy przy nim snując plany na jutro.
Około godziny 22 poszedłem nazbierać chrust gdy wracałem w stronę biwaku zauważyłem dziwne światło między drzewami, było w dość dużej odległości od nas, światło miało białą barwę która zmieniała się płynnie w barwę żółtą oraz zmieniało kształt – raz przypominało literę L a raz I. Rzuciłem chrust na ziemie i poinformowałem o mojej obserwacji kolegę od tej chwili obydwoje obserwowaliśmy do ciekawe zjawisko nie baliśmy się tego raczej obawialiśmy się że to leśniczy i że zaraz nas pogoni jednakże światło pozostawało cały czas w tym samym miejscu (brak jakiego kolwiek dźwięku czy hałasu samochodu lub pociągu). Dorzuciliśmy opału do ogniska, usiedliśmy ale te światło nie dawało nam spokoju, raz jeszcze przystąpiliśmy do obserwacji, światło było dalej w tym samym miejscu i tak samo się zachowywało ale doszło jeszcze coś... mniej więcej w połowie odległości między światłem a naszą pozycją zaczęła się pojawiać łuna światła o kształcie elipsy, miała bardzo blade światło o białej barwie nie oświetlała też drzew wokół siebie. Łuna pojawiała się w różnych miejscach i zmieniała odległości w stosunku do nas, była raz bliżej raz dalej, tzn. jest w jednym miejscu a za chwile pyk kilkadziesiąt metrów dalej w innym. Nawoływałem z kolegą czy ktoś się tam nie chowa i nie robi nam jakiś kawałów ale las odpowiadał tylko martwą ciszą. Postanowiłem podejść i zobaczyć to zjawisko z bliska lecz kolega dostała strasznego „pietra” i zabronił mi iść. Na opuszczenie miejsca biwaku nie było już mowy, nie mieliśmy odpowiedniego oświetlenia rowerowego a najbliższe zabudowanie w linii prostej były odległe o jakieś 3 kilometry. Może zabrzmi to dziwnie ale postanowiliśmy pójść spać i tak też zrobiliśmy, nic nas nie niepokoiło w nocy. Pobudka była o 5 rano, mgła spowijała cały las, szybko zwinęliśmy obóz i ruszyliśmy dalej w drogę, przejeżdżaliśmy (przypuszczalnie) w pobliżu miejsca gdzie prawdopodobnie było światło które jako pierwsze zaobserwowaliśmy lecz niczego podejrzanego nie zauważyliśmy – żadnych świeżych śladów. Dalsza cześć wycieczki nie obfitowała już w dziwne zdarzenia.
I tutaj pada pytanie, co to mogło być? Deklaruję że odpowiem na każde pytanie. Osobiście liczę na jakieś racjonalne wyjaśnienie ale jakieś duchy też mogą być.
Serdecznie pozdrawiam i czekam na hipotezy.